Miasto jest proste. Wszystko tu ustaliliśmy i zalali asfaltem. Każdy dom, każde słowo, każdy człowiek ma swoje miejsce, cel i sens. To bardzo ułatwia życie.
Ale marzenia przetrwały i co noc, jak mgła próbują wedrzeć się do naszego świata od strony niczym nieskrępowanej ciemności, w której nawet szelest może być krzykiem.
Na granicy tych dwóch jestestw stoi moja portiernia.
Gdy z ulic znikną ostatnie autobusy, a sklepy zabłysną neonami, z mroku wyłonią się nasze sny. Na długie godziny wezmą we władanie wszystko to, w co tak łatwo jest wierzyć na rozgrzanym słońcem rynku wielkiego miasta. Wedrą się do naszej świadomości i obrócą w niwecz to wszystko, co tak pracowicie ułożyliśmy za dnia.
Aby oszukać samych siebie.
Wyjdę im na spotkanie. Stanę naprzeciw tajemnicy, rozłożę ręce i będę chłonął noc.
Niechaj się stanie!
---
Nie widziałem go wchodzącego. Stał tuż przy drodze dokładnie przed moimi drzwiami i wpatrywał się w śpiące budynki.
-Pan do pracy? Skąd się pan…
-Nie. Czekam na autobus. Muszę dojechać.
-Tu… tu nie ma żadnych autobusów. Przystanek jest tam po lewej, zaprowadzę pana.
-Ale ja chcę stąd.
-Tutaj nic nie pojedzie. Chodźmy.
Odwrócił się do mnie i spojrzał przez przyciemnione okulary.
-Chodźmy.
Dopiero teraz zauważyłem, że nie może być pracownikiem firmy, której pilnuję. Nigdy go tu nie widziałem. Miał może siedemdziesiąt lat, siwe włosy i niemodną, aczkolwiek niegdyś zapewne szykowną marynarkę. Spod szkieł spoglądało na mnie zmęczone oko. Jedno, bo drugi oczodół był pusty i martwy. Zrobiło mi się dziwnie…
-Chodźmy – powtórzyłem.
---
Zapadała coraz głębsza ciemność. Na placu nie było już prawie nikogo, nocna zmiana pracowała w halach, a na parkingu spały auta.
Opuściłem wzrok na zeszyt raportowy, a w kilka chwil później za szybą przesunął się jakiś cień. Wyjrzałem za okno – nikogo. Zerknąłem na parking – pusto.
Stał na zakręcie, znów wewnątrz firmy, patrzył na starą rozdzielnię jakby działo się tam coś ciekawego.
Natręt. Często mamy tu takich.
-Proszę pana! Przecież mówiłem, że tu nie ma przystanku!
-Ale ja muszę…
-Gdzie pan jedzie? Do Katowic czy Sosnowca?
-Do Katowic
-Pójdziemy. Tam ma pan przystanek autobusowy, a po prawej tramwajowy. Dopiero dziesiąta, zaraz coś pojedzie.
Wyszliśmy wolnym krokiem.
Starszy pan zatrzymał się na parę sekund i jakby rozejrzał.
-Bardzo panu dziękuję.
-Za to mi płacą
Uśmiechnął się
-Trafię dalej – dodał
---
Ale wrócił znowu.
Była druga w nocy gdy z kolegą po raz kolejny patrolowaliśmy teren. Stał prawie w tym samym miejscu co pięć i cztery godziny temu. Nie robił niczego złego. Nie kradł, nie wchodził dalej na zakład, nie awanturował się, nie był pijany, z całą też pewnością nikt nie uznałby go za włóczęgę. Pod pachą trzymał skórzaną teczkę.
-To bardzo ważne dokumenty.
-Jakie dokumenty.
-Bocznica kolejowa. Projekt bocznicy.
-Bocznicy?
-Tak. Muszę jeszcze obejrzeć tutaj wszystko i posprawdzać.
-Teraz? O czym pan mówi?
-Jestem projektantem. Tutaj mam projekt. Pracuję w Separatorze, zna pan? – zwrócił się do mnie
-Znam. Ale pan… Pan teraz nie pracuje?
-Teraz nie. Teraz jest noc. Lubię noc. Można wszystko przemyśleć, podjąć ważne decyzje.
-Ale ja pytam… Pan JUŻ nie pracuje przecież?
-Nie – odparł jakby z niechęcią – Pracowałem czterdzieści lat.
-To co pan tu robi?
-Myślę, rozważam, liczę gwiazdy…
Poczułem mrówki na plecach.
-Nie, skąd… - odpowiedzieliśmy prawie równocześnie
-Muszę jeszcze iść do nich… Ustalić…
Jakby się obudził.
-Dobranoc panom
-Dobranoc
Wyszedł spokojnym krokiem zerkając co jakiś czas w niebo.
-Tutaj nie ma żadnej bocznicy – wydusiłem wreszcie – Ani nigdy nie było.
-Może to duch?
-Co? On? Coś ty! Jaki duch. Starszy chory człowiek.
-To gdzie on jest teraz?
-Na par… na parkingu…
-A widzisz go?
-Nie
-Pójdę sprawdzić.
Kolega ruszył tą samą drogą, którą dwie minuty temu pokonał nasz gość. Najpierw wyszedł za bramę, potem wszedł na zewnętrzny parking i rozejrzał się pośród nielicznych stojących tam o tej porze aut. Wrócił z dziwną miną.
-Nie ma go.
-Jak nie ma? Przecież to jest ogrodzone! Może ma tam auto? Może zasłabł i gdzieś tam leży?
-Tak? No to sprawdź sobie sam jak nie wierzysz!
Poszliśmy na parking razem. Nikogo. Nigdzie. Ani w samochodach, ani pomiędzy nimi. Dziur w płocie też żadnych. Stamtąd NIE DAŁO SIĘ WYJŚĆ INACZEJ NIŻ BRAMĄ. A on przecież nie wyszedł.
Po powrocie na portiernię nie mogliśmy przestać myśleć i mówić o starszym panu.
-Widziałeś tą marynarkę? Przecież to żywcem „wczesny Gierek”!
-A teczka?
-No to co? Duch? Duchów nie ma!
-Jego też nie!
-Jaka bocznica, jakie tory? Tutaj?
Dochodziła trzecia gdy na przystanku zatrzymał się pierwszy tramwaj. Z daleka niewiele było widać.
-Ktoś wsiada…
-On?
-Nie wiem, nie widzę…
-No jak… Musi być on, bo kto?
-Tak. Na pewno on.
-Na pewno.
Postać usadowiła się w fotelu pustego wagonu. Wydawało nam się, że spogląda jeszcze w naszą stronę...
Całą następną noc czekaliśmy na starszego pana nawet się do tego przed sobą nie przyznając. Nie przyszedł. Nie zdziwiłbym się gdybym zobaczył kiedyś w jakiejś starej książce jego zdjęcie. I chyba nie miałbym odwagi sprawdzić wtedy roku wydania…
Całą następną noc czekaliśmy na starszego pana nawet się do tego przed sobą nie przyznając. Nie przyszedł. Nie zdziwiłbym się gdybym zobaczył kiedyś w jakiejś starej książce jego zdjęcie. I chyba nie miałbym odwagi sprawdzić wtedy roku wydania…
---
Miasto jest proste. Wszystko tu ustaliliśmy i zalali asfaltem.
Ale marzenia przetrwały i co noc, jak mgła próbują wedrzeć się do naszego świata.
Nigdy ich nie zatrzymamy.
Nigdy ich nie zatrzymamy.
o oooooooooooo! Ale wspaniała historia!
OdpowiedzUsuńDziękuję. To po prostu zwyczajny dyżur ze środy na czwartek :) Dzień jak co dzień :))
OdpowiedzUsuńTen wstęp jest magiczny. Po prostu tworzy taką namacalną, magiczną atmosferę.
OdpowiedzUsuńChciałbym kiedyś spotkać takiego człowieka, też lubię noc.
Aha i mógłbyś pisać więcej takich opowieści z życia ;)
Dzięki Ci.
OdpowiedzUsuńOpowieści? Jest ich tu kilka, zerknij do najstarszych postów. Np. "Tajemniczy Ogród" jeszcze zdaje się z 2009 roku.
Co zaś się tyczy człowieka, znaczy mnie, to zaręczam że jestem najzwyklejszym pożal się Boże ochroniarzem w śmiesznej niebieskiej koszulce z pagonami, których spotyka się każdego dnia w sklepach, na parkingach itp. Ganiam ludzi z okrzykiem "E! Panie! Tu się nie wchodzi!", wypisuję nikomu niepotrzebne przepustki i zapełniam drobnym maczkiem tony zeszytów raportowych, których nikt nie czyta.
Ale to nie przeszkadza mi zadumać się czasem nad urokiem księżyca o północy na przykład. Życie bywa magiczne, jeżeli się ma odwagę spoglądania na nie po swojemu.
Pozdrowienia