Problemy z dodaniem komentarza? Wyślij mi go mailem - opublikuję. Adres znajdziesz w moim profilu!

Uwaga! Komentarze pojawiają się z opóźnieniem - po przejrzeniu dla odsiania spamu (i tylko jego!)


piątek, 30 maja 2014

25.05.2014

Jeden z pierwszych w swoim życiu maili wysłałem do generała Jaruzelskiego. I niewielką będzie przesadą powiedzieć, że czekałem na tę chwilę od zawsze. Może i lepiej, że tak długo. Nie wiem co napisałbym mu w 1989 roku, gdy upadała komuna, a tym bardziej co w 1981, kiedy jak na ironię pod świąteczną choinką na katowickim rynku stały transportery opancerzone.
Minęły lata, opadła tamta pogarda, tamta nienawiść. Zmieniła się Polska i świat.  Czy na lepsze? Na pewno  na inne, bardzo inne. I wtedy zasiadając do napisania tego listu docierało już do mnie to, czego dziś jestem pewien.
Nie mam argumentów, że "nasze" jest lepsze. Nie mam, choć bardzo chciałbym mieć. Należę przecież do pokolenia zagubionego, wychowanego przez komunistów do życia w komunistycznym państwie, a potem przez to państwo zostawionego samemu sobie. Co gorsza na własną prośbę czy nawet żądanie.
O tak, pamiętam. PRL był zły. Do dziś tak uważam. Komunizm to zniewolenie, PZPR - zdrada, a łyse godło - dowód podporządkowania Związkowi Radzieckiemu. I co z tego?
Co DZIŚ z tego?

Tak, wiem. Moja mama stała przed mięsnym od piątej rano po jakąś zapyziałą mortadelę, ojciec załatwiał po znajomości meblościankę albo nowy telewizor, ja traktowałem niemiecką zupę w proszku z paczek które dostawała babka z Reichu jak ósmy cud świata. Było szaro, biednie i przygnębiająco. O tym wszystkim z perspektywy ówcześnie dorastającego człowieka opowiedziałem generałowi. 
Miało być lepiej.
Ale nie jest. Do tego już się nie przyznałem. Nie jest mnie, nie jest setkom tysięcy takich jak ja.
Kiedyś wiara w lepiej dawała nam siły żeby rzucać kamieniami w to wszystko co kojarzyło nam się ze zniewoleniem, żeby to opluwać, gardzić tym, wyśmiewać i poniżać. Tak pragnęliśmy nowej Polski, niepodległej, lepszej, bogatszej, pewniejszej. Ale zamiast niej straciliśmy pracę, perspektywy, nadzieję i wreszcie młodość.
Dziś nie stoję po mortadelę od piątej, bo mogę ją kupić przez internet, ale też niewiele więcej ponad nią, nie mam nowych mebli ani telewizora i nawet gdybym je "załatwił" nie miałbym czym za nie zapłacić, a do pracy w której spędzam dwieście godzin w miesiącu chodzę pieszo, bo nie stać mnie na bilet.
Nie podniosę tego kamienia, panie generale.
Jak to powiedziano w moim ulubionym filmie: Graliśmy uczciwie, ja oszukiwałem, ty oszukiwałeś. Wygrał lepszy.
Od nas obu.

środa, 28 maja 2014

Demotyportier 17






Wszystkie zdjęcia i opisy są mojego autorstwa

czwartek, 22 maja 2014

Spacerkiem przez Ligotę i Panewniki

Katowice w świadomości większości chyba Polaków są, zależnie od wieku, albo wciąż jeszcze miastem przemysłowym z dymiącymi kominami i charakterystycznymi sylwetkami kopalnianych maszyn wyciągowych albo też (dla nieco młodszych) zbiorowiskiem szarych betonowych osiedli i zadymionych spalinami skrzyżowań. I wiele mogliby o nich powiedzieć, ale na pewno nie to, że są ładne. Dlaczego? Dlatego, że lubimy myśleć stereotypowo. Oczywiście nie da się zaprzeczyć, że w naszym mieście zostały jeszcze ślady dawnego i w wielkim rozmachem tu działającego przemysłu oraz że poprzerastane jest ono betonem i asfaltem nie zawsze tam, gdzie byśmy tego chcieli, nadal jednak ma urok, tajemnice i miejsca piękne zupełnie niemiejsko. Ale by tam dotrzeć nie należy szukać szlaków, trzeba chcieć i umieć wytyczać je sobie samemu...
===
Oto relacja z niedzielnego spaceru autora tego bloga w towarzystwie specjalistki od zakamarków Ligoty i Panewnik a zarazem blogowej sąsiadki - Agaty oraz znanego już ogółowi Internetu świstaka Alojzego, którego przyciągnęły posiadane przez wyżej wymienioną biedronkowe żelki...

Ulica Kijowska. Za plecami i prosto - ulica Medyków, w poprzek - Panewnicka.
Zdjęcie z 16 maja 2014.

Startujemy ze skrzyżowania Panewnicka - Medyków. Można powiedzieć, że to centrum Panewnik, choć przystanki autobusowe w tym miejscu opisane są jako Ligota Medyków i to niezależnie od kierunku. Dojazd z Katowic np. autobusem 48 lub 12 (z dworca PKP) z Dąbrówki Małej przez Bogucice linią 657, z Chorzowa 48, z Mysłowic 292, a z Sosnowca 154. Tu wysiąść powinni zarówno ci, którzy udają się w stronę budynków Zakładów Teorii Medycyny Śląskiego Uniwersytetu Medycznego jak i ogromnego kompleksu szpitalnego SUM*, ale także i ci, którzy zamierzają zwiedzić słynną panewnicką bazylikę i Kalwarię (co my akurat mamy już za sobą).
Dziś pora na spacerowycieczkę własnego pomysłu. Z Panewnik przez Kokociniec do Ligoty. Ruszamy!

Schodząc Kijowską mijamy drugą obok Ślepiotki słynną okoliczną rzeczkę -  Kłodnicę, (tu w prawo alternatywne, bardzo rzadko używane wejście na teren Kalwarii - polecam!) a zaraz za nią po lewej szlak spacerowy oprowadzający po terenach dawnej huty Ida, która istniała tu do końca XIX wieku. Mimo interesujących mapek i informacji jakie znaleźć można na zamontowanej przy ścieżce tablicy amatorzy sensacji nieco się zawiodą. Po hucie niewiele dziś pozostało poza lochami nie do końca skutecznie jak na razie zbadanymi przez płetwonurków. Trasę zaś traktować można bardziej jako typową spacerowo leśną, co wcale nie znaczy, że mniej ciekawą i przyjemną dla oka. Idąc nią dojdziemy do ulicy Kruczej lub też skręcając przed nią w stronę osiedla Kokociniec zawrócimy, aby podziwiając przy okazji ciekawe i szczegółowo opisane (sic!) rośliny małe i duże dojść znów do Kijowskiej obok budynku nadleśnictwa.
Vis a vis niego - po drugiej stronie ulicy przez dziesiątki lat istniała firma PEMUG (Przedsiębiorstwo Montażu Urządzeń Górniczych), której część przejął obecny inwestor powstającego tu Osiedla Franciszkańskiego. Przez chwilę jeszcze oglądać można to miejsce jako pełne swoistego uroku "dzikie pola" z opuszczonymi budynkami dawnej dyrekcji i łaźni w tle. Tuż obok rozrasta się już jednak z każdym dniem budowa i lada moment dostęp będzie zapewne utrudniony. 
  
 Teren dawnego PEMUG-u.
Zaczątek Osiedla Franciszkańskiego.
Przed nami kolejny mostek. Rzeczka poniżej zwie się podobnie jak osiedle znajdujące tuż za nią po lewej Kokocińcem i łączy się z Kłodnicą kilkaset metrów dalej, tuż przed ulicą Kruczą. Osiedle Kokociniec zaś powstało z początkiem lat 80 XX wieku (przy budowie szkoły znajdującej się w jego centrum pracował również mój ojciec) i według planów przeznaczone być miało głównie dla pracowników kopalni "Śląsk". Dużo wcześniej jednak, już w drugiej połowie XIX wieku istniała tu kolonia o tej samej nazwie założona dla pracowników huty Ida.
Jako ciekawostkę dodam, że niektórzy, zwłaszcza starsi mieszkańcy Ligoty i Panewnik z przyległościami używają czasem wobec Kokocińca zamiennej nazwy Szadok kojarzącej mi się nieodmiennie z genialno absurdalną francuską kreskówką "Les Shadoks et le big blank".
Rzeczka i osiedle Kokociniec.

Plus minus 150 metrów za mostem odbija z Kijowskiej w prawo biegnąca w stronę kompleksu biznesowego Ligota Park ulica Stanisława Hadyny i w nią właśnie dziś skręcamy, aby poznać jeden z kto wie czy nie najbardziej tajemniczych zakątków w okolicy...    
  
 Ulica Stanisława Hadyny łącząca Ligotę i Kokociniec.

Mając po lewej gęsty las, a po prawej raz to zarośla, raz znów połacie łąk idziemy cichą i bezludną drogą napotykając co rusz inne ciekawe miejsca. Najpierw klimatyczne ruiny nie wiadomo do końca - dawnych garaży, pawilonu czy może nieskończonego budynku mieszkalnego, niedługo za nim domek jak go sobie nazwałem Fizi Pończoszanki (Pippi Langstrumpf) i wreszcie niewiarygodne, gdy się wie, że to jednak Katowice, stadko pasących się na leśnej polanie koni...
Willa Śmiesznotka. Tu na pewno mieszka Fizia ;)
 
 
 Konie na leśnej polanie. Kto uwierzy, że jesteśmy o kwadrans od centrum ? :))
Wypstrykujemy w tym miejscu po kilkanaście zdjęć zadziwieni urodą tego obrazka i wąską alejką poprzez ogródki działkowe ruszamy dalej odbijając na chwilę od głównej drogi do torów kolejowych. Tu także można zobaczyć ciekawe rzeczy. 
Chyba jakąś polską tradycją stało się już budowanie na działkach obiektów, którym stanowczo bliżej architektonicznie do prawdziwych domów niż do typowej "lauby" czyli po śląsku - budki na narzędzia i miejsca na zjedzenie posiłku podczas pracy. Różne bywają tego efekty, raz intrygujące uroczym, acz zminiaturyzowanym stylem willi, raz doprowadzające do wybuchów śmiechu swoją tandetnością i przerysowaniem. Gdzieś pomiędzy nimi kryją się także wstydliwie talenty artystyczne ich właścicieli. Oto na przykład, proszę, Epoka Lodowcowa w pełnej krasie. Ładne? No pewnie, że tak!
Scrat wypatrujący żołędzia.

Po przyjrzeniu się przejeżdżającym pociągom (chyba rzadko który dorosły robi to "z premedytacją"!) wracamy do ulicy i kierujemy się nią w stronę dawnego kina Bajka w Ligocie (późniejsza wypożyczalnia kaset Limbo) zmieniając jednak po kilku chwilach trasę na bardziej jak nam się wydaje oryginalną, czyli wiodącą "za plecami" Osiedla Książęcego. Wcześniej jeszcze odkrywamy wśród zarośli ponury opuszczony budynek i jemu również poświęcamy kilka minut.
Industrial Light and Magic, czyli Ligota Park, elektrowóz i jakże urokliwa zieleń.
Freddy Krueger is back!
A więc Osiedle Książęce. Dość znane i obśmiane zarazem miejsce w naszym mieście. Średnio atrakcyjne, upstrzone nie wiedzieć po co tysiącami drewnianych tyczek bloki wybudowane niedawno na terenie dawnej bazy Energomontażu Południe. Miejsce zamieszkane, aczkolwiek częściowo tylko i raczej nie mające dobrej renomy, między innymi ze względu na lokalizację i zaszłości poprzemysłowe (o tym już dzisiaj było, prawda?). O ile jednak od strony ulicy Piotrowickiej i wiaduktu kolejowego wygląda to wszystko tutaj naprawdę dość średnio, o tyle "od zaplecza" może się nawet podobać i nasuwa mi pewne luźne skojarzenia z powstałym w latach 70 osiedlem przy ulicach Gromadzkiej i Wietnamskiej. Wrażenie ciasnoty jednak pozostaje. Agata słusznie zauważyła w tym miejscu, że bardziej przypomina ono jakiś kombinat niż osiedle mieszkaniowe...
"[...] te biurka się ciągną aż hen po widnokrąg
zasypiam w szufladzie dokładnie wskazanej"
- Republika - "Kombinat"

Za to po drugiej stronie - zieleń. Łagodnie opadająca łąka po raz któryś dziś sprawiająca wrażenie niemożliwej wręcz w Katowicach. Ale jest, jest i cieszy. Najbardziej świstaka, który oczywiście zaraz wyrywa się, żeby po niej pohasać...
Alojzy oddany w dobre (bo pełne żelek) ręce.
Zielone wzgórza nad... Kłodnicą :))

Niestety niewielka jest nadzieja, że tereny, które mijamy utrzymają się w takim stanie długo. Wystarczy spojrzeć na osiedle z dali i przyjrzeć się skrzyżowaniu godnemu filmów Stanisława Barei, by wiedzieć, że developerzy naturze nie odpuszczą...

 Ile czasu minie nim i tu staną kolejne bloki?

Skrzyżowanie im. Stanisława Barei (według mnie przynajmniej) 

Dochodzimy do ulicy Książęcej i nią do Piotrowickiej, obok wspomnianego już tutaj dawnego kina "Bajka". Za nim mieściła się niegdyś baza CPN (Centrala Produktów Naftowych - obecnie Orlen) z której przez nieistniejące wtedy jeszcze rzecz jasna osiedle przetaczano każdego dnia wagony -cysterny. Niżej podpisany nieraz ziewał w autobusie czekając na przejazd takiego pociągu. Dziś już mało kto o tym pamięta, choć gwoli ścisłości dodać należy, że Orlen działa na tym terenie nadal. Tylko po torach śladu już nie ma.

Nasz spacer pomału dobiega końca. Wracamy Piotrowicką w stronę centrum Ligoty mijając najsłynniejszą i jedną z bodajże trzech tylko w okolicy piekarń jakie pozostały z czasów dawno minionych. To Bittmann - firma nie najstarsza może (rok założenia 1966), ale niewątpliwie wysoko ceniona. Moja babcia, a ona, prawdziwa Ślązaczka z krwi i kości wiedziała z pewnością co mówi, zawsze w sobotę i przed świętami szła odstać swoje w długaśnej kolejce, bo "takigo chlyba jak łod Bittmanna ni ma nikaj!

Mawiało się też w rodzinie, skoro już jesteśmy w temacie pieczywa i okolic, że dwa największe nieszczęścia mężczyzny to "chlyb z giganta i baba z Sosnowca". Gigant to oczywiście ówczesne piekarnie Społem, a dzisiejsze np. przymarketowe, zaś babę z drugiego członu powiedzonka tu rozumieć należy jako żonę.

Po drugiej stronie ulicy dla uspokojenia emocji znów zieleń. I to jaka! Proszę tylko spojrzeć!

Ligota. Vis a vis piekarni Bittmann.

Centrum Katowic, czy raczej drogę do niego mamy teraz za sobą. Po prawej stronie, tuż przed skrzyżowaniem Piotrowicka - Franciszkańska, znów wspomnienie, mieścił się (dla mnie) od zawsze zakład fotograficzny Foto Dana. Zniknął zupełnie niedawno. Teraz działa tu firma zajmująca się odzyskiwaniem danych...
Ale pewnych obrazów odzyskać nie potrafi nikt. Dlatego warto chodzić na spacery. Te zupełnie małe i te ciut większe. Przyglądać się, fotografować, cieszyć dniem dzisiejszym jaki by nie był. Chwytać chwilę.
Do zobaczenia!

Ważniejsze miejsca na i obok trasy naszego spaceru po Panewnikach i Ligocie.

1. Bazylika Franciszkanów i Kalwaria z kopią groty z Lourdes.
2. Śląski Uniwersytet Medyczny (uczelnia, szpitale).
3. Ścieżka spacerowa na terenie XIX wiecznej huty Ida.
4. Osiedle Franciszkańskie (w budowie)
5. Domek Fizi Pończoszanki.
6. Stadko koni "z wolnego wybiegu".
7. Dom Freddy'ego Kruegera.
8. Osiedle Książęce.
9. Dawne kino "Bajka".
10. Piekarnia Bittmann.
11. Dawny zakład fotograficzny "Foto Dana"




=================


* - Dojeżdżający autobusami linii 12, 154 i 292 do szpitali oraz uniwersytetu mogą jechać przystanek dalej i wysiąść na ulicy Medyków. Nie dotyczy to linii 48 z Katowic i Chorzowa, ani 657 z Dąbrówki czy Starych Panewnik! 

poniedziałek, 12 maja 2014

Każdy grosz na wagę kota

Portier w łańcuszki wszelakie i inne zbiorowe klikania się z zasady nie angażuje, ale tutaj sytuacja jest wyjątkowa. Stadko dzikich kotów znanych mi osobiście z trzema zupełnie malutkimi na dodatek oczekuje pomocy. Małe zresztą zapewne z radością także trafiłyby pod czyjś dach. Ponieważ sam mam kota znajdę, więc wiem, że taki zwierzak aczkolwiek bywa humorzasty potrafi okazać ile znaczy dla niego dom i ktoś, kto go kocha. Kimkolwiek jesteś, drogi mój czytający - pomóż.
 
 
 
 
Wpłaty proszę kierować na adres:
FUNDACJA KOTY KATOWIC 
Katowice, ul. Adamskiego 14A/2

Numer konta: 04 1160 2202 0000 0002 3965 0775 
 
KRS - 0000457138 
 

sobota, 10 maja 2014

Portier pyta - KZK GOP odpowiada

Zacznijmy może od zdjęć. Tak wygląda wnętrze autobusu linii 51, numer boczny 102, należącego do spółki V-Bus a obsługującego trasę z katowickiego osiedla Tysiąclecia do pętli w Ligocie na ulicy Śląskiej na zlecenie Komunikacyjnego Związku Komunalnego GOP. Zdjęcia wykonałem rankiem 28 marca bieżącego roku.


O co chodzi?
Oto fragment* mojej skargi z 29 marca złożonej do KZK GOP w tej sprawie drogą elektroniczną: 
Szanowni Państwo!
W załączniku przesyłam trzy zdjęcia wykonane w autobusie linii 51 w piątek około 5:50 w trakcie przejazdu ulicą Panewnicką w kierunku ulicy Medyków. Zdjęcia są nieobrobione, żeby można było we właściwościach pliku potwierdzić datę i czas ich wykonania. Nad głowami pasażerów huśtają się dwie klapy zasłaniające jak sądzę kanał którym prowadzone są kable. Pierwsza, ta po lewej, była otwarta już gdy wsiadałem, druga – po prawej była tylko uchylona (pierwsze zdjęcie), ale po kilku minutach z dużym hukiem otworzyła się całkowicie. Kierowca widział to przejeżdżając obok Bazyliki, ale nie zatrzymał się aby owe klapy zamknąć. Nie zrobił tego także na przystanku na ulicy Medyków. Zdjęcie trzecie przedstawia trzecią podobną klapę otwartą i zapartą tylko o rurkę nad tylnymi drzwiami. Chyba nie muszę pisać, że takie “atrakcje” mogą rozharatać komuś głowę?
Numer boczny wozu to 102.

Tu zresztą ogólne zastrzeżenie do firmy obsługującej linię 51. [...] Nie domykające się lub nie otwierające drzwi, stale otwarta (tzn. otwierająca się na zakrętach) klapa silnika wewnątrz wozu to już prawie tradycja. Rurki (poręcze) nierzadko niekompletne i słabo bądź częściowo tylko przymocowane także. Nie jest to w żadnym przypadku stan akceptowalny.
[...]
Wdzięczny będę za ustosunkowanie się i do poruszonych przeze mnie kwestii.
Pozdrawiam serdecznie
[tu w oryginale moje imię, nazwisko, oficjalny adres mailowy oraz pełny adres zamieszkania]
Wobec braku odpowiedzi na powyższy list 29 kwietnia przesłałem go ponownie wraz kolejnymi uwagami**. Siódmego kwietnia 2014 otrzymałem odpowiedź podpisaną przez pana Piotra Radziszewskiego - kierownika referatu ds. kontroli usług przewozowych. Oto fragment odnoszący się do stanu opisanego przeze mnie wyżej:
[...] W kwestii linii 51 od operatora otrzymano zapewnienie, że wymienione przez Pana usterki dotyczące autobusów obsługujących wymienioną linię zostały usunięte. Niemniej jednak, nie pozostając biernym na Pana uwagi zobowiązaliśmy operatorów obsługujących wymienione linie do [...] przeglądu taboru pod względem estetyki i sprawności technicznej pojazdów.
Informujemy iż funkcjonowanie linii autobusowych podlega bieżącym kontrolom prowadzonym przez służby KZK GOP w Katowicach, a każdy stwierdzony przypadek nieprawidłowości w obsłudze linii wynikający z winy leżącej po stronie przedsiębiorstwa przewozowego podlega bezwzględnemu naliczeniu i egzekucji kar przewidzianych w umowach.
Za wszelkie doznane niedogodności doznane spowodowane zakłóceniami w prawidłowym funkcjonowaniu linii autobusowych w imieniu KZK GOP oraz operatorów -  przepraszamy.
Z poważaniem
Piotr Radziszewski
=========================

* - Druga część skargi dotyczyła notorycznych spóźnień autobusu linii 13 na trasę rozpoczynającą się z Pętli Brynowskiej o 5:41. Praktycznie za każdym razem kiedy korzystałem z tego kursu (trzy do czterech razy w tygodniu) autobus dojeżdżał z zajezdni spóźniony o trzy do czasem pięciu minut. Przewoźnik stwierdził, że spowodowane to było złym wyliczeniem trasy dojazdu z bazy i ilością świateł (sygnalizacji) po drodze. Sprawa jest już nieaktualna, ponieważ zmieniono rozkład jazdy i moment w którym kolejny autobus włącza się do ruchu w danym dniu.
** - Kolejne uwagi dotyczyły grubej kałuży białej farby i zatopionej w niej szmaty, które zalegały na przystanku na ulicy Kłodnickiej w kierunku Ligoty i powodowały że chodnik na przestrzeni kilkunastu metrów był upaćkany śladami. Zwróciłem uwagę, że co noc przystanki odwiedza ekipa sprzątająca kubły, do której także powinno należeć usunięcie tego rodzaju zanieczyszczeń. Zdjęcie jako ciekawostka poniżej. Pan Radziszewski nie odniósł się do tej kwestii, a biały placek na chodniku leży do dziś.

=================

Przeczytaj także podobne wpisy na tym blogu: 


oraz



czwartek, 8 maja 2014

Portier pyta - PKS odpowiada

Rzecz będzie o tym jak to PKS Bielsko Biała ogłosił sobie zimę przy plus 15 stopniach, jak w Internecie zamieścił rozkład jazdy z przystanku, na który nie jeździł żaden autobus i jak zmusił mnie powyższym do poznania szlaku Biały Krzyż - Szczyrk Solisko, chociaż wcale nie miałem tego w planie po przejściu szesnastu kilometrów z Wisły. A historia cała wydarzyła się podczas mojej wycieczki siedemnastej TU opisanej.
 ===
Dwudziestego marca zwróciłem się mailowo do dyrektora oddziału PKS w Bielsku Białej pana mgr inż. Marka Małachy
Szanowny Panie
    Zwracam się z prośbą o wyjaśnienie mi przyczyny dla której PKS Bielsko-Biała nie realizując w okresie zimowym kursów do przełęczy Salmopolskiej nie informuje o tym w sposób jednoznaczny i skuteczny np. poprzez uniemożliwienie w ogóle wyświetlania na stronie www rozkładu jazdy z tego przystanku. Drugiego marca posiłkując się wydrukiem z takiego właśnie rozkładu z Państwa strony dotarłem na Biały Krzyż po prawie szesnastu kilometrach marszu i gdybym nie dostrzegł autentycznie mikroskopijnej naklejki na tablicy odjazdów przestałbym tam jeszcze 40 minut, a potem zwyczajnie wściekł. Dzięki PKS Bielsko Biała poznać musiałem jeszcze tego samego dnia szlak żółty do Soliska i to truchtem. Wątpliwa przyjemność.

Pomijam kwestię niebagatelną, że zimy nie ma, a i niewiele było, bo rozumiem, że nie możecie Państwo zmieniać rozkładów zależnie od prognozy pogody na kolejne dni (choć z drugiej strony przy takiej aurze jak tegoroczna – powinniście), ale uważam, że jest co najmniej irytującym iż informacja o pominięciu przystanku Biały Krzyż jest tylko na stronie z aktualnościami, nie ma zaś jej tam gdzie być powinna przede wszystkim – w internetowym rozkładzie jazdy. 

Wdzięczny będę za wyjaśnienie mi tej sprawy 
Z poważaniem
[tu w oryginale moje imię, nazwisko, oficjalny adres mailowy oraz pełny adres zamieszkania]

Dwudziestego siódmego kwietnia wobec braku odpowiedzi kopię listu przesłałem wraz z monitem na adres sekretariatu zarządu oddziału firmy. Siódmego maja otrzymałem odpowiedź podpisaną przez pana Jarosława Bąka - Kierownika Zespołu Przewozów PKS w Bielsku-Białej S.A., której treść zamieszczam poniżej.
  W odpowiedzi na nadesłaną skargę dotyczącą realizacji połączeń autobusowych do przystanku Szczyrk Biały Krzyż w okresie zimowym, pragniemy przeprosić za tak dużą zwłokę w przesłaniu odpowiedzi.
            Odnosząc się do zarzutów niejednoznacznego i nieskutecznego informowania pasażerów o ograniczeniu komunikacji informujemy, że we wcześniejszych latach stosowane było ograniczenie czasowe związane z okresem zimowym. Informacje dotyczące zawieszenia wykonywania kursów od przystanku Szczyrk Salmopol do przystanku Szczyrk Biały Krzyż zamieszczone są zawsze na wszystkich tabliczkach przystankowych, dworcowych oraz w rozkładzie jazdy i aktualnościach na stronie internetowej. Okres, na jaki komunikacja została zawieszona ustalony został od 1 listopada 2013 do 31 marca 2014.
            Jak słusznie Pan zauważył zima w tym roku była wyjątkowo łagodna. W związku z tym pierwotne plany zostały zastąpione początkiem sezonu zimowego, ograniczeniem komunikacji wyłącznie do dni, w których opad śniegu lub jego zaleganie spowoduje, iż przejazd może stanowić zagrożenie dla podróżnych lub też go całkowicie uniemożliwić. Rozwiązanie takie z oczywistych przyczyn niemożliwe jest do zrealizowania w internetowym rozkładzie jazdy. Zauważyć należy również, że komunikacja na liniach do Szczyrku realizowana jest z uwagi na ilość pasażerów autobusami miejskimi 12 metrowymi o całkowitej ilości miejsc 110 siedzących i stojących. Decyzję o zawieszeniu wyjazdu na przełęcz z ograniczeniem datami bez względu na panujące warunki atmosferyczne i drogowe spowodowane zostało interwencjami pasażerów, którzy wsiadając na dworcu w Bielsku-Białej domagali się przewozu na Biały Krzyż, na którym zalegała już warstwa śniegu a dodatkowo otwarcie ośrodków narciarskich na przełęczy i na tzw. „Julianach” uniemożliwiało przejazd autobusów między chaotycznie zaparkowanymi na poboczu drogi pojazdami.
            Pomimo świadomości, iż być może lepszym rozwiązaniem było by okresowe zawieszenie wykonywania przedmiotowych kursów zależnie od warunków atmosferycznych, zweryfikowane zostało przez samych pasażerów i od nowego okresu zimowego, kursy te będą już najprawdopodobniej na stałe ograniczone czasowo również w internetowej wersji rozkładu jazdy.
            Za wynikające z tego tytułu utrudnienia przepraszamy.
Z poważaniem
Jarosław Bąk
============
Komentarz Portiera
Odpowiedź niewątpliwie interesująca, dobrze zredagowana i rzucająca nowe światło na sprawę ma jednak sporą wadę, ominięcie szerokim łukiem sedna, to znaczy faktu, że przy temperaturze ponad 15 stopni Celsjusza na plusie i asfalcie suchym jak pieprz PKS nadal trzymał się wersji, że jest zima.
Zimy przynajmniej od połowy lutego, jeśli nie dłużej, nie było.
Dodatkowo cóż, wydaje mi się, i będę się przy tej wersji upierał, że nie jest żadnym problemem umieszczenie stosownych (acz szerszych dosłownie i w przenośni niż te które były - wielkości plus minus paczki zapałek) informacji na przystankach wraz np. z numerem telefonu infolinii umożliwiającym kontakt z przewoźnikiem w razie wątpliwości i każdorazowe wyłączanie dostępu do internetowego rozkładu jazdy z tego konkretnego przystanku w okresie, gdy nie jest on obsługiwany.
I wreszcie już z przymrużeniem oka. Drodzy państwo z PKS-u. Pasażer domagający się przejazdu linią którą prowadzicie do przystanku, który obsługujecie nie jest porywaczem, jest po prostu klientem, dzięki któremu Wasza firma może funkcjonować.
Niech więc funkcjonuje ciut sprawniej i z mniejszym nomen omen poślizgiem zarówno w kwestiach pór roku jak i odpowiadania na korespondencję.

sobota, 3 maja 2014

Trailer wycieczki dziewiętnastej




A zanim o niej trochę zapraszam do poczytania o poprzednich :)
Teksty z tego bloga, moją książeczkę, zdjęcia i filmy można kopiować do użytku niekomercyjnego i/lub umieszczać na niekomercyjnych stronach www, w prezentacjach, publikacjach i innych - bez prawa do modyfikowania - po podaniu autora (Portier) oraz adresu strony z której zasobów zostały pobrane (www.otoportier.blogspot.com). Wykorzystanie komercyjne jakiegokolwiek materiału wyłącznie po kontakcie z autorem i uzyskaniu jego wyraźnej zgody. Adres do korespondencji znajduje się na stronie mojego profilu w serwisie Blogger.