Problemy z dodaniem komentarza? Wyślij mi go mailem - opublikuję. Adres znajdziesz w moim profilu!

Uwaga! Komentarze pojawiają się z opóźnieniem - po przejrzeniu dla odsiania spamu (i tylko jego!)


poniedziałek, 16 listopada 2009

"Kłamiesz, szmato!"

Widmo komunizmu krąży nade mną. Nie żebym wierzył w duchy czy coś, ale to akurat zjawisko jest zupełnie realne. Zaczynam rozumieć tych wszystkich, którzy w XIX i początkach XX wieku z czerwonymi sztandarami w dłoniach wzniecali bunty, strajki i rewolucje. Zaczynam rozumieć ich zacietrzewienie, ich determinację, ich odwagę czy wręcz brawurę. I choć nadal sam czerwony sztandar, a zwłaszcza jego główni, że tak powiem nomen omen historyczni „nosiciele” są mi obcy jak rozmiar S, to jednak spoglądam dziś na świat, jeżeli nie socjalistycznie, to z całą pewnością socjalnie.

Zanim pojawił się Lenin i Stalin, zanim powstał GUŁag, Wielki Brat, pochody pierwszomajowe i zimna wojna, zanim wreszcie ojcowie takich jak ja, my sami, a potem nasze dzieci odłożyliśmy całą głupią i pełną fałszu ideologię gdzieś w najdalszy kąt pamięci, było wszak coś innego. Pragnienie sprawiedliwości. Przecież nie takie, żeby zabrać bogatym, a dać biednym, nie takie żeby zamknąć „burżujów” za drutami, ani nawet, żeby „każdemu według jego potrzeb”. Prawdziwe, płynące z serca, niepytające o narodowość, klasę czy poglądy. Ludzkie. Właśnie dlatego bardziej socjalne niż socjalistyczne.

Niechże do cholery jasnej ten świat będzie wreszcie sprawiedliwy!

Niech obowiązują w nim zasady, poniżej których się nie schodzi! Niech bogaty ma dużo, a biedny mało, zgoda, ale niechaj to mało też wystarcza do godnego, normalnego życia!

Łatwo powiedzieć! Co to znaczy „normalne życie” zapyta ktoś. Moim skromnym zdaniem normalne życie, to takie, w którym biednego nie stać na samochód i wczasy, ale nigdy, przenigdy nie musi się bać, że nie będzie miał co jeść i za co się ubrać. Niech mu ta bieda, rozumiana tutaj, jako minimum zarobków za minimum umiejętności pozwala jakoś żyć i owszem, mieć też apetyt na więcej. Niech go to co ma i może mieć MOTYWUJE zamiast dołować. I niech ta motywacja będzie motorem rozwoju, niech zachęca, a nie odstrasza, ale przede wszystkim niech będzie realna. Coś jak Windows Anytime Upgrade, jeśli wiemy, o czym mówię.

Kiedy prowadziłem portierski bunt w Śląskim Uniwersytecie Medycznym spędziłem całe mnóstwo godzin na spotkaniach i dyskusjach z moimi koleżankami i kolegami o wszystkim tym, co przeszkadzało nam w normalnej pracy, pewnie niewiele mniej czasu poświęciłem pisaniu tekstów do kolejnych gazetek, skarg do wszelakich instytucji czy artykułów na stronę internetową i wreszcie odpowiadaniu na maile. Gdy patrzy się na jakąkolwiek sprawę samemu, nie ma się szans na dostrzeżenie wszystkich jej aspektów, choćby z pozoru było się tego bliskim. Właśnie dlatego tak cenię sobie tamte dwa lata.

Co to ma wspólnego z moim OMC socjalizmem? Sporo. Tym więcej, że po odejściu z uczelni (jak to dumnie brzmi, a człowiek tylko klucze wydawał…) spotykam przecież w innych firmach i miejscach innych ludzi, inne problemy i inne nadzieje. Tylko żal jest taki sam. Tylko poczucie odrzucenia takie samo.

Mam za sobą dużo czasem trudnych, ale prawie zawsze inspirujących rozmów. Słucham, pytam, roztrząsam problemy na tyle, na ile pozwala mój mały portierski rozumek i cóż spostrzegam? Ano ni mniej ni więcej to, że ten idealny sprawiedliwy świat istnieje i wcale nikt nie musi go wymyślać. Stworzono go już dawno w konstytucjach, kodeksach i zarządzeniach. Tyle, że mało kto bierze go serio, a gdy już się taki znajdzie, to najczęściej jest to (ze szkodą dla siebie) ten któremu się coś należy, a nie ten który coś powinien.

Nie ma sensu wymieniać tu dziedzin życia, w których rozmaici „racjonalizatorzy” znaleźli już furtki dla stworzenia sobie „większej połowy” sprawiedliwości i zrobili to podpierając się na dodatek wypaczonym i chorym interpretowaniem legalnych, obowiązujących i w założeniu uczciwych ustaleń wyjściowych. Taka np. pensja minimalna jest tu przykładem idealnym, mimo że jednym z wielu. Gdyby oznaczała ona naprawdę najniższe wynagrodzenie za pracę, świat wcale nie byłby taki zły. Niestety, nie oznacza i tyle tymczasem w tej kwestii.

Rewolucyjne poglądy niechybnie muszą kiedyś przerodzić się w przynajmniej chęć rewolucyjnych czynów i wtedy jak mawiał generał Jaruzelski „powstaje pytanie” – „O co walczymy, dokąd zmierzamy?”

Skoro założyłem, że różnice społeczne są czymś normalnym i nieuniknionym, to nie mogę chcieć ich burzyć, ale skoro zaraz potem stwierdzam, że sprawiedliwość współczesna jest co najmniej kulawa, muszę też stopień tej kulawości umieć zdiagnozować i leczyć, czy też może lepiej umieć PRÓBOWAĆ leczyć. Jak każde leczenie, tak i to niesie ze sobą zagrożenia. Niestety nie mam ulotki ani tym bardziej farmaceuty, z którym mógłbym się w tej sprawie skonsultować. Pozostaje chłopski rozum i nadzieja, że go w ogóle posiadam, skoro wierzę, że świat może być lepszy.

„Kłamiesz, szmato!” to tytuł dość oryginalny i trącący wulgaryzmem, ale wybrałem go celowo. Zawiera sedno sedna, creme de la creme i w ogóle kropkę nad i pisaną tłustym drukiem.

Pewna moja dobra znajoma zapytała swego czasu o to, co planuję zrobić ze sprawą pożal się Boże biznesmena, który przyjmując mnie do pracy zażyczył sobie dniówki w wersji demo (bez zawartej jakiejkolwiek umowy), a potem ustami swojej sekretarki bezczelnie stwierdził, że prawo pozwala mu zatrudnić kogoś na próbę bez płacenia nawet grosza.
-Cóż, - odpowiedziałem wspomnianej znajomej – poczekam do […], a potem wiesz, program standard.
Roześmialiśmy  się w tej samej chwili.

„Program standard” to wniosek do PIP, informacja do instytucji, która owemu panu wydała zezwolenie na działalność i może jeszcze jakiś deserek na otrzeźwienie. Tak, wiem, że to niewiele da i że Inspekcja Pracy działa powiedzmy to najłagodniej z małym zaangażowaniem. Jasne. Ale czyż nie jest tak, że to Ty, drogi Czytelniku i ja tworzymy po części ten świat? Czy ktoś odebrał nam prawo nazywania kłamstwa kłamstwem, złodziejstwa złodziejstwem, a podłości podłością? Nie? A zatem korzystajmy z tego!

To my sami, nie urzędy i instytucje, ale Ty, ja, ona i on, musimy domagać się, by nas i nasze prawa szanowano. A ponieważ one istnieją, są zapisane, podzielone na paragrafy i znane ogółowi, zostaje nam tylko dobijać się do wszystkich możliwych (i niemożliwych także) drzwi WSZYSTKIMI DOSTĘPNYMI SPOSOBAMI i przypominać o nich aż do skutku.

No to jak Towarzysze? Pomożecie? ;)

2 komentarze:

  1. Człowieku, sprawiedliwości nie było, nie ma i nie będzie. Jest ona ponoć tylko w piekle, w niebie też jej nie ma bo tam jest... miłosierdzie. Powyższe wcale nie znaczy, że nie musimy o nią walczyć, zabiegać i wytykać tym, którzy traktują nas niesprawiedliwie.
    Minionyzm nauczył nas tego, że "jednostka niczym, jednostka zerem". Dlatego właśnie... kupą, panowie, kupą, kupy nikt nie ruszy.

    OdpowiedzUsuń
  2. No... Kupy stanowczo nie powinno się ruszać :))

    Ano wierzę w sprawiedliwość i tzw. zasady. O swoje trzeba walczyć. Za krótkie jest życie by je przeżyć na kolanach.

    OdpowiedzUsuń

Teksty z tego bloga, moją książeczkę, zdjęcia i filmy można kopiować do użytku niekomercyjnego i/lub umieszczać na niekomercyjnych stronach www, w prezentacjach, publikacjach i innych - bez prawa do modyfikowania - po podaniu autora (Portier) oraz adresu strony z której zasobów zostały pobrane (www.otoportier.blogspot.com). Wykorzystanie komercyjne jakiegokolwiek materiału wyłącznie po kontakcie z autorem i uzyskaniu jego wyraźnej zgody. Adres do korespondencji znajduje się na stronie mojego profilu w serwisie Blogger.