Problemy z dodaniem komentarza? Wyślij mi go mailem - opublikuję. Adres znajdziesz w moim profilu!

Uwaga! Komentarze pojawiają się z opóźnieniem - po przejrzeniu dla odsiania spamu (i tylko jego!)


niedziela, 16 października 2011

Od sztandarów do bannerów

Czwarty czerwca 1989 i dziewiąty października 2011, to daty, o których nie sposób będzie nie wspomnieć razem przy opisywaniu historii III RP. O ile w 1989 roku zrywaliśmy z komunizmem i uczyli się, czym są wolne wybory (tamte wtedy przecież tylko częściowo wolne), to w 2011 po raz pierwszy nie głosowaliśmy już według prostego wzoru, który mniej lub bardziej wyraźnie towarzyszył nam przez dwie dekady – postkomuna kontra dawna opozycja. Weszliśmy w nowy etap, oddając swoje głosy z grubsza licząc na trzy Polski; tą z lat 1989-1995, tą istniejącą pomiędzy 1995 a 2011 rokiem i tą, której jeszcze nie ma, ale już się ją czuje – ultra europejską, rzec by można „fejsbukową”.

Podział ten stworzony oczywiście tylko przeze mnie traktować należy symbolicznie, bo nie w datach, a w zmianach mentalności i pokoleń szukać powinno się jego sedna. 

Polska początku lat 90, to kraj konserwatywny i katolicki, z silnym prezydentem, słabo maskowanymi ciągotami do przewodzenia Europie środkowo wschodniej i polityką historyczną przesłaniającą czasem realia, popełniający wiele błędów, ale jednocześnie w swoim świeżym patriotyzmie i „głodzie rozwoju” najbliższy obliczu II RP.  

Myślę, że z grubsza biorąc za taką Polską opowiedziałaby się większość z tych, którzy oddali swój głos na PIS czy PR. W jakimś wymiarze także niżej podpisany*. Jest to dziś głos za przeszłością przeciwko przyszłości i trzeba mieć odwagę tak to nazywać, choć, co chciałbym mocno zaznaczyć, mówię o KIERUNKU MYŚLENIA, nie oceniając SŁUSZNOŚCI. Gdzieś w tym nurcie mieszczą się także „partie krzywdy” takie jak PPP, Samoobrona czy NP, które mimo odmiennych od siebie i wcześniej wymienionych organizacji ideałów politycznych są w swej części społecznej bliskie realiom i sposobowi postrzegania świata właśnie z lat 90.

Druga Polska to kraj PO, PSL i SLD, a w jakimś wymiarze także PJN. Otwierająca się na innych i przyjazna, w założeniu przynajmniej nowa, spokojniejsza, bardziej pragmatyczna i odpowiedzialna. Kraj demokratycznych partii i sporów o wysokość podatku zamiast o miejsce krzyża. Polska po trosze Europy Ojczyzn. Głos za taką Polską, to głos za trwaniem dnia dzisiejszego. Ale cudów nie ma, to już popołudnie…

Jest i wreszcie nowe doświadczenie. Nie, nie Palikot, zmiana pokoleniowa. Coś, co nazwałem kiedyś syndromem Windows xp.  Rzeczywistość, którą nie tylko rozumiemy i mniej lub bardziej akceptujemy, ale którą przez to właśnie uznajemy za odpowiednią by trwała. A ona biegnie dalej. Tam gdzie my już nie dojdziemy.

Pokolenie „Oburzonych”? Może.
Polska fejsbukowa.

Dopiero raczkuje, tak jak raczkują jej wchodzący w dorosłość i polityczną aktywność obywatele, ale już jest, już puka do drzwi i nie zdołamy dłużej jej za nimi zatrzymać.

Oto budując, „europeizując” (?) nasz kraj przez dwadzieścia dwa lata od odzyskania niepodległości dążyliśmy do jakiegoś ideału zapominając, że jest to tylko nasz ideał. Ideał tych, którzy do III RP przyszli z kolejek po cukier i uciekli spod pałek milicji. 

Przez te lata dorosły nasze dzieci, dorosły i zapragnęły, jak my wcześniej, same wpłynąć na losy swojej ojczyzny. Dla nich stan wojenny czy teczki to fakty historyczne, nic ponadto. Nie przeżywają tego, co kto ma w życiorysie, bo nie muszą. Ich CV zaczyna się w wolnej Polsce. Ich świadomość także.
Luksus czy kara?

Kolej rzeczy.


------------------------


* - Głosowałem na Polską Partię Pracy

8 komentarzy:

  1. Z przekonań jestem konserwatystą i przeciwnikiem demokracji.
    Zmienia się ta nasza Polska. Mentalnie, gospodarczo i na różne inne sposoby. Myślę, że właśnie ta zmiana pokoleniowo-mentalna będzie miała najistotniejsze znaczenie dla dalszego rozwoju naszego kraju.
    "Dokąd pójdziemy Polsko, dokąd pójdziemy?" - to fragment Sztywnego Pala Azji. Nie wiem. Ale coraz mniej mi się ten kierunek podoba.
    I z "oburzonymi" nie ma to nic wspólnego.
    P.S. A ja dla odmiany nie głosowałem.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Biorąc pod uwagę mój stosunek do państwa jako takiego, do polskiej tradycji i historii, a także do kwestii religii, płci, małżeństw itp. sam także nazwałbym się konserwatystą (no, umiarkowanym), ale z drugiej strony w sprawach socjalnych i pracowniczych szczerze najbliżej mi do PPP. Zresztą wydaje mi się, że to się nie wyklucza.

    Polska się zmienia, to fakt, nieciekawie w dużej mierze, tu także zgoda.

    Miałem na myśli jednak głównie to, że z aprobatą czy niechęcią, ale musimy my, wyznawcy "klasycznych" partii i poglądów przyznać, że pojawiło się coś nowego, innego, nie pasującego do znanych nam schematów. I tym czymś są zarówno "oburzeni" (którzy mnie śmieszą) jak i umownie "okolice Palikota". Oraz, że cokolwiek o tym myślimy, musimy pogodzić się że to już także część naszej rzeczywistości mająca prawo do swego zdania.

    Co do demokracji, to jeśli nie ona, co w zamian? Dyktatura? Anarchia? "Trzecia droga"?

    Bez urazy, ale niechodzenie na wybory kojarzy mi się z dziecięcym "nie będę jadł obiadu!" :))
    Ja tam odkąd skończyłem 18 lat zawsze chodzę i zawsze szukam kogoś mi najbliszego poglądami. Ktoś kiedyś mało oryginalnie, ale trafnie powiedział, że dopiero zagłosowanie daje prawo do narzekania potem.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Żadnej urazy we mnie nie ma. Może nawet bym poszedł, gdyby nie to, że mieszkam 4oo km od swojego miejsca zameldowania, a dotarcie po zaświadczenie w godzinach pracy urzędu jest dla mnie niemożliwe. Załatwienie tego w inny sposób w Polsce nie wchodzi w grę. Ot, państwo demokratyczne i postępowe.

    Jeśli zaś chodzi o szukanie najbliższych mi poglądów, to jakoś do mnie to nie trafia, przepraszam. Bo jeśli sensem demokracji jest wybór osób, które będą mnie reprezentować, to nie wyobrażam sobie sytuacji, że będą miały poglądy tylko trochę podobne do moich.

    A zamiast demokracji - monarchia.

    P.S. Wcale nie narzekam. Nie wybieram, więc się nie żalę na konkretne osoby czy rozwiązania. martwi mnie może nieco nasza przyszłość, ale cóż...

    OdpowiedzUsuń
  4. Zdaje się że Korwin Mikke wspominał swego czasu coś o monarchii :)

    Z tymi wyborami to chyba nie da się inaczej. Zawsze wybieramy kogoś "z grubsza" odpowiedniego, bo jeśli chcielibyśmy kogoś identycznego, to pozostaje samemu kandydować. Mnie np. PPP śmieszyła momentami, ale uznałem, że tylko oni mówią otwarcie o zarobkach i traktowaniu ludzi takich jak ja. A więc im zaufałem. Czuję jednak, że jeśli wszystko wokół będzie dalej szło w kierunku takim jak dziś, to chyba pierwszy raz w życiu wezmę poważnie pod uwagę możliwość zagłosowania na PIS...

    OdpowiedzUsuń
  5. Absolutnie i ja nie popieram tego by nie chodzić na wybory. Jeśli ktoś nie weźmie w nich udziału nie ma absolutnie żadnego prawa by w późniejszym czasie cokolwiek krytykować. To jest nasze Państwo i nie możemy być w nim amebami.
    Najśmieszniejsze jest jednak to, że większość ludzi, która stwierdziła, że 'nie idzie, bo nie ma na kogo głosować', albo jeszcze lepiej 'na kogo bym nie zagłosował i tak nic się nie zmieni' nie próbowała nawet zapoznać się z ideami i programem kandydujących partii. Zdecydowanie wolą siedzieć w fotelach oglądając TVN-owskie Fakty, bądź Wiadomości TVP i narzekać jak to źle, a jak nie dobrze. Nie rozumiem w żadnym wypadku.

    Jeśli chodzi o Twój wpis - sama nie wiem, z którym z wymienionych poglądów do końca się utożsamić. Jak najbardziej jestem za tym, by Polska stała się państwem europejskim, nowoczesnym. Jak najbardziej uważam, że brak silnej pozycji prezydenta w naszym Państwie jest przerażający i wygląda po prostu śmiesznie na tle innych Państw. Jak najbardziej jestem za tym, byśmy stali się krajem kosmopolitycznym i nie zamykali na inność.

    OdpowiedzUsuń
  6. No mówiłem, że mądra i ładna ;)

    Akurat mojemu pokoleniu jeszcze słówko "kosmopolitycznym" kojarzy się źle, coś jak "nijakim", "bezbarwnym" itp. Jakaś tożsamość narodowa jest potrzebna i nie ma co zrównywać jej od razu z niechęcią do świata i ludzi. Ale jeżeli kosmopolityczny rozumieć jako wielobarwny i akceptujący innych od siebie, to już mi bliżej.

    Wychodzi mi, że dorastając "doganiamy" świat wokół, potem przez ileś lat (a to już od nas samych zależy) idziemy z nim ręka w rękę, aż któregoś dnia on przyspiesza, a my już nie. I nawet nam nie żal, bo przecież tu jest tak ładnie...

    :)

    OdpowiedzUsuń
  7. No tak - mi określenie 'kosmopolityczny' kojarzy się jak najbardziej w tym pozytywnym sensie. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Portier (idący właśnie spać)23 października 2011 06:17

    Odbiegając od polityki to ciekawe swoją drogą jak słowa zmieniają znaczenia przez lata.

    Dla mnie bardzo długo skrót GG był tożsamy tylko i wyłącznie z Generalną Gubernią (bo tak mnie uczono w szkole), witryna do dziś oznacza na równi ze stroną internetową sklepową wystawę, a portal to ozdobne obramowanie drzwi...

    Ha! Jest nad czym myśleć.

    OdpowiedzUsuń

Teksty z tego bloga, moją książeczkę, zdjęcia i filmy można kopiować do użytku niekomercyjnego i/lub umieszczać na niekomercyjnych stronach www, w prezentacjach, publikacjach i innych - bez prawa do modyfikowania - po podaniu autora (Portier) oraz adresu strony z której zasobów zostały pobrane (www.otoportier.blogspot.com). Wykorzystanie komercyjne jakiegokolwiek materiału wyłącznie po kontakcie z autorem i uzyskaniu jego wyraźnej zgody. Adres do korespondencji znajduje się na stronie mojego profilu w serwisie Blogger.