Problemy z dodaniem komentarza? Wyślij mi go mailem - opublikuję. Adres znajdziesz w moim profilu!

Uwaga! Komentarze pojawiają się z opóźnieniem - po przejrzeniu dla odsiania spamu (i tylko jego!)


niedziela, 28 lipca 2013

Trzy kolory...

SZARY
 
Kiedy się spogląda na J. można odnieść wrażenie, że wyszedł z dobrego katalogu mody. Jest zawsze nienagannie ubrany, pełen dobrych manier, zadbany, pachnący i nieco staroświecko elegancki. Jako jedyny chyba w całym kombinacie jeździ dziś już raczej nietypowym, ale przecież nieustająco rasowym samochodem.  Ma swój własny styl.
 
J. zresztą w wielu aspektach służyć mógłby za wzór. Kłania się na przykład z daleka każdemu, nawet byle portierowi, bez ucinania i mruczenia odzywa pełnym „dzień dobry” i demonstracyjnie maszeruje "na produkcję" okrężną drogą za kontenerami zamiast jak niektórzy przepychać się przez naszą budkę. Choć jeśli mam być szczery to to ostatnie akurat wespół z historią, o której opowiem nabiera nieco innego wymiaru…
 
Którejś Wigilii J. przyjechał przed południem po jakieś drobiazgi zostawione w biurze. Nie był tego dnia pierwszym, ani też ostatnim, ale to właśnie jego wizyta została mi w pamięci na zawsze. Oddając klucze złożył mi przy okazji jak wszyscy chyba tego dnia życzenia świąteczne.  Stał może o dwa kroki przede mną, więc w naturalnym odruchu wyciągnąłem do niego dłoń i… napotkałem pustkę. Oraz coś gorszego – cofającą się bezwiednie rękę mojego rozmówcy. Szybkie spojrzenie prosto w twarz i oto zobaczyłem zdegustowanie tak prawdziwe, tak czyste, że w sekundzie niweczące wszystkie piękne słówka z rozpędu jeszcze płynące w moją stronę.
 
Zapewne zgodnie zresztą z odczuciem wewnętrznym moja mina wyrażała w tej chwili tylko wściekłość, bo po sekundzie konsternacji wyraźnie zagubiony J. kordialnie już ściskał obiema dłońmi moją i raz jeszcze, teraz już głosem prawie że ojcowskim składał mi życzenia.
 
Pewien jestem, że po tym spotkaniu obaj umyliśmy ręce z obrzydzeniem, choć możliwe, że on w droższym mydle…
 
CZARNY
 
W. jest bardzo obrotnym i odnoszącym sukcesy biznesmenem. Prowadzi prężną firmę, zatrudnia wielu pracowników i posługuje się najnowszym w swojej branży sprzętem. Gdybyście spojrzeli na niego jak ja, choćby tylko przez te kilkadziesiąt sekund od momentu gdy wjeżdża przez bramę do chwili gdy znika w czeluściach fabrycznej hali mielibyście obraz kogoś pewnego siebie, dynamicznego, zorganizowanego i nowoczesnego. Właściwie to encyklopedyczną ilustrację „młodego wilka”.
 
Wobec kogoś takiego, zapewne nie tak znów wiele młodszego ode mnie, ja, zwykły śmieszny portier za jeszcze śmieszniejsze pieniądze czuję respekt, może nawet odrobinę wstydu. Przecież skoro on mógł, to dlaczego ja nie mogłem? Z zazdrością popatruję na błyszczący lakier jego wozu, pliki pieniędzy które codziennie przewraca w dłoniach, z nieuwagą rzucany na siedzenie najdroższy model komórki i zawsze markowe ciuchy.  
Zazdrość, wstyd, poczucie niższości.
 
Którejś nocy los sprawia, że stajemy przed sobą oko w oko. Sytuacja, której z powodów jak wyżej do tej pory raczej unikałem. Ale dziś to ja mam fory. W. jest pijany. Ignorując moje pytanie o której plus minus będzie wyjeżdżał zdejmuje swoje drogie okulary, rzuca na stół telefon i zataczając się proponuje mi łyk ciepłej wódki…
-Nie piję – odpowiadam jak zawsze i każdemu.
-On też nie! – słyszę z jego ust.
W tle, daleko na dywanie leży kolega W. Nie wygląda ciekawie. Jego pozycja wskazuje, że niekoniecznie tam akurat chciał „polec”, ale na cokolwiek innego nie starczyło mu już sił. Utraciwszy interlokutora W. odpalając papierosa od papierosa w ciągu kwadransa opowiada mi nie wiedzieć czemu cały swój życiorys, to przechodząc na ty, to znów wracając do formy per pan.
 
No więc zaczynał skromnie, nawet bardzo skromnie, bo jako zwykły fizyczny i to dorywczo.
-Bo wiesz… Ja to tylko podstawówkę mam. Nie szło mi w szkole…
A potem gdzieś, kiedyś miał wypadek. Był operowany. O tutaj (pokazuje) i tutaj. Wszystko zakończyło się szybko i bez komplikacji, ale wtedy ktoś mu powiedział, że można, że tylko trzeba…
Spora kasa może za to być.
-No i poświrowałem trochę, polatałem z papierami i dostałem odszkodowanie. Duże odszkodowanie. Tak zacząłem swój pierwszy własny biznes lata temu.
 
Jest taka scena w "Bluesowych braciach", gdy Jack podnosi się z błota w które runął gdy narzeczona puściła w jego kierunku serię z karabinu i zdejmuje okulary. Jego twarz…
Te same proszące małe oczka mam teraz przed sobą.
On… o matko! On czeka żebym zaakceptował jego życie! Ja – jego! Ja na pensji niewiele wyższej od zasiłku dla bezrobotnych, jego, który tysiące traktuje na co dzień jak drobne na colę i hamburgera! Ja…
 
-I wierny też nie jestem, powiem ci. Nie da się. Takie jest życie. Europa jest duża, do żony daleko, a (...) się chce… No to się zjedzie w las i weźmie jakąś… One tanie są… One mogą… Żona nie wie.
 
-Muszę już iść – ucinam.
Wychodzę, prawie wybiegam w zimną noc. Byle dalej.
 
BIAŁY
 
W naszym sklepiku po raz kolejny zmieniła się obsada. Od kilku tygodni jest tam też ona. Mina jakbym przejechał jej psa. Pewnie jeszcze drogiego. Nos do góry, powaga, proszę, dziękuję. Cyborg taki. Może i ładny nawet, ale bez duszy.
 
-Jezuuu… i znowu ta! – myślę sobie wchodząc po zakupy któregoś ranka. Ale nie mam wyjścia. Muszę przez to przejść. Kupić, zapłacić i do domu. Bez nerwów. Jej tam nie ma. To tylko maszyna.
 
-Zamiast tej warzywnej polecam panu sałatkę z pstrągiem.
Co?! No jeszcze to! Pewnie jakaś promocja i teraz będzie mi tu nawijać…
-Jaką sałatkę? – pytam na odczepnego.
-Chodźmy.
 
Podchodzimy do chłodziarki, skąd „terminatorka” wyjmuje pudełeczko i wręcza mi zabierając delikatnie to, które wybrałem.
-Jest bardzo dobra, ręczę panu. Sama taką jem.
-Na pewno data ważności się zbliża i musi pani tak mówić… - uśmiecham się po raz pierwszy.
-Nie. No proszę. – Sięga pod ladę i wyjmuje talerzyk z sałatką i bułeczkę. Widzi pan? Może się pan poczęstuje kawałeczkiem? Proszę! Mniam, mniam!
Parskam śmiechem. – No już dobrze, wierzę.
 
-Jeszcze jakąś truciznę muszę sobie dobrać… - rozbawiony sięgam po kukurydziane chrupki.
-Orzechowe. Też je lubię najbardziej –śmieje się sprzedawczyni, gdy odwracam się, by wrzucić torebkę do koszyka.
Przyglądam się jej lepiej. Nie rozumiem. Przecież to ciągle ta sama. Nadęte usta, mina królowej, obrażona na cały świat. Jakaś tam przemądrzała zołza.
Tylko dlaczego teraz razem się śmiejemy?
 
Jeszcze pięć minut i jeszcze pięć. Oboje nawijamy jak kataryny. I świetnie nam się rozmawia. Pani ma miły głos, mówi bezbłędną i wolną od naleciałości polszczyzną (cóż za ulga dla uszu!) i wydawać by się mogło, że plotkujemy tak przy każdych tu moich zakupach, a to przecież pierwszy raz w życiu. Mądrze i poważnie opowiada mi o swojej pracy, o obowiązkach, stawkach, łamanych przepisach i oszukańczej umowie na której ją zatrudniono. 
 
Nie lubiłem jej, gdy wchodziłem tu kilka minut temu, wydała mi się sympatyczna gdy mnie rozśmieszyła, a teraz słucham i uszom nie wierzę, bo słyszę nie młodą dziewczynę, ale poważnego człowieka. Ładnego, nie ma co ukrywać. Ale także zorganizowanego i odpowiedzialnego. Z duszą prawdziwego handlowca, nie takiego od przemywania starej kiełbasy olejem, ale takiego, który doradza, pomaga, i do którego czasem przychodzi się tylko pogadać. Bo się go szanuje i lubi.
 
Nie mam wiele czasu na życie pomiędzy nockami. Wracam po szóstej, myję się, kładę spać, wstaję o czternastej, zjadam coś, mam chwilkę dla siebie i po szesnastej już muszę się zbierać, ale wczoraj cały swój wolny czas wykorzystałem na znalezienie w Internecie wszystkich możliwych porad i przepisów dzięki którym pani, która gotowa była podzielić się ze mną własnym śniadaniem, żeby tylko uwiarygodnić jakąś głupią sałatkę nie musiała dłużej pracować pod batem kar i obostrzeń o których nikt w Kodeksie Pracy nie słyszał.
Wszystko to potem ładnie wydrukowałem, spiąłem i zabrałem ze sobą na dyżur.
 
A dziś punkt szósta byłem pierwszym klientem i nieco zszokowanej wręczyłem tą teczkę z poczuciem, że pomagam komuś, kto kiedyś może być świetnym, wrażliwym i mądrym pracodawcą dla innych.
 
Ja przynajmniej w to wierzę.
 
A sałatka naprawdę była smaczna! ;)
 
  
===============

 
Wszystkie historie są autentyczne. Inicjały i niektóre inne informacje mogące ułatwić zidentyfikowanie konkretnych osób zostały zmienione. 

11 komentarzy:

  1. Tak! Nie bez powodu ktoś kiedyś wymyślił przysłowie:
    "Nie szata zdobi człowieka, ani klejnoty, lecz mądrość i serce, to skarb twój szczero złoty."
    A, Antoine de Saint - Exupery', autor wielu pięknych i mądrych myśli ujął to tak: "Dobrze widzi się tylko sercem, najważniejsze jest niewidoczne dla oczu."

    Świat ludzi obfituje w podobne do opisanych przez Ciebie Portierze niespodzianki. Samo życie, chce się powiedzieć.:) "Pokaż mi twoje serce, a powiem ci kim jesteś." Równie piękne, mądre i niezawodne. Jakże często w życiu spotyka nas coś miłego i dobrego od kogoś po kim się tego nie spodziewamy i jakże często zawodzą nas ci, których podziwiamy, albo mieliśmy do nich zaufanie.

    Byłoby dobrze gdyby człowiek nie ulegał pierwszemu wrażeniu przy ocenie innych ludzi, ale zawsze dawałby szansę i sobie i innym by odkryć siebie nawzajem. Może przeżywałby wtedy mniej rozczarowań, ale czy uczyłby się czegoś, czy posiadłby mądrość, która wypływa właśnie z takich doświadczeń? Pozdrowionka

    Karolina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O! A dlaczego teraz nazywasz się inaczej? :))

      Akurat postrzeganie sercem nie za wiele razy w życiu mi się opłaciło, ale cóż, faktycznie nim "patrzy się" lepiej. Choć nie zawsze to co widzimy jest realnością...

      Nie próbuję tutaj opisać jakiegoś romantycznego komunizmu w stylu, że oto bogaci są źli i pokrętni, a biedni uczciwi. Po prostu zastanowiło mnie to zetknięcie pierwszego wrażenia z drugim. I przecież należy też brać poprawkę na to, że każda z tych historii mogła potoczyć się "odwrotnie".

      Usuń
    2. Tussilogo w przetłumaczeniu na język polski znaczy podbiał pospolity. Już Ci kiedyś o nim pisałam. Jest to niepozorna, można powiedzieć delikatna roślinka o ogromnej żywotności i sile przebicia. Nie poddaje się tak łatwo, zalej ją asfaltem, a ona i tak się przez niego przebije i uśmiechnie się do Słońca. Jestem podobna do niej. To moi znajomi zauważyli we mnie to podobieństwo i tak mnie nazwali. Chyba zrobiłam głupstwo! Ale tak to bywa, jak ktoś jest tak zielony w używaniu komputera jak ja. :) Mogę powiedzieć teraz o sobie, że jestem mądra dopiero po szkodzie.

      Zgodzę się z Tobą, że samo postrzeganie wszystkiego sercem może bardzo zawieść, ale już nie w połączeniu z mądrością zdobywaną każdego dnia na własnych i cudzych doświadczeniach, bo tylko "patrząc" przez pryzmat tych dwóch, możemy dostrzec drugiego człowieka, takim jakim on jest naprawdę. Tak mi się wydaje, a nawet jestem tego pewna.

      Usuń
    3. O! A teraz znów Karolina :)

      Zastanawiam się jaką ja byłbym/chciałbym/czuję się roślinką i chyba kwiatem paproci. Całe życie do d... i tylko jeden dzień w roku szczęśliwy ;))
      A i to nie zawsze.

      Usuń
    4. Nie przesadzaj, drogi Portierku, nie przesadzaj. << buziaczek >> Nasze życie jest dokładnie takie, jakim chcemy go widzieć i mieć. Przecież sami jesteśmy jego budowniczymi. Twoje życie, możesz tylko Ty sam przeżyć, nikt inny nie jest w stanie tego za Ciebie zrobić. Jakie ono jest w dużej mierze zależy od Ciebie samego. Taka jest prawda.

      Ja osobiście wychodzę z założenia, że jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. Wierz mi, że to wcale nie jest takie głupie podejście do tego, co nazywamy życiem. Takie nastawienie pomaga, moim zdaniem, zachować tak bardzo potrzebne człowiekowi w życiu optymizm i rozsądek w połączeniu z umiarem i umiejętnością cieszenia się z rzeczy małych. Pomaga widzieć to, co tak naprawdę jest w życiu najważniejsze i doceniać to co się ma, zauważać też swoją wartość bez porównywania się z innymi. To z kolei pomaga nam w byciu zadowolonymi i w zachowaniu elastyczności, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, co jest niezbędnym warunkiem, uważam, by nie dać się zwariować w dzisiejszych czasach wyścigów szczurów i by czuć się szczęśliwym. Tym, którzy swoje życie poświęcają na zdobywanie rzeczy marnych i często zbędnych, nie zauważając, że ich życie jakby przeszło obok nich nie ma czego zazdrościć, jak sam to zauważyłeś. Mam na myśli Twój opis czarnego koloru będący świetnym tego przykładem. W porównaniu z tym biednym człowiekiem, Ty jesteś prawdziwym bogaczem. Tak ja to widzę.

      Umiejętność dostrzegania w życiu tego, co jest w nim tak naprawdę najważniejsze i w dodatku często za darmo jest nam niezbędna, by było na odwrót niż u Ciebie (?), by tylko jeden dzień w życiu był do d.py, a pozostałe by tryskały mniejszym lub większym szczęściem. :) No może trochę przesadziłam, hmm (?), zgadzam się :), ale wierz mi, że wszystko tak naprawdę zależy od naszego nastawienia i od naszych oczekiwań zarówno w stosunku od innych, jak i od samych siebie. Osobiście nie chcę i nie porównuję się z nikim, żyję swoje życie i cieszę się każdą jego chwilką, nawet tą mniej udaną.

      Szczęścia nie trzeba szukać, uważam, ono jest blisko każdego z nas, ono jest w nas, musimy tylko chcieć to dostrzec.

      Znowu mnie poniosło i rozgadałam się, a przecież postanowiłam w tym poprawę. Przepraszam. Wiem, okropna ze mnie gaduła :)

      Buziaczek
      Karolina









      Usuń
    5. "Portierku", he, he! Miałem kiedyś kierownika, który też wszystko zdrabniał i mawiał np. "Mirasku, leć no zobacz czy Wicuś ma na warsztaciku wiertareczkę!" :)

      Umieć się cieszyć życiem i tym co się ma, to jedno, ale cieszyć się tym nieszczerze, dla samego cieszenia, dla pokazania "nie daję się, jestem twardy", to głupota. Sednem jest autentyczność. Jeśli się boję, to mówię "boje się", jeśli chcę płakać, to płaczę, jeżeli ulicą maszeruje kot i mam ochotę z nim pogadać, to kicham to, ile mam lat i co ludzie powiedzą, tylko kucam i drapię dziada za uchem :)

      Tym samym jeżeli czuję się zagubiony, biedny, beznadziejny lub tylko bez nadziei, to także nazywam to po imieniu. Wcale nie stoi mi to na przeszkodzie, by czymś się cieszyć, ale na tych samych zasadach - w zgodzie z sobą i swoją duszą, nigdy dla zachowania twarzy wobec świata.

      Usuń
    6. I dobrze robisz! Oby tak dalej Prawdziwy Człowieku, bo właśnie dlatego tak wysoko sobie Ciebie cenię.

      :D

      Usuń
  2. Ala Koty Katowic30 lipca 2013 11:28

    Ładnie to opisałeś. Te trzy kolory towarzyszą nam przez całe życie, rozczarowanie kimś, kto wydawał się na tzw. poziomie, dążenie do posiadania pieniędzy za wszelką cenę, a przy tym kombinatorstwo i chamstwo czyli tzw. "zera w garniturach", oraz poznanie kogoś od wewnątrz, jego serca, duszy, marzeń, obaw, pragnień pomimo ubranej maski obojętności, złości, wyższości. Tak, ten wpis dał mi do myslenia... Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja sądziłem, że ktoś mi wytknie, że widzę tylko szarości, choć przecież życie, czyli de facto wszystko wokół jest niezależnie od naszego własnego "koloru" całą tęczą. Ale to tutaj nie miało być odniesieniem do skali barw, a raczej tylko do skali zepsucia, czyli od czystości do brudności :)

      Co do "zer w garniturach", to jest to osobna kwestia i nie posunąłbym się do jakiegoś generalizowania, bo za bardzo pachniałoby mi to komunizmem. Znałem wiele osób płci obojga, które potrafiły zachować charakter mimo zmiany progu podatkowego :) i tak mi się wydaje, że ulegamy tutaj pewnej formie efektu halo. Po prostu z automatu oczekujemy od osoby ładnej, bogatej, dobrze wykształconej czy na wysokim stanowisku jakiegoś poziomu charakteru, duszy, inteligencji, moralności itp. A to wcale nie idzie w parze!

      I wiemy to, a i tak wierzymy, że akurat trafiliśmy na wyjątek...

      Usuń
  3. Mowi sie, ze zycie stale nas zaskakuje, jednak moim zdaniem nie zycie, a ludzie. Ci po ktorych spodziewali bysmy sie najlepszego okazuja sie miec pustke i zaklamanie w srodku, Ci, ktorych ocenilismy jako srednio interesujacych - maja piekne wnetrze. Dlatego nigdy nie warto oceniac po pozorach. Trudno, ale przynajmniej probujmy. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pytanie jeszcze co zrobić z tymi, którzy przez lata są lepsi i prawdziwsi od reszty świata, a na końcu okazują się [...] ?

      Usuń

Teksty z tego bloga, moją książeczkę, zdjęcia i filmy można kopiować do użytku niekomercyjnego i/lub umieszczać na niekomercyjnych stronach www, w prezentacjach, publikacjach i innych - bez prawa do modyfikowania - po podaniu autora (Portier) oraz adresu strony z której zasobów zostały pobrane (www.otoportier.blogspot.com). Wykorzystanie komercyjne jakiegokolwiek materiału wyłącznie po kontakcie z autorem i uzyskaniu jego wyraźnej zgody. Adres do korespondencji znajduje się na stronie mojego profilu w serwisie Blogger.