Problemy z dodaniem komentarza? Wyślij mi go mailem - opublikuję. Adres znajdziesz w moim profilu!

Uwaga! Komentarze pojawiają się z opóźnieniem - po przejrzeniu dla odsiania spamu (i tylko jego!)


czwartek, 28 lipca 2011

D-FENS


Falling Down.

Wspaniały, fascynujący, chociaż z pozoru prosty melanż kina akcji, dramatu psychologicznego i momentami komedii. Oglądałem go około 1994 roku po kolejnej wyprawie do osiedlowej wypożyczalni kaset i wczoraj, też z VHS-a, po nagraniu kilka dni temu z telewizji. I wtedy i teraz miałem na koniec łzy w oczach. 

Dziwne to, ale spośród moich znajomych nikt nie kojarzył tego filmu, zresztą nie ułatwia tego także polski tytuł – Upadek – identyczny jak świeżego do dziś, głównie dzięki internetowym parodiom obrazu o ostatnich dniach Adolfa Hitlera.

A to przecież zupełnie inna bajka.

Bajka o człowieku, który zaszedł za daleko by wrócić i który idzie, choć wie, że nie dojdzie.
O każdym z nas.

W 94 roku podobało mi się w tym filmie wszystko to, co szybkie i przebojowe. Michael Douglas prawie jak Schwarzenneger w scenie rozwalania budki telefonicznej serią z karabinu i jak Brudny Harry celujący do rannego w zderzeniu bandyty, demolka spożywczaka za zbyt drogą Colę (któżby nie miał jakiegoś powodu!) i pocisk z bazooki w kanale pod niepotrzebnie remontowaną autostradą.

Bo D-FENS nie walczy z mafią ani najeźdźcami z kosmosu. On styka się na swej drodze z tym wszystkim, z czym stykamy się i my. Z nieuprzejmą lub niekompetentną obsługą w sklepach, z bezdusznymi urzędnikami, natrętnymi żebrakami, dzielnicowymi mętami i odmóżdżonymi radykałami. Oraz przede wszystkim z nonsensem codzienności.

A napotykając go popełnia błąd, znów, nie on pierwszy przecież, automatycznego uznania swoich wyborów za lepsze i słuszniejsze tylko dlatego, że swoje. To właśnie jest drugie, głębsze dno wszystkich tych wizualnych fajerwerków.

Człowiek który stracił pracę, pracę w którą wierzył i której się oddał, człowiek który stracił sens, cel, stabilność emocji, rozszedł się z żoną, nie może widywać córki…
Człowiek któremu jest gorąco, którego samochód się psuje, którego denerwuje stanie w korku, krzyczący ludzie, klaksony…

Dość!

Jakby tym trzaśnięciem drzwiczek zrywał więzy z uporządkowanym światem. Światem w którym przegrał.

Próbuje teraz znaleźć coś, co było na początku, coś prawdziwego, szczerego, czystego. Normalność.
Mimo sądowego zakazu chce dotrzeć na urodziny swojej córeczki i dać jej prezent. Być znów ojcem i mężem. Mieć znów COŚ. Cokolwiek, byle prawdziwe.

Jego droga, to początkowo zwycięska, choć w końcowej wymowie tragiczna ewolucja wypaczonego podejścia do sprawiedliwości, w którym bezładny fizyczny atak na głupotę zastąpić ma siłę psychiczną potrzebną by móc obok niej przetrwać.

Najpierw jest sklepikarz, który źle mówi po angielsku, nie chce rozmienić pieniędzy na telefon i ma wysokie ceny. Potem osiedlowi chuligani uważający się za gang. Kretyńska obsługa w Fast foodzie, żebrak w parku, faszysta w sklepie z militariami, ludzie, świat, wszystko…

Ona ma dziś urodziny. Tata idzie z prezentem.
Będzie dobrze. Ma być dobrze. Musi być dobrze.

Musi! Słyszycie mnie!?

Musi!!!

A coraz bardziej nie jest...



2 komentarze:

  1. Słyszymy:) Film uwielbiam i oglądałem setki razy. Im jestem starszy tym bardziej mi się podoba. Zaczyna mnie też coraz bardziej martwić to,że mi się podoba. Podoba mi się, bo bohater i jego życie są mi bliskie. Chore to

    OdpowiedzUsuń
  2. niezalogowany sam u siebie Portier29 lipca 2011 12:16

    A zatem możemy się zapisać do tego samego lekarza ;)

    Facet po prostu spróbował być normalny i będąc takim okazał się dla innych szaleńcem... Faktycznie smutne. I w Polsce z pewnością bardziej aktualne teraz niż w 94.

    ---

    Byłem właśnie na Twoim blogu, ale za grzyba nie mogę się zalogować jako "Konto google", a opcji "na anonima" czy tam "nazwa/adres" nie masz i niestety nie udało mi się nic skomentować...

    :((

    OdpowiedzUsuń

Teksty z tego bloga, moją książeczkę, zdjęcia i filmy można kopiować do użytku niekomercyjnego i/lub umieszczać na niekomercyjnych stronach www, w prezentacjach, publikacjach i innych - bez prawa do modyfikowania - po podaniu autora (Portier) oraz adresu strony z której zasobów zostały pobrane (www.otoportier.blogspot.com). Wykorzystanie komercyjne jakiegokolwiek materiału wyłącznie po kontakcie z autorem i uzyskaniu jego wyraźnej zgody. Adres do korespondencji znajduje się na stronie mojego profilu w serwisie Blogger.