Problemy z dodaniem komentarza? Wyślij mi go mailem - opublikuję. Adres znajdziesz w moim profilu!

Uwaga! Komentarze pojawiają się z opóźnieniem - po przejrzeniu dla odsiania spamu (i tylko jego!)


sobota, 25 grudnia 2010

---

Od zawsze był moim idolem.
Odważny, bezkompromisowy, silny, sarkastycznie dowcipny i niezmiennie uczciwy. Oglądałem kolejne filmy studiując jego sposób mówienia, mimikę, uśmiech. Podziwiając kwintesencję męskości charakteru i sposobu bycia, jakie według mnie sobą reprezentował. Chciałem być jak on.

Któregoś dnia wydając kilkaset złotych kupiłem kolekcję jego filmów. Różnych. I tych, które reżyserował, i tych, w których grał. Tych śmiesznych, tych smutnych i tych wtedy według mnie najważniejszych – strzelano kopano bohatersko mścicielskich.
Siadywałem wieczorami przed komputerem i oglądałem kolejne płyty. Przeżywałem pościgi, śmiałem się z żartów, wzruszałem smutkami. W ciągu paru tygodni obejrzałem wszystkie filmy poza jednym. Ten nijak nie pasował do moich zainteresowań. Nie ciekawił mnie.

Opowiedziała mi o nim pewna dziewczyna w pewien zimowy wieczór. Opowiedziała nie tyle o treści, ile o wymowie, przesłaniu, emocjach, jakie mógłbym znaleźć gdybym tylko przemógł swoje uprzedzenie do gatunku czy opisu z okładki.
Tamtej nocy wróciłem do domu i obejrzałem ten ostatni film. Wdarł się w moją głowę mocniej niż wszystkie, które już znałem i które jak wcześniej sądziłem są od niego o niebo lepsze. Wzruszył.

Kilka lat później, gdy i film i dziewczyna, dzięki której go odkryłem zatarły się już w mojej pamięci stało się coś, czego nigdy bym się nie spodziewał.
Przeżyłem go.

On. Człowiek żyjący wolnością i nieskrępowanymi marzeniami, mogący bezproblemowo realizować siebie wedle samemu sobie ustanowionych praw, spotyka Ją. Zupełnie odmienną. Z ułożonym zdawałoby się życiem i jasną, aczkolwiek nużącą stabilnością każdego dnia.
Z pozoru nie mają ze sobą nic wspólnego. Inne priorytety, inna rzeczywistość. Poznawanie siebie z pewną dozą ironii, ciekawości, podkreślania wszystkich różnic. Tylu różnic!
A jakże inspirujące…

Jej szara równowaga pragnąca marzeń i emocji i jego emocje poszukujące podświadomie właśnie czegoś zwyczajnego, ale prawdziwego zarazem.

Nagle, jak uderzenie żaru z otwartego pieca to wielkie, przekraczające miarę zrozumienia poczucie bliskości poprzez uzupełnienie. Uzupełnienie kolorów, słów, uśmiechów, pragnień i wspomnień.
Nawet nie miłość. Jedność sztucznie rozdarta na dwie dusze żyjące od lat w przeświadczeniu niepowtarzalności swoich pragnień.

Kilka minut, godzin, dni, nieba. Tak! Nieba. Nie namiętności, nie zakochania, ale nieba właśnie. Głód każdego dotyku, słowa, gestu. Pragnienie niszczące w moment wszystko, co zdawać się mogło wcześniej trwałe i pewne.

Chwila. Jak gdybyś trzymała w ręce los, o którym wiesz, że jest wygrany, ale jeśli go otworzysz, tym samym zniszczysz wszystko, co było wcześniej i co jest teraz.
Całą swoją historię, cały swój świat.

Chciałem być w życiu kimś takim, jakim On jako aktor potrafi być na ekranie. Nigdy nie przypuszczałem, że los zaadaptuje wymyślony w czyjejś głowie scenariusz do realnego życia realnego człowieka. Literka po literce, słowo po słowie, dotyk po dotyku.

Czy to wstyd płakać, gdy się jest facetem?

On płakał. 


-------------------------

"Co się wydarzyło w Madison County"

10 komentarzy:

  1. Przed sekundą czytałam post dotyczący oryginalnych życzeń, które otrzymał Twój znajomy i śmiałam się przed monitorem, teraz z kolei przeczytałam ten i mam łzy w oczach..
    Piękne są takie momenty, kiedy na chwilę cały świat zatrzymuje się, nic nie jest ważne. Życzę Ci jak najwięcej takich!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mój kardiolog ma w tej kwestii inne zdanie. :))) Ale dziękuję mimo to.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałem Twój tekst i przez cały czas zastanawiałem się, czy dobrze się domyślam - czy mieliśmy (mamy?) tego samego idola? Drobny druczek na samym końcu potwierdził.

    Tak sobie myślę o studiowaniu Jego mimiki... Podobno Sergio Leone powiedział o Nim, że potrafi zrobić dwie miny: w kapeluszu i bez.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Wszystko się zgadza, choć ten post nie tyle jest o nim, ile o całej reszcie ;)

    A co do Clinta, to akurat w tonacji westernowej średnio go lubię. Wolę w takich filmach jak "Wyzwanie", ale generalnie uważam, że jest sam w sobie gwarancją, że film będzie dobry.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja lubię po westerny po prostu. Ostatnio sobie odświeżyłem 'Na linii ognia' - świetne 'sensacyjne' wcielenie Eastwooda. No i 'Tylko dla orłów' - tego typu wojenne historie też mnie zawsze bardzo wciągały. Ale szczerze przyznam, że do "Co się wydarzyło..." nikt mnie jeszcze nie przekonał i nie namówił. A odczucia zawsze miałem właśnie takie, że to nie jest film, do którego mi Clint pasuje. Pewnie jeszcze nadrobię ten brak.

    OdpowiedzUsuń
  6. "Niesamowity jeździec" był OK. i pewnie jeszcze kilka innych, ale jednak dla mnie Clint najlepszy jest jako policjant z nałogami ;) i takiego go lubię.
    "Na linii ognia" to też dobry film. O! "Ucieczka z Alcatraz"! Tak można wymieniać. kiedyś szalałem za "Firefoxem", który jest uznawany za jeden z gorszych występów Eastwooda, ale jak w PRL nie cieszyć się jak ktoś dokopuje Ruskim ;)
    "Tylko dla orłów" nie za bardzo. Może i nie jestem orłem, ale dla mnie ten film jest słaby.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja tam też nie wiem, czy ze mnie orzeł, ale takie filmy. 'Parszywa dwunastka' to dla mnie mistrzostwo świata, chociaż bez Clinta. 'Działa Nawarony' i różne takie. Albo 'Złoto dla zuchwałych' - rewelacja. 'Niesamowity jeździec' faktycznie świetny. Albo 'Mściciel' z niesamowitym, przemalowanym na czerwono miasteczkiem i Jeźdźcem Znikąd sączącym piwo na ganku. No cała ta 'włoska robota' Leone. Te dwie miny.. ech..

    OdpowiedzUsuń
  8. A "Wzgórze złamanych serc"? Cudo! :)

    Jeśli mowa o tych jego "dwóch minach" to idealnym przykładem jest początek "City Heat" i scena w barze, gdy Clint NAPRAWDĘ się wkurza przy rozlanej kawie. Film słaby, ale TA scena z bójką mistrzowska.

    OdpowiedzUsuń
  9. Szczerze - nie pamiętam sceny. Filmu też nie bardzo, strasznie dawno widziałem. A dwie miny - uśmiałem się, pamiętam, kiedy przeczytałem gdzieś tą anegdotkę. Ale jeśli się dobrze zastanowić i przypatrzeć, jest w niej trochę prawdy. W tych wczesnych filmach była jeszcze mina trzecia: z cygarem wklejonym w kącik ust.

    OdpowiedzUsuń
  10. Film jest "przedwojenny", dzieje się w latach trzydziestych. Poza Clintem gra jeszcze Burt Reynolds. Scena o której mówiłem jest na początku. Burt dostaje manto w barze od jakichś rzezimieszków, a Clint, niby jego kumpel, spokojnie popija kawę ignorując hałas i panikę barmana. Dopiero, gdy któryś z bandytów potrąca Clinta i temu wylewa się kawa...

    OdpowiedzUsuń

Teksty z tego bloga, moją książeczkę, zdjęcia i filmy można kopiować do użytku niekomercyjnego i/lub umieszczać na niekomercyjnych stronach www, w prezentacjach, publikacjach i innych - bez prawa do modyfikowania - po podaniu autora (Portier) oraz adresu strony z której zasobów zostały pobrane (www.otoportier.blogspot.com). Wykorzystanie komercyjne jakiegokolwiek materiału wyłącznie po kontakcie z autorem i uzyskaniu jego wyraźnej zgody. Adres do korespondencji znajduje się na stronie mojego profilu w serwisie Blogger.