niedziela, 24 sierpnia 2014
Czasem trzeba być dorosłym
Za mną kolejna kilkudniowa przerwa w dyżurach. W zasadzie można by powiedzieć, że zmarnowana. Nie przeczytałem książki po której nie mógłbym zasnąć, nie obejrzałem filmu wartego mądrej i długiej dyskusji (niewartego także nie), nie opublikowałem wielostronicowego posta na blogu ani wreszcie nie pojechałem na wycieczkę w moje ukochane góry. Przesiedziałem za to wiele długich godzin w obrzydliwym, długim na prawie pięć metrów a szerokim ledwie na pół wykopie, wyciągając zeń przy akompaniamencie najobrzydliwszych przekleństw ziemię, kamienie, cegły i przekuwając się po drodze przez betonowe ławy fundamentów pozostałe po stu (tysiącach) dawnych a nieaktualnych już od wieków konfiguracji domu w którym mieszkam.
Ledwie stojący na nogach domywałem się dziś przed pierwszą w nocy po czternastu godzinach nieprzerwanej pracy bez jedzenia, a z lustra w łazience spoglądała na mnie wymęczona, brudna i nieogolona twarz.
Ze zmęczenia chciało mi się płakać, ale po chwili raz jeszcze podniosłem wzrok i spróbowałem wytrzymać spojrzenie gościa z drugiej strony szklanej tafli. Uśmiechnął się do mnie. Skinąłem mu lekko głową i także się uśmiechnąłem.
A potem rozejrzałem się dookoła. Dotarło do mnie, że oto stoję nad grubą żeliwną wanną którą sam wciągałem dwadzieścia jeden lat temu do tej łazienki, podłączałem i obmurowywałem, że woda do niej płynie instalacją, którą w części od wodomierza sam piętnaście lat temu (pod okiem fachowca co prawda, ale jednak) zrobiłem, zmienia się z zimnej w ciepłą w ogrzewaczu, który sam zakładałem dwa miesiące temu a ścieka do studzienki przed domem rurami, które ułożyłem dopiero co. Dziś, tuż po północy, kiedy całe miasto już spało.
I że może ci, którym tak zazdroszczę, a którzy przez te ostatnie cztery dni na przykład wędrowali z plecakiem, czytali książki, oglądali filmy, robili zdjęcia czy prowadzili głębokie dysputy na tematy wszelakie z meandrami ludzkiej duszy związane nigdy nie poznali tej radości i tej dumy.
Bo to przecież ja sam. Lepiej lub gorzej, ale jednak tymi rękami. Dziś, wczoraj, dwie dekady temu.
Zasnąłem przed drugą. Za oknem cichutko szumiał deszczyk.
Czasem trzeba być dorosłym.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Teksty z tego bloga, moją książeczkę, zdjęcia i filmy można kopiować do użytku niekomercyjnego i/lub umieszczać na niekomercyjnych stronach www, w prezentacjach, publikacjach i innych - bez prawa do modyfikowania - po podaniu autora (Portier) oraz adresu strony z której zasobów zostały pobrane (www.otoportier.blogspot.com). Wykorzystanie komercyjne jakiegokolwiek materiału wyłącznie po kontakcie z autorem i uzyskaniu jego wyraźnej zgody. Adres do korespondencji znajduje się na stronie mojego profilu w serwisie Blogger.
Na Twoim miejscu rozpychałaby mnie nie duma, ale pycha, ha !!! To je wyczyn. Niejeden by pewnie wybrał kanapę albo popołudnie w SCC lub Ikei, albo zwerbował ekipę i przy piwku może by ukończyli prace w ............ parę dni, w co wątpię. Tak się dziwiłam trochę, jak to ??? sam ?? będzie skuwał beton, asfalt i co tam jeszcze czort naniósł ????? Ale kiedy wysłałeś mi zdjęcie, przez głowę przeszło mi WOW!!! Facet jest niemożliwy. :) Także trza to opić :P Jestem pod wrażeniem, naprawdę. :)
OdpowiedzUsuńGdybym miał za co to opić to miałbym i ekipę do pracy, bo sąsiad i jego kolega taki akurat mają cennik generalnie za wszystko :)
UsuńA tu bynajmniej się nie chwalę (choć mógłbym jeszcze i tymi oknami zza których słyszałem deszcz, bo je także sam wstawiałem rok temu) ile raczej pokazuję, że choć w każdym dorosłym jest dziecko i bywa czas, że pomaga nam ono cieszyć się drobiazgami, to jednak innego dnia trzeba zagonić je spać i stać się zmierzłym, pragmatycznym do obrzydliwości i poważnym jak arkusz Excela dorosłym aby... hmm... przetrwać.
Gratuluję :)!
OdpowiedzUsuńAle ja naprawdę wolałbym leżeć i jeść żelki :))
UsuńDziękuję.
A ja w tym czasie zwiedzałam Tymisoarę a potem niedaleko Sofii w paśmie Witosza wlazłam na Czarny Wierch (2290m), choć w drodze powrotnej trzy razy "glebnęłam", dzieki złym trzewikom, zupełnie bez protektora. Też byłam z siebie dumna, choć znajoma Niemka mieszkająca w Sofii chodziła tam jak po równiutkiej ulicy, a ja sapałam jak stareńka lokomotywa. Ale widok ze szczytu na stolicę Bułgarii wart trudu.
OdpowiedzUsuńTimisoara kojarzy mi się z początkiem rumuńskiej rewolucji w 1989 roku oraz z urodzoną także tam tylko parę lat wcześniej Oaną Nistor - taką sobie ładną panią od skocznych piosenek. Za to Sofia chyba z winem :)) albo soczkami Bulgar :)) o ile czegoś nie pokiełbasiłem. Tak czy siak, to baaardzo dalekie strony jak na moje horyzonty. Mimo to choćby tylko wzbogacony po lekturze Wikipedii jakąś minimalną wiedzą - gratuluję.
Usuń2290 m n.p.m. to już wyższa szkoła jazdy . Dosłownie i w przenośni.
Pomiędzy wpisem o byciu dorosłym a tym o byciu dzieckiem też udała mi się jedna mała wycieczka, niestety nie ma kto i kiedy jej tu opowiedzieć :)
Ponieważ w Rumunii wszędzie tam, gdzie trwały jakieś prace remontowe, widzieliśmy napis "lucru", ukuliśmy powiedzonko na renowacje, że lukrują. W Timisoarze wiele zrobiono, ale wiele jest jeszcze rozgrzebane. Rewolucję 1989 bardzo upamiętniają. Chciałabym tam pojechać za jakieś dwa lata, z pewnością będzie jeszcze piękniej, niż jest teraz.
OdpowiedzUsuńNo to tego Ci życzę w takim razie. Choć uważam, że świat bez lukrowania jest ciekawszy :)) A oni tam z tą rewolucją mają ten sam problem zdaje się co my z Okrągłym Stołem albo Magdalenką. Niby dobrze, ale za kulisami coś nie za bardzo...
UsuńTak czy siak poznawać świat, gdy się tylko może, warto z całą pewnością.
Gratuluję Portierze, nie ma to jak satysfakacja, że coś zrobiliśmy SAMI.
OdpowiedzUsuńAle to taka dorosła, poważna, dojrzała satysfakcja, a ja wolałbym tę bardziej nieodpowiedzialną, dziecinną, w typie "zjadłem Snickersa przed snem i nie złapali mnie" :))
UsuńO, to dobre! Albo, że powiedziałam, że źle się czuję i nie muszę iść do szkoły. Dziś z chęcią chodziłabym do szkoły na okrągło zamiast do pracy. Za to mój mąż za nic by się nie wrócił, bo twierdzi, że w szkole płacili piątkami, a on woli "twardą walutę" ;-))))
UsuńProblem w tym, że jak człowiek musiał chodzić do szkoły, to marzył o pracy, potem jak ma pracę marzy o szkole, bo nagle orientuje się że zmieniły się znacznie wymagania, ale kieszonkowe prawie takie samo ;))
Usuń