Pierwszy rower w moim życiu pojawił się równo z pierwszym kotem, czyli w czasach w których "Bravo" kupowało się w antykwariatach, a szczytem słodyczy w osiedlowym sklepie był dmuchany ryż albo perłowe landrynki.
Dawno.
Poobijane kolana, poprute spodnie i koszulki, posiniaczone ręce i nawet (dosłownie rozumiane) czołowe zderzenie z rusztowaniem znaczyły mój szlak kolarski.
Nigdy przy tym nie bawiłem się w sport, w jakieś treningi, testy wytrzymałościowe czy kilometry do przejechania. Dla mnie to pozerstwo. Rower służył mi albo do załatwiania jakichś spraw czy jeżdżenia na spotkania z równieśnikami albo do "pustej" jazdy dla odświeżenia myśli i ciała. Bez założeń gdzie, jak szybko i jak długo.
Były też jazdy rodzinne. Całe moje dzieciństwo to poranne niedzielne wycieczki "na Trzy Stawy" i niezapomniane śniadania na trawie, a potem kąpiele czy opalanie. Ale to co innego, bo przecież wtedy byłem tylko pasażerem na bagażniku dokręconym wyścigówki ojca. Na prawdziwe spacery rowerowe czas przyszedł później.
I jedna była taka trasa, którą zapamiętałem szczególnie, może dlatego, że najczęściej na nią wracaliśmy, ale też przez to pewnie że była pierwszą jaką zwiedziłem z rodzicami.
Ligota, ulica Medyków, okolice szpitali i mojego późniejszego miejsca pracy - Akademii Medycznej. Potem Śląska i pętla autobusowa, a dalej już tylko las...
"Pałacyk Gierka" który nigdy żadnym pałacykiem nie był, ale miał legendę i cicha, szeroka, wysypana "czymś tam" droga prowadząca do trasy szybkiego ruchu Katowice - Mikołów. Podobno poniemiecka.
Gdzieś w połowie tego szlaku było odgałęzienie, którym obok pomnika pomordowanych przez hitlerowców katowickich harcerzy dojść czy też dojechać można było do kąpieliska Starganiec. Po wizycie tam wracało się już konwencjonalnie ulicami Owsianą i Panewnicką do punktu wyjścia.
I właśnie o ile z okresem wczesno i bardzo wczesno dziecinnym kojarzą mi się rodzinne wypady na Trzy Stawy na przykład, o tyle jako nastolatek i "młody dorosły" zapamiętałem trasę Ligota - Starganiec - Ligota jako pewien symbol. Wiele, bardzo wiele trudnych rozmów z moim ojcem odbyło się właśnie tu, w drodze lub podczas odpoczynku. Czasem też zarówno mając lat 12 jak i 25 także tutaj dowiadywałem się czegoś nowego o zdawałoby się tak dobrze znanej mi dzielnicy i jej przeszłości.
Tu po prostu jakimś cudem lepiej się z rodzicami, a zwłaszcza z tatą (bo to głównie z nim jeździłem) dogadywaliśmy.
---
Mamy rok 2011. Ojciec nie żyje od lat. Świat jest zupełnie inny. Pewnie ja też jestem.
Kupiłem rower po latach przerwy rok temu. Pojeździłem trochę po okolicy, ale wydawało mi się to mało interesujące, bo wszystko wokół to beton i asfalt, a "zwiedzanie" kolejnego osiedla mało mnie pociągało. Uznałem, że pojazd ten będzie więc tylko jak u innych czasem środkiem lokomocji do pracy, czasem do sklepu czy kiosku. Urozmaiceniem.
A kilkanaście dni temu trafił w moje ręce przewodnik po Katowicach. Nie po to przecież żeby się ich uczyć, ale po to by powspominać dzieciństwo, bo wydano go, gdy miałem ledwie pięć lat.
Tamten świat znam, rozumiem, akceptuję. Nienawidzę komuny, partii i całego tego czerwonego zaboru, ale bary mleczne, zadbane parki, normalne miasto bez koszmarków ze szkła i aluminum, bez reklam na każdym budynku nawet mi się podobało. W takim przecież dorastałem.
Uśmiechnąłem się widząc "trasy zwiedzania". Co można zwiedzać w Katowicach? Może jakieś muzeum, ok, ale tak normalnie? Łazić i co?
A tam ktoś wymyślił np. trasę taką...
Z dworca kolejowego w Katowicach Ligocie poprzez jej centrum, obok Bazyliki, szpitali i domów akademickich przez ośrodek wypoczynkowy Zadole (o nim też kiedyś tu wspomnę), aż przez las do Stargańca. W zasadzie to tak od połowy "moja droga"!
Dlaczego by znów nie spróbować?
Wstałem dziś o szóstej i wyciągnąłem rower z komórki. Zupełnie inaczej niż zwykle. Zupełnie tak samo jak wtedy.
---
Najpierw więc jak opowiadałem na wstępie ulica Medyków. Tutaj od lat 70 zmieniło się bardzo niewiele. Poza nową aulą Zakładów Teorii Medycyny (budowałem ją!) i upadkiem betoniarni mieszczącej się na styku z ulicą Śląską wszystko jest jak dawniej.
Pora zatem na pierwsze zdjęcie. Ulica Śląska - wjazd do lasu za pętlą autobusową.
Przez kilkaset metrów jest to jeszcze typowa asfaltowa droga. Potem, gdy po prawej miniemy "Pałacyk Gierka" zmienia się w leśną, dziś chyba jednak o wiele węższą niż przed laty ścieżkę...
...którą dojeżdża się po minięciu rozwidlenia do pomnika o którym pisałem wyżej.
Pomnik ten usytuowany jest w pewnym oddaleniu od głównego szlaku. Po powrocie na trasę jeszcze tylko kilka minut dzieli nas od kąpieliska Starganiec...
Kąpielisko... Mocne słowo. Ostatni raz oglądałem je na początku lat 90. Wtedy jeszcze była tu i prawdziwa plaża i prawdziwy bar i ławeczki nad wodą. Potem miejsce to stało się głośne ze względu na bardzo nieoficjalną plażę naturystów, a dziś...
A dziś wygląda toto jak Puszcza Białowieska. Tyż ładnie na swój sposób.
Basen i dawne zabudowania "około barowe". Smutne resztki dawnej świetności, choć i tak kilka lat temu było tu podobno dużo gorzej. Tak czy siak można usiąść i powspominać.
A na koniec jeszcze jedno spojrzenie na wodę.
I na las, zupełnie jak ten z "Wysokich drzew" Staffa.
Teraz już tylko "gaz do dechy" ulicą Owsianą...
Cóż za piękny niedzielny poranek, prawda tato?
----------------