Problemy z dodaniem komentarza? Wyślij mi go mailem - opublikuję. Adres znajdziesz w moim profilu!

Uwaga! Komentarze pojawiają się z opóźnieniem - po przejrzeniu dla odsiania spamu (i tylko jego!)


sobota, 23 kwietnia 2011

Agata już tu nie mieszka - część druga

Szyb Zachodni

Tu gdzie dzisiaj wije się leśna droga jeszcze kilka lat temu były tory kolejowe, a tuż obok stała ogromna stalowa konstrukcja będąca czymś w rodzaju mostu przeznaczonego do rozładunku piasku. Specjalne wagony z dodatkowymi kołami na burtach przejeżdżały przez ten niby most, a te właśnie koła tocząc się po prowadnicach w kształcie łuku unosiły burty i środek podłogi, a w efekcie powodowały wysypanie się piachu do ogromnego zbiornika w dole.
Tam zaś, w specjalnej kabinie operator obsługujący działko wodne spłukiwał ów piasek do leja, którym jak gęsty budyń płynął on w dół aż do chodników kopalni, by uzupełniać pustkę po wybranym węglu i w ten sposób zapobiegać osunięciom. Kilka takich pociągów przejeżdżało dziennie przez most i zawsze był to niesamowity widok…

Po prawej stronie pierwszego zdjęcia, na wzniesieniu, mieścił się szyb wentylacyjny, bardzo podobny do tych transportowych zwykle kojarzonych z widokiem kopalń, choć o wiele od nich mniejszy.  Dalej był budynek, w którym dyżurował elektryk, do tego jakaś rozdzielnia i „sławojka” pomiędzy drzewami. Ot i tyle. Całość okalał mur z betonowych płyt, które niżej podpisany plus minus dwadzieścia lat temu malował mieszaniną cementu i wody dla nadania im świeżego wyglądu.
Tutaj zaś mamy widok z najwyższego wtedy i dziś (choć dziś o wiele mniej) rogu ogrodzenia szybu. Miejsce z którego robiłem wcześniejsze zdjęcie jest dokładnie tam, gdzie widać czarny punkcik przechodzącego ulicą człowieka.

Prawie w tych samych czasach oddział, w którym pracowałem remontował też drugą część ogrodzenia, wymieniając uszkodzone płyty, prostując słupki i oczyszczając ich otoczenie. Maszerowaliśmy na miejsce pracy co rano tą samą drogą przez las, a potem czekali na przyjazd dźwigu. Pracę kończyło się o 14:20 żeby zdążyć spokojnie wrócić na kopalnię i punkt trzecia odbić kartę na bramie.

Pamiętam, że jedynym znanym mi „mieszkańcem” Szybu Zachodniego był tutejszy elektryk pan W., starszy, bardzo oryginalny osobnik, który niczym Skarbnik żył swoim życiem niezależnym od wszystkiego, co działo się parę kilometrów dalej, czyli w centralnej części naszego zakładu.

Płyty widoczne na tej fotografii, to jedyny ślad po drodze, która prowadziła od bramy. Sam nie wiem ile taczek betonu i zaprawy po niej przewieźliśmy.

Po co nam był beton i zaprawa? Po drugiej stronie ulicy był basen. Nie taki prawdziwy, do kąpieli, ale przemysłowy. Basen ten składał się z dwóch części połączonych rodzajem progu po przekroczeniu którego woda przelewała się dalej. Na tym to progu budowaliśmy tamę, to znaczy dwa mury, pomiędzy którymi zamocowane było zbrojenie i miał być wlany beton. Trzydzieści sześć metrów sześciennych, gdyby kogoś ciekawiło. Na samym dole oczywiście były zawory o ile pamiętam zamykane i otwierane z góry.

Pewnego pięknego dnia, gdy mury i zbrojenie były już na swoim miejscu, a pozostało nam tylko dokończyć betonowanie, cała tama rozp… (rozpadła) się w drobny mak. Zapewne dlatego, że miała ledwie kilka dni, a betonu jak wspomniałem było 36 kubików. Tego, co przeżyłem walcząc z twardniejącą mazią i własnym zmęczeniem, a w towarzystwie całego chyba oddziału budowlanego nigdy już (jak widać) nie zapomnę.

Basenu dziś nie ma. Nie ma od lat. Pozornie przynajmniej.
Przypomina mi się cmentarz w filmie „Duch”. Tam przecież chytry przedsiębiorca przeniósł tylko nagrobki, a osiedle mieszkaniowe postawił wprost na grobach żeby było taniej. I tutaj jest podobnie, choć oczywiście nie groby skrywa ta ziemia, a…

No przecież „mój” basen!!!
Hurra!

Ta szara linia to jego krawędź.  Trochę dalej jest też „bunkier”, na którego górze stał nasz majster i popatrując to na rozlany beton, to na dojeżdżającą kolejną „gruchę”, to znów na mnie powtarzał w kółko:

-„No to teraz [tutaj moje imię] napisze w gazetce, że mur się walił, a J. tylko orzeszki wpier…!”

Heh! Nie napisałem tego. Wtedy.

Dziś sobie nie odmówię ;)


2 komentarze:

  1. Ale długi był tekst, przebiegłam w 3/4 z bo pora późna,a le wróce:)kunegunda

    OdpowiedzUsuń
  2. Każda część jest osobną całością. Spokojnie. Nie zamierzam tego kasować jak na razie :) a odwiedziny zawsze mile widziane.

    OdpowiedzUsuń

Teksty z tego bloga, moją książeczkę, zdjęcia i filmy można kopiować do użytku niekomercyjnego i/lub umieszczać na niekomercyjnych stronach www, w prezentacjach, publikacjach i innych - bez prawa do modyfikowania - po podaniu autora (Portier) oraz adresu strony z której zasobów zostały pobrane (www.otoportier.blogspot.com). Wykorzystanie komercyjne jakiegokolwiek materiału wyłącznie po kontakcie z autorem i uzyskaniu jego wyraźnej zgody. Adres do korespondencji znajduje się na stronie mojego profilu w serwisie Blogger.