Problemy z dodaniem komentarza? Wyślij mi go mailem - opublikuję. Adres znajdziesz w moim profilu!

Uwaga! Komentarze pojawiają się z opóźnieniem - po przejrzeniu dla odsiania spamu (i tylko jego!)


czwartek, 25 listopada 2010

Późne rokokoko

No więc tak. W zasadzie to podobno jestem kobietą. Trudno. Zdarza się w najlepszej rodzinie. Ale zacznijmy od początku.

Moja firma zorganizowała szkolenie z zakresu komunikacji międzyludzkiej i takich tam pokrewnych. Wszystko się zgadza. Pokrewny byłem już na pół godziny przed szkoleniem, kiedy to okazało się, że nagły atak śnieżycy zbiegł się z awarią czegoś, co nieco na wyrost nazywane jest właśnie komunikacją, pod postacią tramwaju.

W czasie gdy przymarzając do wiaty przystankowej na środku mojego miasta zbierałem z konieczności od wszelkich przemieszczających się w moim pobliżu osobników ulotki szkół językowych, tanich kredytów oraz odpierałem ataki gościa chcącego nie wiedzieć na jakiej podstawie zakupić ode mnie zegarek męski pozłacany, przemknęło mi przed oczami całe moje życie z naciskiem na ostatnie (?!) pół godziny w którym to kierując się swoim przerośniętym ego podjąłem decyzję nie(u)brania czapki.  Poczułem, że jeszcze chwila i ulegnę hibernacji. Nawet lektura czterdziestu dwóch egzemplarzy darmowej gazety, które (proszę wybaczyć) wcisnął mi gościu zajmujący się dystrybucją tejże, nie rozgrzała moich szarych komórek, najprawdopodobniej z racji dość dużych wolnych przestrzeni, jakie się między nimi znajdują, a na których istnienie niedwuznacznie wskazuje przebieg mojego ciwi.  

Dopiero nieznany mi  bliżej nieletni uczepiony mojej nogawki i drący się wniebogłosy: Mamo! Mamo! Bialy miedźwiedź! Zlub mi fotę! Plosem! przywrócił mi jako taki kontakt z rzeczywistością.  Spojrzałem przed siebie na tyle, na ile umożliwiała mi to burza śnieżna i wydałem okrzyk: Esss! który w mojej temperaturze oznaczał po prostu: Jest! Zobaczyłem go!

Był długi, czerwony, niedomyty i stał. Jak to tramwaj.

Pobiegłem odrywając w tak zwanym międzyczasie od swojej zelówki przymarzniętą płytę chodnikową i przy akompaniamencie krzyków nieletniego: Mamo! Ucieka! Scelaj! weszłem. Wiem, że mówi się wszedłem, ale nie na takim mrozie. A więc jak wyżej.

Ponieważ wszystkie miejsca były zajęte podszedłem (podeszłem?) do ZUSowi ducha winnej staruszki i nie siląc się na elokwencję tudzież inne sformułowania niespotykane w tabloidach pokazałem swój ten, no, pasek z wypłaty. Ustąpiła mi miejsca bez słowa. Tramwaj ruszył.

Szkolenie było w Chorzowie, mieście w którym roku pańskiego 1987 spuszczono mi wpie… (przemówiono do rozumu) za podejrzenie kibicowania przeze mnie tamtejszej drużynie piłkarskiej. Czynu tego dokonali podówczas moi krajanie z Katowic, którzy jak ja przebywali tam przypadkowo. Jak to mówią, jak ktoś ma pecha to mu i Biedronce kasy nie starczy, ale ja nie o tym.

W trakcie burzy śnieżnej o której już mówiłem nastąpiło przesunięcie czasu, a dokładniej upłynęło cirka około mniej więcej w przybliżeniu pół godziny lub góra trzydzieści minut. Tym sposobem ja, mający ilość wiosen odwrotnie proporcjonalną do dochodów, a dochody do masy BMI stałem się znów uczniakiem pędzącym do szkoły jak za czasów ogólnie mówiąc odległych. Ale nic. Biegnę. Biegnę na tyle na ile można użyć tego słowa w stosunku do mojej osoby naturalnie, co w praktyce oznacza szybkość kulawego ślimaka przemieszczającego się po papierze ściernym i myślę (na tyle, na ile można użyć tego słowa itd.) co też powiem nauczycielce.

Z grubsza ustaliłem, że Talibowie zaatakowali tramwaj w okolicach Wesołego Miasteczka i zmusili nas do wypełniania deklaracji członkowskich PIS-u i to na mrozie. Stąd sytuacja jak widać na załączonym obrazku. Koszmar z ulicy Wiązów, że zacytuję moją położną.

Tak więc plan był. Obiekt zlokalizowałem. Drzwi otworzyłem.
I miałem reset. (Nie, nie chodzi o to że coś zjadłem niedobrego)
Przede mną, oprócz stada cieciów, jak się w kręgach środowiskowych określa pracowników ochrony, stała ONA.

Pani wykładowczyni.

Uuuuaaaaaa...

Padłem (buty mam śliskie).
Powstałem.
Usiadłem.
Oniemiałem.

Bo oto, o czym przecież marzy każdy od lat ośmiu do osiemdziesięciu ośmiu dowiedzieć mieliśmy się czym różni się kobieta od mężczyzny.
Wyjąłem inhalator.

Mózgiem.

Schowałem.

Say what?!

Mózgiem. W skrócie okazuje się, że różnią się mózgiem i od razu uprzedzam, że moja prywatna teoria głosząca iż jedno z nich organu tego nie posiada wzięła nomen omen w łeb.
Okazuje się, że mózg mają wszyscy.
Przyznaję, że sporo to wniosło nowego do opinii o moich kolegach, których zwierzeń słuchając mógłbym podejrzewać o wiele różnych organów nietypowych, ale akurat z mózgiem jakby mało spokrewnionych…

Dalej.

Zrobiliśmy sobie test. Nie żeby coś, skąd. Psychologiczny.
Okazało się, że w 70% procentach jestem babeczką.
Ale mało tego, jak mówi mój szwagier po drugiej butelce, nie dość, że sam jestem kobitą, to jeszcze jaką, skoro jedyna autentyczna otrzymała wynik 50/50!? A samiec alfa był jeden na dwudziestu chłopa (?), przy czym i tak go zdyskwalifikowali, bo to gościu od cateringu był, tylko struł się sałatką i został z poprzedniego szkolenia.

Apropoz.
Był catering, a jakże. Podano kotlet.
Jak już zgiełk bitewny ucichł i obandażowano rannych okazało się, że kotletów jest więcej niż jeden, co znacząco uspokoiło atmosferę. Były też ziemniaczki, buraczki i kawa z herbatą (osobno). Ten aspekt szkolenia, obok dołeczków pani prowadzącej podobał mi się najbardziej.

Na koniec (to znaczy do ręki, ale tak się pisze) dostałem dyplom. Drugi w moim życiu po tym z wilkiem i zającem za ukończenie przedszkola w czwartym podejściu.

No i siedzi mi teraz w głowie te 30 procent.
GDZIE ONO JEST?

Zastanowię się nad tym jak się umaluję. Całuski!

;)

17 komentarzy:

  1. To, że jesteś kobietą wiadomo nie od dziś. Wiadomo również, że wersja kobiecości w Tobie jest wybornie luksusowa (Prada i Blahnik nie mają niczego w swojej produkcji, co by dopełniało Twojej kobiecości). Nie wiadomo mi natomiast, w jakim wymiarze peregrynujesz...?! Niedźwiedź i nieletni? Kotlety z buraczkami? Babcie w tramwaju?

    Więcej światła! ;P

    OdpowiedzUsuń
  2. @Akemi: Przeczytałem "Prada i Michnik" i myślę, o co Ci biega? ;)

    A tak serio to tekst powyższy jest wariacją (o, to dobre określenie) na temat szkolenia jakie autentycznie dane mi było przeżyć. I w zasadzie poza kotlecikiem z buraczkami, dołeczkami pani prowadzącej i moim testem płci mózgu z wynikiem 7/10 reszta jest totalnym absurdem na poprawienie sobie i może jeszcze paru osobom humoru w zimny dzień.

    PS. Więcej światła?
    A wiesz po ile na Ślasku kilowatogodzina?! :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie, nie wiem, ale wiem, że mi powiesz. ;)
    Blahnik jako Michnik? To mogłoby być całkiem twórcze! ;))
    PS. Kiedy nauczysz się odróżniać poszczególne literki w druku? ;P

    OdpowiedzUsuń
  4. 1. Dużo ;)

    2. Blahnik to buciarz? Aaaaa... Myślałem, że to jakiś Coelho albo coś w tym kierunku :)

    3. Co tylko potwierdza, że ze zrozumieniem napisanego tekstu jak również z napisaniem zrozumiałego jest u mnie jednakowo kiepsko :)

    OdpowiedzUsuń
  5. To już teraz wiem, dlaczego taka dobra jest między nami wymiana myśli. Bo jak gadam z mężczyznami to czasem dochodzę do wniosku, że rozmawiamy w dwóch, całkiem niespójnych językach. Nawet nie jak Czech z Polakiem, bo ci sie ponoć zawsze zrozumieją.

    OdpowiedzUsuń
  6. Portierze, czy odróżniasz beż od szarego? Jeśli tak, to jesteś faktycznie kobietą ;)Te test jeszcze nigdy mnie nie zawiódł.
    Piękna, krzepiąca opowieść, zwłaszcza przy buraczkach. Idę odgrzać pierogi!

    OdpowiedzUsuń
  7. @Anna S. Nigdy nie robiłem tajemnicy z faktu, że z kobietami pracuje mi się i rozmawia lepiej niż z mężczyznami, a także, że nie rozumiem co ciekawego jest np. w piłce nożnej albo samochodach. Lubię słuchać, kiedy kobieta coś opowiada, ona maluje, mężczyzna opowiadając tylko układa klocki.

    @Doro: Boję się, że rozróżniam, więc lepiej nie sprawdzę. I dla jasności: Mój test wykazał płeć mózgu, a więc sposób postrzegania ludzi i świata. Na wszystko inne :) nie ma to na szczęście wpływu.
    Krzepiąca opowieść? ;) Tak mi się napisało na śmieszno absurdalnie tym razem.

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja uważam - skoro już można rozmawiać z Tobą jak z kobietą, która odpowiednio zrozumie siłę pochlebstw - że układanie klocków, to też rodzaj artyzmu. Twoje klocki są kolorowe, mają różną wielkość, "z niczego" potrafisz budować jeśli nie pałac to choć muzeum współczesne o wyszukanym design'ie. Tak-tak, siostro. Dobrze widzieć w Tobie kobietę. Krzepiące. ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Wiesz, klocki są kolorowe, ale przewidywalne, a malowanie daje nam sto innych wrażeń poza tym co na płótnie, uruchamia wyobraźnię, pobudza do myślenia, kreuje nowe światy.

    Liga rządzi, liga radzi, liga nigdy nas nie zdradzi! :)))

    OdpowiedzUsuń
  10. Świetny tekst. Zabawne to całe przeliczanie na procenty męskości i kobiecości. No, ale jesteśmy dopiero przed rewolucją (genderową) :)

    Kłania się Tański.

    OdpowiedzUsuń
  11. To chyba jednak tylko przeliczanie emocji i percepcji, a nie płci jako takiej. No przynajmniej mam taką nadzieję ;)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  12. Twój post nastroił mnie dzisiaj pozytywnie, trochę się śmiałam - fakt :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Bardzo mi miło. Miało być śmiesznie, bo przecież brać tego poważnie nie sposób. Chyba. ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. No i nie dość ,że kobieta, to jeszcze dowcipna:). Baaardzo się mnie podobywało i umiliło ranek. Dziękuje:)!kunegunda

    OdpowiedzUsuń
  15. Poranek z Portierem. Fiu fiu.

    Tański

    OdpowiedzUsuń
  16. @ Kunegunda: Dziękuję. Bardzo mi miło. Wszystkiego dobrego.

    @W.T.: Poranek to Portier spędził niestety pośród kluczy, psów i emerytowanych funkcjonariuszy MO, czyli w naturalnym portierskim środowisku... :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Dzielenie sam się obroniłeś:). Ja natomiast tez we właściwym sobie środowisku, a więc w papierach. Jak nic nowa ustawa będzie:).

    OdpowiedzUsuń

Teksty z tego bloga, moją książeczkę, zdjęcia i filmy można kopiować do użytku niekomercyjnego i/lub umieszczać na niekomercyjnych stronach www, w prezentacjach, publikacjach i innych - bez prawa do modyfikowania - po podaniu autora (Portier) oraz adresu strony z której zasobów zostały pobrane (www.otoportier.blogspot.com). Wykorzystanie komercyjne jakiegokolwiek materiału wyłącznie po kontakcie z autorem i uzyskaniu jego wyraźnej zgody. Adres do korespondencji znajduje się na stronie mojego profilu w serwisie Blogger.