Problemy z dodaniem komentarza? Wyślij mi go mailem - opublikuję. Adres znajdziesz w moim profilu!

Uwaga! Komentarze pojawiają się z opóźnieniem - po przejrzeniu dla odsiania spamu (i tylko jego!)


wtorek, 6 września 2011

Tak trzy inaczej


Skłonny jestem momentami wierzyć, że portier ma także klucze do innego wymiaru, choć przecież nie każdy i nie zawsze…

 ***
Poprosiłem kolegę żeby zmieniał mnie ciut wcześniej, bo o normalnej porze nie mam autobusu do domu. Przez kilka dni przychodził jak trzeba, a ostatniego się spóźnił. Niewiele, kilka minut. W zasadzie gdybym się sprężył mógłbym jeszcze zdążyć…
-Ona cię dziś podwiezie – wskazał na biały samochód stojący za bramą – moja córka – dodał widząc, że nie bardzo rozumiem. No już, wsiadaj!
Wewnątrz siedziała młoda ładna dziewczyna, przywitałem się, wszedłem do środka i ruszyliśmy.

Dopiero po chwili zauważyłem migający na desce rozdzielczej ogromny zegar…
Pierwsza trzydzieści pięć. Pierwszy stycznia 1997.
-O rany! 1997?!
-Co? Nie… rok produkcji dwutysięczny, tylko zegar mamy zepsuty… Niby był w naprawie i znowu szaleje.

A ja przecież nie o roczniku samochodu pomyślałem, a o „Powrocie do przyszłości”! Te wielkie cyfry na wyświetlaczu, ta ciemność pustego parkingu… Zupełnie jak w filmie.

-Skoro mamy tyle lat w zapasie, to spokojnie zdążymy na autobus.
-Aaa… No tak. Dziewięćdziesiąty siódmy…
-Nie miałbym nic przeciwko temu żeby był.
-Ale wtedy by pan tu nie siedział, a przynajmniej ja bym nie siedziała na pewno za kierownicą.
-Bo pewnie w foteliku? - roześmiałem się.
-W foteliku! Miałabym jakieś cztery latka!

A więc 1997. Pierwszy stycznia.
Ile spraw mógłbym zmienić, ile naprawić, ilu jeszcze zaniechać, gdyby dane mi było utrzymać tą datę choćby parę godzin! Z jaką siłą i nadzieją pobiegłbym w tą noc!

Rozglądam się po dobrze znanych ulicach. Może naprawdę cofnęliśmy się w czasie?
Szuuu…. Migają żółte światła na skrzyżowaniach… Wszszszsz… Pędzą gdzieś ostatnie autobusy…

Nie wiem. Nie mam pewności.

Za chwilę otworzę drzwi i wysiądę. Może jednak?
Na wyświetlaczu przesuwają się kolejne cyferki…
97,8,9,00,01,02,03,04,05,06,07,08,09,10…
Pszszsz…

Sierpień 2011. Nie ma zmiłuj.

Następnym razem poproszę o rok 2035.

***
 
Czasem można mieć pochmurny dzień i przy trzydziestostopniowym upale. Smutny jakiś, przegrany, pełen żalu do ludzi i świata. Bo coś. Bo ktoś. Bo jakoś.
I wszystko nie tak.

Do widzenia
Do widzenia

Te same słowa po raz pięćdziesiąty, setny, milionowy. Te same klucze odwieszane na haczyki w gablotce. Te same godziny i minuty.
A potem już cisza. Budynek pustoszeje. Jestem tylko ja i kilka sprzątaczek na piętrach. Późne letnie popołudnie. Kolejna herbata i żonglerka obrazem monitoringu dla zabicia czasu.
Jestem nie w sosie. Może to ta rozmowa rano, może nieznośny upał, może bezsensowny codzienny rytuał pracy.
Zjadłbym teraz cukierka. Na przekór pagonom i napisom na rękawach.
Żeby tak mieć coś słodkiego…

Pukanie do drzwi budynku.
Za szybą elegancka pani około pięćdziesiątki w kremowym kostiumie. Otwieram.
-Aaaa… Pan pewnie nowy?
-Przeniesiony. No w pewnym sensie nowy. Tutaj na pewno. Czym mogę służyć?
-Bo ja do kotów.
-???
-Karmi pan koty?
-No… trochę, to znaczy… wyjadły mi parę kanapek z szynką, ale jakoś specjalnie, to nie…
-Ale dał im pan te kanapki? I wodę?
-Dałem, jasne. Mają miseczki zaraz za drzwiami.
-Pije pan piwo?
-Nie piję, ale dlaczego?
-Ale cukierka to pan nie odmówi?
-Ja… jasne… tylko…
-To ja tylko skoczę do marketu po papciu dla kocurów i zaraz jestem.

Po pięciu minutach na moim biurku ląduje „Pawełek” i trzy paczki sezamków.
-Ale co pani? Ja nie mam dziś urodzin!
-Niech pan je, pan taki młodziutki jeszcze, prawie jak mój syn. To za koty. O koty trzeba dbać.
-Aaa… Aha…
Cała chmara kocisk wszelakich pędzi już do napełnionych karmą misek, a ja zażeram się batonikiem nadal niewiele z tego wszystkiego rozumiejąc…

-Przyjdę za dwa tygodnie. Niech pan im miseczki zawsze myje i coś tam wrzuca raz na jakiś czas. I co, dobra czekoladka?
-Uratowała mi pani życie!!! Ja tu się modliłem o coś słodkiego!
-No to bardzo się cieszę. Będę za dwa tygodnie, niech pan pamięta o kotkach. I nos do góry!

Nos do góry.

***
Inny obiekt, inny dyżur, inna dzielnica. Jedna z wielu niedziel w pustym biurowcu. Dwanaście godzin obchodów, kontroli i odliczania do wieczornej zmiany. I nagle takie pragnienie wyrwania się z klatki na wolność. Z klatki „portiernia”, klatki „dom”, klatki „autobus pomiędzy nimi”.
Stanąć na górskim szczycie i wdychać niebo, wolność, słońce…
A tutaj tylko mury, beton i szarość.

Wychodzę na parking. Schylam się do czegoś zielonego wyglądającego z daleka jak papierek.
Rośnie coś. Trwa sobie.
Marzy. Czeka.
Na przekór swojemu miejscu we wszechświecie.

Jak ja czasem.




13 komentarzy:

  1. Bo Ty rozumiesz takie klimaty i takie myśli. I za to masz u mnie zawsze pięć gwiazdek.

    OdpowiedzUsuń
  2. Podoba mi się ta Pani od kotów. Jakoś mam do niej sentyment, nawet ją sobie wyobraziłam.
    I ogólnie jakoś tak melancholijnie dziś u Ciebie Kochany.. Ta nadchodząca jesień chyba wprowadza w taki nastrój. Niby zimno, niby ciepło.

    Niby nic, a jednak coś..

    OdpowiedzUsuń
  3. Mogłabym być ta pania od tych kotów. Także dbam o koty. Mam ich pięć w tym 4 dachowce i jeden piękny rudy pers. A syna mam chyba takze w takim wieku. Tylko że to taki pędziwiatr,bo ciągle poza domem. Wiesz, w 35, juz będę w innym wymiarze, nawet tu sie nie spotkamy. Piękne to zdjęcie tej roślinki na tej brukowanej pustyni.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zaglądam często, rzadko komentuję, ale dziś muszę.
    Niesamowite ujęcie tego wszystkiego!
    Życie w swych przejawach nas dotykających jest naprawdę nieprzewidywalne!
    Serdecznie Cię pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  5. Portier po zmianie popołudniowej7 września 2011 22:00

    Patka: Jesień życia chyba :DDD Zawsze byłem melancholijny i zawsze będę. I nawet powiem Ci, niektórzy mnie takiego lubią ;)
    A Pani Od Kotów była magiczna. I sezamki też.
    Czasem zdarzają się w życiu bajki, ale tylko tym, którzy mają odwagę o nich marzyć.

    Uleczka: W 35 to ja bedę... ło rany... No jeszcze nie na emeryturze, ale już bliżej niż dalej... Bardzo bliżej.
    Poza tym ja napisałem o podróży w czasie, a nie o roku jako takim. Tak więc odwiedzić rok 2035 będąc sobą z dziś. Całkiem zachęcająca perspektywa.

    Doro: Masz na myśli że się nawdychałem przed napisaniem? :DD

    Phazi: Chyba nie RZADKO, a dokładnie po raz pierwszy. :)
    Bardzo się cieszę i proszę o jeszcze. Zawsze czyjeś słówko pod wpisem daje mi do myślenia, więc jest mile widziane. Przy czym jak to zaznaczyłem na profilu równie dobrze można komentować posty z 2009 roku jak i te z wczoraj. A życie, nawet to najprostsze czy najbiedniejsze faktycznie ma w sobie magię. Warto się mu przyglądać nie zawsze z tej strony co wszyscy. Pozdrawiam również.

    OdpowiedzUsuń
  6. A pisałeś, że dostałeś od Mikołaja tylko cukierka i co ? A tu proszę i sezamki i batonik. Mój kotowy świat powiększył się ostatnio o kota firmowego , którego widywaliśmy już od miesiąca , ale przed tygodniem zdesperowany i głodny odważył się poprosić o jedzenie i został wysłuchany . Właśnie widzę jak patroluje obiekty a wczoraj podrzucił nam nawet efekt swojej pracy Pozdrawiam tę Twoją melancholię we wszystkich jej odcieniach . Maga

    OdpowiedzUsuń
  7. Tamten Mikołaj był w 1995. Opowiem o nim kiedyś. Prawdziwy, z brodą, w zimę, full authentic. Tutaj po prostu była jakaś "sezamkowa ciocia" z bajki. Nie mam nic przeciwko.

    Melancholia dziękuje. :)

    A efekt pracy, to jak sądzę jakaś mysz czy inny wróbelek? Bo chyba nie małe kotki? :))

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja chyba Cię całkiem lubię, z tą melancholią także ;) haha - niech ma! :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Ja też Cię lubię. Głównie za rudość :) oraz za nietypowy charakterek.

    A co do melancholii to wiesz, nie zawsze nią żyję. Jakiś czas temu pracowałem np. z panem około sześćdziesiątki z którym wspólnie planowaliśmy płacząc ze smiechu jak koledze z drugiej portierni zablokować drzwi patykiem, wyłączyć prąd i zacząć po tychże drzwiach walić, oczywiście gdy zaśnie :)))

    A że ten potencjalnie zablokowany był wyjątkowo niesympatycznym typkiem, to tarzaliśmy się ze śmiechu wymyślając (choć na szczęście nie realizując) takie i jeszcze gorsze "niespodzianki".

    OdpowiedzUsuń
  10. Że też dopiero odkryłam ten zakątek, tyle mnie omijało... Czyta się ciebie na wdechu

    OdpowiedzUsuń
  11. Będę pisał krótsze, żeby mi się kto nie poddusił :))

    Dziękuję bardzo.

    OdpowiedzUsuń

Teksty z tego bloga, moją książeczkę, zdjęcia i filmy można kopiować do użytku niekomercyjnego i/lub umieszczać na niekomercyjnych stronach www, w prezentacjach, publikacjach i innych - bez prawa do modyfikowania - po podaniu autora (Portier) oraz adresu strony z której zasobów zostały pobrane (www.otoportier.blogspot.com). Wykorzystanie komercyjne jakiegokolwiek materiału wyłącznie po kontakcie z autorem i uzyskaniu jego wyraźnej zgody. Adres do korespondencji znajduje się na stronie mojego profilu w serwisie Blogger.