Problemy z dodaniem komentarza? Wyślij mi go mailem - opublikuję. Adres znajdziesz w moim profilu!

Uwaga! Komentarze pojawiają się z opóźnieniem - po przejrzeniu dla odsiania spamu (i tylko jego!)


sobota, 11 listopada 2023

Dzień Podległości

Pod moim oknem gigantyczna kopara ładuje właśnie kamień na ogromną wywrotę. Jest siódma rano, Święto Niepodległości. Nikomu to jakoś nie przeszkadza. Nikt nie ma pretensji do robotników, oni sami też nie wyglądają na pokrzywdzonych, a Straż Miejska, do której zadzwoniłem, twierdzi że żadnego mandatu wystawić nie może. Niestety, jak to dodała ku mojemu pocieszeniu pani operatorka.

Wyjdę tutaj na strasznego janusza, ale jestem w wieku, w którym nie mam już za bardzo innego wyjścia. Gdyby tak za komuny, powiedzmy 22 lipca ktoś odważył się pracować i do tego hałasować... O rany, myślę, że skończyłoby się w sądzie. Czyli co, komuna była bardziej patriotyczna niż wolna RP? Na pewno nie, ale z całą pewnością bardziej zdyscyplinowana.

Oczywiście, dla jasności zupełnej dodam, że 22 lipca to dla mnie żadne święto, ale o ile do tego dnia a zwłaszcza jego wyznawców było, jest i będzie mi zawsze jak najdalej, o tyle szokuje mnie, że WTEDY nie milicja, mandat czy sprawa w sądzie były straszakiem na takich nadgorliwców nadgodzinowców, a zwykłe ludzkie przekonanie, że nie i już. Po prostu w święto się nie pracuje. 

Nie pracowało się 1 maja, nie pracowało 22 lipca i nie pamiętam aby ktoś do tego kogoś zmuszał czy za pracę karał. Od 1989 roku wszystko się odmieniło. Nie chciałbym nikogo obrazić, bo wiem, że wielu jest Polaków myślących jak ja, ale czasem niektórzy zdają się sprowadzać wszystko to kwestii ceny. Jeden powie, że jak zapłacą mu "więcej" to przyjdzie, inny, tradycjonalista taki bardziej, zaznaczy, że nie "więcej" a konkretnie dwa razy tyle ile za zwykły dzień, ale zdarzy się pewnie wielu takich co po prostu potrzebują kasy i nawet za zwykłe stawki też się pojawią.

Przeraża mnie to, jeśli mam być szczery. I przypomina przy okazji jedną z moich dawnych rozmów o pracę, gdy zaznaczałem, a miałem być zatrudniony na zleceniu, podkreślam to, że nie chcę w miesiącu więcej godzin niż limit etatu. Pani kadrowa bardzo się poruszyła. Ale jak to tak? Dlaczego? A ile pani pracuje? - zapytałem. No... normalnie... od ósmej do szesnastej od poniedziałku do piątku. Widzi pani! No to ja właśnie też.

Nie przyjęli mnie.

Świat się zmienia, ja wiem. Kiedy zaczynałem swoje dorosłe życie za kanapkę z wędliną przyniesioną do pracy w piątek dostałbym ileś krzywych spojrzeń, za taką samą kanapkę w Wielki Piątek, po prostu oberwałbym w pysk. Dobrze to czy źle, muzealnie czy nowocześnie, coś trzeba w życiu szanować, trzymać się jakichś zasad.

Widzieliście Państwo te ogłoszenia w których to "można zarobić nawet do... (i tu kwota, niech będzie 10000 zł)? Zawsze tam są gwiazdki, dopiski i zastrzeżenia. Jeżeli bez chorobowego, jeżeli z sobotami, jeżeli z pełną premią, jeżeli z wykonaną normą itd. A powinna być podana wypłata za jak to mówię "święte osiem godzin" właśnie od poniedziałku do piątku. I wtedy wiesz, co możesz mieć więcej, jeśli czegoś swojego, życia dokładnie, będziesz mieć mniej.

W firmie z której ponad rok temu odchodziłem ludzie pracujący po godzinach albo w soboty dostawali gołą stawkę jak w tygodniu i to jeszcze pod stołem. Za dwudniową delegację coś tam więcej niż stawka, ale na pewno symbolicznie i oczywiście nie za od świtu do zmroku a tylko za powiedzmy 10 godzin mimo spania byle gdzie i bycia dwie albo trzy doby poza domem. NIKT nie miał nic przeciwko, nikt nie zgłaszał uwag, gdy przyszedł inspektor z OIP. Mało tego, bronili jeszcze kierownictwa, które przecież ich okradało. Ale bronili. A co powiecie Państwo na mojego kolegę, który z co prawda zwykłym, ale jednak solidnym przeziębieniem w epoce COVID-19 stawił się czerwony z gorączki do pracy tylko dlatego, że kazano mu rozładować widlakiem ciężarówkę, co na dobrą sprawę mogło zrobić trzech innych będących wtedy na dniówce? Przez myśl mu nie przeszło, że nawet telefonu nie musi odbierać na dobrą sprawę. Jak to niby tak?! Przecież jeżeli szefowa każe, to co on, biedny, ma do gadania?

Nie rozumiem takich ludzi. Ktoś kiedyś strajkował o wolne soboty, a oni nie chcą wolnych sobót, ktoś ginął na barykadach o ośmiogodzinne dniówki (zawsze powtarzam - wymyślone po to, żebyśmy my, robotnicy, nie byli tępymi robolami, a mieli czas nie tylko na rodzinę i dom, ale też własne zainteresowania i nowe możliwości) a ci "mieszkają" w pracy i tak dalej i tym podobne.

We wspomnianej już komunie za celebrowanie święta 11 listopada choćby tylko złożeniem gdzieś kwiatów można było zaliczyć masaż milicyjną pałką. Dziś to święto jest świętem, a idiotyczny 22 lipca nie, i większość ma to w nosie. Jedni jako święto, inni jako prawo do święta. No, nie sposób nie wspomnieć i o tych, co to wolne ok, fajnie, że jest, ale dlaczego Biedronka jest nieczynna? Albo jak to oni teraz piszą "nie czynna".

I nie wiem czego bać się bardziej. Tego że sami siebie i swoich praw nie szanujemy, czy tego, że i tak pomyślisz, że po prostu przeszkadza mi hałas tej koparki i dorabiam do tego ideologię...




Obrazek: Sztuczna Inteligencja

czwartek, 9 listopada 2023

Portier - Niemcy 1:0

Z dumą i radością informuję, że udało mi się doprowadzić do usunięcia zdjęcia wiaduktu w Łabajowie ze strony niemieckiej organizacji tzw. "wypędzonych". Jest to może sprawa drobna, ale jednak symboliczna i dla mnie osobiście bardzo ważna. Jak napisałem w poprzednim poście po stwierdzeniu ze zdumieniem i oburzeniem, że niemieccy "wypędzeni" jako główne zdjęcie swojego serwisu zamieszczają fotografię polskiego  wiaduktu, odnalazłem autora tego obrazka i skontaktowałem się  z nim informując o zaistniałej sytuacji a jednocześnie zwróciłem się z odpowiednim zapytaniem do organizacji Landsmannschaft Schlesien poprzez ich formularz kontaktowy.

Autor zdjęcia odpowiedział mi już po kilkunastu minutach dziękując za czujność i zaznaczając, że musi zweryfikować, czy to aby na pewno jego dzieło (ta sama fotografia, inaczej przycięta, a zrobiona z tego samego miejsca i w tym samych warunkach jest w jednym z serwisów podpisana jego nazwiskiem, więc biorąc pod uwagę, że jest zrobiona z drona, nie ma według mnie mowy o pomyłce), ale dodał też, że byłoby dla niego bulwersujące, gdy znalazła się tam bez jego wiedzy i zgody. Następnego dnia otrzymałem także odpowiedź z Niemiec w której napisano między innymi, że "motyw obrazu zostanie sprawdzony i w razie potrzeby zmieniony. W brzmieniu dosłownym: "Sehr geehrter Herr, wir werden eine Prüfung des Bildmotivs vornehmen und gegebenenfalls ändern".

Podkreślam tutaj, że względy prawa autorskiego w tym zgody autora na publikację w serwisie tego akurat pokroju były dla mnie ważne, ale nie najważniejsze, stąd w moim liście zwróciłem przede wszystkim uwagę na polski charakter wiaduktu oraz wpływ wojny rozpętanej przez Niemcy miedzy innymi na planowaną budowę trasy kolejowej Wisła Głębce - Istebna - Zwardoń a także poinformowałem (?) ziomkostwo, że to właśnie hitlerowski okupant zniszczył tablice pamiątkowe na obu wiślańskich wiaduktach. Jest dla mnie bezdyskusyjne, że w tej sytuacji zamieszczanie tej fotografii jako głównego tła w serwisie internetowym tzw. "wypędzonych" jest dla Polaków obraźliwe.

Tło historyczne jest zresztą szersze. Po pierwsze "niemieckie wspomnienia" kończą się na 1945 roku i nie widzę powodu, dla którego serwis wyżej wspomniany miałby (niezależnie od kwestii autorskich) prawo zamieszczania fotografii polskich miast jako wyrazu swoich tęsknot. Chyba, że udział w ich niszczeniu uznać za wstęp do odbudowy i rozbudowy po wojnie. Krótko mówiąc, jeżeli się unika jak ognia słowa Polska oraz polskich nazw to nie ma się też prawa MORALNEGO do podpierania swoich tekstów współczesnymi zdjęciami. Po drugie nieco inaczej można by spoglądać na miejscowości które do grudnia 1937 roku (czyli przed rozpoczęciem wszelkich aneksji) znajdowały się na terenie Niemiec niż na te do których ci sami Niemcy wjechali czołgami w 1939. I wreszcie kwestia ostatnia, w odniesieniu do "mojego" wiaduktu, ale stanowczo nie tylko, najważniejsza. 
Mniejszość niemiecka w Polsce Anno Domini 1939 okazała się w ogromnej większości piątą kolumną, żeby nie użyć słów mocniejszych, co w sposób wręcz podręcznikowy miało miejsce miedzy innymi w Beskidzie Śląskim. Mniejszość ta korzystała w naszym kraju z szerokich praw, a troska o dobre stosunki z Rzeszą sprawiała, że łagodzono ze strony polskiej wszelkie konflikty próbując zagłaskać rzeczywistość. Bezkompromisowa (w odpowiedzi na prowokacje, nie sama z siebie) polityka takich ludzi jak wojewoda Michał Grażyński, to niestety jeden z niewielu chlubnych wyjątków. 

Tym samym jak można zaakceptować takie zawłaszczanie naszej rzeczywistości? Nie można.

Nie można i już nie trzeba. Niemcy właśnie usunęli zdjęcie polskiego wiaduktu ze swojego serwisu zamieniając je na zdjęcie Wrocławia, co już wygląda dużo lepiej, choć z pewnością nie idealnie. 

Idealnie bowiem było by gdyby dopisali tam, że to Wrocław, a nie przypadkiem Breslau. 
Breslau skończyło się w 1945.








sobota, 4 listopada 2023

Was ist das, was ist los?

Czytam ja sobie ostatnimi czasy książkę opisującą stosunek Republiki Federalnej Niemiec do granicy na Odrze i Nysie Łużyckiej w czasach wczesnego PRL-u. Książka ciekawa, nie powiem, nawet, mimo roku wydania, nie skalana za bardzo komunizmem (były takie kwestie polityczne w których władza wiedziała, że nie musi czarować, żeby naród był po jej stronie) i generalnie dobrze napisana. Jest tam o prawie, o kartografii, o wydawnictwach wszelakich, zjazdach z darmowym wurstem, specyficznym słownictwie i wielu jeszcze innych aspektach problemu, w tym oczywiście o słynnych Związkach Wypędzonych. Kto żył w PRL-u, ten pamięta jak nas straszono ziomkostwami a zwłaszcza panami Hupką i Czają. 

Co ciekawe, to już tak bardziej na marginesie, sam Herbert Czaja po 1990 roku bywał w Polsce i wspomagał swoją pracą władze województwa opolskiego, ale nie przeszkadzało mu to jeszcze kilka lat później twierdzić, że dałoby się to i owo do Niemiec przyłączyć, bo przecież Polakom pod niemieckimi rządami żyło się wiele lat zupełnie dobrze. 

Brednie? No jasne że tak. W końcu w Polsce też są ludzie którzy słysząc o ataku Rosji Putina na Ukrainę zaczęli kalkulować odzyskanie Lwowa. Nie ma sensu się nad tym rozwodzić. Pomieszanie wspomnień z tęsknotami i z... pomieszaniem. Dopóki to prywatna sprawa jestem w stanie to zrozumieć.

A kiedy przestaje być prywatną?

Taki oto obrazek przywitał mnie na stronie (w wolnym tłumaczeniu) Śląskiej Drużyny, czyli regionalnego związku wypędzonych. Gdzieś już to widziałem...

Najpierw otworzyłem Mapy Google, ale pewności nie miałem, potem poszukałem artykułów na portalach turystycznych i wszystko stało się jasne. Wiadukt w Łabajowie. Wisła. Versteht ihr, Genossen? Wisła, eine alte deutsche Stadt im alten Deutsch-Schlesien.

Zdjęcie ze strony polskazachwyca.pl

No i teraz mam problem, bo chciałbym kulturalnie. Ale jak? Mimo wszystko spróbujmy.

Osobną kwestią jest samo zdjęcie, po odnalezieniu na innych stronach raz określane jako "wolne", a innym razem mające konkretnego autora i stronę macierzystą (Marcin Baranowski - Mosquidron), tu jednak jedno drugiego nie wyklucza, choć postanowiłem powiadomić autora o tym kto i gdzie jego fotografię wykorzystuje. Sprawa jest jednak dużo poważniejsza.

Jeżeli nawet przyjmiemy, że strona takiej organizacji jak "Drużyna Śląska" zajmuje się tylko pielęgnowaniem wspomnień, osobna rzecz, czyich, bo urodzeni z końcem wojny mają dziś po 80 lat, ale ok., to pozostaje jeszcze kwestia dobrego smaku oraz znajomości historii.

Wiadukt postawili Polacy około roku 1933 w trakcie budowy linii kolejowej do Zwardonia przez Istebną, gdy w tym samym czasie Niemcy zajmowali się budowaniem zupełnie, ale to zupełnie innych obiektów. Nie można nawet powiedzieć, że dołożyli jakąś swoją cegiełkę, bo stało się wręcz przeciwnie, zniszczyli w czasie okupacji tablice pamiątkowe opisujące TYLKO kto i kiedy wiadukt zaprojektował i wybudował. 

Krótko i węzłowato. Guzik mają panie i panowie "wypędzeni" do wiaduktu, który ich rodacy zdewastowali i którym także z winy ich rodaków oraz pewnego austriackiego kloszarda nie prowadzi dziś linia kolejowa do Zwardonia a tylko kilkaset metrów dalej, do Głębiec. Guzik, powiadam!

***

O zdjęciu poinformowałem autora oraz osobno złożyłem zapytanie niemieckiemu stowarzyszeniu Die Landsmannschaft Schlesien.


Zdjęcie - Sztuczna Inteligencja

Teksty z tego bloga, moją książeczkę, zdjęcia i filmy można kopiować do użytku niekomercyjnego i/lub umieszczać na niekomercyjnych stronach www, w prezentacjach, publikacjach i innych - bez prawa do modyfikowania - po podaniu autora (Portier) oraz adresu strony z której zasobów zostały pobrane (www.otoportier.blogspot.com). Wykorzystanie komercyjne jakiegokolwiek materiału wyłącznie po kontakcie z autorem i uzyskaniu jego wyraźnej zgody. Adres do korespondencji znajduje się na stronie mojego profilu w serwisie Blogger.