Próbę polemiki zacznę od tego, że dziwi mnie, iż były rzecznik prasowy byłego rządu byłej PRL uważa bierność i niezaradność za cechy ujemne, skoro przez 45 lat tak bardzo ich od nas, społeczeństwa, oczekiwano i tak były promowane na wszystkich szczeblach. Dziwi mnie, że spekulant, badylarz czy cinkciarz, a więc ludzie w dzisiejszym rozumieniu niewątpliwie zaradni, wtedy traktowani byli jak wrogowie systemu. Dziwi mnie to niezmiernie, albowiem właśnie takie osoby powinny obecnie według logiki felietonu płodzić się na potęgę, jako falanga przyszłej chwały Najjaśniejszej RP. Dlaczegóż więc nie nagradzano ich już wtedy orderami czy stanowiskami zgodnie z tą swoiście pojętą logiką? Nie rozumiem.
Przyznaję, że kwestie becikowego, a zwłaszcza jego różnicowania uważam za dyskusyjne i mogę przyjąć każdy sensowny argument za lub przeciw, niemniej we wspomnianym felietonie dostrzegam ich niewiele (Może to dlatego, że pochodzę z biednej rodziny, w której za kołnierz się nie wylewało i wswionskó ztym jezdem gópi jak bód.)
Pisząc nieco poważniej.
Nie zgadzam się absolutnie z jakimkolwiek odnoszeniem czyjegokolwiek stanu rodzinnego do jego inteligencji, zaradności czy też tym bardziej alkoholizmu, ponieważ obraża to miliony osób urodzonych w wielodzietnych rodzinach bądź posiadających takowe. Nie zgadzam się także z teorią jakoby ujemne cechy charakteru czy braki wychowania mogły być u kogokolwiek dziedziczne. Co zaś się tyczy eugeniki nie wymienionej tu wprawdzie z nazwy, aczkolwiek wychodzącej przez szwy prawie w każdym zdaniu, to pozwolę sobie zauważyć, że od zniechęcania do posiadania potomstwa korzystniejsze dla państwa jest skuteczne edukowanie społeczeństwa, aby nikomu przez myśl nie przeszło „przeliczanie” dzieci na becikowe, tak samo jak nie zabijamy się nawzajem dla uzyskania zasiłku pogrzebowego też w całkiem sporej przecież kwocie.
Ojcostwo i macierzyństwo, to, proszę wybaczyć trywialność, odpowiedzialność i jeszcze raz odpowiedzialność i to jej zasady powinniśmy wpajać dorastającym pokoleniom, po to by zrozumiały, że dając nowe życie dają jednocześnie dowód swojej dojrzałości. Nie tylko biologicznej, bo o tą akurat najłatwiej, ale moralnej i psychicznej przede wszystkim. I to jest, Panie Redaktorze, wyzwanie, to jest punkt honoru! Dla władz, dla nauczycieli, dla dzisiejszych rodziców. To tylko za minionego ustroju w dniu święta rudery zasłaniało się billboardami z Leninem żeby świat był ładny (?)
Gdyby jednak okazało się, że nie mam racji i to nie nam, biednym, niewykształconym (cytat) „prostaczkom”, a innym, niewątpliwie zaradnym, majętnym i inteligentnym przedstawicielom gatunku przyznano by prawo do rozrodu, to pewien jestem, że perspektywa konsekwencji tego faktu przynajmniej w odniesieniu co do niektórych stałaby się dla sporej części rodziców najlepszym środkiem antykoncepcyjnym w historii naszej planety.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz