Zakładałem ten blog latem 2009 roku na chwilę przed likwidacją strony www.portier.pl.tl którą wcześniej prowadziłem dla moich koleżanek i kolegów w ramach walki o prawa pracownicze w firmie ochroniarskiej. Tam byłem, oficjalnie przynajmniej, twardzielem, samozwańczym "małym Wałęsą" demaskującym szwindle i szwindelki, tu zaś miałem w planach już zupełnie prywatnie i "przy herbatce" tylko wspominać, opowiadać i generalnie wyrażać swoje zdanie na wszelkie możliwe tematy. Przez bardzo długi czas, jak sądzę plus minus do wiosny 2012 tak właśnie było. Wszystkiego po trochu. Kto nie wierzy, niechaj sam sprawdzi. Ale gdzieś tak od trzeciej wycieczki w Beskidy wszystko inne zeszło stopniowo na plan dalszy i górę wzięły góry, że się tak mało oryginalnie wyrażę. Nie przestałem przecież kupować i czytać książek (nadal około trzydziestu rocznie), nie przestałem pasjonować się historią, prawami pracowniczymi czy polityką ani też wygrzebywać na Allegro zabytkowych magnetowidów i komputerów, tyle tylko, że zniknęła mi gdzieś dawniej będąca na podorędziu chęć, by tu o tym wszystkim natychmiast opowiadać.
Ale to nie jest blog o górach. Nie był, nie jest ani nie będzie. To zawsze i przede wszystkim jest kawałek mojej duszy. Dziwnego gościa bez matury, ale za to z marzeniami. Bo to o nie tylko, o nic innego w tym wszystkim chodzi.
Skoro jednak podsumowując rok 2013 mam przed sobą trzydzieści jeden wpisów (najmniej w historii) z których aż czternaście dotyczy gór, to cóż, po raz kolejny pozwolę sobie do nich nawiązać jeszcze przy końcu tego posta. Spójrzmy najpierw jednak na blogowy kalendarz Portiera AD 2013.