Problemy z dodaniem komentarza? Wyślij mi go mailem - opublikuję. Adres znajdziesz w moim profilu!

Uwaga! Komentarze pojawiają się z opóźnieniem - po przejrzeniu dla odsiania spamu (i tylko jego!)


środa, 26 sierpnia 2009

Tajemniczy ogród

Pierwsze co mi się z nimi kojarzy to czarny jamnik którego nie znosiłem. Uparty, złośliwy pies. Był sobie tam za płotem, czuwał nad bezpieczeństwem swoich państwa i skutecznie zniechęcał nas do głośniejszej zabawy w pobliżu. Byli też oni. Starsze ciche małżeństwo żyjące swoim nieznanym mi życiem choć gdzieś tam jakoś ze mną spokrewnione. Wtedy było mi to obojętne. Miałem może z sześć lat. Oni tam po prostu byli. Od zawsze i na zawsze. On malował słupki ogrodzenia smołą czy czymś podobnym, ona chodziła do sklepu albo wieszała pranie.

Zmarli pół roku po sobie tak samo cicho i obco jak żyli. Jamnik też gdzieś zniknął. Został tylko pusty chylący się ku upadkowi domek. Nie, nie byłem na pogrzebie. Raz tylko odwiedziłem z kuzynem pusty dom szukając tam jakichś skarbów czy tajemnic. Znalazłem przeterminowane o trzydzieści lat proszki do prania i zarośnięte pajęczynami meble. I tak to trwało. Ogród dziczał, domek marniał, a złodzieje i miejscowi pijaczkowie co jakiś czas toczyli tu swoje małe wojny o terytorium.

Któregoś dnia na drodze zatrzymała się ciężarówka ze spychaczem na naczepie i okazało się że domek będzie rozebrany. Nie. Właściwie to nie rozebrany, bo nikt nie miał czasu ani ochoty na potyczki z tonami gruzu i drzewa. Będzie zburzony. Popołudniu zobaczyłem w ogrodzie jawnie już działających złomiarzy. Nikt ich nie gonił, nikt im nie przeszkadzał. Rwali kable, wyłamywali kraty z piwnicznych okienek… Któryś z nich widząc mnie machnął po przyjacielsku ręką proponując przyłączenie się do grupy. Poszedłem.

Skrzypiące schodki przed gankiem, ciasna sień, ciemne pokoje… Wszystko brudne i po części zdewastowane, ale jednak nadal wyglądające bardziej jak dom niż jak pusta rudera jakich wiele. Minęły długie lata odkąd byłem tu po raz ostatni. Miałem nadzieję, tak, nadzieję, że zobaczę puste pokoje i pleśń na ścianach, ale zobaczyłem dom. Nie budynek, ale DOM. Taki prawdziwy, za jakim się tęskni, o jaki się walczy, do którego się wraca. Nad przemoczonym kapiącą z dachu wodą łóżkiem wisiało ślubne zdjęcie. Jakby na przekór chwili czyste i lśniące. Spojrzałem w oczy dwojga osób na nim. Nie było tam brzydkiej grubej kobiety z koszem prania, ani zgarbionego przygłuchego dziadka którego pamiętałem z ławki przed domem na której siedział razem ze swoim psem. Zobaczyłem dwoje szczęśliwych młodych ludzi. Nawet na mnie nie spojrzeli, widzieli tylko siebie. Tak jak tego dnia kiedy przysięgali sobie wieczną miłość, tak jak tego dnia gdy on przenosił ją przez ten sam próg przez który ja sam przed chwilą przeszedłem. Byli piękni, szczęśliwi, bogaci. Bogaci przecież nie małym drewnianym domkiem w podrzędnej dzielnicy, ale sobą, swoim zakochaniem, swoją młodością, swoją nadzieją, która nawet teraz, gdy ostatni ślad ich istnienia miał rozpaść się w pył była silniejsza od rzeczywistości dookoła. -A to pan widział? – trącił mnie w ramię jeden z poszukiwaczy. -Tak. Wiem. – odparłem i odsuwając go wyszedłem najszybciej jak potrafiłem.

Obiecałem sobie, że naprawię obojętność z tych wszystkich lat, że zaraz, już, natychmiast, kupię film do aparatu i zachowam ich dom, ich zdjęcie, ich marzenia. Wycierając łzy przepraszałem ich w duchu za tych złodziei teraz i za pomstowanie na czarnego jamnika kiedyś, za obojętność, za powierzchowność, za wszystko…

Wracając następnego dnia z pracy miałem już aparat w torbie. Kupiłem rolkę filmu, zaplanowałem gdzie, co i jak sfotografuję. U dołu ulicy minęła mnie wywrotka. Na środku ogrodu ziała tylko dziura w ziemi, a zdziczałe drzewka leżały połamane gąsienicami spychacza.

Umarli.

19 komentarzy:

  1. Śliczne...Smutne...Wzruszające...

    To tylko Ja

    OdpowiedzUsuń
  2. Odpowiedzi
    1. No tak. Brrr...

      Ze strefą cienia też musimy się pogodzić, zresztą nawet jeśli nie pogodzimy, to ona nas znajdzie...

      Usuń
  3. Myślę, że oni jednak nie umarli Portierze. Ty ożywiłeś ich swoim o nich wspomnieniem. Ok! Nie zrobiłeś zamierzonych zdjęć by utrwalić ich siedlisko na obrazkach, a tym samym pamięć o nich, jednak mimo to przedłużyłeś życie tych dwojga swoim malowniczym wpisie tu na Twoim blogu. Ja czytając ten opis widziałam obrazy. Tak jakbym tam była razem z nimi i z Tobą. Teraz już para ta pozostanie i w mojej pamięci - na zawsze. Pozdrawiam i dziękuję Ci za Twje cudne malowanie słowami.

    Karolina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękny komentarz! Podaj numer konta, to zrobię za niego przelew, tak jak uzgodnilismy ;))

      Żartuję, spokojnie.

      Ta historia jest jak wszystko na moim blogu (szukaj dalej, bardzo mnie cieszy, że Ci sie podoba) autentyczna, choć starsza niż data w nagłówku, bo z 2003 roku (vide:aparat na kliszę!). Pamiętam, że gdy opisałem ja po raz pierwszy w gazetce którą wtedy wydawałem, to kolega w pracy się prawie popłakał.

      A dom, ten nowy dom, mam teraz za oknem, w ogródku obok. Inni ludzie, inne czasy, inny świat. Jakby cała epoka.

      Usuń
  4. Możesz być pewny Portierze, że będę szukać. Kocham piękno w każdej jego postaci, a Twoje opowiadania są nie tylko interesujące, ale i właśnie piękne – łapią za serce, jest w nich uczucie i życie. Będę je więc czytać i za każde podobające mi się powiem Ci dziękuję.

    Żart był dobry! Skwitowałam go uśmiechem.

    Nawiasem pisząc – wcale Ci nie słodzę! Nie mam do tego żadnego powodu. Przecież Cię wcale nie znam, nie wiem kim jesteś. Czytając Twoje wpisy, poznaję jedynie Twoją duszę, a ta coraz bardziej wydaje mi się autentycznym pięknem.
    Przywykłam zawsze mówić to co myślę. Przesyłam Ci pozdrowienia i życzenia miłego dnia.

    Karolina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ ja się bardzo cieszę, że Ci się tu podoba, przecież po to opowiadam, żeby kogoś zainteresować. Nie będę Ci podsuwał "kierunków", bo to nie miałoby sensu. Ważne jest to, że po pierwsze jestem taki jak mój blog, to znaczy moje wpisy obrazują również mój charakter, poglądy i zainteresowania, a po drugie nawet te najbardziej "ubajkowione" posty są w stu procentach prawdziwe. Niczego wymyślonego na tej stronie nie ma.

      Czasem ktoś zagląda i natyka się na wierzchu na wpis np. o tym jak płacona jest nocka w pracy, przygląda mu się i... ucieka, no bo co w tym interesującego? Ale Portier nie tylko drepta po górach, czytuje Staffa i wspomina dzieciństwo. Czasem też naprawia, poprawia albo tylko krytykuje świat :)

      PS. Wyświetliło mi się skąd jesteś (w sensie kraju). Ułaaaaa... Daleko...

      Usuń
    2. Tak, Portierze! Mam dwie Ojczyzny. Tę pierwszą, najdroższą, w której jestem zrodzona i wychowana i tę drugą również ukochaną, w której dom swój i szczęście znalazłam. Za tą pierwszą tęsknię okrutnie, tej drugiej wdzięczna jestem za gościnność i matkowanie. Obie je kocham lecz tę pierwszą więcej. To ona uczyła mnie poznawania wszystkiego, co zwie się życiem, uczyła mnie wartości najświętszych, ukształtowała moją duszę, nauczyła mnie widzieć i doceniać piękno, sprawiła, że jestem wrażliwą, a zarazem bardzo silną istotą. Ta druga moja Ojczyzna daje mi schronienie i poczucie bezpieczeństwa, nauczyła mnie, że sama jestem wartością i wyrażania bezkompromisowo własnych uczuć, pomogła mi zrozumieć, co znaczy być wolnym i szanować wolność innych.

      Usuń
    3. Zastanawiałem się czy i jak odpowiedzieć na ten komentarz, bo z jednej strony mój wpis na blogu jest na zupełnie inny temat, a z drugiej sam kwestię "ojczyźnianą" półżartem wywołałem.

      Żeby zatem nie zaogniać powiem tylko że mam inne zdanie na kwestię którą poruszyłaś, ale zostawię je być może do jakiegoś posta tylko tym sprawom poświęconego. Bez urazy.

      Usuń
    4. Nie widzę powodu dla którego miałabym się na Ciebie gniewać. Zapytałeś to odpowiedziałam zgodnie z prawdą i z tym, co czuję. Pamiętasz? Napisałam, że przywykłam mówić to co myślę. Przywykłam też szanować cudze myśli, chociaż podobnie do Ciebie, nie koniecznie muszę się z nimi zgadzać. Pozdrawiam

      Usuń
  5. Wracając do tematu, to powiem Ci, że te nawet najbardziej "ubajkowione" Twoje posty, jak i te mniej są dla mnie zwierciadłem Twojej duszy. One mi mówią jaki jesteś. A jesteś, moim zdaniem, bardzo wrażliwym, kochającym zwyczajne życie człowiekiem.

    Dzisiaj takich ludzi jest już coraz mniej – praktycznych, a zarazem romantycznych, wrażliwych, a zarazem twardo stąpających po ziemi realistów. Właśnie dlatego jest tyle życia i uczucia w Twoich opisach. To się czuje. Widzisz świat takim, jaki on jest. Czasami pięknym, czasami brzydkim, smutnym, ponurym, a z drugiej strony radosnym i kolorowym niosącym ze sobą nadzieję. Uchwytujesz te chwile i opisujesz je w taki sposób, jakby czas dla nich stanął, jakby nigdy nie przeminęły. To sprawia, że chce się do Twojego "tajemniczego" ogrodu - blogu wracać jak do domu. Chce się do niego zajrzeć, by zobaczyć, co u Ciebie słychać, co w Twojej trawie piszczy? Zwyczajnie porozmawiać.

    Zanim przestanę Ci "słodzić" - proszę bardzo, oto przykład:

    "Skrzypiące schodki przed gankiem, ciasna sień, ciemne pokoje.... Wszystko brudne i po części zdewastowane, ale jednak nadal wyglądające bardziej jak dom niż jak pusta rudera jakich wiele."

    Ten opis przywodzi mi na myśl zamieszkane domy dzisiaj, często pełne ludzi, a jednak wyglądające bardziej jak puste rudery, aniżeli jak prawdziwe domy i to pod każdym względem.

    Skoro po tylu latach nieobecności w nim życia – był przecież opuszczony przez swoich właścicieli - miałeś wrażenie, że to jest w dalszym ciągu bardziej dom niż rudera, to ja od razu wiem, że ten dom był kiedyś zamieszkany przez szczęśliwych ludzi, co Ty zresztą natychmiast potwierdzasz opisem portretu zakochanych w sobie dwojga młodych, szczęśliwych osób, widzących tylko siebie, bogatych sobą (to piękne) byłych właścicieli tego prawdziwego domu, o jakim każdy marzy. I nie chodzi tu, jak mi się wydaje, o literalny drewniany, czy murowany dom, ale o dom w sensie rodzinnego gniazda, jakich dzisiaj jest już coraz mniej.
    Opisywany przez Ciebie Portierze dom miał duszę, podobnie jak Twój jego opis ją ma.

    "Bogatych sobą", że zacytuję tu Ciebie – i to jest sedno, to jest sens istnienia człowieka ...., o czym - zdaje mi się - dzisiejsi "ludziska" zapomnieli goniąc za czymś niedoścignionym. Wszędzie szukają bogactwa, otaczają się pięknymi rzeczami, sprawiając często tylko iluzję życia, bo brakuje w nim duszy.
    Natomiast tajemniczy ogród z prawdziwym domem w nim, opisanym przez Ciebie, staje się symbolem prawdziwego życia i szczęścia i właśnie dlatego, tak mi się wydaje, opowieść ta poruszyła kiedyś Twojego znajomego prawie do łez, potem mnie i jeszcze może kogoś, kto zna prawdziwą wartość prawdziwego ludzkiego siedliska, będącego dzisiaj, dla niejednego jedynie niespełnionym marzeniem.

    Świat oszalał, już nie wie, co tak naprawdę jest dla człowieka szczęściem. Dobrze więc, że jest ktoś taki jak Ty, kto przypomina o tym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Świat oszalał. No cóż, może. Ale świat to ludzie. To my. I jeśli ktoś z nas narzeka na "świat" to narzeka też na samego siebie, na swoje zaniechania, błędy, kłamstwa. Każde z nich, choćby wynikały z czyjegoś podobnego działania skierowanego w naszą stronę moglismy zatrzymać. Ale nie zatrzymywać było wygodniej.

      Odchodząc nieco od Twoich bardzo pochlebnych (nie wiem czy zasłużenie) słów, napiszę, że mam jakoś na stałe "na wierzchu" w pamięci dziwne uczucie towarzyszące mi w chwilach, gdy okazuję się... dorosłym. Nie tyle dosłownie, ale bardziej symbolicznie. Ktoś pyta mnie jak coś wyglądało, ktoś prosi o radę, ktoś o pomoc. Gdzieś w urzędach nagle to ja jestem tym najstarszym pokoleniem naszej rodziny, bo nie ma już babci, ojca i reszty...

      A w mojej głowie całe życie to ledwie wczoraj.

      Pamiętam drobiazgi sprzed lat. Kanapki z jajkiem na twardo w stanie wojennym, zepsuty autobus, najpiękniejszą dziewczynę w naszej klasie, którą kiedyś "za gadanie" pani posadziła "z jakimś chłopakiem" - czyli ze mną. Pamiętam smaki, zapachy, obrazy.

      Traktuję czas jak okrąg wokół mnie. Sięgam po kasetę ze starym filmem i po prostu go oglądam (z kasety wlaśnie!), chcę mieć znów walkmana i go kupuję. Idę przez góry i przypominają mi się wycieczki z ojcem i nasze rozmowy. Czasem chciałbym zajrzeć na jakąś ulicę i tak bardzo boli mnie, że już jej nie ma, bo w mojej głowie ona jest i będzie. To niesprawiedliwe.

      Wyobraź sobie pamięć jako ogromny długi korytarz pełen zakurzonych teczek. Każda z nich to jakiś dzień, jakieś zdarzenie, jakiś człowiek. U mnie to wszystko jest jakby na jednym regale - mogę wrócić do rozmowy sprzed ćwierć wieku, bo wiem jaka była. Ale nie mam już z kim jej dokończyć.

      Zerknij do wpisów z 2012 roku około lutego i marca. "Bilet do Silent Hill" i "Powrót z Silent Hill". Trafiłem po kilku dekadach do szpitala w którym kiedyś byłem. Przez zbieg okoliczności na to samo piętro i tylko o dwie sale dalej niż wtedy. Tam, w przeszłości byłem osiemnastolatkiem, kimś pełnym nadziei i siły, pewnym swojej drogi. Tutaj jako prawie swój własny ojciec szedłem tymi samymi korytarzami z taką samą zieloną torbą i mogłem zobaczyć cały ten czas dzielący "nas dwóch".

      Za podwieszanym sufitem łazienki tamten młody człowiek schował list do pewnej pięknej pielęgniarki która go zauroczyła. Całe lata marzył o tym by móc wrócić i zobaczyć ją raz jeszcze. Wrócił jako dorosły, bardzo dorosły mężczyzna. O wiele za późno. Z byle jakim życiem, zarobkami, perspektywami. Ze świadomością miliona błędów.

      I nie miał odwagi sięgnąć ręką za ten sufit. Jakby nie zasługiwał już na marzenia...

      Ale tak jak TAM chodził wieczorami sam po pustych korytarzach. i tak jak tam przeżył swój sen. Choć jego bohaterkę "pozyczył sobie" tym razem z zuopełnie innej bajki.

      Dziwne to takie, śnić i mieć tego świadomość.

      Usuń
    2. Masz rację Portierze z tą wygodą człowieka. Świat oszalał na własne jego życzenie. Zawsze śpimy tak, jak sobie pościelimy. Wszystko więc zawdzięczamy sobie - i powodzenia i nie powodzenia, chociaż w dobie dzisiejszej globalizacji jednak wiele nie zależy już od nas samych. Każdy, kto wchodzi w nierówne jarzmo, dobrze wie, że będzie trudno. Jeżeli liczył, że akurat jemu się uda, to się przeliczył, ponieważ nic w życiu nie jest za darmo. Za wszystko trzeba kiedyś zapłacić swoją cenę, za każdy wybór, za każdą podjętą decyzję, za popełnione błędy i za ich brak, za wszystkie przeżyte chwile, z których składa się nasze życie. I w tym też masz rację, że:

      "... całe życie, to ledwo wczoraj.", a dorosłość potrafi zaskoczyć swoją dziecięcą bezsilnością.

      Byłam tam Portierze. Przeniosłam się na chwilę w czasie do początku roku 2012, do Twojego świata wspomnień. Coraz bardziej podobają mi się te codzienne spacery z Tobą. Są takie nieprzewidywalne, pełne wrażeń, takie osobiste a zarazem takie każdemu znane. Bo czy jest ktoś na świecie, kto nigdy nie odwiedził krainy platonicznej miłości ...? Albo czy jest ktoś na świecie, kto nie wracał do wydawałoby się już zapomnianych miejsc po to, by coś odnaleźć ...? Czy jest ktoś, kto za czymś dawnym, minionym czasami nie zatęskni ...?

      Myślę, że jeżeli nie każdy, to przynajmniej wielu z nas zanurza się od czasu do czasu w przeszłości głębi. Myślę, że dopóki istniejemy, istnieje też nasza przeszłość z nami i chociaż jej czas jest miniony, to jednak w nas ona trwa, wyciśnięta tatuażem na tablicach naszych serc, rozświetlona wspomnieniami w naszych umysłach. Udaje wiecznie trwający kosmos pełen galaktyk, gwiazd i planet w nich, ciągle zachwycający nas, mimo czasami pochmurnej nocy i złej widoczności - udaje teraźniejszość zawieszoną w próżni.

      Bo, moim zdaniem, w naszych wspomnieniach, nasza przeszłość jest ciągle żywa, jest ciągłą teraźniejszością trwającą razem z nami. Jest ciągłym tu i teraz. Wygasa dopiero wtedy, gdy w zderzeniu ze śmiercią zamykamy oczy i zasypiamy w naszym nieistnieniu, chociaż dla tych, dla których byliśmy bliskimi nadal żyjemy w ich wspomnieniach. I ten kosmos zachwyca nas nieustannie i zachwycać będzie póki iskierka życia w nas tli, bo jest on przecież małą cząstką nas, naszym wszechświatem, bo chociaż wiemy, że wiele zawieszonych w kosmosie ciał niebieskich świeci tylko światłem odbitym – jakby wspomnieniem, to jednak one istnieją, są tam razem z tymi, których światło nigdy nie gaśnie.

      Myślę Portierze, że każdy z nas i w każdej chwili życia nie tylko zasługuje na to by mieć marzenia, ale ma pełne prawo do spełniania ich. Sęk w tym, żeby się odważyć, pokonać samego siebie i swoje słabości, uwierzyć, że sny mogą stać się realem.

      I moim zdaniem, każde życie jest drogocenne, potrzebne komuś i ma sens. Ja nie mierzę ludzi wg tego, co posiadają, kim są? Dla mnie liczy się przede wszystkim to, jaki to jest człowiek? Sam napisałeś tak pięknie: "Bogaci sobą". I to jest miara człowieka, którą nazywam KARATEM, bo – "Być bogatym sobą" - to właśnie jest człowieka największą wartością. Właśnie odkryłam karatową wartość w Tobie.

      Serdecznie Cię pozdrawiam i liczę na to, że nadal zechcesz być moim przewodnikiem po Twoim pięknym, pełnym nieodkrytych jeszcze tajemnic ogrodzie.

      Usuń
    3. Podoba mi się to co napisałaś o przeszłości, która ma prawo bytu, dopóki jest ktoś, dla kogo jest ważna. Sam tak zresztą tłumaczyłem znajomym... zakup magnetowidu w 2011 roku. To tak z przymrużeniem oka rzecz jasna, a bardziej serio poczułem i chyba zrozumiałem to "prawo" w górach. Chodzę tam ubrany tak jak chodziło się w latach 80 i wcześniej - półwojskowo, półharcersko, półhimalajsko jeśli tak mogę powiedzieć. I denerwują mnie ludzie w adidaskach (czyli wszystkich tych butach trekkingowych) podpierający się dziwacznymi kijaszkami jakby byli pomidorami, które uciekły ze szklarni. A po którejś takiej wycieczce coś się we mnie zmieniło - zrozumiałem, że nie tylko ja nie muszę być jak oni, ale także oni nie muszą być jak ja. Mamy swoje wycieczki, swoje poglądy i choćby jutro pojawiła się moda na sandałki czy basenowe klapki ja nadal mam prawo traktować Beskidy jakby były nie wiem czym i wbijać się w ciężkie wojskowe buciory. Bo to ja, a tamto to oni.

      Bogactwo człowieka, cóż, wielka rzecz, ale kiedy się nie ma stabilnej codzienności, mówię stabilnej, nie dostatniej nawet, to o tą wartość trudno, bo przebijać się musi przez niezapłacony czynsz, dziurawe buty albo echo w lodówce. Nie jest to takie proste, że wartość człowieka jest czymś stałym, niezmiennym, niezależnym. Nie jest i być nie może. Często ludzie są źli, wredni, zazdrośni, zamknięci w sobie, nie dlatego, że taki ich charakter, ale np. taka ich codzienność. Bieda, choroba, problemy w domu itp.
      Takich spraw nie da się odłączyć od "duchowości".

      Co do spotykania pierwszych miłości zaś i wspomnień to zgodzę się, że wielu z nas wraca dokądś lub próbuje wrócić, ale jednak chyba mało komu dane jest jak mnie tam, dotknąć tych miejsc i tego czasu aż tak realnie. Co ciekawe gdy tam byłem trwał remont i wiem już, że tamta brama w czasie nigdy już się nie otworzy, bo wszystko będzie nowe, a mój list ktoś wyrzuci razem z gruzem za okno...
      A ja zdążyłem..

      Wędruj sobie po blogu, wędruj. Nie będę Ci niczego polecał, bo jak "ustaliliśmy" wszystko tu jest prawdziwe i moje. Masz kilka lat do przekopania, ciekaw jestem co znajdziesz interesującego. Będzie to jakaś miara wartości moich przemyśleń.

      Ukłony.

      Usuń
    4. Miło mi, że podoba Ci się coś z moich myśli. Dziękuję!

      Ha ha ha! To z uciekającymi pomidorami ze szklarni jest dobre! Rozbawiłeś mnie tym porównaniem. Masz nie przeciętną wyobraźnię. Ha ha ha! Jeszcze nigdy nie słyszałam aby ktoś przyrównał górskich turystów do uciekających pomidorów. Ha ha ha! Najzabawniejsze jest to, że ja to widzę, jakbym oglądała rysunkowy film dla dzieci.

      Tak! Góry są piękne! Też je kocham. Uwielbiam wspinanie się po ich stokach (nie jestem alpinistką), uwielbiam widoki oglądane z ich szczytów. Rozbudzają one we mnie poczucie wolności. Oddycham nią. Odbieram całym swoim jestestwem. I ta rozciągająca się przede mną przestrzeń, ten lęk, gdy spoglądam w dół z jakiegoś urwiska zmuszają mnie do okazywania górom szacunku. Wiem, że nie wolno mi ich ignorować.

      Kiedyś często wybieraliśmy się na górską wędrówkę z moimi najbliższymi. Mieliśmy takie swoje ulubione miejsce – przepiękne! Olbrzymia skała wyrastająca z dna jeziora z prostą, jakby nożem ściętą ścianą, sięgającą swoim pionem samego nieba. To na jej szczyt musieliśmy się wpierw wspinać tą oczywiście łagodniejszą stroną, przeznaczoną dla takich amatorów górskich wspinaczek jak my, aby później zejść z niego i po drewnianej kładce przedostać się na małą wysepkę, drugą atrakcję wspomnianego jeziora. Po odpoczynku na niej wędrowaliśmy dalej. Cel mieliśmy zawsze jeden – obejść jezioro dookoła, by zakończyć naszą wędrówkę popływaniem w nim i poleniuchowaniem na małej trawiastej plaży. Woda w jeziorze była taka ciemna i zimna, a dno pełne kamieni - nie zrażało nas to jednak. Dzień mijał i wracaliśmy zmęczeni, ale szczęśliwi do domu. Było cudnie!

      Masz rację Portierze, góry nie jedno pomagają człowiekowi zrozumieć, między innymi to, o czym wspomniałeś – nikt nie musi być jak wszyscy, a wszyscy nie muszą być jak jeden.

      Masz rację również w tym, że trudno jest człowiekowi zachować wartości, gdy spotyka na swojej drodze biedę, z jednym ale – trudno nie znaczy, że jest to niemożliwe. Inaczej musielibyśmy przyznać, że każdy biedak, jest nikim, bo jest biednym, dlatego godny jest tylko pogardy, a przyznasz chyba, że byłoby to daleko niesprawiedliwe stwierdzenie. Moim zdaniem, to nie bieda okrada człowieka ze szlachetności, ale jego własne słabości. Można być bogatym i łajdakiem wyzutym z jakichkolwiek wartości, a można być biednym i porządnym człowiekiem.

      Ból, choroby i cierpienia dosięgają wszystkich, podobnie zresztą jak i śmierć przed którą nikt nie zdoła uciec – ani biedny, ani ten bogaty. W sumie i tak wszystko sprowadza się do zera. Aby jednak życie nasze nie było zerem wystarczy doceniać to co się ma i tym się cieszyć, moim zdaniem, w tym odnajdywać swoje szczęście bez porównywania się z innymi, bo wartość człowieka jest w nim samym, w jego wnętrzu jest nie tylko piękno, ale i bogactwo przeżyć.

      Porównałabym człowieka do diamentu – żeby wydobyć jego piękno i ocenić wartość, trzeba go wpierw oszlifować. Szlifierzami nas, jesteśmy my sami. Często maleńki diamencik ma wartość większą od diamentu ogromnego, a wszystko zależy właśnie od szlifu, od tego jak odbiera i przekazuje światło.

      Codzienność dotyka nas wszystkich i musiałabym być bardzo naiwną, by ją ignorować. Może ona czasami przyćmić nasze światło, to prawda, ale tylko przyćmić, nie jest ona w stanie go zgasić, ponieważ każdy kolejny, rozwiązany problem, z których to składa się życie człowieka, to kolejny powód do radości, to kolejne zwycięstwo i zachęta do dalszej walki, do życia i cieszenia się nim. Człowiek twardy jest też jak diament, potrafi znieść, o wiele więcej niż sądzi. I tak jak diament potrafi zachwycić wielu swoim blaskiem. Różnica polega tylko na tym, że diamentu blask jest nieczuły i zimny.

      A pro po pierwszej miłości, to zgadza się Portierze – Twoja była wyjątkowa, bo mogłeś ją niejako po raz drugi przeżyć, bo chciałeś tego, dlatego zdążyłeś zanim zamknięto bramę w czasie.

      Pozdrawiam i życzę miłego dnia.




      Usuń
    5. Też teraz zobaczyłem te rozglądające się z przestrachem pomidory. Dobre!
      "Uciekajmy! Teraz nas nie widzi!"

      Jedno ale, żeby Cię nie zatrzymywać przy tym wpisie, bo reszta bloga czeka. Nie twierdzę, że biedny JEST gorszy. Masz rację, że to nie bieda decyduje jakim jest się człowiekiem. Uważam jednak, że biedny (lub chory, odrzucony, samotny, nie znający języka) CZUJE SIĘ gorszy. A skoro się czuje, to i czasem albo Z CZASEM zaczyna się tak zachowywać.

      Wiem po sobie. Nie wchodząc w szczegóły (a było to w pierwszej połowie lat 90) pamiętam, że nie tylko przestałem czytać książki i gazety, nie tylko zostawiłem telewizję, radio i nawet muzykę w domu, ale wręcz stały mi się obojetne, uwierające. Bo celem było - przeżyć. I to nie bohaterskie "przeżyć, bo musi być lepiej", "przeżyć, bo walczę", nie. Zwykłe małe "przeżyć jeszcze do jutra!".

      Jakiś cień tego napotkałem właśnie w górach. Z jednej strony mam w głowie taki obrazek: maszeruję jakimś grzbietem i spogladam na swoje buty z których łagodnie zsypują się drobinki piasku. Buty są wypastowane, lśniące, a ten piasek poszarza je i jakby hartuje, jak mnie słońce. I wszystko jest proste. Jest cel i jest litr wody. trzeba mysleć o tym ile łyków i kiedy, skąd wziąć następną, o której dotrzeć do celu. Bardzo męski, wręcz samczy świat, od którego na co dzień raczej stronię.
      I dopiero niedawno uświadomiłem sobie (to właśnie ta druga strona medalu), że ta samczość TAM jest ucieczką przed słabością TUTAJ. Przed moją pracą, zarobkami, problemami spadkowymi... I że te szczyty gór zdobywane przy 30 stopniach na plusie mają zastąpić mi te zwyczajne zyciowe, których pokonać nie potrafię...

      Można zaryzykować porównanie,że tym czym dla mnie są wierzchołki gór, tym dla tych umownie nazwanych tu biednych jest np. przeżycie kolejnego dnia. Bolesne, ale niepozbawione logiki.
      1. Przeszedłem tyle kilometrów, więc jestem OK
      2. Przeżylem jakoś ten dzień, więc nie jest tak źle

      Dwa jeszcze, ale nie wiadomo jak długo odległe od siebie punkty na tej samej chyba jednak skali słabości.

      A teraz zapraszam Cię do marszu na kolejny wpis :)) Tu już zakończmy, bo mi Google każde odkupić im twardy dysk za te tasiemcowe wpisy.

      Usuń
    6. Wiem, okropna ze mnie gaduła. Przepraszam.

      Do miłego spotkania na innej stronie.

      Usuń
    7. NIe gaduła, tylko mądra osóbka, ale my tu gadu gadu pod jednym postem, a ja zwyczajnie ciekaw jestem co sądzisz o innych wpisach. Absolutnie Cię nie poganiem ani tym bardziej nie wyganiam.

      Usuń

Teksty z tego bloga, moją książeczkę, zdjęcia i filmy można kopiować do użytku niekomercyjnego i/lub umieszczać na niekomercyjnych stronach www, w prezentacjach, publikacjach i innych - bez prawa do modyfikowania - po podaniu autora (Portier) oraz adresu strony z której zasobów zostały pobrane (www.otoportier.blogspot.com). Wykorzystanie komercyjne jakiegokolwiek materiału wyłącznie po kontakcie z autorem i uzyskaniu jego wyraźnej zgody. Adres do korespondencji znajduje się na stronie mojego profilu w serwisie Blogger.