Kocham noc.
W jednej z licznie podkradanych przeze mnie książek z biblioteczki rodziców przeczytałem wieki temu proste, acz sugestywne wytłumaczenie strachu dzieci przed ciemnością. Z grubsza brzmiało to tak, że oto w dzień cokolwiek widzimy, nawet jeśli jest niezrozumiałe to jest też wymierne. Ma kolor, kształt, wielkość. W nocy dostrzegamy mniej (Ameryki tutaj nie odkrywam), a to, czego mrok nie pozwala nam dojrzeć wypełniamy mimowolnie wytworami własnej fantazji. U dorosłego może to być cokolwiek, ale u dziecka? Najczęściej coś przerażającego.
Jak się łatwo można domyśleć książka, z której zacytowałem ten opis była raczej nietrafionym łupem, ale to temat na inną historię. Dość, że „wypełnianie ciemności” przypomniało mi się po wielu latach w sytuacji, od której z pozoru było bardzo odległe. W czasie jednej z kilkunastu wędrówek po Polsce ciężarówką mojego kolegi zmuszeni byliśmy nocować na parkingu przed jakąś hurtownią. Przed nami majaczyły światła rampy (bez Charlie Chaplina) i zarysy ogromnych hal, za nami mruczała droga szybkiego ruchu, a po lewej uspokajająco szumiał las.
Rano okazało się, że lasu tam niet, a i nawet czegokolwiek głębiej ukorzenionego również. Dosłownie nic. Łąka. Trawa. Ani krzaczka. Mało tego! Nasz parking znajdował się w rozwidleniu dróg i zaraz za hurtownią pędziła w dal inna szosa, której odgłosy z racji odległości bliższe były szumowi niż normalnemu gwarowi samochodów. Przyznaję, że rozglądałem się wkoło nie tyle zdziwiony ile wręcz zły na samego siebie. Przecież ja ten las widziałem! Widziałem księżyc w gałęziach (w rzeczywistości za chmurami), słyszałem szum drzew (o szumie już wspomniałem) i prawie namacalnie czułem chłód czegoś nieznanego za bezpieczną granicą asfaltowego placu. A tam nie było nic. Nawet przez moment.
Uwielbiam nocne wędrówki. Zanurzanie się w nieodgadnioność. Wymieszane czasy i epoki, wywrócone na lewą stronę błyskotki nowoczesności, tajemnicze zakamarki i zagubione ludzkie punkciki pośród tego wszystkiego.
Płynę przez czarny ocean skacząc ponad wodę jak delfin, chlupocząc, wykręcając piruety, odżywając. Wciągam głęboko powietrze aż do bólu płuc. Jestem wolny! Wolny!!!
Świat śpi, świata nie ma. Nie ma nic ponad ciemność.
Kocham noc.