Problemy z dodaniem komentarza? Wyślij mi go mailem - opublikuję. Adres znajdziesz w moim profilu!

Uwaga! Komentarze pojawiają się z opóźnieniem - po przejrzeniu dla odsiania spamu (i tylko jego!)


niedziela, 14 sierpnia 2011

Odyseja Komiczna 2011

Z początkiem lat 70 miasto Katowice podjęło działania zmierzające do poszerzenia drogi, przy której stoi mój dom. Z działek znajdujących się wzdłuż jednej strony ulicy wydzielono pas przeznaczony przyszłościowo do wykupu, a w księgach wieczystych rozdzielono poszczególne posesje na części główne z oznaczeniem xxx/1 oraz drogowe xxx/2. 

Już wtedy swoistym kukułczym jajem był status działek, które w chwili wydzielania pasa były dopiero wytyczane z jednej ogromnej, na dodatek będącej w trakcie sprawy spadkowej. O ile jednak udało się po latach zachować projektowane wówczas granice pomiędzy nimi, to do 1998 roku nie zwrócono uwagi na fakt, że stan własności części „drogowych” pozostał zamrożony, czyli składają się nań nadal WSZYSCY uczestnicy sprawy z 1972. A przecież z racji upływu czasu całe to "pokolenie 72" wymieniane do dziś w dokumentach, to już wyłącznie  dzieci, wnukowie i prawnukowie  często nie mający pojęcia o co w tym wszystkim chodzi. I to w sytuacji gdy każda działka główna ma innych, od dawna ustalonych właścicieli (oczywiście częściowo, jak w moim przypadku, identycznych, ale tylko częściowo)

Pisałem o tej historii tutaj (KLIK! )

A ciąg dalszy właśnie następuje.

Oto Urząd Wojewódzki nie mogąc dojść do tego, kto co ma, kto po kim dziedziczy, a przede wszystkim, kto jest kto (w pewnym momencie próbowano nawet wmawiać mi pismem urzędowym, że mam brata!) poddał się i zdecydował zawiesić całe postępowanie. Z tym że na koniec polecił wszystkim żyjącym założenie spraw spadkowych po wszystkich nieżyjących celem dojścia kto żyje, a kto nie.

Działek jest siedem. Spraw też jest siedem. I siedem listów poleconych dostał każdy z nas, bo otrzymanie każdego trzeba było potwierdzić. W siedmiu kopertach, na trzech stronach powtórzono te same wywody, sprowadzające się do tego co powyżej. Takich kompletów (5,65 PLN za każdy list!!!) wysłać trzeba było 24, w tym także osobno do osób zamieszkujących pod tym samym adresem oraz częściowo przynajmniej również do nieżyjących, którzy w swojej samolubności nie poinformowali urzędników o swym zejściu z ziemskiego padołu.

Urząd Wojewódzki wstępnie wypisał tam kto według jego danych zmarł pomiędzy 1998 (jakimś cudem sprawę "poszerzania" ponownie rozpoczęto właśnie wtedy) a 2011 rokiem  i zalecił zajęcie się spadkami zapewne wierząc, że nagle z 24 zrobi się może 8 osób. Zapomniano tylko o tym, że  część właścicieli zmieniła miejsce zamieszkania, część sprzedała swoje działki, część zaś całkiem spora nigdy nawet nie wiedziała, że ich posesja składa się z dwóch części.

Tutaj dygresja. Jest sobie taka rodzina, która odziedziczyła po matce ćwiartkę pewnej działki, drugą zaś ćwiartkę później dokupiła i pozostaje od lat w przekonaniu, że ma połowę znajdującego się tam domu i ogrodu. Teoretycznie zresztą ma, ale że ani jeden ani drugi z poprzednich właścicieli nie zapisał/sprzedał im praw do działki drogowej, to de iure ludzie ci mają płot, bramę, furtkę oraz skrzynkę na listy na zupełnie obcym terenie.  :))

Proszę sobie teraz wyobrazić idąc dalej w ten absurd, że niżej podpisany WIEDZĄC NA OKOŁO 220%, że nie dziedziczy nawet pinezki po jakimś tam (bez urazy) wnuku brata dziadka, lezie jako to cielę do Urzędu Stanu Cywilnego i prosi o jego akt zgonu…
Kto mu go wyda?
Gorzej! Jaki sąd rozpocznie sprawę słysząc na wstępie, że nic mi się nie należy, ale Urząd Wojewódzki kazał, to i jestem.
I wreszcie kto za te kołomyje zapłaci?

Przeniknięty takimi to mało optymistycznymi przemyśleniami udałem się kilkanaście dni temu rad nierad do wspomnianego Urzędu aby wylać kubeł zimnej wody na rozgorączkowane brakiem klimatyzacji umysły co niektórych pań i panów produkujących podobne nakazy.

Po pierwsze więc z pełną premedytacją wskazałem na liście adresowej pisma osoby zdecydowanie martwe, a złośliwie dodałem też, kogo znam spośród ich spadkobierców tym samym listę ową istotnie poszerzając, następnie zwróciłem uwagę, że wysyłając decyzję tylko (według UW) zatwierdzonym właścicielom, pominięto najbardziej zainteresowanych, czyli żony, mężów i dzieci, tych o których przecież nawet Urząd już wie, że zmarli. Po trzecie opowiedziałem o tym jak to Wydział Finansowy ODMÓWIŁ przyjęcia ode mnie podatku od nieruchomości za działkę drogową przylegającą do mojej głównej wymagając na taką wpłatę (oczywiście!!!) zgody pozostałych żywych martwych i pośrednich. I wreszcie pokazałem pismo w którym sąd działając z tych samych pobudek odmówił wpisania mnie po ojcu „na działkę drogową” w której partycypuję wespół z moją mamą w niebagatelnej części 1,26 metra kwadratowego na osobę.

Gdy dym opadł, a pani biurowa doszła do siebie, grzecznie poinformowałem ją także, że nie ma mowy o tym abym zakładał jakiekolwiek sprawy spadkowe po swoich wujkach, ciotkach jak i również wnukach, z tej prostej przyczyny, że posiadany przeze mnie metr i dwadzieścia sześć centymetrów w zupełności (nieletni wybaczą) mnie zaspokaja.

W walce finałowej dowiedziałem się, że miasto i tak nie planuje drogi poszerzać, a tylko robi porządek (?) w papierach (???), chcąc dojść kto co miał w 1998 roku (?????) i najprawdopodobniej musi sprawę jeszcze poprzedłużać aby wreszcie zająć teren przez zasiedzenie. Po co? Nie wiadomo.

Odwzajemniłem się pięknym za nadobne informując że nasza ulica od trzech lat jest ślepa, a ostatnie auto jakie nią przejechało z pewnością jest już dawno wyrejestrowane.

A w ogóle to mają tu ponoć Biedronkę stawiać czy cóś.

5 komentarzy:

  1. To serio czy jak, bo nie wiem?

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, to jest najzupełniej serio. Mogę pokazać papiery :)

    Żeby było weselej "dochodzenie" na temat kto żyje, a kto nie i co do kogo należy ciągną osobno Urząd Wojewódzki, Miejski i MZUiM.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hurra!!! Może uda mi się zamieścić komentarz!
    Paradoks na paradoksie, paradoksem poganiany. Ot co. anna s.

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo delikatnie rzecz ujęłam, bo na takie sytuacje nóż się w kieszeni sam otwiera. anna s.

    OdpowiedzUsuń
  5. Obym dożył chwili gdy i mnie uda się zalogować na własnym blogu...

    To faktycznie jest wszystko i śmieszne i straszne, ale co najgorsze - płacone z naszych podatków. Mówiąc wprost zazdroszczę komuś, kogo praca w takim urzędzie sprowadza się do przeciągania podobnych dochodzeń po to tylko, żeby kiedyś tam kiedyś przejąć dla miasta coś o szerokosci circa jednego metra!!!

    OdpowiedzUsuń

Teksty z tego bloga, moją książeczkę, zdjęcia i filmy można kopiować do użytku niekomercyjnego i/lub umieszczać na niekomercyjnych stronach www, w prezentacjach, publikacjach i innych - bez prawa do modyfikowania - po podaniu autora (Portier) oraz adresu strony z której zasobów zostały pobrane (www.otoportier.blogspot.com). Wykorzystanie komercyjne jakiegokolwiek materiału wyłącznie po kontakcie z autorem i uzyskaniu jego wyraźnej zgody. Adres do korespondencji znajduje się na stronie mojego profilu w serwisie Blogger.