Problemy z dodaniem komentarza? Wyślij mi go mailem - opublikuję. Adres znajdziesz w moim profilu!

Uwaga! Komentarze pojawiają się z opóźnieniem - po przejrzeniu dla odsiania spamu (i tylko jego!)


sobota, 16 kwietnia 2016

Porady spod lady, czyli Pan Portier Poleca

Kilka tygodni temu zdarzyło mi się czytać na pewnym blogu wpis, który autorka nazwała recenzją bądź też testem, dziś już nie pamiętam, ale w każdym razie czymś, co wynikało jak można się było spodziewać z jej doświadczenia z danym produktem. Zastanowiło mnie, że przedmiot owego testu, delikatnie mówiąc z dolnej strefy średniej półki pisząca obsypywała tam pochwałami w sposób aż zabawny przyozdabiając jeszcze swoje wynurzenia nadzwyczaj profesjonalnymi zdjęciami w dużej rozdzielczości... Oczywiście, o czym dziś będzie, ja także znam czy mam rzeczy, które uważam za wyjątkowo dobre, ale nie dlatego, że ktoś mi za to (nimi chociażby tylko) płaci. A tak właśnie było, czego doczytałem się dopiero przy końcu posta, w tym konkretnym wspominanym przypadku. I to mnie, nie będę ukrywał, co najmniej zniesmaczyło.
 
Powie ktoś, że przecież nie ma konfliktu między tym, by coś dostać od producenta czy dystrybutora, a tym by uznać to za bardzo dobre. Zgoda. Ale to tak jak nie ma niczego złego w tym, by np. jakiś pan dyrektor zatrudniał swojego syna. Niby nie ma, ale ryzyko braku obiektywnej oceny jednak istnieje. Zwłaszcza, gdy recenzujący nie jest kimś zajmującym się jakąś tam branżą stale, najlepiej profesjonalnie lub półprofesjonalnie a po prostu blogerem, któremu podesłano karton czekolady, odkurzacz czy fajny rower. Nie musi zresztą słodzić i słodzić, wystarczy, że nie wspomni o wadach i już jest jasne. Że ściemnia. 
 
Nie piszę tego wszystkiego pod adresem tych, którzy fakt sponsorowania danego wpisu zaznaczają uczciwie zaraz na wstępie.
 
Ale dość narzekania, przejdźmy do rzeczy. Postanowiłem i ja coś testowo potestować, a może bardziej po prostu zaznaczyć wszem i wobec jako według mnie dobre lub bardzo dobre. W absolutnej większości po kilku latach użytkowania, w absolutnej mniejszości po kilkunastu co najmniej miesiącach. I co najważniejsze bez niczyjego za to rewanżu.

 
---
 
 
Herbata Jones Classic *****
 
Co to jest?
 
Ręcznie zbierana czarna herbata, oryginalna cejlońska, w opakowaniach po 50 lub 100 torebek. Kraj pochodzenia Sri Lanka. Cena za opakowanie odpowiednio ok. 7,60 lub 13 zł

 
 
Dlaczego?
 
Bardzo mocny, wydajny i aromatyczny napar. Przyjemny, wyraźny i klasyczny zarazem smak. Torebki dwukomorowe pakowane po 25 sztuk w eleganckie osobno ofoliowane kartoniki i te dopiero umieszczane w opakowaniu głównym.
 
Moje zdanie.
 
Mam taki zwyczaj, że na święta Bożego Narodzenia i Wielkiejnocy kupuję herbatę inną niż na co dzień. Zawsze czarną, bo tylko taką uznaję, najczęściej ekspresową, bo ta jest najwygodniejsza, ale jednak im bardziej ciekawą, niszową, "dziwną" przy takiej okazji, tym chętniej. Może z pięć, może więcej lat temu trafiłem w ten sposób na Jonesa. Nie zapomnę nigdy pierwszego wrażenia... ulgi. Czyli jednak jest jeszcze na tym świecie NORMALNA herbata! Nie pachnące plastikiem czy sianem "coś" z czego napar jest w najlepszym razie bursztynowy, ale autentyczna mocna herbata z której jednej torebki można zaparzyć spokojnie (wiem, wiem, to świętokradztwo, ale też żywy dowód jakości) dwie mocne szklanki. I to herbata pachnąca, prawdziwie smaczna, a przecież bez jakichkolwiek dodatków.
 
Smak można jak mi się wydaje porównać do herbat Yunnan, jeżeli to komuś pomoże w ocenie. Najlepszym jednak jego opisem jest cytat z Wikipedii:  Jest to gatunek najbardziej zbliżony do tego, co w Europie i Ameryce zwykło się uważać ogólnie za herbatę.

 
 
Margaryna Roślinna Bielmar *****

Co to jest?

Margaryna do smarowania. Bez konserwantów, z witaminami. Opakowanie 500g. Cena ok. 4,50 zł



Dlaczego?

Nie daje poczucia jedzenia "czegoś obcego" pomiędzy pieczywem, a sednem kanapki, co jest niestety dość częstym wrażeniem nawet w droższych i bardziej znanych margarynach. Jest jednak nie tyle neutralna, ile delikatna, lekko mleczna, w tym właśnie przypominając masło. Przyjemny zapach i świetna konsystencja, to kolejne jej zalety.
 
Moje zdanie.

W trwającej od prawie dwóch setek lat wojnie wyznawców masła i margaryny od mniej więcej dwóch i pół dekady jestem "margarynowcem". Zostały mi jakoś w pamięci płatki masła układane na chlebie i tak na zimno i sztywno z umiarkowaną przyjemnością jedzone albo znów żółtawe pieczywo i wspomnienie po tym, że czymś tam, co właśnie się roztopiło i zniknęło, było ono wcześniej posmarowane. Od masła zatem odszedłem definitywnie. Przez lata próbowałem wielu produktów do smarowania od tych  najbardziej znanych po wszelakie wynalazki śmieciowe nie mające nawet ze względu na skład prawa używania nazwy margaryna. Najciekawsze tak na marginesie,  co spotkałem w jednym z marketów nie dalej jak kwartał temu, a czego na szczęście nie odważyłem się kupić, to "cudeńko" w cenie 1,99 za... kilogram! Brr...

Na dobrą sprawę jednak nawet przy produktach z najwyższej półki nigdy nie byłem do końca zadowolony. Brakowało mi czegoś pośrodku, pomiędzy masłem a margaryną, bynajmniej nie par excellence miksu, bo i tego kosztowałem z umiarkowaną satysfakcją. Eksperymentując zatem podobnie jak to miało miejsce z herbatą  kupiłem któregoś dnia Roślinną, którą jeszcze pod nazwą Masła Roślinnego pamiętałem jako stale obecną w lodówce mojej babci w latach 80. Kupiłem, zasmakowałem i odtąd zajadam już stale.

I tutaj jeszcze uwaga. Na rynku jest kilka przynajmniej produktów bardzo podobnych wizualnie a nawet noszących zbliżone nazwy. Nie chcąc tu robić czarnego margarynowego PR zaproponuję więc wątpiącym, by dla porównania zakupili Roślinną z Bielmaru i prawie identyczny produkt konkurencji, też zresztą produkowany od dziesięcioleci. Niebo i ziemia.

 
 
Pasta do butów Giguś *****

Co to jest?

Pasta w płynie. Wysokopołyskowa. Zawiera lanolinę. Opakowanie 70g. Cena ok. 3,30 zł



Dlaczego?

Pasta doskonale się rozprowadza, maskuje drobne uszkodzenia obuwia, nawilża i uelastycznia skórę jednocześnie zabezpieczając ją przed działaniem wody, nabłyszcza. Efekt jest długotrwały.

Moje zdanie.

Gigusia, który z tego co mi wiadomo jest tylko marką zbiorczą dla popularnych produktów chemii gospodarczej różnych producentów zakupiłem po raz pierwszy około dwóch lat temu szukając przede wszystkim pasty w płynie odpowiedniej dla moich dość mocno już schodzonych butów wojskowych. Oczywiście zarówno wcześniej jak i później stosowałem też inne pasty jednak mimo początkowo podobnych wizualnie efektów Giguś miał i ma nad nimi przewagę jaką jest radykalne "odmładzanie" skóry. O ile moje desanty są po prostu tu i ówdzie porysowane, to próba jakiej dokonałem na starych, bodajże siedmioletnich trzewikach roboczych absolutnie mnie zszokowała. Powtórzę. Stare buty robocze ze skórą twardą jak kamień i o strukturze prawie że sztruksu w ciągu kwadransa stały się elegancko błyszczącymi i nowymi jak ze sklepu. Dodatkowo jeszcze zamiast jak po innych pastach, ładnej bo ładnej, ale jednak tylko błyszczącej skorupy znów miały elastyczną skórę. Nie bez znaczenia jest też fakt, że Giguś jest po prostu baaardzo tani, co w połączeniu z jakością jest według mnie ewenementem na rynku. Zaniepokojonych od razu poinformuję, że przy butach z natury bardziej matowych efekt nabłyszczania nie jest aż tak mocny, żeby stanowiło to przeszkodę w stosowaniu.



Plestop *****

Co to jest?

Płyn do natychmiastowego usuwania grzybów i pleśni ze ścian. Ma również inne zastosowania. Opakowania po 0,75, 1 i 5 litrów. Cena za op. 0,75 (spryskiwacz) lub 1 litr (zapas - butelka plastikowa) ok. 10 zł



Dlaczego?
 
Usuwa pleśnie i grzyby w kilka minut nie pozostawiając ŻADNYCH śladów, także po sobie samym. Nie wymaga zmywania, wycierania itp. Działa tak samo na ścianach białych jak i kolorowych. Specyficzny zapach środka znika po kilkunastu minutach przy aktywnym wywietrzeniu pomieszczenia, efekt działania utrzymuje się kilka do kilkunastu tygodni.
 
Moje zdanie.
 
Miałem swego czasu, zwłaszcza w porze jesienno-zimowej, problem z powracającą w łazience pleśnią. Plestop w kilka minut wyczyścił wszystko do zera. Po psiknięciu pleśń się praktycznie rozpuszcza, znika, wyparowuje razem z resztkami płynu. Moim już prywatnym odkryciem jest możliwość zastosowania Plestopu np. do mycia kranów (baterii, mówiąc bardziej fachowo), zlewów z nierdzewki oraz... blatów kuchennych, ale tu uwaga, mowa o blatach takich jak niegdysiejsze stoliki w pociągach, laminowanych, grubych. Przykład takowego na zdjęciu poniżej.
 

 
 
Biały Jeleń. Żel do twarzy z oczarem wirginijskim. ****

Co to jest?

Żel do mycia dla cery tłustej i ze skłonnościami trądzikowymi. Łagodzi podrażnienia, usuwa nadmiar sebum, zmniejsza skłonność do powstawania wykwitów. Opakowanie 175 ml (początkowo 200 ml - downsizing - za to jedna gwiazdka mniej) za ok. 6,80 zł



Dlaczego?

Jedno słowo - DZIAŁA. Nie od razu, a po jakimś czasie, na przykład kilkurazowym (kilkudniowym) stosowaniu, ale ulga odczuwalna jest natychmiast. Zmiany skórne stopniowo łagodnieją, wysuszają się, w widoczny sposób zmniejsza się stan zapalny, zamykają pory, wygładzają nierówności.

Moje zdanie.

Produkt pochodzi z serii kosmetyków, które z kolei, o ile pamiętam, "zaczęły się", przynajmniej w sensie nazwy, od szarego mydła używanego do prania, ale także i do mycia jeszcze w czasach PRL-u. Stosuję go od kilku już lat, nie tylko w domu, ale również podczas górskich wędrówek oraz... po ukąszeniach owadów. W tym ostatnim przypadku wystarczy kropelkę płynu nanieść na zmienione miejsce, lekko rozmyć wodą, odczekać kilka minut do wyschnięcia i zmyć wodą ponownie.



Krem do golenia WARS *****

Co to jest?

No cóż, jak być może sama nazwa wskazuje - krem do golenia właśnie. Tubka 65 g. Cena ok. 2,80 zł

 
Dlaczego?

Produkt w swojej klasie wzorcowy, sprawdzony od dziesięcioleci, a nadto nie tylko skuteczny i pozostawiający bardzo "rasowy" zapach dobrej wody kolońskiej, ale również.... tani.

Moje zdanie.

"Uuu... Co to za woda kolońska? - To nie woda, to krem do golenia!" No właśnie, takie miałem pierwsze skojarzenie, zastanawiając się jak opisać Warsa. Ale przecież summa summarum nie zapach jest tu najważniejszy, a zatem może garść innych spostrzeżeń dla uzupełnienia. Krem jest bardzo gęsty, "mięsisty" wręcz, nie spływa ani z pędzla, ani tym bardziej z twarzy, dobrze zmiękcza zarost, łatwo się zmywa, nie pozostawia, w przeciwieństwie do niektórych pomysłów konkurencji uczucia obsmarowania się czymś tłustym, co potem trzeba spłukiwać w nieskończoność. Jest bardzo tani, a przy tym klasycznie elegancki. A czy mówiłem już, że pięknie pachnie? :)



Zmiękczający krem do stóp Joanna Naturia ****

Co to jest?

Krem zmiękczający do stóp zawierający masło shea i mocznik. Tubka 50 g za około 2,80 zł



Dlaczego?

Systematycznie stosowany usuwa zrogowacenia, zwiększa elastyczność skóry, wygładza ją a nadto dobrze się wchłania, nie jest tłusty i posiada przyjemny zapach. Gęstość również dobrana jest bardzo wygodnie - na poziomie kremów glicerynowych do rąk.

Moje zdanie.

Krem sprawdził się u mnie nie tylko na stopach, ale także na łokciach czy kolanach (oraz z natury rzeczy, to jest sposobu aplikowania, także na dłoniach). Skutki stosowania odczuwalne są niemal natychmiast, a przyjemny zapach zachęca do stosowania. Niebagatelną zaletą jest też cena - bardziej niż symboliczna.



Czekolada Mleczna Wiodąca Marka (E.Leclerc) ****

Co to jest?

Czekolada mleczna. Tabliczka 100 gram za 1,99 zł



Dlaczego?

Smak jest kwestią bardzo indywidualną, ale w przypadku konkretnych produktów może jednak stanowić jakiś zbiorowy punkt odniesienia. Ta czekolada, choć produkowana jest przez mało znaną firmę Union Chocolate dla sklepów E.Leclerc na tle innych produktów tego segmentu wyróżnia się in plus wyrazistym, głębokim smakiem, przyjemnym zapachem i właściwą konsystencją. Z powodzeniem może konkurować z dużo od niej droższymi i lepiej rozpoznawalnymi.

Moje zdanie.

Mam czasem dziwne ciągoty do próbowania towarów z niekoniecznie najwyższych półek. Nie tyle bierze się to z konieczności, ile z ciekawości raczej, podpartej niewątpliwie zdarzającymi mi się nieraz przyjemnymi zaskoczeniami takimi jak tabliczka Wiodącej Marki. Co ciekawe pozostałe czekolady tej serii wytwarzane już przez innego producenta są na poziomie zbliżonym do reszty w tej klasie, czyli słabym lub ledwostrawnym :) Mleczna za to smakuje wyśmienicie i mnie przynajmniej kojarzy się z fioletową Goplaną, a jest to, żeby było jasne, wielka zaleta.

 

Maszynki do golenia ECO+ (E.Leclerc) ****

Co to jest?

Maszynki do golenia, jednorazowe, pakowane po 10 sztuk.
Cena za opakowanie 2,79 zł (!!!)



Dlaczego?

Pełna skuteczność, jakość i wygoda użytkowania maszynek znacznie droższych.

Moje zdanie.

Krótko i na temat. Golę się codziennie, a zarost mam twardy niczym dorosły dzik i równie dziko (czytaj: szybko) się odnawiający, wiem zatem z doświadczenia jaka maszynka jest, a jaka nie jest skuteczną bez pozbywania się paru dziesiątek złotych oczywiście, bo nie w tym rzecz. Najpopularniejszy w Polsce i zarazem powszechnie z jednorazówką kojarzony produkt kosztuje ok. 1,30 za sztukę i 13 zł za opakowanie 10 sztuk. Wydaje się nam, użytkownikom, przez jego popularność zapewne, że to normalna cena i nie ma co się spodziewać niczego tańszego. I tu zaskoczenie. Maszynki ECO +. Wprawdzie nie można ich kupić na sztuki a tylko w całych opakowaniach, ale jeżeli takie opakowanie kosztuje 1/4 ceny tamtego, wiadomego i wyżej wspominanego, zaś jakość wykonania, wygoda użytkowania, skuteczność i wytrzymałość W ŻADEN SPOSÓB SIĘ NIE RÓZNIĄ, to chyba nie ma sensu pisać niczego więcej. Nie dajmy się oskubać przy goleniu :))



Szynka z Karczmy, Szynka z Wędzarni
(LIDL - marka Pikok) ****

Co to jest?

Szynka wędzona sporządzona ze 104 lub 125 gram mięsa na 100 gram szynki. Cena ok. 28 zł/kg


Dlaczego?

Autentyczny smak szynki "jak za Gierka" lub innej z naszych wspomnień/wyobrażeń/pragnień na co dzień raczej w zwykłych sklepach nieosiągalnych. Szynka z Karczmy nieco mniej, Szynka z Wędzarni nieco mocniej podwędzana. Wyraźnie wyczuwalne mięso, a nie jak w produktach czasem nawet sporo droższych "coś" o konsystencji troszkę lepszej parówki.

Moje zdanie.

Należę do pokolenia, które dorastało w przekonaniu, że szynkę je się dwa razy w roku, podobnie jak pomarańcze czy cytryny. Tyle, że tamta szynka nie tylko dlatego, że wyczekiwana, miała smak, zapach i dawała przyjemność, a to co obecnie kupić możemy w sklepach mięsnych najczęściej tylko mniej lub bardziej jedzącego odrzuca. Zdecydowałem się około roku temu bez wielkich nadziei na kupienie szynki Pikok po przeczytaniu w którejś z gazetek reklamowych z jakiej ilości mięsa została wytworzona. I to był jedyny wtedy argument. Za to kiedy już jej spróbowałem... niestety, ale chyba poczułem się uzależniony. Nic, dosłownie nic w cenie zbliżonej do tej nie może się z tą szynką równać.



Superkoszyk *****

Co to jest?

Superkoszyk.pl - drogeria internetowa www.superkoszyk.pl



Dlaczego?

Bardzo szeroki wybór towarów, częste promocje i gratisy, przejrzysta strona internetowa, system premii i rabatów, idealny i ekspresowy wręcz kontakt z obsługą, wiele możliwości dostawy towaru i zapłaty za niego, rozwiązywanie problemów zawsze na korzyść klienta. GENIALNIE opakowane przesyłki zawsze z dołączonym workiem na odpady tekturowe którymi wypełnia się puste miejsce w kartonie.

Moje zdanie.

Ktoś postawił sobie ambitne zadanie i je zrealizował. To już nie jest jakiś tam sklepik, który da na złotówkę zniżki na stu złotych zamówienia, to jest prawdziwy, w jak najlepszym znaczeniu tego słowa kombinat. I wzór tego jak się powinno w Internecie sprzedawać. Trzeba się mocno starać, żeby nie załapać się w Superkoszyku na jakiś bonus! Przykłady: Zakupy za 150 zł dostarczane są bezpłatnie, za zamówienie newslettera dostajemy 10 zł obniżki do następnego zamówienia, brak kolejnych zakupów przez kilka miesięcy skutkuje... zniżką na nie :), zamiana towaru na podobny w przypadku jego braku na składzie po złożeniu zamówienia a przed wysłaniem realizowana jest na koszt sklepu, często otrzymujemy gratisowe dodatki, czasem nawet dedykowane :) Kiedyś dostałem kilka próbek różnych towarów za mailowe zgłoszenie obsłudze błędu w opisie jakichś baterii na stronie (były zwykłe, opisano że to alkaiczne) i tak dalej i tym podobnie.  Bardzo, bardzo miłe superkupowanie!


---
 
Tekst jest indywidualną opinią autora. Wszystkie marki zostały wykorzystane wyłącznie w celach informacyjnych. Zdjęcia pochodzą ze stron internetowych producentów lub dystrybutorów.  
 
 

piątek, 8 kwietnia 2016

Nostrada(r)mus

Odkąd tylko Prawo i Sprawiedliwość ogłosiło, że jednym z pierwszych działań po wygraniu wyborów będzie wprowadzenie minimalnej stawki godzinowej dla śmieciobiorców uderzyły w moje zmysły z różnych stron trzy fale bardzo silnych emocji. Po pierwsze więc niektórzy zaczęli mieć graniczącą z opętaniem nadzieję, że to wszystko stanie się naprawdę, po drugie inni, pełni obłudy, a dotychczas obojętni na to, że gnoi się w Polsce setki tysięcy ludzi płacąc im żebracze grosze poczęli piać z upojenia,  że już niedługo, że jest super, że zawsze byli z nami itp. i wreszcie po trzecie grający na nutach walki o utrzymanie miejsc pracy (a tak naprawdę nowocześniejszej formy niewolnictwa) śmieciodawcy, na czele z obecnym we wszystkich chyba mediach pewnym panem prezesem powiedzmy X wznieśli lament pod niebiosa, że jak to tak, że to ich zrujnuje, że przecież dwanaście złotych to ogromne pieniądze...
 
Ale już, już, spokojnie. Sytuacja z wolna się klaruje. Jak w tym dowcipie: Słuchacze pytają: Czy to prawda, że na Placu Czerwonym rozdają samochody? Radio Erewań odpowiada: tak, to prawda, ale nie samochody, tylko rowery, nie na Placu Czerwonym, tylko w okolicach dworca warszawskiego i nie rozdają, tylko kradną.
 
Stawka minimalna wejdzie do stosowania nie jak zapowiadano od pierwszego lipca, a od pierwszego września bieżącego roku. Nie dla wszystkich, a tylko dla zawierających nowe lub kolejne umowy zlecenia (ci z umów już trwających na podwyżkę poczekają do 1 stycznia 2017) i wreszcie drobiazg, nie dla zatrudnionych w systemie prowizyjnym, zatrudniających kogoś lub... samodzielnie decydujących o miejscu wykonywania pracy.
 
I mam oto taki sen. Abstrakcyjny zupełnie. Kowalskiego wzywają pilnie do kadr.
 
- Ma pan zlecenie od stycznia do sierpnia, prawda?
- No prawda.
- Daj pan je tu na chwilę.
- ...
- O! A tu ma pan nowe, od stycznia do końca roku.
- A tamto?
- A tamto... do niszczareczki...
- Ale w styczniu dostanę 12 zł na godzinę?
- No jasne, że tak. Tyle że w Świnoujściu. No chyba, że WYBIERA pan  Katowice?
- Katowice bym wolał...
- No to za 3 brutto.
 
 
Dobra zmiana?
 
 

=================== 
 
 
 
 
Poniżej kopia mojego maila wysłanego do redakcji TVN 24
 
 

 
Teksty z tego bloga, moją książeczkę, zdjęcia i filmy można kopiować do użytku niekomercyjnego i/lub umieszczać na niekomercyjnych stronach www, w prezentacjach, publikacjach i innych - bez prawa do modyfikowania - po podaniu autora (Portier) oraz adresu strony z której zasobów zostały pobrane (www.otoportier.blogspot.com). Wykorzystanie komercyjne jakiegokolwiek materiału wyłącznie po kontakcie z autorem i uzyskaniu jego wyraźnej zgody. Adres do korespondencji znajduje się na stronie mojego profilu w serwisie Blogger.