Jak napisałem w pierwszej części tego posta w moim sporze ze szpitalem operującym mnie w marcu decyzją NFZ w Katowicach wygrałem 1:0. Oznacza to w tłumaczeniu, że potwierdzono na moją prośbę, iż pacjent po wypisaniu z oddziału jest przez 30 dni "na gwarancji" i nie tylko winien być zaopatrzony w recepty i informację dla lekarza POZ, ale także przyjęty w odpowiedniej poradni (wykonującego wcześniejsze świadczenie lecznicze) na wizytę kontrolną niejako z automatu.
W dwa dni po odpowiedzi Narodowego Funduszu Zdrowia wyjąłem ze swojej skrzynki list ze szpitala. Oto jego treść w pełnym brzmieniu. Zalecam jej porównanie z listem z Funduszu zamieszczonym w pierwszej części tej opowieści.
---
W odpowiedzi na Pana pismo z dnia 2 kwietnia 2012 r. uprzejmie informuję, co następuje:
Leczenie ambulatoryjne, nawet to będące następstwem wcześniejszej hospitalizacji, w sytuacji kiedy pacjent nie leczył się w danej poradni specjalistycznej powinno się odbywać na podstawie skierowania.
Skierowanie, o którym mowa wyżej może być pacjentowi wydane razem z wypisem szpitalnym, ale zgodnie z ustaleniami z lekarzami z oddziału nie zostało ono wystawione z racji objęcia Pana leczeniem przez inną poradnię, która kierowała Pana do naszego szpitala, i która na podstawie informacji zawartych w karcie wypisowej powinna Panu udzielić dalszego leczenia ambulatoryjnego, w tym usunięcia szwów.
Odpłatność finansowa dotyczy jedynie osób nieubezpieczonych, a w sytuacji kiedy pacjent ubezpieczony nie posiada wymaganego skierowania udzielenie porady nie powinno mieć miejsca z racji braku możliwości jej rozliczenia z Narodowym Funduszem Zdrowia - chyba, że ma ona miejsce w sytuacji bezwzględnie pilnej, z którą jednak nie mieliśmy do czynienia.
Jednocześnie ze swojej strony Szpital przeprasza za niedopełnienie wypisania skierowania do dalszego leczenia ambulatoryjnego.
---
I tyle. I już.
Publikuję list ze szpitala jako przykład swoistej ignorancji. Oto biurokracja, która nie tylko, że zjada własny ogon w naiwnej nadgorliwości wobez przepisów (rzekomo nałożonych właśnie przez NFZ!!!), ale także robi to kosztem pacjenta, jego czasu, nerwów i zdrowia.
Oto moja odpowiedź przesłana wczoraj na adres mailowy dyrekcji tej placówki:
Dziś otrzymałem od Państwa odpowiedź na moje pismo z 2 kwietnia br do której czuję się zmuszony ustosunkować. Z racji tego, że jednocześnie z zapytaniem złożonym do Państwa wysłałem również skargę do NFZ, przesyłam w załączniku pismo z Funduszu zwracając jednocześnie uwagę, że różni się ono diametralnie od interpretacji jaką przesłał mi szpital.
Uważam, że byłoby absurdalne, tak z punktu widzenia lekarskiego jak i prawnego, aby zdjęcia szwów, które nie jest jak Państwo piszą “dalszym leczeniem”, a zakończeniem tego, które prowadzone było w Państwa placówce dokonywał kto inny.
Co zaś się tyczy poradni kierującej mnie do zabiegu w [...], to był to [...] z ulicy [...] w Katowicach w którym skierowanie to wystawił lekarz pracujący (i nawet osobiście operujący mnie!) w szpitalu w [...] – pan [...]. A zatem koło się zamyka. Od razu dodaję, że poradnia ta nie posiada odpowiedniego pokoju zabiegowego, a nadto nie jest możliwym przyjęcie do lekarza “z marszu” bez odczekania ok. miesiąca od zapisania.
Resztę moich pretensji do absurdalnych wymagań jakie postawiono mi przy zgłoszeniu się do poradni NFZ w całości potwierdził, tzn. poparł ich zasadność. Przyjęcie mnie bez skierowania z zewnątrz było Państwa OBOWIĄZKIEM niezależnie nawet od tego, że od pierwszego momentu było jasnym, że nie rejestruję się jako pacjent poradni, a tylko jednorazowo jako były pacjent oddziału, któremu kartoteka na nic nie będzie potrzebna skoro od lat leczy się w Katowicach.
Zmuszanie do podpisywania “zobowiązań” w sytuacji takiej jak moja nie ma żadnych podstaw prawnych, a już twierdzenie wprost (a tak właśnie było w moim przypadku), że odmowa dostarczenia skierowania wiązać się będzie z odpłatnością za wizytę jest absurdem.
Pragnąłbym z całego serca, aby wykładnia przedstawiona przez NFZ została przez Szpital przyjęta i wdrożona do stosowania, aby inni pacjenci nie musieli tracić czasu i nerwów na walkę ze szpitalem, któremu zawdzięczają zdrowie.
Pozostaję z poważaniem
---
Morał? Jest tylko jeden. Ten sam, który od lat powtarzałem moim rodzicom, rodzinie i znajomym. Żaden człowiek niezależnie od swojego stanowiska czy wykształcenia nie powinien "klękać" przed pieczątkami na "bardzo ważnych" dokumentach, a mieć czas, odwagę i determinację czasem powiedzieć: Sprawdzam!
Dla dobra nie tylko swojego, ale i tych, których na ten akt nie stać.