wtorek, 16 sierpnia 2011
Nadkotliwość
Złapałem się niedawno na tym, że moje życie toczy się pośród chmary kocisk wszelakich...
To tutaj nieszczęście jest najbliżej, nazywa się Rudy, a na powyższej fotce znajduje się w trakcie grypy urojonej czy czego tam innego byle tylko wleźć pod koc. MÓJ koc.
Tu z kolei w odpowiedzi na "Mamo! Ja cem kotka pod choinkę!" nieco jakby spóźniony kot Paput, który od zawsze nie miauczy ani nie mruczy, ale za to poluje na jabłka albo bez powodu turla się w trawie. Gdzie mieszka ta dziwna istota nie wiem, aczkolwiek stwierdzono naukowo, że nawiedza mój ogródek punktualnie o 9:30 w każdy dzień roboczy...
To znów zwierz inny - samozwańcza księżniczka Gryzelda sprzedana ongiś za reklamówkę cukierków do baaardzo dobrej rodziny. Aktualnie ma zmienione imię, chodzi do prywatnego kociego dentysty i fryzjera, a nie wykluczam, że i do kosmetyczki. Znaczy zaliczyła typowy awans społeczny (jak zresztą widać).
Takich dwóch (dwie?!) Jacków Placków znalazłem dziś podczas obchodu w moim nowym miejscu pracy.
Nieco dalej napotkałem ich mamę...
...i tatę...
oraz jakiegoś dalszego kuzyna...
A to przecież dopiero początek tygodnia...
--------
Dodane w piątek 19 sierpnia 2011.
Dziś w nocy dla odmiany okolice mojej portierni odwiedził taki hmm... Mruczuś z mężem (żoną?) i czwórką małych chrum chrumków.
Nie. Nie próbowałem drapać ich za uchem :))
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Teksty z tego bloga, moją książeczkę, zdjęcia i filmy można kopiować do użytku niekomercyjnego i/lub umieszczać na niekomercyjnych stronach www, w prezentacjach, publikacjach i innych - bez prawa do modyfikowania - po podaniu autora (Portier) oraz adresu strony z której zasobów zostały pobrane (www.otoportier.blogspot.com). Wykorzystanie komercyjne jakiegokolwiek materiału wyłącznie po kontakcie z autorem i uzyskaniu jego wyraźnej zgody. Adres do korespondencji znajduje się na stronie mojego profilu w serwisie Blogger.
Ja koty lubię,są fotogeniczne, zwłaszczamaluchy to już sam urok, ale w domu to bym się nie odnalzła z kotem, bo mma tylko takie doświdczenie,ż epo wszytskim chodzą, na kazdą szafę wejdą, zawsze po blacie w kuchni itd, to ja chyba musz emieć zwierzę podłogowe:),kunegunda
OdpowiedzUsuńMoże ten "Mruczuś" z ostatniej fotki? :)
OdpowiedzUsuńDwa takie plus cztery młode o drugiej w nocy i nawet ja prawie metr dziewięćdziesiąt w kapeluszu wymiękłem. Ogólnie moje okolice są ostatnio tak "zachwaszczone" dzikami błąkającymi się po nocach, że strach z domu wychodzić. A portier na obchód musi...
http://kotburger.pl/41372/Dom-nalezy-do-kota.
OdpowiedzUsuńW zasadzie większość kotów zachowuje się tak jakby nam wynajmowały kącik u siebie...
OdpowiedzUsuńMnie tam to nie przeszkadza, bo jakoś od zawsze lubię te stworzonka z całym ich "charakterem".
Skoro już mi pozwalają dziś komentować (może to tylko jeden dzień, jak poprzednio) to musiałam znaleźć tę "Nadkotliwość". Stara kociara nie popuści. Ja swoim kotom czasami mówię, jak mnie zdenerwują: żeby was co zezarło. Tak, to nie błąd, nie "zeżarło" ale właśnie "zezarło". Ale kiedy mój rudzielec gdzieś się zapodział na dwie doby (chyba nie poszedł na... łajdactwo, bo kastrat) to ja spać w nocy nie mogłam, tylko zamartwiałam się, czy nie jest głodny, czy mu nie zimno itd. Wariatka, czyż nie?
OdpowiedzUsuńanna s.
I jeszcze zamięszczę tylko podziekowania dla DużegoKa (Portier wspanialomyślnie wybaczy, s'il vous plait) za namiary na kotburgera. anna s.
OdpowiedzUsuńDlaczego? Przecież taki zwierz (poza tym z ostatniego zdjęcia) to jak członek rodziny. Ja tam gdy spotykam Paputa (który zapewne ma na imię zupełnie inaczej) gdzieś w okolicy to zawsze do niego zagadam :))
OdpowiedzUsuńKotburger to takie demotywatory inaczej. Pomysł był dobry, ale nie do końca przekonuje mnie efekt końcowy. Polecam od siebie kociarstwo.pl ;))
OdpowiedzUsuńNie omieszkam zajrzeć, bo wszysto, co tego tałatajstwa dotyczy interesuje mnie. A wyobrażasz sobie, że mój syn nauczył nasze sierściuchy reagować na gwizdanie? Wszyscy kici, kici a nasze koty nic. Dopiero gdy się zagwiżdże jak na psa - przybiegają.
OdpowiedzUsuńOjej, brzuch mnie boli ze śmiechu po obejrzeniu... futryny na poleconym kociarstwie. Ale za to inne organa będą od tego śmiechu zdrowsze, więc już nie będe żądać odszkodowania :)) anna s.
OdpowiedzUsuńPardon, zapomniałam żem anonim i nie podpisałam się pod poprzydnim komciem
Miałem niegdyś psa, którego ku wściekłości rodziców nauczyłem przychodzić na kici kici. Na spacerach wyglądało to trochę dziwnie...
OdpowiedzUsuńNie udaje Ci się wpisać siebie w opcji "adres/nazwa"? Ja korzystam tylko z tego odkąd blog odmawia mi zalogowania. Ale kichać to - komentarze są ważne, nie sposób ich "podania" ;)