Problemy z dodaniem komentarza? Wyślij mi go mailem - opublikuję. Adres znajdziesz w moim profilu!

Uwaga! Komentarze pojawiają się z opóźnieniem - po przejrzeniu dla odsiania spamu (i tylko jego!)


poniedziałek, 19 marca 2012

Czy szpital ma prawo wymagać druku RMUA?

Jeśli mamy ważną książeczkę ubezpieczeniową lub kartę chipową - NIE!

Ale zacząć chyba powinienem od wyjaśnienia. Na Śląsku od ponad dekady nie stosuje się papierowych książeczek ubezpieczeniowych w takim kształcie, w jakim pamiętamy je z lat wcześniejszych, czasów PRL albo… znamy z reszty kraju. Zamiast tego w użyciu jest karta chipowa z grubsza rzecz ujmując podobna do typowej karty bankomatowej. Na przykład taka jak ta na zdjęciu.

---
Ważne. Jeżeli trafiłeś na ten tekst i jesteś osobą spoza Śląska, to w Twoim przypadku dokumentem potwierdzającym prawo do leczenia w miejsce karty jest oczywiście książeczka ubezpieczeniowa . Cała reszta bez różnic.

Rzecz jasna nie trzeba jej podbijać w zakładzie pracy i nikt też nie wpisuje nam do niej chorobowego, bo w teorii przynajmniej wszystko odbywa się absolutnie elektronicznie i nomen omen bezosobowo. Czasem jednak proza życia bierze górę i okazuje się, że ów wspaniały futurystyczny wynalazek staje się formą nie do końca wypełnioną treścią.  I z takiego chyba założenia wyszły władze szpitala, do którego udawałem się siódmego marca umieszczając na swojej stronie internetowej informację, że obowiązkowym do przyjęcia pacjenta dokumentem jest oprócz skierowania, karty (lub książeczki) także dowód osobisty (tu pełna zgoda) oraz… druk RMUA, czyli „potwierdzenie odprowadzenia przez pracodawcę składek na ubezpieczenie zdrowotne i społeczne”.

Z pozoru żaden problem. Każda firma, w tym także moja wydaje takie druczki na poczekaniu. Ale, ale! Nie ma tak łatwo! Dokument jest ważny 30 dni od miesiąca za który faktycznie opłacono składki. W moim konkretnym przypadku, gdy zakład wypłaca wynagrodzenie dziesiątego i również dziesiątego może sprezentować mi ów druk oznacza to, że siódmego marca mam albo nieważny według szpitala RMUA za styczeń wystawiony 10 lutego albo też brakuje mi trzech dni do uzyskania potwierdzenia za luty właśnie…

I wtedy w mojej głowie budzi się Pomysłowy Dobromir, który pamięta, że gdzieś tam kilka tygodni temu czytałem rozmowę z rzecznikiem prasowym śląskiego oddziału NFZ stwierdzającym jasno i wyraźnie, że karta chipowa jest jedynym dokumentem potwierdzającym fakt posiadania lub nie ubezpieczenia.

Fragment artykułu z GW

Najpierw jeszcze próbuję po dobroci i telefonuję na Izbę Przyjęć opisując sytuację. Uzyskuję kulturalną acz zdecydowaną odpowiedź, że RMUA jest wymagany od każdego pacjenta.
A może jeszcze dwóch żyrantów i zdolność kredytowa?!
Niedoczekanie!

Dwudziestego ósmego lutego piszę skargę do NFZ wskazując na materiał z Gazety Wyborczej i jednocześnie oficjalną stronę internetową szpitala które stoją ze sobą w sprzeczności i proszę o wyjaśnienie sytuacji.

Siódmego marca o godzinie 10:15 pokazuję pani w Izbie Przyjęć skierowanie od lekarza, dowód osobisty oraz kartę chipową. Zostaję przyjęty.
-A co z tym? – pytam wyjmując potwierdzenie ubezpieczenia.
-Tego już nie potrzeba.

Aha.

Druku RMUA nie zażądano ode mnie ani w chwili przyjmowania, ani w żadnym innym momencie pobytu w szpitalu, łącznie z dniem wypisu i wystawiania chorobowego. Miałem jakieś podejrzenia, bo pamiętałem doskonale rozmowę z (kilkoma) paniami z Izby i ich zdeterminowanie do uzyskania ode mnie tego zaświadczenia, ale sprawa wyjaśniła się dopiero po powrocie do domu, gdzie czekał już na mnie mail z NFZ…

Fragment poniżej

I oto proszę jakimś cudem od marca szpital już tego druku nie wymaga!

Nie chcę się chwalić, bo żadne to bohaterstwo, ale z pewnością nie byłem pierwszym pacjentem postawionym przed takim jak opisany problemem. A jednak to dopiero mnie trzeba było (wkurzyć) żeby zastopować biurokratyczne ciągoty szpitalnej machiny.
To szary Portier musiał zapytać: A niby dlaczego?

I co byśta ludzie beze mnie zrobiły? J

4 komentarze:

  1. Ciężkiej cholery można dostać! Moje szczęście zaopatrzyło się przezornie we wszelkie dokumenty (też śląski szpital). Ale gdy syn chciał zmienić przychodnię -już zarządano od niego potwierdzenia ubezpieczenia. A karta miała nieść za sobą wszelkie informacje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I niesie, tyle, że zamiast grzecznie przyjmować co nam mówią należy czasem postraszyć skargą do Funduszu albo... pokazać wycinek ze słowami pana Kopocza :)))

      Właśnie wysłałem Ci go mailem.

      Usuń
  2. Podejrzewam, że to z powodu tego zamieszania z początku roku. Wszystkie placówki w kraju przeraziły się obiecanymi konsekwencjami za brak ubezpieczenia do takiego stopnia, że to, co u was świetnie funkcjonowało (karty czipowe) nagle okazało się, że niewystarczające.
    Jakaś zbiorowa biurokratyczna histeria.

    No, ale dobrze, że zadziałałeś. Dzielny Portier. :)

    P.S. Mam nadzieję, że ze szpitala wróciłeś zdrowszy, niż do niego wchodziłeś?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapewne masz rację, ale i tak nie widzę powodów by za panikę "resortu" płacił czasem i nerwami pacjent. Gdyby kazano mi na zapas podpisywać oświadczenie, że naprawdę i z ręką na sercu jestem ubezpieczony, gdyby straszono konsekwencjami ew. oszustwa, to uznałbym, że to takie czasy i trudno, trzeba ścierpieć. Mnie zirytował fakt, że nagle ktoś żąda dokumentu, którego nigdy się do takiego celu nie stosowało i to ja mam im ten dokument zdobyć oczywiście z jak najświeższą datą żeby udowodnić, że nie jestem wielbłądem.

      Swoją drogą powiem Ci, że "przecudowna" karta też narobiła mi strachu, bo...przestała działać na 12 godzin przed przyjęciem do szpitala - w chwili gdy wypożyczałem kartotekę od specjalisty. Tak że jechałem do szpitala z sercem w gardle. :)

      A czy wróciłem zdrowszy? Dostałem mocne przeziębienie albo i coś lepszego w gratisie po czym do dziś mam w płucach polifonię, a jeśli chodzi o chodzenie sensu stricto, to deptam powoli, deptam. Trochę boli, ale działa. I brakuje mi szpitalnej kaszki na mleku... :))

      Usuń

Teksty z tego bloga, moją książeczkę, zdjęcia i filmy można kopiować do użytku niekomercyjnego i/lub umieszczać na niekomercyjnych stronach www, w prezentacjach, publikacjach i innych - bez prawa do modyfikowania - po podaniu autora (Portier) oraz adresu strony z której zasobów zostały pobrane (www.otoportier.blogspot.com). Wykorzystanie komercyjne jakiegokolwiek materiału wyłącznie po kontakcie z autorem i uzyskaniu jego wyraźnej zgody. Adres do korespondencji znajduje się na stronie mojego profilu w serwisie Blogger.