Prawie osiemnaście lat temu, jesienią 1992 roku wpadłem na pomysł wydawania własnej gazetki. Być może będzie tutaj jeszcze okazja o niej szerzej opowiedzieć. Pisemko to tworzone jakże awangardową techniką "długopis-klej-nożyczki-ksero", a inkrustowane pismem bogato czerpiącym z tradycji staroegipskich hieroglifów stało się nieco później (jak głoszą niepotwierdzone źródła) przyczyną stanu przedzawałowego mojego kierownika i bynajmniej nie o zawał chodnika tu chodziło, choć rzecz działa się na kopalni...
Jako że antycypując* narodziny tabloidów postawiłem od razu na teksty nie pozostawiające nikogo obojętnym, zdecydowałem się też odpowiednio "podlinkować" swoją karierę dziennikarską i wysłałem dwa pierwsze numery do redakcji oficjalnej gazetki zakładowej, która na siódmej wprawdzie (ale wystarczającej do osiągnięcia u niektórych temperatury wrzenia) stronie zamieściła później gustowny reprint obu okładek oraz mój list...
A tak to wszystko wyglądało.
(Niech mi jury od mojego niedoszłego Pulitzera wybaczy!)
(Niech mi jury od mojego niedoszłego Pulitzera wybaczy!)
* - Nie ma się co wstydzić, też sprawdziłem w Wikipedii :))
Moja talent literacki wysiada przy Twoim:)
OdpowiedzUsuńBrawo!!!
@ To tylko Ja: Umówmy się, że akurat ten okres mojej TFUrczości nie miał jakiegoś znaczącego wpływu na rozwój dziennikarstwa w III RP, czego nie można powiedzieć o chorobie nadciśnieniowej mojego kierownika na którą to wpłynął znacząco :)))
OdpowiedzUsuńTo tylko Ja ma rację: masz Pan talent Panie P. A kto zasługuje na nadciśnienie niech ma.
OdpowiedzUsuńNie pcham się na te "literackie salony", wolę czytać to co napisali ci, co mają iskrę Bożą.
Ha! Zatem dziękuję bardzo i polecam się na przyszłość (jak produkty z Biedronki)
OdpowiedzUsuń