Książka ta, składająca się z dwóch tomików jest lekturą tyleż trudną, co poruszającą. O ile część pierwszego tomu, mówiąca głównie o dorastaniu cesarza i objaśniająca wszystkie jego rodzinne zawiłości może być nieco nużąca, tym bardziej, że chińskie imiona są dla Europejczyków trudne do rozróżnienia, o tyle końcówka i tom drugi opisujący wydarzenia po roku 1945 są ciekawe chociażby z racji ideologicznych wolt głównego bohatera.
W pewnym momencie dociera do nas granicząca z obrzydzeniem świadomość małości duchowej autora. Jego bezwarunkowe akceptowanie coraz bardziej absurdalnych ograniczeń swojego funkcjonowania, wśród których te czysto polityczne są chyba najmniej ważne.
Strach, uległość, bezustanne poszukiwanie swego rodzaju opiekunów duchowych połączone z brakiem odwagi, każą nam oceniać zachowanie Pu Yi prawie jak bezradność dziecka. I pewnie byłoby w tym sporo racji, gdyby nie fakt, że tym „dzieckiem” jest dorosły człowiek, jakby nie patrzeć była głowa państwa, po której z natury rzeczy (?) można spodziewać się zachowań bardziej odpowiedzialnych i odpowiednich przede wszystkim.
Wspomnienia te oceniać możemy w trzech płaszczyznach. Po pierwsze, jako tylko książkę, intrygującą historię i fascynującą wędrówkę w czasie, po drugie, jako studium tchórzostwa połączonego z infantylnym, acz bezgranicznym akceptowaniem każdej siły, z którą nie można wygrać i wreszcie po trzecie i moim zdaniem najważniejsze – jako odniesienie do współczesności, do każdego z nas. Swego rodzaju przypowieść z morałem.
Przyznaję, że w którymś momencie rzuciłem tomikiem o stół zbrzydzony do granic wytrzymałości brakiem, jak mi się wydawało, odrobiny szacunku do samego siebie prezentowanym przez bohatera. Było to do tego stopnia mdłe i odstręczające, że prawie namacalne. Oślizgłe.
Po kilku godzinach zapytałem jednak sam siebie. A ty? Nie, nie co sądzisz, to wiadome, ale co byś zrobił na jego miejscu? Czy kiedy cały świat, w którym funkcjonujesz i od którego mniej lub bardziej jesteś zależny zmienia swoje oblicze o 180 stopni, miałbyś odwagę wytrwać? Załóżmy, że tak, ale wtedy pojawia się pytanie większe – po co i za jaką cenę?
Łatwo jest być bohaterem, kiedy się wygrywa, kiedy się walczy, kiedy ma się szansę, ale czasem bycie bohaterem KIEDY SIĘ PRZEGRAŁO wymaga dużo większej odwagi. I tak z ręką na sercu, kto z nas, stawiając na szali swoje istnienie byłby do niej zdolny?
On sprzedając się Japończykom, donosząc Rosjanom, kłaniając się chińskim komunistom wierzył najpierw w restaurację swojej dynastii, a potem już tylko w przeżycie. Czy ktokolwiek na tym świecie nie przeszedł tego choćby raz, choć najczęściej nie w tak dramatycznym wymiarze?
Najsmutniejsze jest to, że niezależnie od naszych szczerych intencji i jeszcze szczerszej goryczy spowodowanej tym, co w takich sytuacjach mówimy i czynimy, świat oceni nas nie za pragnienia, a za to, czego naprawdę byliśmy w stanie dokonać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz