wtorek, 4 maja 2010
W poszukiwaniu parezji
Trudno dziś znaleźć firmę czy urząd nie upstrzone naklejkami firm ochroniarskich, jeszcze rzadziej widuje się sklepy bez tej wątpliwej ozdoby, a co niektórzy z nas mają również za sobą doświadczenie zamieszkiwania w chronionych osiedlach bądź przynajmniej „onaklejkowanych” budynkach. Wszystko to razem wytworzyło w przeciągu kilku ostatnich lat swoistą psychozę zagrożenia, przed którym uchronić nas mogą jedynie alarmy, nadajniki, kamery oraz podobny niżej podpisanemu portier przemianowany na ochroniarza. Czy rzeczywiście jest to niezbędne zawsze i wszędzie, tego już nie podejmuję się oceniać, ale postanowiłem spojrzeć na sprawę ochrony inaczej, to znaczy tak, jak chciałbym, aby spoglądał potencjalny zleceniodawca przed podpisaniem kontraktu. Trzeźwo, obiektywnie i bez unikania trudnych kwestii.
Czynnik placebo w branży ochrony ma znaczenie niebagatelne. Jest nim wiele spraw pozornie od siebie odległych bądź nawet neutralnych. Wymieńmy kilka.
Złudzenie apteczne
Krój i kolorystyka mundurów. Jedno i drugie najczęściej kojarzyć się ma z policją lub z jednostkami antyterrorystycznymi. Czasem wręcz nie kojarzyć, a być wprost kopią. Powie ktoś, że przecież trudno byłoby oczekiwać ochroniarzy w dresach i oczywiście będzie miał rację, ale poza praktycznością i że tak powiem wymogiem chwili jest także dyskretna manipulacja. Wyobraźmy sobie pana w wieku powyżej średniej ubranego w takie widowiskowe moro. Jakie będzie pierwsze skojarzenie? Były policjant, wojskowy, a może zwyczajnie doświadczony zawodowiec. Kwestię najbardziej prawdopodobną, to jest podejrzenie, że mamy do czynienia z panem powiedzmy Zdzichem lat 62, wieloletnim palaczem kotłów CO, po dwóch zawałach, który jutro bierze wolne, bo skończyła mu się maść na reumatyzm rozważymy zapewne jako ostatnią. Mundur z każdego zrobi (?) bojowca i niestety działa to tak samo na odczucia potencjalnych złodziei jak i… nowych klientów firmy.
HD Ready, czyli Strushoowka Commando
Zupełnie osobną sprawą jest, co mundur robi (czasem) z psychiką człowieka, który go nosi, a z niektórymi, proszę mi wierzyć, wyczynia cuda… I z tym problemem związana jest kwestia kolejna – nomenklatura. Pamiętam oburzenie wiceprezesa „firmy z dziwnym skrótem” (link) na moje pytanie czy ma jakieś doświadczenie w pracy z portierami.
-My nie zatrudniamy portierów! Od [tutaj data] będą państwo pracownikami ochrony fizycznej!
Taaa…
Bierze się byłego górnika, kierowcę i na przykład (jak niżej podpisany) budowlańca, przebiera z portierskich garniturów w ochroniarskie mundurki, zamienia portiernię w posterunek, a kierowników w dowódców i już…
I nic.
Z przodu liceum, z tyłu muzeum
Ochronę reklamuje się prawie zawsze wizerunkami młodych wszechstronnie sprawnych i zniewalająco przystojnych panów w mundurach w kancik oraz spojrzeniu Clarka Gable ewentualnie Sylwestra Stallone, gdy w grę wchodzi wersja bardziej „militarna”. Po czym drobnym drukiem doczytać możemy informację, że firma posiada status zakładu pracy chronionej, czego pośrednim efektem może okazać się znany nam już pan Zdzich w spranej olimpijce.
Do tego naklejki. Dużo naklejek groźnymi hasłami o interwencji i monitoringu. Zamierzenie i efekt dokładnie taki sam jak przy mundurach.
A jak tanio.
Kasa bubu
Tu pojawia się sprawa pozornie dla klienta fundamentalna. Cena.
Sprzęt, ilość patroli, czas dojazdu grupy interwencyjnej, doświadczenie i marka firmy to oczywiście podstawa, ale warto przed podpisaniem umowy zabawić się w detektywa i spróbować porozmawiać z pracownikiem naszego potencjalnego kontrahenta. Najlepiej, jako prywatna osoba i w zupełnie innym miejscu. Żadne super alarmy i promocje cenowe nie zastąpią zaangażowania tego właśnie symbolicznego pana Zdzicha „na pierwszej linii”. Jeśli mu nie zależy, to po prostu zaśnie po 22:00, a nam któregoś dnia pozostanie rano tylko szacowanie strat.
Jemu musi się chcieć. A żeby tak było musi też odpowiednio zarabiać. Żeby on zarabiał, my musimy jego firmie więcej płacić. I tak koło się zamyka.
W ochronie standardem jest pensja minimalna z dodatkiem za pranie ok. 20 – 30 zł. Wychodzi z tego jak łatwo policzyć około 970 zł netto jako maksimum. Około połowa płacy, którą większość Polaków skłonna byłaby uznać za zadowalającą. Przy czym warto pamiętać, że z racji nagminnie stosowanych umów zleceń, a nawet umów o dzieło, zarobki te mogą być jeszcze o 200 - 300 złotych mniejsze. A przecież z plus minus 200.000 wszelakich portierek i portierów spora część niemająca np. rent chorobowych musi za to lub niewiele więcej normalnie (?) żyć. Nadgodzin nie ma, a jeśli się zdarzają to nierzadko tak jak w Solid Security są rozliczane jako praca w drugiej firmie i wypłacane po nawet 1,80 zł netto (link) za godzinę.
Temat jest wielowątkowy i ważny zarówno dla kontrahentów firm ochroniarskich jak i dla nich samych i ich pracowników. Z konieczności zasygnalizowałem tutaj tylko pewne kwestie. A konkluzja?
Każdy z nas, kto prywatnie lub służbowo znajdzie się kiedyś w sytuacji, w której dokonać będzie musiał wyboru firmy dbającej o jego bezpieczeństwo niech zada sobie trud spojrzenia na sprawę nie tylko jako menadżer i księgowy, ale i jako człowiek. Bynajmniej nie z dobrego serca, ale z czystego i obiektywnego poczucia, że tylko godnie traktowany, a w efekcie szanujący swojego pracodawcę pracownik, szczerze i bezzwłocznie zaangażuje się w to, czego od niego oczekujemy.
Pozwolę sobie twierdzić, ze prawidłowość ta zadziała nie tylko w ochronie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Teksty z tego bloga, moją książeczkę, zdjęcia i filmy można kopiować do użytku niekomercyjnego i/lub umieszczać na niekomercyjnych stronach www, w prezentacjach, publikacjach i innych - bez prawa do modyfikowania - po podaniu autora (Portier) oraz adresu strony z której zasobów zostały pobrane (www.otoportier.blogspot.com). Wykorzystanie komercyjne jakiegokolwiek materiału wyłącznie po kontakcie z autorem i uzyskaniu jego wyraźnej zgody. Adres do korespondencji znajduje się na stronie mojego profilu w serwisie Blogger.
Czy na zdjęciu Portier we własnej osobie? :-)
OdpowiedzUsuńUhmm... Portier, ale przez małe "p", bo nie autor tego bloga. To jest "firma z dziwnym skrótem" w akcji (?) na terenie naszego Uniwersytetu. :))
OdpowiedzUsuńA już myślałam, że zobaczyłam Twoją oprawę. :D
OdpowiedzUsuńTwoje ja, wydaje mi się, bardzo dobrze już znam, z naciskiem na wydaje mi się. :)
Jedno mogę Ci powiedzieć z ręką na sercu. Nic na tym blogu nie jest wymyślone, wszystko jest prawdziwe. Tak samo zresztą, a może przede wszystkim moje oceny świata i ludzi. To czy "do tego" dołoży się taką czy inną twarz, imię, nazwisko, wiek i urodę na przykład jest kwestią marginalną dla wydźwięku całości.
UsuńKurde, lubię takie długie zdania :DD
A jednak dobrze Cię poznałam. :D
OdpowiedzUsuńCo do oprawy, to wierz mi, każdej blask gaśnie przy prawdziwym diamencie w nią oprawionym. Nie liczy się! Liczy się tylko diament. A ludzkie diamenty są dzisiaj szczególnie bezcenne, ponieważ są też coraz większą rzadkością. :D
Przesyłam Ci na dobranoc wianuszek wiesz czego
Karolina :)
Obwarzanki!!!
UsuńHurra!
Alojz, wstawaj! Wyżerka czeka! :))