Problemy z dodaniem komentarza? Wyślij mi go mailem - opublikuję. Adres znajdziesz w moim profilu!

Uwaga! Komentarze pojawiają się z opóźnieniem - po przejrzeniu dla odsiania spamu (i tylko jego!)


środa, 11 marca 2020

Nie dla idiotów

Dziś po raz pierwszy od dziesięcioleci, jeśli nie w ogóle po raz pierwszy w życiu, usłyszałem w sklepie, że nie ma soli. SOLI!!! I to nie w sensie, że nie ma, bo "wyszła" i pani z paleciakiem zaraz ją z magazynu dowiezie. Nie. Ona została wykupiona do zera po raz któryś z rzędu jak mi powiedziała jedna z ekspedientek, przez panikarzy, tych samych, którzy od kilku już dni pakują do wózków po dziesięć kilo mąki, cukru, czy makaronu, które to produkty, mogę się założyć, najdalej za kilka miesięcy i tak wywalą na śmietnik.

Jechałem wczoraj po sklepie za taką osobą. Pchała największy z dostępnych wózek a zwinnie przemieszczający się między półkami jej prawdopodobnie wnuczek podawał na żądanie kolejne paczki ryżu (chińskiego przecież, co za ironia!), mielonki, zgrzewki jajek i makarony. Minął nas też po chwili pan z klasycznie komunistycznym naręczem papieru toaletowego i kilkunastoma mydłami w woreczku. A przy kasie takich samych i podobnych im było jeszcze całe mnóstwo.

Zastanawiam się co im jest. Wierzą, że jeśli obłożą się makaronem i zasypią płatkami, wirus ich nie dostrzeże? Mają nadzieję, że przekupią złe moce puszką Turystycznej z zawartością MOM-u 50 % czy też może po prostu zgłodnieli? Na Boga jedynego, nie wiem!

Ale jedno wam powiem, miłościwie nam kupujący. Pomyślcie! Napędzacie swoim infantylnym strachem kolejnych potencjalnych panikarzy (Nie ma soli? Idę do drugiego sklepu i kupuję całą paletę!), ośmieszacie się pokazując jak łatwo można wami manipulować i wreszcie, co nie bez znaczenia, nabijacie kieszeń handlarzom, którzy dzięki wam czują się przeszczęśliwi.

Czy ktoś powiedział, że koronawirus przenosi się na zwierzęta i masowo zdychają kury, krowy, świnie czy indyki w związku z czym nie będzie co jeść? 
NIE.
Czy ktoś powiedział, że koronawirus zabija rośliny i w wyniku tego nie urosną zboża, nie będzie ziemniaków, buraków cukrowych czy innych pomarańczy?
NIE.
Czy abstrahując od pustych półek np. we Włoszech słyszeliście o tysiącach ludzi umierających z głodu w wyniku epidemii koronawirusa, zjadających się nawzajem albo polujących na okoliczne koty? 
NIE.

I wreszcie najważniejsze. Na ile nazbieracie tych zapasów? Na tydzień, dwa, trzy? Co to zmieni?
Przyszło wam do głowy, że jeśli nadszedłby dzień w którym nie byłoby już niczego do kupienia, na ulicach słaniałyby się jak w filmach klasy C stada zombi, a za bochenek chleba można by było dostać samochód, to wyjmując z szafy ten wasz ryż wyjmowalibyście i tak nie swoje bezpieczeństwo, ale ostatni, przedostatni czy najwyżej przedprzedprzedostatni posiłek na tym padole? 

Pomyślcie o tym i zachowujcie się jak dorośli, bo wstyd mi za was jak jasna cholera.



niedziela, 1 marca 2020

Pandemia głupoty i wyrachowania

Z racji choroby z którą się od jakiegoś czasu zmagam muszę stosować okłady z płynu, który ma między innymi choć nie tylko działanie bakteriobójcze. Płyn ten nie należy do jakichś szczególnie popularnych specyfików i też ma swoje zamienniki, tańsze, o węższym zakresie oddziaływania czy po prostu popularniejsze. Ale cóż, ja muszę stosować akurat ten. Do tej pory wyglądało to tak, że owszem, aptekarz czy aptekarka wygrzebywali mi ów lek gdzieś tam z piętnastej z kolei szuflady, jako dosłownie i w przenośni niszowy, ale jednak z zakupem nie było problemu. Dziś okazało się, że po moim preparacie słuch zaginął. Jedna, druga, trzecia apteka i nic. Zamówienie? Nie ma w hurtowniach. Kiedy będzie? Nikt nie wie.

Wszystkiemu winny koronawirus. Potencjalne zagrożenie. Realny strach. A w ich cieniu globalna pandemia głupoty i wyrachowania. 

Nie ma aptekach maseczek. Nie ma płynów antybakteryjnych. Ludzie kupują jedno i drugie na potęgę, choć tydzień wcześniej myli ręce raz czy dwa dziennie a prosto z ubikacji szli na przykład zapalić i nie robiło im to problemu. Sklepy z materiałami budowlanymi stały się nagle prawie że aptekami, a bezwartościowe nawet w swoim podstawowym zastosowaniu papierowe maseczki przeciwpyłowe o wartości powiedzmy kilkudziesięciu groszy za sztukę najspokojniej w świecie sprzedaje się jako antywirusowe za co najmniej dychę. A ludzie i tak biorą to jak szaleni. 

Można tłumaczyć, wskazywać bezwartościowość masek BUDOWLANYCH w kontakcie z wirusem a ograniczoną moc (zależną zresztą w sporej mierze od umiejętności zakładania i zdejmowania) tych droższych, faktycznie do użytku medycznego. Nieważne. Gdyby ktoś ogłosił, że od koronawirusa uchronić nas może jedzenie dajmy na to pieczarek w occie, słoiczek kosztowałby z miejsca jakieś dwie stówy a i tak zniknąłby ze sklepów.

Oceniając to na spokojnie, można się śmiać. Co więcej, uważam, że należy się śmiać (chyba, że ktoś uznaje poprawność polityczną), bo pokazujemy, że dwudziesty pierwszy wiek, Internet, wykształcenie i media to jedno, a jak dobrze pokombinować to starczy szczypta wiejskiego marketingu i staczamy się w intelektualne średniowiecze. I to jest śmieszne, nie ma co udawać. 

Śmiesznym być jednak przestaje, gdy się pomyśli o ludziach, którym zabrano płyny np. do przemywania zakażonych ran i zostawiono ich z karteczką "nie ma" w aptece, ponieważ jeden z drugim wykarmiony panikarskim bełkotem Kowalski myją teraz ręce medycznym specyfikiem, którego w tej roli z nadwyżką zastąpiło by zwykłe mydło, lub niech tam już, Protex jeśli kto woli. Albowiem niestety, w drugą stronę taka zamiana nie zadziała.

Czyli co? Głupota? Infantylizm? Naiwność? Bezmyślność? Po stokroć tak.

Koniec, kropka? 

No właśnie nie. Niestety nie. Jest jednak jeszcze coś bardziej szkodliwego jak się okazuje. Oto szukając "swojego" płynu na okłady trafiam na znany portal aukcyjny, gdzie tenże środek w ilości dwóch opakowań sprzedaje miedzy innymi pewien pan za znośną, bo bliską "droższej aptekarskiej" cenie 69 zł. Z obowiązku tylko wysyłam zapytanie czy to na pewno za oba opakowania. Odpowiedź rozkłada mnie na łopatki. Gdzie tam! Za jedno. Drugie zresztą już się sprzedało.

Zaraz, zaraz. W aptece internetowej od ok. 27 do 32 zł, w aptece stacjonarnej od ok. 30 do 36 zł, a tu u pana z aukcji dwa razy więcej... Za to samo. I cóż tam, cena nie gra roli, ktoś już przecież kupił, za chwilę kupi następny.

Bazując na naszym strachu, na potrzebie posiadania tego akurat specyfiku, na trudnościach w zaopatrzeniu taki ktoś wydał sobie powiedzmy wczoraj w aptece góra 70 zł a dziś chce drugie tyle zebrać od naiwnych.

I to już nie jest śmieszne. To już jest obrzydliwe.






Teksty z tego bloga, moją książeczkę, zdjęcia i filmy można kopiować do użytku niekomercyjnego i/lub umieszczać na niekomercyjnych stronach www, w prezentacjach, publikacjach i innych - bez prawa do modyfikowania - po podaniu autora (Portier) oraz adresu strony z której zasobów zostały pobrane (www.otoportier.blogspot.com). Wykorzystanie komercyjne jakiegokolwiek materiału wyłącznie po kontakcie z autorem i uzyskaniu jego wyraźnej zgody. Adres do korespondencji znajduje się na stronie mojego profilu w serwisie Blogger.