Ponad dwadzieścia lat temu w pewnym dalekim kraju usiłowałem kupić dwa bilety do Polski i jeden powrotny. Sprawa niby prosta, ale gdy się dołoży daty, ceny, klasy, przesiadki oraz… kompletną nieznajomość języków obcych, robi się dramat. Tym większy, że za plecami rośnie i pohukuje kolejka bynajmniej niemająca problemu w artykułowaniu swoich uczuć.
Chyba dziesiąty raz pokazuję na palcach, piszę na kartce, powtarzam głośno i wyraźnie, że „Dwa stąd tam, a jeden stamtąd tu. Oraz miejscówka”.
No signal.
Wszelkie próby obudzenia w kasjerze ducha internacjonalistycznej współpracy spełzają na niczym, a on sam demonstracyjnie obraca się do mnie bokiem i przestaje reagować. W przeciwieństwie do kolejki, która reaguje jak najbardziej. Negatywnie.
I wtedy zjawia się ona. Wysoka, szczupła w ciemnozielonym paletku.
-Poliaki?
-Tak… Da… - Rozkładam ręce wskazując wzrokiem na obrażonego kasjera i próbuję wyjaśnić, że "dwa na pierwszą klasę stąd i...
Kobieta uśmiecha się porozumiewawczo i stuka w szybę, za którą miłościwie nam (nie) sprzedający prawie już zasypia. Kilka rosyjsko tutejszych zdań, z których rozumiem tylko „Katowice” i oto po kilku chwilach staje się cud. Nieznajoma odchodzi od okienka i wręcza mi moje wymarzone bilety. Takie, jakie miały być, bez żadnego błędu.
-Yyyy… Bardzo… dzię… Spasiba… – Jestem tylko w stanie wydukać czerwony jak burak. Jeśli słyszała wszystko, co i jak mówiłem wcześniej po polsku (z domieszką zapewne łaciny) to raczej mam się czego wstydzić.
Takie nic. Drobiazg. Symbol. A przecież pamiętam tą scenę jakby zdarzyła się wczoraj. I Ona i ja byliśmy (co chyba najważniejsze w tej historii) w tak samo dalekim i obcym dla siebie miejscu, a jednak...
Od tamtej pory, gdy ktoś z moich znajomych psioczył na „ruskich” przypominałem mu (lub sam sobie) o pani w zielonym palcie, dzięki której bezproblemowo i na czas wróciliśmy do Polski.
Od tamtej pory, gdy ktoś z moich znajomych psioczył na „ruskich” przypominałem mu (lub sam sobie) o pani w zielonym palcie, dzięki której bezproblemowo i na czas wróciliśmy do Polski.
-----------------------
Życie składa się z gestów, ze słów, z symboli. I czasem od tych wielkich, wydumanych, ociekających lukrem, po wielokroć skuteczniejsze są te ludzkie, proste, zwyczajne, ale jednocześnie właśnie dlatego ważne i oczekiwane.
Przypomniała mi się ta historyjka ponieważ myślę sobie, że gdyby ktoś przeprowadził w piątek i dziś badanie sondażowe na temat polskich opinii o Rosji i Rosjanach, mógłby przeżyć szok. Jak najbardziej pozytywny.
trudno jest lubić całe narody, ale poszczególnych jego przedstawicieli, zwłaszcza w pomocnych zielonych płaszczach, na pewno tak;
OdpowiedzUsuńno ale sondaże z pewnością by skoczyły - wpływ mediów
Powiedziałbym: Wpływ faktów raczej. Może TAKIEGO Putina i TAKIEGO Miedwiediewa, jakimi są teraz, potrzebowalismy, żeby przestać łączyć Rosję z ZSRR i całym tym historycznym balastem.
OdpowiedzUsuńA co do "zielonego płaszcza" - mnie to naprawdę pomogło zweryfikować nieco antyradzieckie (antywschodnie) poglądy, jakie wtedy miałem. Pomogło, bo zobaczyłem CZŁOWIEKA zamiast POLITYKI.
nie chcę mówić o faktach, bo wszystkich nie znam; na pewno są różne, tak różne, że wnioski można wyciągnąć skrajne; dlatego uważam, że póki co opinię ludzi o faktach znanych tylko z mediów (empirycznie niesprawdzalne dla przeciętnego Polaka) są kształtowane przez media i mogą nijak się mieć do rzeczywistości;
OdpowiedzUsuńale twoja historia jest miła dla ucha
no i miło by było, gdyby można tak było radykalnie zmienić zdanie w kwestiach rosyjskich
No i weź tu Portierze bądź rusofilem-neofitą w takim kraju! ;))))
OdpowiedzUsuńach, nie chciałam poddawać w wątpliwość Twoich nabytych wierzeń w zakresie przyjaźni między narodami;
OdpowiedzUsuńale ja wolę mówić bardziej o związkach między ludźmi, nie narodami; nie o geście narodowej przyjaźni na dłoni właścicielki zielonego płaszcza, ale o sympatycznym geście doraźnej pomocy dla zapewne miłego i zdezorientowanego w rzeczywistości rosyjskiego dworca chłopaka - po prostu
Zapewne miłego. Tak. :)
OdpowiedzUsuńAle sedno mojej za przeproszeniem przypowieści jest takie, że dworzec absolutnie nie był rosyjski, ani "około rosyjski". Właśnie w tym tkwi urok. To był zupełnie inny kraj.
kraj może inny, ale pod zielonym płaszczem zapewne była swojska rosyjska dusza
OdpowiedzUsuńZaryzykowałbym twierdzenie, że nie tylko dusza, ale i ciało ;)
OdpowiedzUsuńWłaściciele zielonych palt są szczerymi miłośnikami Polaków. To był wniosek, morał i istota tej uroczej wspominki;-)
OdpowiedzUsuńUduszę was obie za chwilę (z) tym zielonym paltem! :)))))))))))))
OdpowiedzUsuńOch, Drogi Portierze, po co te nerwy? ;-)
OdpowiedzUsuńZ tej to powiastki morał w tym sposobie (że się tak wyrażę) - narody składają się z jednostek, z poszczególnych ludzi. I to ludzie sami w takich sytuacjach, jak opisałeś, decydują, jak będą wyglądały międzynarodowe stosunki polsko - rosyjskie (w tym konkretnym przypadku). Bo każdy normalny człowiek zdaje sobie sprawę, że sam mógłby znaleźć się w podobnej sytuacji, tak samo potrzebować pomocy. To jest po prostu ludzkie i z polityką nie ma nic wspólnego. Zwykli ludzie w codziennych kontaktach nie potrzebują, by im mówić co mają robić i jak się zachowywać.
Nie oczekuję, że Rosjanie, a może raczej by być precyzyjną - władze Rosji, od tej chwili zmienią się, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Ale jeśli to pierwszy krok na tej drodze, to będzie wielka rzecz. Ze szczerego serca dołączam się do podziękowań kierowanych pod adresem Narodu Rosyjskiego.
Nie tyle chodziło mi o politykę ile o stereotypy, które gdzieś tam pośrednio z tej polityki wynikają. O różne żale, zazdrości, poczucia krzywdy, które nam przesłaniają CZŁOWIEKA, takiego samego jak my.
OdpowiedzUsuń---------------
Dla Anny i Akemi: To znaczy w zielonym palcie! :))
Opowiedziałabym kawał o żabie, ale mi nie wypada w tych okolicznościach;D
OdpowiedzUsuńNa przykład taki?
OdpowiedzUsuńPrzychodzi bocian z żabą na dworzec i mówi:
-Dwa do Paryża i jeden powrotny.
Kasjerka: A dlaczego tylko jeden?
Bocian: Bo ona planuje dać nogę ;))))
------------
(Taka gra słów. Proszę wybaczyć - sam wymyśliłem)
Wybaczamy. ;-)
OdpowiedzUsuńA własnie pomyślałem (rzadko, ale mi się to zdarza), że przydałby się jeszcze jakiś komentarz, bo 13 to tak trochę...
OdpowiedzUsuńI proszę.
I dziękuję.
;)
rechoczę ;)))
OdpowiedzUsuńPociąg z Moskwy do Warszawy. wracam z delegacji. Rosyjski major kwestionuje legalność mojego pobytu: brak pieczątki nz zaproszeniu rosyjskiej firmy. Objasnia, że aresztuje mnie z a nielegalny pobyt w Rosji.wysiadziemy na najbliższej stacji w brześciu. Moje tłumaczenia odbijaja sie od ściany. jestem zrozpaczony i bezradny. Włącza się Rosjanka-pasażerka. Ruga majora, wyzywa go od ciemniaków, poucza że pismo którym sie legitymuje to "firmiennyj blank" (druk firmowy) a więc nie stawia się tam pieczątki, wystarcza imienna pieczątka prezesa w podpisie. Atakuje majora z furią w kojej obronie. Major spada. Ja wracam bez przeszkód. Nie miała zielonewgo płaszacza. Była normalnym, życzliwym człowiekiem.
OdpowiedzUsuńPłaszcz oczywiście nie jest tu żadną miarą czegokolwiek, a tylko skojarzeniem z tą konkretną osobą i tą konkretną sytuacją. I wtedy i dziś nie miałbym pretensji do węgierskiego kasjera, który po prostu słowa po polsku nie kojarzył, bo i dlaczego miałby.
UsuńA co do życzyliwości to teoretycznie jest ponadnarodowa, ale jednak czasem TYLKO teoretycznie i stąd tekst powyżej.
Bardzo proszę o podpisywanie komentarzy. Pozdrawiam.