Problemy z dodaniem komentarza? Wyślij mi go mailem - opublikuję. Adres znajdziesz w moim profilu!

Uwaga! Komentarze pojawiają się z opóźnieniem - po przejrzeniu dla odsiania spamu (i tylko jego!)


poniedziałek, 5 października 2009

Powiększenie

Dopisek z 11 stycznia 2010. Ten post miał początkowo tytuł "Dyskretny urok burżuazji", który nawiązywał wprost do zacytowanej w nim wypowiedzi, ale od dziś nazywa się już jak widać inaczej, albowiem ciąg dalszy nastąpił...
-----------------------------------------
Bezrobotny portier to nie jest artykuł pierwszej potrzeby w żadnej chyba firmie. Nawet bez tego „bezrobotny” już samo „portier” jest śmieszne, niedzisiejsze, coraz bardziej abstrakcyjne. Jak siodlarz, zecer albo zdun. Jak sklep „Skup i sprzedaż art. poch. zagranicznego” albo napis „użytek własny” na ciężarówce.
A jeść się chce…

Trafiłem kilka dni temu do pewnej firmy, która reklamuje się między innymi tym, że ma kontrakty z Urzędem Miasta Katowice i sporą liczbą instytucji oraz zakładów produkcyjnych naszego regionu. Po lekturze strony internetowej doszedłem do wniosku, że mam do czynienia z ekstraklasą profesjonalizmu. Tak było w istocie, choć nie jestem pewien czy dokładnie takiego profesjonalizmu szukałem.

Kolorowa strona internetowa nijak się miała do brudnego placu, ciemnego magazynu, dostawczaka z zieloną plandeką i dwójki znudzonych codziennością pracowników. To był pierwszy sygnał. Zignorowałem go.

Pan Prezes (piszę z dużej litery, bo pewnie tak o sobie myśli) w śnieżnobiałej koszuli i błyszczącym nowością krawacie powitał mnie jowialnie i zaprosił do zajęcia miejsca przy wielkim jak moje nadzieje stole konferencyjnym. Bardzo szybko doszliśmy do wniosku, że jego oferta i moje potrzeby spotykają się dokładnie w połowie. Sprawa zarobków, miejsca pracy, obowiązków i oczekiwań obu stron okazała się być załatwioną w kilka minut. Prezes z ojcowską troską i zrozumieniem pytał o warunki pracy w ochronie i nazywał głupotą wymóg posiadania orzeczenia o niepełnosprawności jaki od niedawna w tej branży obowiązuje. Rozmowa, jak to się pisało w dawnych czasach „przebiegała w atmosferze wzajemnego zrozumienia”. Właściwie to czułem się już zatrudniony. I wtedy pojawił się Mr. Hyde…

-Proponuję panu pensję tysiąc złotych płatną tygodniówkami. Na razie zawarlibyśmy taką powiedzmy umowę dżentelmeńską, a potem się zobaczy.
-Dżentelmeńską? Czyli co? Zlecenie zamiast okresu próbnego?
-Nnnie… Pan pracuje, ja panu płacę. Z ręki do ręki…

Nie dostałem tej pracy. Chyba nie jestem dżentelmenem. Nie. TAKIM na pewno nie jestem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Teksty z tego bloga, moją książeczkę, zdjęcia i filmy można kopiować do użytku niekomercyjnego i/lub umieszczać na niekomercyjnych stronach www, w prezentacjach, publikacjach i innych - bez prawa do modyfikowania - po podaniu autora (Portier) oraz adresu strony z której zasobów zostały pobrane (www.otoportier.blogspot.com). Wykorzystanie komercyjne jakiegokolwiek materiału wyłącznie po kontakcie z autorem i uzyskaniu jego wyraźnej zgody. Adres do korespondencji znajduje się na stronie mojego profilu w serwisie Blogger.