Problemy z dodaniem komentarza? Wyślij mi go mailem - opublikuję. Adres znajdziesz w moim profilu!

Uwaga! Komentarze pojawiają się z opóźnieniem - po przejrzeniu dla odsiania spamu (i tylko jego!)


piątek, 28 sierpnia 2015

Tajemnica jeziora






=========


Aby doświadczyć z bliska piękna Beskidu Śląskiego nie zawsze potrzebna jest wielogodzinna wędrówka, mapy i ciężkie plecaki. Czasem, a dzisiejsze zaproszenie proszę potraktować jako przykładowe spośród co najmniej kilku możliwości, wystarczy zwyczajny, niezbyt długi spacer z którym bez problemów powinny dać sobie radę także osoby słabsze fizycznie. Dodatkową niebagatelną zaletą niechaj będzie doskonale wręcz dopasowany dojazd zarówno dla turystów korzystających z własnego środka transportu jak i z komunikacji zbiorowej.
 
Naszą wędrówkę w Dolinę Wapienicy, bo to ona jest dziś sednem proponuję zacząć od pętli autobusu linii 16 dojeżdżającego tu z przystanku przed dworcem PKS a naprzeciwko dworca PKP w Bielsku Białej. Zmotoryzowani trafią do tego miejsca z drogi wojewódzkiej 942 ulicami Jaworzańską i Zapory, ale uwaga, do parkingu muszą dojechać jeszcze kilkaset metrów ulicą Tartaczną w lewo. Ten sam odcinek pasażerowie autobusu przejdą już pieszo kierując się chwilowo za znakami żółtymi od drogowskazu szlaków Szyndzielnia - Błotny, który odnajdziemy tuż za pętlą  na początku leśnej drogi wiodącej prosto.
 
Wapienica Pomnik - rozstaj szlaków obok pętli autobusowej.
 
Uwaga! Nie wchodzimy w las - idziemy asfaltem w kierunku mostu na rzece Wapienicy mijając po lewej tablicę upamiętniającą rozstrzelanych tu pod koniec wojny radzieckich żołnierzy i polskiego partyzanta, po czym już za mostem skręcamy w prawo wzdłuż parkingu i nadal za znakami szlaku na Szyndzielnię podążamy na wprost. W tej okolicy pojawia się po raz pierwszy kilka interesujących i bardzo łatwych możliwości dojścia nad samą wodę, ale proponuję zostawić to sobie tymczasem na koniec spaceru, ponieważ "zamykając pętelkę" także będziemy je mieli. 
 
Potok Żydowski - widok (kolejno) po lewej i prawej stronie chodnika.
 
U końca placu parkingowego (tutaj po prawej duża mapa tablicowa) wkraczamy na znacznie już spokojniejszą prawie parkową alejkę na tym odcinku wzbogaconą nawet o wygodne ławki i nią w kilkanaście minut  lekko się wznosząc pośród leśnych polan i potoków docieramy do "Krzywej Chaty" - kawiarni i bufetu usytuowanego w bezpośredniej bliskości jeziora. Warto tu zajrzeć nie tylko dlatego, że w porównaniu ze schroniskami ceny napojów i posiłków są niezaprzeczalnie niższe,  ale przede wszystkim ze względu na fakt, że jest to jeden z najciekawszych dziś na trasie punktów widokowych. Aby do niego dotrzeć należy  przez drewnianą bramkę udać się z głównego chodnika w prawo w kierunku wejścia do lokalu, ale omijając je podążyć dalej na wprost aż do ogrodzenia oddzielającego teren obiektu od samego już wału zapory. Obraz jaki tu ujrzymy, częściowo zresztą osiągalny także z tarasu gościnnego zaliczyć można niezaprzeczalnie do najpiękniejszych, acz niekoniecznie stricte górskich atrakcji Beskidu Śląskiego.

Krzywa Chata.
 
Spojrzenie na zaporę ponad ogrodzeniem.
 
Dwadzieścia minut od centrum miasta a widoki jak z bajki...

Oto przed nami Wielka Łąka - sztuczne jezioro powstałe w wyniku spiętrzenia wód okolicznych strumieni wybudowaną w latach 1929 - 1932 zaporą noszącą po dziś dzień imię prezydenta Ignacego Mościckiego. O ogromie tego obiektu niech poświadczą liczby: powierzchnia lustra wody - 24 hektary, objętość - 1,3 mln metrów sześciennych, wysokość tamy 23 metry, długość tamy 309 metrów. Ale choć powody do dumy na tym się nie kończą, bo dodać należy że woda w zbiorniku ma pierwszą klasę czystości, a sama dolina Wapienicy jako całość jest jednym z nielicznych w Europie obszarów dzikiej przyrody znajdujących się w granicach dużej aglomeracji, to jest tak od lat między innymi dlatego, że nie prowadzi się tu w żadnej formie gospodarki rybackiej, a dodatkowo zabronione też jest nie tylko pływanie czy uprawianie sportów wodnych, ale w ogóle dostęp do brzegu (!) - całość terenu jest bowiem szczelnie ogrodzona i chroniona. Mimo to jednak nikt chyba nie poczuje się zawiedziony ponieważ chcącym zakosztować chłodu górskich wód pozostają jeszcze mniejsze i większe potoki (jeden z nich - Żydowski - mijaliśmy już po drodze) oraz rzeka Wapienica od której zaczęliśmy dzisiejszy spacer i przy której też go zakończymy. Zaś nieliczne faktycznie możliwości spojrzenia wprost na Wielką Łąkę zrekompensuje nam z pewnością aż z naddatkiem ich wyjątkowy urok.

Po chwili odpoczynku wracamy do alejki, którą przyszliśmy i kierujemy się nią w prawo kontynuując spacer. Zaraz za Krzywą Chatą towarzyszący nam dotąd turystyczny szlak żółty odbija stromo w las wiodąc jednym z najbardziej wyczerpujących podejść ku szczytowi Szyndzielni, ale my zupełnie połogo podążamy dalej asfaltowym chodnikiem zanurzając się po raz kolejny w cieniu drzew. Po kilku minutach dochodzimy do bardzo interesującego architektonicznie betonowego mostku i płynącego pod nim potoku Barbara. Mimo, że widok stąd w obie zresztą strony (po prawej za ogrodzeniem potok wpada do jeziora) jest dość atrakcyjny warto jednak zejść z chodnika kilkanaście metrów w lewo ku progowi wodnemu i choćby dotknąć lodowatej i kryształowo czystej wody a przynajmniej przyjrzeć się jej z bliska. Już ta tylko odległość od asfaltu przenosi nas w zupełnie inną, bajkową wręcz rzeczywistość... 

 Potok Barbara.
 
Idąc dalej na wprost dochodzimy do końca ogrodzenia zbiornika a nasz chodnik skręca w lewo i tam się rozdziela. To ważny moment, choć nie jest może najmilej go opisywać. Na terenie doliny wyznaczono wszak zarówno trasy biegowe jak i leśną ścieżkę edukacyjną. Problem polega jednak na tym, że od pewnego momentu oznakowanie obydwu jest prawie żadne, zwłaszcza po minięciu Barbary. O ile na początku mamy mapki, kolorowe tablice, czasem znaki na drzewach, o tyle później (razem zresztą nie wiedzieć czemu z ławkami i kubłami na śmieci) całe "ucywilizowanie" karłowacieje. Dochodzimy oto do rozstaju i... nic. Szkoda, bo na przykład zwykłe szlaki turystyczne są w dolinie wyznakowane bardzo wyraźnie. Stąd zatem, choć najczęściej wybierana trasa spacerowa kieruje się teraz w lewo a potem wspina ku Trzem Kopcom i zawraca zboczami po drugiej już stronie Wielkiej Łąki, ja zgodnie z obietnicą proponuję rozwiązanie prostsze, krótsze i znacznie łatwiejsze do zrealizowania nawet bez map i znaków a mianowicie marsz dosłownie wokół jeziora.  
 
Zaraz za końcem siatki skręcamy wyraźną, choć wąską trasą biegową (na początku znak) w prawo obniżając się wzdłuż płotu do potoku Wapienica będącego jakby osią Wielkiej Łąki i przekraczamy go bądź po leżących nad nim pniach (warto podeprzeć się gałęzią w wodzie) bądź też po kamieniach (również polecam podparcie) lub wreszcie "wpław" to znaczy wchodząc plus minus ponad kostki do wody. Szerokość potoku jest tu mała (ok. 2,5 do 4 m), więc przejście nie powinno sprawić nikomu problemu. Po obu zaś jego stronach odnajdziemy co najmniej kilka idealnych wręcz miejsc do odpoczynku tuż nad wodą. Nadal przy ogrodzeniu podchodzimy teraz przez kilka chwil bardziej stromo by zaraz już płaską ścieżką dotrzeć do leśnej drogi biegnącej w kierunku zapory i na niej skierować się w prawo.
 
 Rozpoczynamy drogę powrotną drugą stroną jeziora.
 
Trasa powrotna znajduje się dużo wyżej lustra wody niż odcinek początkowy, stąd i widoki są zupełnie innego rodzaju, choć niestety nadal dość rzadko dostępne spomiędzy drzew. Niewątpliwie usytuowanie w tym miejscu jakiegoś tarasu widokowego, choćby w pewnej odległości od samego jeziora spowodowałoby znacznie większe zainteresowanie turystów tym zakątkiem Beskidu Śląskiego, którego atrakcyjność jest odwrotnie proporcjonalna do wysiłku jaki trzeba w dotarcie tu włożyć. Tymczasem jednak brak udogodnień niechaj wynagrodzi nam cisza oraz niczym nieskażona naturalność otoczenia (ponad nami rezerwat Jaworzyna na stokach Wysokiego - proszę przyjrzeć się pięknym starym drzewom) i raz po raz podglądane "przebitki" z Wielkiej Łąki.
 
Zbliżamy się do zapory...
 
Mając po lewej zbocza Kopanego i Palenicy łagodnym łukiem w prawo lekko się obniżając dochodzimy wreszcie znów do zapory, tu w kilku miejscach wręcz doskonale widocznej. Las się rozrzedza, a po chwili bardzo stromo z góry dołącza do nas turystyczny szlak niebieski z Błotnego za którego znakami będziemy odtąd podążać. Od tego też miejsca ponownie napotkamy licznych spacerowiczów, a nasza dróżka stanie się już znacznie szersza i wygodniejsza niż do tej pory. 
 
 
 Zapora, jezioro i góry widziane od strony zejścia szlaku niebieskiego.
 
   
Po minięciu pierwszych, nielicznych tu na szczęście jeszcze zabudowań warto całą uwagę przenieść na prawą stronę ścieżki, gdzie parokrotnie będziemy mogli przyjrzeć się imponującym, choć częściowo także zniszczonym już progom wodnym na Wapienicy a nawet przejść na drugą stronę rzeki lub dotrzeć bezpośrednio na jej brzeg pod koniec już bardzo łagodnymi zejściami.
 
 
Progi wodne na Wapienicy.
 
 
Wapienica na spokojnie - w okolicach mostu na ul. Tartacznej.
 
I wreszcie gdy po dalszych kilkunastu minutach marszu nasza droga zwróci się lekko w lewo i oddali od rzeki dotrzemy lasem do drogowskazu za pętlą autobusową od której zaczęliśmy nasz spacer. Całość trasy nie powinna nam zająć więcej niż dwie, maksymalnie dwie i pół godziny, ale mimo to, a dla niektórych właśnie dlatego jest jak najbardziej warta polecenia. Zapraszam w dolinę Wapienicy!
 
Mapka trasy (kliknij lub otwórz w nowym oknie aby powiększyć)
 
 
 
---
 
Dolina Wapienicy w moich wycieczkach górskich
 
 
 
 
 
 

wtorek, 18 sierpnia 2015

Spacer w lesie

Pomiędzy Katowicami a Rudą Śląską napotkać można w lasach przepiękne, zupełnie zdawałoby się nieprzystające do postindustrialności naszego regionu widoczki. Zapraszam do przyjrzenia się drobnej ich części.



poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Ziemia niczyja

Katowice, ulica Jankego 11 - opuszczony teren dawnego "Cefarmu". Podręcznikowy wręcz przykład zbiorowego tumiwisizmu, niegospodarności i marnowania potencjału. Mocne słowa? Zgadza się, ale za chwilę mam nadzieję przekonam Państwa, że uzasadnione.

 
Posesja o której mowa znajduje się w trójkącie pomiędzy stykiem ulic Rzepakowej i Jankego przy Pętli Brynowskiej, w okolicy w której wkrótce ruszyć ma budowa nowej linii tramwajowej, centrum przesiadkowego oraz galerii handlowej. W odległości od kilkudziesięciu do kilkuset metrów w każdą stronę od opisywanego miejsca ulokowane są markety, salony samochodowe, warsztaty, bazy firm kurierskich, biurowce, liczne przystanki komunikacji miejskiej oraz domy prywatne. Sama nieruchomość to ogromny, w części zarośnięty w części wyasfaltowany plac, rozdzielnia elektryczna oraz bardzo dobrze jeśli nie idealnie wręcz zachowany budynek w stylu "tysiąca szkół na tysiąclecie".

Blok nadawałby się moim zdaniem bardzo dobrze na szkołę, przychodnię, urząd lub... noclegownię chociażby.
---
 
Według informacji i zdjęć do jakich udało mi się dotrzeć obiekty te były wykorzystywane przynajmniej częściowo jeszcze w latach 2011 - 2012 a więc zupełnie niedawno przez wspominany już na wstępie Cefarm oraz (niewykluczone, że to ta sama firma po przekształceniu) ACP Pharma. Od roku 2012 teren jest opuszczony, niepilnowany*, nieoświetlony zaś od niedawna także systematycznie dewastowany. Zaczęło się od kradzieży siatki ogrodzeniowej, która w kilku miejscach była przerdzewiała i dawała się łatwo wyrwać, po niej przyszła kolej na całe przęsła, a wreszcie także i mocno zdawałoby się obmurowane stalowe słupki. Okradziono rozdzielnię elektryczną i to tak, że resztki kabli i izolacji walały się po chodnikach, wywieziono dwie ciężkie stalowe bramy, pokrywy studzienek kanalizacyjnych i deszczowych a pewnie i sporo jeszcze drobniejszych innych elementów.
 
Teren z zamkniętego lub prawie że zamkniętego w latach 2012 - 2014 stał się w 2015 roku praktycznie otwarty na przestrzał z jednej strony kusząc szukających nawet nie sensacji, ale po prostu skrótu pomiędzy Rzepakową a Jankego a z drugiej stwarzając dla nich i nie tylko dla nich zagrożenia o jakich wcześniej nie było mowy. Oto bowiem poza złodziejami, którzy przecież raczej nie cieszą się, gdy ktoś widzi ich przy "pracy" mamy tu jeszcze pijących stadnie alkohol, bezdomnego palącego ogniska grożące w każdej chwili pożarem i groźbę wypadku lub śmierci w razie wpadnięcia do otwartych studzienek. O możliwości napadu, pobicia czy gwałtu nawet nie wspominam.

Przy tym wszystkim drobiazgiem tylko wydaje się mój zwykły obywatelski żal, że oto dobry budynek niszczeje niewykorzystywany a pewnie zgodnie z nową świecką tradycją zostanie za jakiś czas wyburzony** zamiast po odnowieniu służyć jeszcze dziesiątki lat...

Do kogo zatem, czy i jakie można tu mieć pretensje? Do właściciela? Do firmy ochroniarskiej? Do służb miejskich? I właśnie, jeszcze kwestia czy można? Nie, nie można. TRZEBA! Trzeba, albowiem wyżej wymienieni nie wykonując SWOICH OBOWIĄZKÓW stwarzają zagrożenie dla osób postronnych i powinni bezwzględnie ponosić za to odpowiedzialność.

Zacznijmy o tych, o których da się powiedzieć wprost, że biorą pensje za to, by na podobne sytuacje reagować, czyli od Straży Miejskiej. Dziewiątego sierpnia zwróciłem się z oficjalnym zapytaniem mailowym właśnie do biura owej formacji przedstawiając pokrótce stan istniejący, wynikające z niego zagrożenia i dodając do opisu kilka zdjęć.


 Nagłówek mojego listu do Straży Miejskiej.
---
 

Brama główna (otwarta) oraz praktycznie jedyny zachowany ciągły fragment ogrodzenia.
---

 Zdjęcie zrobione "w drugą stronę" - tu z kolei brak jakiegokolwiek zabezpieczenia, a w krzakach odnajdziemy liczne ścieżki wydeptane w głąb placu.
---
 
  Zniszczone przęsło na przystanku autobusowym przy ul Jankego. Kilka metrów za drzewem widocznym po lewej znajduje się otwarta studzienka kanalizacyjna!
---

Po skradzeniu siatki i ram ogrodzenia złodzieje zaczęli wyrywać słupki zamieniając podmurówkę w kupę gruzu.
---

Trzynastego sierpnia na moje pismo odpowiedział pan Józef Barański.



Dziękujemy za zgłoszenie dotyczące złego stanu porządkowego nieruchomości położonej w Katowicach przy ul. Gen. Jankego 11.
 
Opisany w Pańskim e-mailu z dnia 9 sierpnia 2015 r. stan porządkowy powyższej nieruchomości został przez funkcjonariuszy Straży Miejskiej potwierdzony. 
 
Informuje Pana, że Straż Miejska wystąpiła pisemnie do właścicieli nieruchomości zamieszkałych w Krakowie i w Płocku o uporządkowanie terenu nieruchomości z zalegających odpadów komunalnych, zabezpieczenie otwartych studzienek kanalizacyjnych bądź deszczowych oraz zabezpieczenie nieruchomości przed dostępem osób postronnych.
 
Jednocześnie funkcjonariusze Straży Miejskiej podejmą w tym rejonie stosowne działania prewencyjne.
 
Dla poprawy skuteczności tych działań o stwierdzonych nieprawidłowościach proszę powiadamiać dyżurnego Straży Miejskiej pod bezpłatnym numerem 986
 
 
Z poważaniem
 
kier. Józef Barański


Strażnicy potwierdzili to co napisałem... Wspaniale. Podjęli działania prewencyjne... Jeszcze lepiej! Zakładam, że to ich dziełem było wyrwane drzewko "prewencyjnie" właśnie i jakże profesjonalnie zarazem wsadzone w otwór studzienki obok przystanku? No cóż... Chylę czoła.  Zapytałbym jednak o kilka jeszcze kwestii. Gdzie byliście Państwo gdy skradziono pierwsze fragmenty ogrodzenia ponad pół roku temu? Gdzie, gdy wokół rozdzielni ktoś pracowicie przez ileś zapewne dni "obrabiał" kable? Gdzie, gdy przed dawną portiernią a tuż obok wysokich suchych traw i krzaków godzinami i wielokrotnie na dodatek płonęło ognisko?

A Szanowni Właściciele? Czyżby w żaden sposób nie kontrolowali stanu... posiadania? Czyżby ich nie interesował? Czy nie wiedzą, że jeśli wszedłbym na plac skracając sobie drogę (a plac jest otwarty, tablic ani innych informacji o zakazie nie ma) to łamiąc sobie nogi w studzience albo z pomocą panów "obozujących" popołudniami w zaroślach, to ich właśnie (właścicieli!) podałbym do sądu o odszkodowanie? Ja albo ktokolwiek inny? Dokładnie na tej samej zasadzie odpowiedzialności za nieodpowiedzialność na jakiej każdy kto poślizgnąłby się przed MOIM domem mógłby żądać ode mnie odszkodowania za nieodśnieżanie?

I wreszcie nomen omen droga brać ochroniarska. Czy to nie Waszym obowiązkiem jest natychmiast po stwierdzeniu kradzieży czegokolwiek, a w zasadzie nawet czegoś czego nie pilnujecie, ale znajdującego się na tym samym terenie policji a już na pewno właścicielom? Jak można jednocześnie chronić i ignorować np. że tydzień temu wjeżdżało się "na obiekt" przez bramę a dziś przez dziurę w płocie?!

A my? Mieszkańcy okolicznych uliczek i codzienni przechodnie? Naprawdę nic nas nie obchodzi coś co nie jest nasze? Co zrobimy, gdy jutro to kogoś nie będzie obchodził los naszego już mienia albo nas samych?

Wszyscy mamy się nad czym zastanowić.
 
===


* - Budynku i rozdzielni zdalnie (niby to) pilnują dwie różne firmy ochroniarskie. Pracownicy jednej z nich swego czasu dwa razy zatrzymywali się na przystanku na którym stałem aby zapytać... gdzie mają jechać i jakich budynków szukać...

** - Dokładnie pięć minut drogi od opisywanego miejsca - na ulicy Rzepakowej vis a vis Farmacolu znajdziemy podobny, acz już zamieniony w kupę gruzu obiekt - dawną bazę PKS.


===
 
PODOBNE WPISY
 

 

poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Żwirek kontra muchomorek

Odkąd wędruję po górach staram się zaakceptować i zrozumieć wszystko to, czego przyczyną jest terytorialne nakładanie się na siebie cywilizacji i natury. Wiem już, nauczyłem się tego przedeptawszy Beskid Śląski wszerz i wzdłuż, że całymi długimi kilometrami maszeruje się czasem ruchliwą asfaltową drogą nadal jednak będąc de iure na szlaku turystycznym*, że żywność i inne produkty do położonych wysoko schronisk dowozi się samochodami i wreszcie, a może przede wszystkim, że ktoś, kto w "moich" pięknych górach po prostu mieszka, żyje i pracuje, nie może dla mnie, nawiedzonego turysty przesiadać się na furmankę czy psi zaprzęg tylko dlatego "żeby nie było niczego". Logiczne to myślenie nie umniejsza jednak nigdy mojego smutku, żalu czy wściekłości na widok kolejnego przekroczenia pewnych granic, których jak to mawiał generał Jaruzelski przekraczać nie wolno.
Takich jak ta, o której dzisiaj opowiem.

Wycieczka dwudziesta dziewiąta. Upalnym czerwcowym popołudniem docieramy do Karkoszczonki, przełęczy leżącej pomiędzy Klimczokiem a Beskidem a oddzielającej Brenną od Szczyrku. Choć nie od rzeczy będzie tu zaznaczyć od razu, że z tym oddzielaniem to pewna przesada, bowiem podobnie jak na Kubalonce czy przełęczy Salmopolskiej mamy tu do czynienia z wykorzystywaną od stuleci najkrótszą znaną trasą  pomiędzy sąsiadującymi miejscowościami. Tym jednak różniącą się od dwóch wcześniej wymienionych miejsc, że pozostawioną do dziś przynajmniej w swojej najwyższej części w formie takiej jak wieki temu - zwyczajnej leśnej drogi.  I na tej to drodze mając za sobą gęsty las, a przed oczami jedną z najpiękniejszych w okolicy panoram napotykamy... ciężarówkę z betonem!


 
 
Po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów pociągiem, po przejściu z potem na czole i nie tylko kolejnych kilkunastu pieszo, po napotkaniu w mglistym poranku ogromnego stada saren i kozłów prawie na wyciągnięcie ręki, po godzinach rozmów, wzruszeń i zachwytów, paru setkach zdjęć, trzeciej zmianie szlaku, męczącym podejściu  i okrzyku radości na widok cudownie zieloniutkich potężnych gór ze Skrzycznem na czele - oto jest puenta - obrzydliwa, wielka, głośna i wznosząca tumany kurzu betoniara!

A nie na drodze przecież ani nawet bocznej uliczce, nie pomiędzy domami, na początku czy końcu szlaku, nie na jakimś mało ważnym łączniku, ale tutaj, na znanej beskidzkiej przełęczy, węźle tras, w lesie, o kilkadziesiąt metrów powyżej schroniska i o kilka ledwie od stołów i ław ustawionych w cieniu drzew dla odpoczynku wędrowców...
 
 
 
Odpoczynku?! Wolne żarty! Samochód przetacza się obok po raz drugi, trzeci, czwarty, praktycznie co kilkanaście minut skutecznie psując nastrój nasz oraz innych turystów. Ale dlaczego? Jakim prawem? Za czyją zgodą? Te i inne pytania pozwoliłem sobie zadać** dziewiętnastego czerwca 2015 trzem według mnie najbardziej kompetentnym organom, mianowicie urzędowi miasta Szczyrku, prezesowi miejscowego oddziału PTTK oraz oddziałowi Lasów Państwowych w Katowicach. Oto ich odpowiedzi w kolejności nadesłania:

1. 19.06.2015 - Pan Szymon Wawrzuta - prezes oddziału PTTK w Szczyrku

"Witam!

Ruch w tym miejscu związany jest z modernizacją ośrodka narciarskiego na Beskidzie. Mają wszelkie zgody na przejazdy w tym rejonie, tak jest wytyczona droga dojazdowa, tak więc można tylko agitować o wolniejszą jazdę.

Pozdrawiam
Szymon Wawrzuta"


2. 22.06.2015 - Pani Iwona Sadrija - Sekretariat Urzędu Miasta Szczyrku
 
Potwierdzenie przeczytania
 
 
 
3. 26.06.2015 Pan nadleśniczy - mgr inż. Hubert Kobarski
 
"W odpowiedzi na Pana email z dnia 19.06.2015 PGL LP Nadleśnictwo Bielsko informuje, że przedstawiona na zdjęciu ciężarówka porusza się ulicą Pasterską w Szczyrku, która sądownie posiada status drogi koniecznej dla mieszkańców osad położonych na Beskidzie i Beskidku.
 
nadleśniczy - mgr inż. Hubert Kobarski"
 
   
4. 17.07.2015 - Z-ca Burmistrza Miasta Szczyrku Pan mgr inż. Wojciech Kufel
/mail nadesłany po moim monicie z 15 lipca 2015!/


W odpowiedzi na Pana e-mail w temacie ruchu samochodów ciężarowych na przełęczy Karkoszczonka w Szczyrku informuje, że transport po tym terenie związany jest z realizacją budowy trasy narciarskiej i wyciągu narciarskiego na górę Beskid. Realizacja prac w górnej części trasy wymaga dojazdu za pośrednictwem dróg i szlaków leśnych są to jedyne drogi za pośrednictwem, których możliwa jest obsługa komunikacyjna tej części inwestycji.
 
W temacie uciążliwości, jakie powoduje komunikacja za pośrednictwem w/w dróg przeprowadzono z Inwestorem rozmowę zwracając uwagę na zachowanie szczególnej ostrożności oraz ograniczenia do niezbędnego minimum transportu przedmiotowymi drogami. Inwestor zobowiązany jest do dołożenia wszelkiej staranności, aby obsługa komunikacyjna budowy wyciągu narciarskiego  w jak najmniejszym stopniu wpływała negatywnie na otoczenie i środowisko. Natomiast  po zakończeniu inwestycji Inwestor zobowiązany jest do przywrócenia dróg, po których prowadzony był transport do stanu pierwotnego.
 
Zwrócić należy uwagę, że teren, na którym prowadzona jest inwestycja i istniejące tam  w przeszłości trasy narciarskie z towarzyszącą im infrastrukturą techniczną były w znacznym stopniu zaniedbane i zdewastowane, co czyniło je nie nadającymi się do użytkowania. W związku z powyższym zrealizowanie tej inwestycji ma istotne znaczenie zarówno dla miasta jego mieszkańców jak również dla odwiedzających go turystów. Po ukończeniu inwestycji warunki do aktywnego wypoczynku oraz walory turystyczne w tej części miasta znacząco się poprawią, co z pewnością zrekompensuje chwilowe niedogodności i utrudnienia.
 
 
Z poważaniem Z-ca Burmistrza Miasta Szczyrk mgr inż. Wojciech Kufel"
 
 

---
 
KOMENTARZ PORTIERA
 
Pierwsze co rzuca się w oczy, to intrygujące wręcz rozstrzelenie odpowiedzi. Według PTTK firma realizująca prace budowlane  ma zezwolenie (czyli stanowi jakiś wyjątek od reguły) na przejazdy akurat tędy, według Lasów Państwowych mówimy o prawie zupełnie normalnej drodze (sic!), zaś Urząd Miasta jakby na przekór uznaje trasę za drogę leśną. Dla każdego coś miłego. Czy to jednak wyłącznie przypadek, że nikt z piszących nie wspomniał słowem o SZLAKU TURYSTYCZNYM? Wobec tego wspomnę o tym ja za chwil kilka, najpierw jednak ustosunkowując się do każdego z listów osobno.
 
Odpowiedź Pana Wawrzuty nadeszła po kilku godzinach i to jest jej jedyną zaletą. Oto bowiem prezes jednego z oddziałów organizacji, która przez dziesiątki lat WALCZYŁA najpierw o polskość schronisk i szlaków, a potem o popularyzację turystyki, remonty i rozbudowę infrastruktury a wreszcie realizację ułatwień dojazdowych czy też noclegowych dla wędrowców, dziś widząc ciężarówkę na przełęczy stwierdza tylko że "można agitować o wolniejszą jazdę". Nie, Panie Prezesie! Nie można "agitować"! Należy walczyć! I nie o wolniejszą jazdę, ale o zakaz ruchu, o strefy niedostępne dla pojazdów mechanicznych, wolne od zabudowy, wycinki drzew albo "poprawiania" asfaltem czy betonowymi płytami. Po to byśmy my turyści mieli po co w góry przyjeżdżać, a Pana organizacja po co istnieć.
 
List z oddziału Lasów Państwowych mnie zasmucił i to potrójnie. Po pierwsze dlatego, że kiedyś na tym blogu stawiałem za wzór przesłaną mi bardzo mądrą i rozbudowaną odpowiedź nt. wycinki drzew w Beskidzie Śląskim, a dziś mam odczucia wręcz odwrotne. Po drugie dlatego, że paradoksalnie właśnie LP jako jedyne stwierdziły dosadnie, że szlak jest drogą (dalszym ciągiem ulicy Pasterskiej) a wreszcie po trzecie, że osoba odpowiadająca nie zadała sobie nawet trudu prawidłowego napisania mojego nazwiska, co mnie wprawdzie nie obraża jakoś szczególnie, ale nieodparcie potęguje odczucie merytorycznej bylejakości. Nie zapytam wobec powyższego czy to nie misją Waszej jednostki jest między innymi dbanie o utrzymanie przyrody w maksymalnie naturalnym stanie, bo byłoby to pytanie retoryczne, ale zamieszczę pewien bardzo wymowny obrazek z serwisu Google Street View o którym w żadnym kontekście (był, jest, zmieniono go) nie raczyliście Państwo wspomnieć...
 
Koniec betonowej ulicy Pasterskiej i początek drogi leśnej.
 
Zbliżenie znaku (taki sam znajduje się także przy podejściu z Brennej).
 
  
Usytuowanie znaku względem schroniska oraz miejsca w którym sfotografowałem ciężarówkę.
 
 
Czy znak i status prawny drogi są aktualne w roku 2015  - przyznaję, nie wiem, ale jestem przekonany, że ciężarówka co kwadrans, to nie to samo co czyjś (załóżmy nawet, że legalnie**** się tu poruszający) samochód osobowy dwa razy dziennie.
 
I wreszcie list ostatni - z Urzędu Miasta. Nadesłany co prawda po prawie miesiącu i moim monicie, ale najważniejsze, że nadesłany. Jedyny naprawdę rzeczowy i nie napisany na kolanie jak widać już na pierwszy rzut oka, choć trącący nieco, jak na mój gust, nowomową i przesadnym optymizmem. Ale do rzeczy. Oto dojazd jest warunkowy, czasowy, sporadyczny a trasa będzie przywrócona do stanu sprzed jej udostępnienia. Trwa budowa, która uczyni Szczyrk bardziej atrakcyjnym i generalnie wszystko jest pod kontrolą. A zatem niechaj będzie. Littera scripta manet, panie burmistrzu. Ja to po prostu sprawdzę, gdy przyjdzie czas. I nie omieszkam opisać. Zwłaszcza zaś tego, czy ów wyciąg i jego otoczenie SAME W SOBIE nie wymuszą z biegiem czasu np. zbudowania "oficjalnej" drogi, parkingu albo przynajmniej stałego dopuszczenia samochodów na szlak, którego nikt z Państwa, adresatów mojego zapytania szlakiem nie nazwał...
 
Albowiem od szlaku zacząłem i na nim skończę. O tym czy ważniejsi są turyści "hamburgerowi" - nie wystawiający nosa poza cywilizację, beton i asfalt czy też ci z plecakami - maszerujący długimi kilometrami dla sportu, wypoczynku czy kontaktu z naturą można dyskutować, o tym czy lepiej jest coś gdzieś wybudować czy też do budowy nie dopuścić i uratować stan naturalny - także, ale jest jedno, o czym chciałbym aby pamiętano. Istnieje gdzieś punkt krytyczny, którego jesteśmy już niestety w wielu rejonach Beskidu Śląskiego bardzo blisko, a po którego przekroczeniu góry staną się już tylko przypadkową wolną przestrzenią pomiędzy kolejnymi punktami fastfood, "dworami Skibówki", willami rodem z Ikei i "hotelami Gołębiewski". Ale zabraknie tego co w tym wszystkim najważniejsze - ich samych. I wtedy, proszę mi wierzyć, nie zajrzy tu nawet pies z kulawą nogą.
  
 
Inne moje wpisy dotyczące podobnych kwestii:
 
 
 
=========================== 
 
* - Przykłady: Szlak czarny z Goleszowa na Czantorię na odcinku pomiędzy Jasieniową a kamieniołomem, początkowy odcinek szlaku zielonego z Wisły Głębce na Kubalonkę, druga połowa szlaku żółtego z przełęczy Salmopolskiej do Szczyrku Soliska .
 
** - W korespondencji "interwencyjnej" ZAWSZE podaję swoje imię i nazwisko oraz korzystam z podstawowego adresu email a najczęściej (tutaj także) udostępniam również pełne dane adresowe.

*** - Jeżeli szlak a) JEST na przełęczy nadal ULICĄ Pasterską i b) ruch tam jest dozwolony dla mieszkańców tych okolic, to dlaczego ani słowem nie wspomniał o tym Urząd Miasta używając zwrotu droga leśna?
Teksty z tego bloga, moją książeczkę, zdjęcia i filmy można kopiować do użytku niekomercyjnego i/lub umieszczać na niekomercyjnych stronach www, w prezentacjach, publikacjach i innych - bez prawa do modyfikowania - po podaniu autora (Portier) oraz adresu strony z której zasobów zostały pobrane (www.otoportier.blogspot.com). Wykorzystanie komercyjne jakiegokolwiek materiału wyłącznie po kontakcie z autorem i uzyskaniu jego wyraźnej zgody. Adres do korespondencji znajduje się na stronie mojego profilu w serwisie Blogger.