On na pewno Was zna. Mnie poznał od razu, chociaż nigdy się nie widzieliśmy. Po prostu wyszedł o szóstej rano spod samochodu zaparkowanego po drugiej stronie ulicy, podskoczył z radości i popędził lotem koszącym wprost ku moim nogom, aby się co nieco poobcierać.
Bo Czesiek, co nie od rzeczy będzie zaznaczyć w tym miejscu, jest kotem. Mieszka pod biblioteką.
Przyznaję, że byłem nieco skonfundowany, choć dopiero w domu, dzięki Wikipedii dowiedziałem się, że tak właśnie.
Nie codziennie ktokolwiek się o mnie obciera.
Nie codziennie ktokolwiek się o mnie obciera.
A Czesiek nie widział problemu. W ogóle niewiele widział, bo najbliższa latarnia była w remoncie, a dookoła jeszcze ciemna noc. Usiadł zamiatając puchatym białym ogonem, spojrzał na mnie spod brwi godnych Leonida Breżniewa i zamruczał: No, duży, głaskaj!
Sytuacja dosyć nietypowa.
-Weź gościu, przestań – mówię mu. Widzisz, że mam glany i jestem ochrona.
-Może chcesz podrapać mnie za uchem? – uśmiechnął się – Koty to bardzo lubią! Pozwalam ci.
Trudno powiedzieć czy chciałem, albowiem całość Cześka była taka jakaś niedefiniowalna futrzasto mruczasto piętnastokilogramowa i znalezienie ucha w tym wszystkim mogłoby mi się nie udać biorąc pod uwagę czas do przyjazdu autobusu.
-Nie, dziękuję. Może kiedy indziej.
-No to tego… Ten… No… Będziesz może przechodził koło mlekomatu?
-???
-No będziesz, czy nie? Chyba normalnie pytam?
-Yyyy… no tak.
-Bo jest taka sprawa… Potrzebuję dwadzieścia groszy. Brakło mi.
-Kszszsz!!! Kszszsz!!!
Poleciał.
Poleciał.
Dobrze Wam radzę, uważajcie na przystanku koło biblioteki.
Ściema, że niby gadający kot i te sprawy, a i tak zawsze chodzi o kasę na mleko!
Ściema, że niby gadający kot i te sprawy, a i tak zawsze chodzi o kasę na mleko!
Bardzo ciekawa historia. Dobrze, że Ci się od niego nie oberwało :)
OdpowiedzUsuńKto wie, kto wie. Odchodząc coś tam mruczał zapewne obrażony za to Kszszsz.
OdpowiedzUsuńFakt jest faktem (bo poza mlekomatem historia jest autentyczna) że pierwszy raz w życiu zdarzyło mi się żeby obcy kot przybiegł gdzieś z daleka i sam od siebie zaczął się łasić. :)
Koty są niesamowite. Wolne, a jednocześnie mimo swej ogromnej niezależności, szukające kontaktu z człowiekiem.
OdpowiedzUsuńTylko czy one nas po prostu nie wykorzystują zwyczajnie?
Twoja opowieść mogłaby to potwierdzać...
(pozdrawiam po dłuższej nieobecności u Ciebie)
No tak, bo koty mówią nam właśnie: "Możesz mnie pogłaskać. POZWALAM CI.", ale przecież my wiemy, że to gra i właśnie tak nam pasuje. Psy przy tym są dużo prostsze, co dla mnie akurat jest ich wadą. Kiedyś dwiema kanapkami z szynką "obezwładniłem" wilczura z którym musiałem pracować, a który pogryzł wcześniej nawet mojego kierownika :) że nie wspomnę już o innym służbowym mieszańcu, który "polubił" mnie za dwa cukierki miętowe :))
OdpowiedzUsuńA ja jakoś chyba się nie potrafiłbym zdecydować...
OdpowiedzUsuńMiałem już w swoim życiu kilka psów ( w tym przepiękną i mądrą malamutkę - moją ulubioną) i dwa koty (nie licząc tych mojej babci).
I nie wiem. Każde inne...
Tak poza tematem to coś chyba się nam strefa czasowa po...zmieniała sądząc po wpisach :) Znowu ktoś "ulepsza" Bloggera...
OdpowiedzUsuńMiałem psa przez piętnaście lat. Był członkiem rodziny, żył obok nas i dorastał z nami. Gdy padł płakaliśmy wszyscy w domu. To za duże przeżycie. Może to co teraz powiem nie jest zbyt mądre, ale koty gdy chcą odchodzą i nigdy nie wracają. Czasem tak jest łatwiej, choć z pewnością chluby nam ludziom nie przynosi.
A ja dziś zostałam przez syna okrzyknieta morderczynią kotów bo "kto to na taki mróz wypuszcza kota z domu". Czarne kocisko polazło gdzieś i już rzeczywiście myślałam, że zamarzł albo psy gdzieś rozszarpały. Gotowa już byłam bic sie ze sktuchą w wątłą pierś, a ta powsinoga dziś wróciła. Oczywiście przeprosin się nie doczekałam. Jak ja wychowałam tego dryblasa...anna s.
OdpowiedzUsuńRudy kot mądrzejszy: jeśli chce przewietrzyć futro to na krótko i w pobliżu. A potem wskakuje na balkon (wysokie podpiwniczenie) i dotąd drapie w drzwi balkonowe aż nie wpuszczę. anna s.
OdpowiedzUsuńBoziu... ja też mam rudego, nawet nazywa się Rudy, chociaż jest kotką :) i on robi dokładnie tak samo. Sik sik i na okno! I do domu, i pod piec!
OdpowiedzUsuńI spać po 20 godzin na dobę...
Niesamowita historyjka. Myślę, że Czesio po prostu szukał sobie kogoś, u kogo mógłby przenocować od czasu do czasu i co nieco przekąsić. Phazi ma racje z tym wykorzystywaniem człowieka przez koty. Hmm! mądre milusińskie.
UsuńZ tego co wiem "Czesiek" atakuje tak wszystkich na tym przystanku. On tam gdzieś obok po prostu mieszka i podobnie jak kot z Orłowej, o którym opowiadałem we wspomnieniach z górskich wycieczek po prostu nauczył się bezwstydnie korzystać z tego, że ludzie go lubią.
Usuń