Problemy z dodaniem komentarza? Wyślij mi go mailem - opublikuję. Adres znajdziesz w moim profilu!

Uwaga! Komentarze pojawiają się z opóźnieniem - po przejrzeniu dla odsiania spamu (i tylko jego!)


czwartek, 21 kwietnia 2011

Agata już tu nie mieszka

Zapamiętałem taki widziany kiedyś rysunek, na którym dwóch robotników układało płytki chodnikowe. Jeden je dopasowywał, a drugi podawał mu materiał… zdejmując te, które położyli wcześniej. Podpis brzmiał: Perpetuum Mobile. I choć wymowa tego obrazka była wesoła, bo przecież nawiązująca do sztucznego tworzenia sobie sztucznej pracy, to mnie nie wiedzieć czemu żart ten zakodował się w głowie jako bardzo ponure skojarzenie z przemijaniem.

Dlaczego? Ano dlatego, że będąc na jakimś konkretnym etapie swojego życia potrafimy przecież spojrzeć o krok do przodu przewidując co też może się nam przydarzyć i prawie tak samo umiemy cofnąć się spotykając np. znajomych z poprzedniej pracy, szkoły czy miejsca zamieszkania. Jesteśmy się w stanie przystosować, być gotowym na zmiany z jednej i powrót do przeszłości z drugiej strony.
 
A co, gdy przychodzi nam wyprzedzić swoje życie o dwa kroki albo o dwa się cofnąć? Wtedy już bywa różnie. Najczęściej tak, że grzęźniemy w piasku, na którym nikt jeszcze nie położył owych wyimaginowanych płytek albo też dawno już je zdjął.

Wykorzystując kilka dni wolnych od pracy (w mojej branży już tradycyjnie przypadających „na odwrót” niż u reszty świata) postanowiłem odwiedzić miejsce, w którym kiedyś pracowałem. Kiedyś bardzo kiedyś.

Dawno.

Nie wiem skąd nagle po latach pojawił się u mnie ten pomysł. Po prostu zapragnąłem ZOBACZYĆ, poczuć, wrócić, zażartować z czasem i przestrzenią odtwarzając w swojej głowie myśli sprzed wielu lat. Dotknąć.

Paradoksem takich podróży jest to, że najczęściej wyobrażamy sobie ludzi i miejsca, jako zatrzymanych w jakimś określonym stanie od chwili, gdy się pożegnaliśmy. Ania ma nadal 18 lat, Joasia 21, w sklepie za rogiem są lody cytrynowe, a fryzjer Marian narzeka na swoją Skodę…
Tyle, że to wszystko było dziesiątki lat temu. W innym tu i teraz.
Oni nie istnieją.
Przynajmniej nie TAM.

Wtedy:
Brama, portiernia na wysokiej konstrukcji z rur, zakurzony wielki plac i kolejka samochodów czekających na wjazd. W tle jakieś magazyny, bocznica kolejowa, ogromne góry drzewa i może jeszcze kilka pustych wagonów za płotem.

Dziś:
Market LIDL, parking, asfalt, trawniki. Na uboczu jakaś nieuprzątnięta kupka gruzu. Ani śladu przeszłości. Chyba, że się mocno wpatrzyć…


Przygotowywałem się. Oglądałem stare dokumenty, przypominałem sobie tajne i półtajne przejścia, wymyślałem alibi gdyby tak przyszło mi stanąć gdzieś oko w oko z ochroną (sic!) i wydawało mi się że to jak odegranie po raz setny tej samej scenki w teatrze. Potem sprawdziłem mapy, wyłączyłem komórkę i wsiadłem do autobusu. Wszystko na zimno, według planu. Idę dać prztyczka w nos mojej przeszłości. Zobaczyć, jaka jest dziś śmieszna, mała i niemodna.

I choć o wielu ludziach i miejscach mojej kopalni myślałem, to o tym jednym zapomniałem absolutnie. A gdy już za kolorowym marketem, którego nie powinno tu być zobaczyłem tak dobrze mi znajomy domek prawie pobiegłem przez łąkę i tory, aby tylko dotrzeć do niego jak najszybciej. Jakbym gonił ducha.

Bo to przecież jest duch.

 
Dawna ekspedycja kolejowa. Najkrócej mówiąc miejsce, w którym organizowano pociągi z węglem, po które „zgłaszały się” później lokomotywy z PKP. Byłoby dziwne gdyby funkcjonowała do dziś skoro sama kopalnia dawno przestała, ale jednak pomiędzy zamknięciem a tym…



***
Jest lato, upalne lato. Mam dziewiętnaście lat. Przyszedłem tu do pracy wespół z kilkoma kolegami z oddziału budowlanego. Dwóch pracuje na dachu wymieniając, poprawiając i uszczelniając dachówki, dwóch maluje, a jeden wraz ze mną filcuje tynki.
Mamy drewniane packi z grubym, chyba dwucentymetrowym filcem i tłustą zaprawę z dużą ilością wapna. Wcześniej skute i uzupełnione ubytki zacieramy tą zaprawą tak, aby tworzyły jedną całość ze starymi ścianami. Można to porównać do prostszej formy gipsowania.
Staram się jak mogę, bo dopiero co wywalczyłem podwyżkę i wepchnąłem się na wyjazd w delegację. Nie mogę zawieść swoich przełożonych.
 
Kilka tygodni, może krócej. Filcowanie, malowanie, remont dachu, pieców kaflowych, uzupełnienia glazury – wszystkiego po trochu. Cudownie, bo z dala od władzy, blisko sklepu i do tego w miłym, wesołym towarzystwie.
Na piętrze tuż nad nami pracuje jakaś Agata, z którą uparcie chce mnie wyswatać jeden z kolejarzy. Na parterze mój kolega po wypiciu... wypłaty chrapie za odsuniętą szafą. Słońce odbija się w szybach…
 
Takie piękne mamy lato.
 
Bardzo śmieszy mnie tabliczka zawieszona na sznurze ograniczającym podejście do budynku „Uwaga! Roboty na dachu!”, a ponieważ nikt nie rozumie, co tak mnie w niej bawi zasmarowuję wreszcie któregoś dnia igrek w pierwszym wyrazie i uświadamiam kolegom przyczynę swojej radości.
Przy końcowym odbiorze majster bierze mnie pod ramię. Niech pan mnie nie zawiedzie z tą delegacją teraz. Wstawiłem się za panem. Dostał pan drugą podwyżkę, a pracuje dopiero rok! Niech pan mi jakiegoś numeru nie wywinie!
Nie wywinę. Obiecuję.
 
Pamiętam ich twarze, miny, gestykulację. Stare cegły na murkach przed wejściem, sadzę z rozwalonych „kachloków” i herbatę z cytryną pitą o poranku.                                                                                                                                  

Po remoncie budynek aż pachniał świeżością.

Teraz będzie się nam tu o wiele milej pracować!

 

***
Jest kwiecień 2011 roku. Stoję pomiędzy zardzewiałymi na wpół rozkradzionymi torami, po których od lat nie przejechał żaden pociąg. Patrzę na ślepe, zamurowane okna, na zdziwionego gołębia spacerującego po gruzach, na dziurawy dach, zarwane stropy, opalone ściany. Zaglądam do pokoju, w którym zacierałem ściany…
 
Przecież to wszystko było naprawdę. Przecież to wszystko było ważne.

Przecież to wszystko…

Było.
Dawno.


 
===
 
Ciąg dalszy mojej wędrówki TUTAJ

1 komentarz:

  1. Wydaje mi się drogi Portierze, że to nie Ty dałeś pstryczka Twojej przeszłości, ale ona Tobie.

    Od 2004 roku do dzisiaj nie upłynęła nawet cała dekada, a wszystko w tym punkcie Twojej przeszłości jest już tak bardzo zdewastowane, sponiewierane, jakby ludzie mścili się na samych sobie za to, że kiedyś jednak i mimo wszystko potrafili lepiej. Wygląda na to, że chcą zatrzeć za sobą ślady swojej własnej głupoty mszcząc się również na rzeczach martwych bo, moim zdaniem, przecież można było inaczej. Wystarczyło wprowadzić trochę zmian, ulepszeń i życie dalej by się toczyło w ich kopalni, a i ich wyglądałoby dzisiaj inaczej. Niepotrzebna strata. Tak uważam.

    Pozdrowionka
    Karolina



    OdpowiedzUsuń

Teksty z tego bloga, moją książeczkę, zdjęcia i filmy można kopiować do użytku niekomercyjnego i/lub umieszczać na niekomercyjnych stronach www, w prezentacjach, publikacjach i innych - bez prawa do modyfikowania - po podaniu autora (Portier) oraz adresu strony z której zasobów zostały pobrane (www.otoportier.blogspot.com). Wykorzystanie komercyjne jakiegokolwiek materiału wyłącznie po kontakcie z autorem i uzyskaniu jego wyraźnej zgody. Adres do korespondencji znajduje się na stronie mojego profilu w serwisie Blogger.