Problemy z dodaniem komentarza? Wyślij mi go mailem - opublikuję. Adres znajdziesz w moim profilu!

Uwaga! Komentarze pojawiają się z opóźnieniem - po przejrzeniu dla odsiania spamu (i tylko jego!)


środa, 24 września 2014

O niepotrzebniątkach

Chyba każdy z nas ma gdzieś w swoim domu niepotrzebniątka. Takie małe cosie, co to nie wiadomo komu, kiedy i do czego, ale na pewno kiedyś się przydadzą. Jesteśmy o tym przekonani. Przekładamy więc je z wielką czcią z lewa na prawo i z prawa na lewo obiecując sobie, że może jutro albo najdalej w przyszłym tygodniu. Tu zacerujemy, tam skleimy, tam jeszcze poszukamy takiego tego, co się zgubił, a to damy kuzynowi, bo na pewno mu się przyda. O! I to jeszcze, bo jakie ładne jest! Słowem, niech leży, jeść nie woła. I nieważne co to. Może być kierownica z malucha, sweter po babce, laptop na Pentium II, biografia Lenina albo żelazko co to prawie grzeje, ale jednak nie. Zostaw, daj spokój, przeszkadza ci?
 
Upychamy takie osierocone przez użyteczność przedmioty po szafkach,  pawlaczach, piwnicach i garażach. Czasem, rzadko, rzeczywiście coś jeszcze z nimi robimy, dużo częściej przełamujemy się i wyrzucamy je wreszcie któregoś dnia do kubła, a zdarza się i tak że wyrzucają je po nas inni.
 
Kiedy prawie trzydzieści lat temu zmarł mój sąsiad z tej samej ulicy jego rodzina wywoziła takie skarby tygodniami. Były tam jakieś znaczki pocztowe, stare książki, niedziałające wentylatory, pokraczne odpustowo pamiątkarskie figurki, zwoje do niczego niepasujących kabli, radia, płyty i Zakład Oczyszczania Miasta jeden wie co jeszcze. Siedziałem wtedy ku rozpaczy swych bliskich wewnątrz prawie kontenera i wyciągałem co się dało jak szalony, pokrzykując przy tym w gorączce niczym odkrywcy skarbu faraonów. I czułem, dalibóg, czułem już wtedy, niby to radując się z dziesiątej serii znaczków z Hitlerem, zepsutego dzwonka albo muszelki "pamiątka z Zakopanego" że te śmiecie, to tak naprawdę tylne drzwi do czyjejś duszy. Rodzaj pamiętnika.
 
Dekadę temu tak samo przyszło mi sprzątać życie mojego ojca. Dosłownie i w przenośni. Spędziłem dwa dni i dwie noce w pozbawionym już mebli mieszkaniu otoczony tylko workami i kartonami z wszystkim tym, czego droga życiowa dobiegała końca razem z człowiekiem do którego należało. Przeglądałem stare dokumenty, wezwania i podania, kasety magnetofonowe, fachowe czasopisma, zepsute piloty, telefony komórkowe, komplety czegoś bez czegoś i inne pamiątki drobnych spraw a zarazem wielkiego obszaru czasu. Spałem na materacu w pustym, zimnym pokoju i przeżywałem raz jeszcze wszystko to, co umarło. A potem o poranku wyniosłem ostatni worek, podpisałem jakieś papierki i oddałem klucze paniom z administracji czując i wstydząc się tego, że i tak NIE ZROZUMIAŁEM.
 
Chyba nikt nigdy nie zrozumie.
 
To rzeczy, a co z myślami, z marzeniami, z priorytetami które się z nimi wiążą lub nie? Gdzie ukryte pod zaplamionymi pomidorową obrusami codzienności nasze niechęci, nienawiści i pretensje? Sprawy bezsensowne w których do celu brakło ledwie paru kroków i te bardzo poważne dopiero co rozpoczęte? Cały zapis małego niepotrzebniątkowego DNA?
 
Czy to w ogóle można tak materialnie "przejąć", porozkładać sobie na odpowiednich półeczkach, odtworzyć i zrozumieć? I czy próbując nie zaniedbujemy jednocześnie takich samych niepotrzebniątek ze swojego życiorysu komplikując tym samym funkcjonowanie naszym następcom?
 
Zaglądam do szafy. Gdzieś w ciemnościach za plecakiem i torbą podróżną drzemie sobie wymięty karton. Pod tapczanem drugi, zupełnie malutki. To w nich jest suplement do mojego ja. Do samodzielnego montażu.
 
Czy to ważne co konkretnie? No wszystko.
Zielona plastikowa żabka, lista drożdżówek kupowanych komuś na zamówienie, jakieś klucze w ozdobnym etui, kartka na mięso, latarka, zegarek, kaseta video, pluszowy lew a może tygrys, kilka kości ramu, łuska karabinowa, kabel euro cinch, MS Word 2000 i okulary. 
 
Hmm... Nie jest dobrze. 
 
Boję się, że każdemu próbującemu kiedyś to wszystko ułożyć wychodzić będzie za każdym razem coś zupełnie innego niż powinno.  A ja pewnie będę sobie stał wtedy gdzieś za chmurką i darł się bezgłośnie pośród setek tysięcy podobnych mi, tak samo wkurzonych:
-Gamoniu! Co robisz?! Najpierw była kosiarka, dopiero potem prześwietlenie płuc!
 
Na próżno.

 

6 komentarzy:

  1. Podczas sprzatania, a właściwie opróżniania mojej dziupli, jak nazywam moje mieszkanie, do remontu, zastanowiło mnie to nagromadzanie "niepotrzebniątek" - jak zgrabnie nazwałeś. I każdy z nas walkę z nimi przegrywa, choć bywa ona momentami skuteczna, aż do nagromadzenia się następnych w miejsce usunietych. A przecież tak niewiele potrzeba do codziennej egzystencji. Lecz bierze w nas górę raz pragmatyzm, raz sentyment, a innym razem może jeszcze coś innego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, właśnie niedawno dotarło do mnie, że za komuny właściwie niczego użytecznego się nie wyrzucało. Telewizor miał piętnaście lat, to się go komuś sprzedawało, radio jeszcze rzępoliło, no to je na wieś albo do garażu. Każda rzecz wokół żyła po kilka razy. Do etapu wyrzucania sprawnych, a tylko starych dopiero niedawno doszliśmy. Ale użyteczność to jedno, bo czasem po prostu coś lubimy jak jest. I skoro było kiedyś, to niech jest dalej. Problem w tym, że jak tu chciałem przekazać jest to alfabet emocji czytelny zawsze tylko dla jednej osoby.

      Usuń
  2. hm, znam to; mam takich pudeł wiele; ale wiesz - kiedyś wydawało mi się, był taki jeden moment, że postanowiłam wszystko zacząć od nowa i m.in. spaliłam swoje dzienniki i notatki, bo wydawało mi się, że i tak to wszystko, kim byłam, zostanie we mnie
    może zostało, ale nie potrafię teraz w sobie tego odnaleźć
    gdybym miała tamte zapiski...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam to samo! Pozbyłem się bezpowrotnie części swoich pamiętników, dziecinnych jeszcze, gorączkowych, potarganych emocjonalnie, które pisałem dochodząc osiemnastki, bo zwyczajnie było mi za nie (za siebie) wstyd. Teraz żałuję, bo była to "bomba pamięci" - niesamowity zbiór danych o tamtym czasie w moim życiu i życiu mojego otoczenia.

      Przepadło z biegiem lat ileś pamiątek rzeczowych, od zabawek poprzez książki aż do sprzętu wszelakiego czy kolekcji czegoś tam. Bo już nie, bo nie potrzebuję, bo nie chcę, bo jestem dorosły.

      A sam przecież powiedziałem kiedyś, że "choćby spalić za sobą wszystkie mosty, dym nie przesłoni dróg, które do nich prowadziły"

      Usuń
  3. Bardzo podoba mi się Twój post Portierze. Mam podobne odczucia patrząc na opuszczone rozwalające się drewniane chałupy, które kilkadziesiąt lat temu tętniły życiem, światłem, ciepłem. Sama jestem takim chomikiem, który gromadzi co się tylko da ;-) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, no pewnie! Gdyby poza rzeczami małymi wspomnieć i te większe, domy, osiedla, sklepy, nawet stare autobusy czy pociągi, to można się załamać :) bo gdzieś to wszystko znika i przepada, choć niedawno z pozoru królowało. Ale rzecz w tym, że tym małym wokół to my zarządzamy i my możemy o to zawalczyć, a na to większe rzadko mamy wpływ. Chyba.

      A co do chomikowania, to ostatnimi laty przeszło ono u mnie na stare komputery, laptopy itp., które kocham "ratować" nie wiedzieć po co i przywracać im życie po raz enty.

      Pozdrowienia

      Usuń

Teksty z tego bloga, moją książeczkę, zdjęcia i filmy można kopiować do użytku niekomercyjnego i/lub umieszczać na niekomercyjnych stronach www, w prezentacjach, publikacjach i innych - bez prawa do modyfikowania - po podaniu autora (Portier) oraz adresu strony z której zasobów zostały pobrane (www.otoportier.blogspot.com). Wykorzystanie komercyjne jakiegokolwiek materiału wyłącznie po kontakcie z autorem i uzyskaniu jego wyraźnej zgody. Adres do korespondencji znajduje się na stronie mojego profilu w serwisie Blogger.