Problemy z dodaniem komentarza? Wyślij mi go mailem - opublikuję. Adres znajdziesz w moim profilu!

Uwaga! Komentarze pojawiają się z opóźnieniem - po przejrzeniu dla odsiania spamu (i tylko jego!)


środa, 25 sierpnia 2010

Nomada

Kocham noc.

W jednej z licznie podkradanych przeze mnie książek z biblioteczki rodziców przeczytałem wieki temu proste, acz sugestywne wytłumaczenie strachu dzieci przed ciemnością. Z grubsza brzmiało to tak, że oto w dzień cokolwiek widzimy, nawet jeśli jest niezrozumiałe to jest też wymierne. Ma kolor, kształt, wielkość. W nocy dostrzegamy mniej (Ameryki tutaj nie odkrywam), a to, czego mrok nie pozwala nam dojrzeć wypełniamy mimowolnie wytworami własnej fantazji. U dorosłego może to być cokolwiek, ale u dziecka? Najczęściej coś przerażającego.

Jak się łatwo można domyśleć książka, z której zacytowałem ten opis była raczej nietrafionym łupem, ale to temat na inną historię. Dość, że „wypełnianie ciemności” przypomniało mi się po wielu latach w sytuacji, od której z pozoru było bardzo odległe. W czasie jednej z kilkunastu wędrówek po Polsce ciężarówką mojego kolegi zmuszeni byliśmy nocować na parkingu przed jakąś hurtownią. Przed nami majaczyły światła rampy (bez Charlie Chaplina) i zarysy ogromnych hal, za nami mruczała droga szybkiego ruchu, a po lewej uspokajająco szumiał las.

Rano okazało się, że lasu tam niet, a i nawet czegokolwiek głębiej ukorzenionego również. Dosłownie nic. Łąka. Trawa. Ani krzaczka. Mało tego! Nasz parking znajdował się w rozwidleniu dróg i zaraz za hurtownią pędziła w dal inna szosa, której odgłosy z racji odległości bliższe były szumowi niż normalnemu gwarowi samochodów. Przyznaję, że rozglądałem się wkoło nie tyle zdziwiony ile wręcz zły na samego siebie. Przecież ja ten las widziałem! Widziałem księżyc w gałęziach (w rzeczywistości za chmurami), słyszałem szum drzew (o szumie już wspomniałem) i prawie namacalnie czułem chłód czegoś nieznanego za bezpieczną granicą asfaltowego placu. A tam nie było nic. Nawet przez moment.

Uwielbiam nocne wędrówki. Zanurzanie się w nieodgadnioność. Wymieszane czasy i epoki, wywrócone na lewą stronę błyskotki nowoczesności, tajemnicze zakamarki i zagubione ludzkie punkciki pośród tego wszystkiego.

Płynę przez czarny ocean skacząc ponad wodę jak delfin, chlupocząc, wykręcając piruety, odżywając. Wciągam głęboko powietrze aż do bólu płuc. Jestem wolny! Wolny!!!
Świat śpi, świata nie ma. Nie ma nic ponad ciemność.

Kocham noc.


piątek, 13 sierpnia 2010

Natchnienie? Do pełna poproszę!


Nadzieja około południa...


 ...i "brutalna prawda" kilka minut później... ;)

wtorek, 10 sierpnia 2010

Rok niebezpiecznego życia

Dzisiaj mija rok od dnia, w którym powstał ten blog. Nie jest to może jakiś szokujący jubileusz, ale jednak coś wartego zauważenia. W ciągu tych dwunastu miesięcy opublikowałem 95 postów i gdy je przeglądam to zauważam, że rozrzut tematów może czasem szokować...

Najpierw się obudziłem, by po chwili cofnąć się w czasie, odwiedzać nieistniejące miejsca, rozliczać Cesarza Chin, Jerzego Urbana, umowę zlecenie za 1,8 PLN/h, oraz miedzę sąsiadów. Potem już poszło z górki. Zacząłem jeść jajka na twardo,  pracować na "umowę dżentelmeńską", kupować na Allegro, czytać Staffa i szukać magicznej krainy w której Hanys i Gorol nie patrzą na siebie z byka. Spotkałem prawdziwych rasistów, odmawiałem brania łapówek, a także nosiłem czapkę niewidkę. Wspominałem prezydenta Kaczyńskiego i witałem się z Komorowskim, pogryzałem tanie wędliny, instalowałem legalnego Windowsa i  odkrywałem tajemnice tragicznego wypadku lotniczego. Z racji zmian klimatycznych pomyślałem o kupnie opału, odwiedzeniu Monachium, a wreszcie w przypływie emocji skarżyłem Straż Miejską do... Straży Miejskiej.

Oj, działo się, działo...

I mam cichą nadzieję, że to dopiero początek.

poniedziałek, 9 sierpnia 2010

Nierzeczywistość alternatywna

Kupuje sobie przeciętny (?) Portier na Allegro przeciętną (??) książkę,


otwiera ją i co widzi???



No żeby to przypadkowo trafić na jedno nazwisko to OK, ale dwa i to w takiej konfiguracji...
Robi wrażenie. :)

piątek, 6 sierpnia 2010

O dwóch takich... po raz drugi

Dwudziestego czerwca bieżącego roku w tekście "O dwóch takich..."  (link) opisywałem krytycznie pracę funkcjonariuszy Straży Miejskiej w Katowicach oraz wspominałem o swoich uwagach przekazanych władzom SM poprzez formularz kontaktowy na odpowiedniej stronie www.
Dwudziestego drugiego lipca otrzymałem maila od Komendanta Straży Miejskiej w Katowicach, pana Kazimierza Romanowskiego, w którym prosił on o mój adres zamieszkania jako informację niezbędną do nadania dalszego toku sprawie. (We wpisie podałem tylko imię, nazwisko oraz adres email)
Dziś nadesłano mi odpowiedź, którą zamieszczam:

SM. IV.52318/39/10
Katowice,dnia 06 sierpień 2010 r.

W odpowiedzi na e-maila z dnia 20.06.2010 roku Straż Miejska Katowice informuje: Zgodnie z Ustawą o Strażach Gminnych i Upoważnieniem wydanym przez Komendanta Miejskiego Policji w Katowicach strażnicy miejscy są upoważnieni do wykonywania kontroli ruchu drogowego wobec ruchu pieszych. Kontrola na ul. [...] prowadzona była ze względu na to, iż na w/w ulicy dochodziło do wypadków drogowych spowodowanych niewłaściwym przechodzeniem przez jezdnię pieszych. Jednocześnie dodam, że Straż Miejska Katowice przyjmuje do wiadomości Pana uwagi dot. sposobu wykonania czynności, celem poprawienia w przyszłości jakości pracy funkcjonariuszy tut. Straży. [Wytłuszczenie moje - Portier]

Z poważaniem
Kazimierz Romanowski
Komendant Straży Miejskiej w Katowicach.

No cóż...
Pobrzmiewa to jakby czasami PRL-u, ale nie zrażajmy się. Praca podległych panu Romanowskiemu służb będzie dla mnie nadal przedmiotem szczególnej uwagi.

wtorek, 3 sierpnia 2010

Milczał wsłuchany w kroków huk

Nie da się chyba zamknąć dzisiejszego dnia bez wspomnienia o polityce. Polityka to jest tym razem przez bardzo małe „pe” i związek ma oczywiście i niestety z ekscesami, jakie wydarzyły się przed Pałacem Prezydenckim oraz w Sądzie Najwyższym. Sprawy z pozoru niezależne, ale gdy się wyłączy dźwięk w telewizorze i ocenia tylko mimikę krzyczących – moim zdaniem – identyczne. Identycznie także żenujące.

Od zawsze jestem zwolennikiem teorii, że obywatelskiego zaangażowania nie reglamentuje się swojej ojczyźnie zależnie od tego czy jest aktualnie dobra czy zła, bo to co oceniamy to zawsze są i będą tylko LUDZIE. To z nimi należy dyskutować, walczyć słowem czy piórem, ale nigdy dzielić, co tam dzielić – rozmieniać swój kraj na drobne w imię własnej niepohamowanej złości czy poczucia goryczy. Prawdziwy patriotyzm to coś znacznie większego i trwalszego, a co za tym idzie wymagającego też od nas czegoś więcej niż tylko emocje.

Oglądając dziś w południe w telewizji relacje z dwóch wydarzeń, o których wspomniałem na wstępie było mi wstyd. Przecież ci krzyczący rozgorączkowani ludzie to też moi rodacy. To też Polska. Czy naprawdę to, co uważają za złe czy błędne wokół jest jednocześnie aż tak brutalne i tak wszechmocne, że trzeba krzyku, płaczu, wygrażania pięściami by o tym ROZMAWIAĆ?

A jeśli, załóżmy, to oni właśnie mają rację to czym chcą mnie przekonać? I najpierw jeszcze. Czym chcą mnie przekonać bym gotów był posłuchać ich przekonywania?

Dziś nawet nie spróbowali.
Teksty z tego bloga, moją książeczkę, zdjęcia i filmy można kopiować do użytku niekomercyjnego i/lub umieszczać na niekomercyjnych stronach www, w prezentacjach, publikacjach i innych - bez prawa do modyfikowania - po podaniu autora (Portier) oraz adresu strony z której zasobów zostały pobrane (www.otoportier.blogspot.com). Wykorzystanie komercyjne jakiegokolwiek materiału wyłącznie po kontakcie z autorem i uzyskaniu jego wyraźnej zgody. Adres do korespondencji znajduje się na stronie mojego profilu w serwisie Blogger.