Problemy z dodaniem komentarza? Wyślij mi go mailem - opublikuję. Adres znajdziesz w moim profilu!

Uwaga! Komentarze pojawiają się z opóźnieniem - po przejrzeniu dla odsiania spamu (i tylko jego!)


wtorek, 28 listopada 2017

Biedny złodziej

Nawet wśród najbardziej radykalnie nastawionych przeciwników obecnej władzy trudno by było znaleźć niedostrzegających rewolucyjnej dla polskiego rynku pracy zmiany, jaką są stawki minimalne dla umów zleceń. I także nikt nie zaprzeczy, a nie kryję, że piszę to z satysfakcją, iż Platforma Obywatelska przez wszystkie lata swoich hurraoptymistycznych rządów nawet nie spróbowała ucywilizować patologii jaką były płace czasem w wysokości 3,60 zł netto za godzinę obowiązujące dla niektórych jeszcze rok temu.

Oczywiście stawka minimalna nigdy i w żadnym kraju nie będzie stanowić dochodu satysfakcjonującego i pozwalającego funkcjonować na miarę pełni potrzeb, ale by zrozumieć (dobrą) zmianę jaka się dokonała pomiędzy grudniem 2016 a styczniem 2017 wystarczy porównać płacę, która dla osoby wykonującej swoje obowiązki (na śmieciówce) przez 168 godzin w miesiącu wyniosłaby odpowiednio 604* i 1629** zł netto. Myślę, że jakikolwiek komentarz na temat tych kwot jest zbędny. 

Ludzi zarabiających minimum jest w Polsce bardzo dużo, ale niestety mało się o nich mówi i też rzadko który z tego grona sam ma moc, aby się gdziekolwiek ze swoimi problemami przebić. Może więc tylko przypomnę, że najniższe dochody jako standard, to domena nie tylko jak się powszechnie sądzi branży ochrony mienia czy usług czystościowych, ale także bardzo często produkcji czy wszelkich innych prac najogólniej określanych mianem pomocniczych, od wykładaczy towarów, roznosicieli ulotek aż po pracowników w teorii wykwalifikowanych, ale dopiero gdzieś zaczynających. A to wszystko, to już są grube setki tysięcy ludzi, by nie zaryzykować twierdzenia, że więcej.

I znów, podobnie jak z wspomnianymi ochroniarzami i sprzątaczkami popełnić możemy błąd, zakładając, że minimum to minimum, trudno i kropka, albowiem niestety Polak potrafi i czasem z tych prawem nakazanych stawek schodzi się jeszcze mocniej, cały czas zachowując pozory legalności. Pierwszym takim zejściem, a przynajmniej pierwszym, które ja zauważyłem funkcjonując na rynku pracy od kilku dziesięcioleci, były chyba umowy zlecenia na wypłatę nadgodzin. Poprzez stosowanie ich wypłacano pensję za dodatkowe godziny z etatu w formie gołej stawki za pracę świadczonej rzekomo dla innego niż główny pracodawca podmiotu. Osobną kwestią, a od połowy pierwszej dekady XXI wieku wręcz plagą są zlecenia na warunkach umowy o pracę, ale to w dzisiejszym wpisie aspekt, który choć bardzo znaczący, odkładamy na bok. Cóż zatem dalej z tym przebijaniem dna? Przykładów niestety jest wiele, często ekstremalnych***. W 2015 roku wielką popularnością cieszył się np. sposób "na malowanie trawy", czyli rozdzielanie pensji ze śmieciówki na dwie umowy, z których pierwsza była mikroskopijna, powiedzmy na 50 zł i do tego pod każdym względem fikcyjna, ale za to oskładkowana, zaś druga, faktyczna, zawierała klauzulę, że oto jej wykonawca nie chce mieć potrącanych składek, ponieważ takowe odprowadza już z innej umowy. Zgadnijcie Państwo której? Tak! Dziwnym trafem z tej symbolicznej! Dzięki takim to druczkom dziesiątki polskich firm oszukało ZUS nie odprowadzając doń należnych kwot, a dodatkowo tysiące pracowników tak samo (choć bez własnej winy) okłamało później Urzędy Skarbowe wypełniając PIT-y wg. danych z przekazanych im przez pracodawców rozliczeń. O wysokości ich emerytur za lat ileś wyliczonych z takich właśnie dochodów nawet nie wspominam. Historii podobnych do wyżej wymienionych jest zresztą wiele więcej i nie wszystkie dotyczą tylko najmniej zarabiających, choć jednak ich bez wątpienia częściej niż innych. Choćby popularne do dziś zatrudnianie na pensji minimalnej z wypłatą faktyczną, czasem bardzo wysoką, jak to się mówi pod stołem. Ot, Polska! Co do tego ostatniego przykładu, to dodać tu muszę, że szczerze wzruszyłem się, gdy jesienią ub. roku zaproponował mi takie właśnie warunki pracy pan, u którego circa 15 lat wcześniej pracował na identycznych mój dobry kolega... Kiedy zastanowić się ile to czasu minęło, ilu pracowników, ile zysku, a potem skonstatować, że cały proceder toczy się nadal bez przeszkód, to naprawdę ręce opadają...

Wydawać by się mogło, wracając do kwestii umów zleceń i stawek na nich, że po zmianach wprowadzonych przez PIS nie da się już płacić nikomu mniej niż 9,70 za godzinę. Że zwyczajnie nie ma już na to żadnego haka. O naiwności!

Krótko po wprowadzeniu nowych stawek głośne stały się przypadki w których np. sprzątaczka musiała "wynajmować" odkurzacz, ubranie robocze czy wiadro od firmy i płacić za nie "raty", a gdzie indziej za spóźnienie czy inne drobne przewiny karano potrąceniami rzędu 200 zł, co we wszystkich przypadkach skutkowało tym samym - zejściem stawki godzinowej do poziomu poniżej minimum, mimo, że de iure owo minimum jak najbardziej było wypłacane. Ale to i tak nie koniec. Kilka miesięcy temu zetknąłem się na przykład z firmą, w której stawka naliczana była między innymi za... wygląd. Tak! Szef tejże argumentował w rozmowie ze mną, że przecież "tamten jest stary i ledwo łazi" a "ten znów niewyraźnie mówi" no i jakże on by miał im dawać (!) aż 9,70? Więc wypłacał zależnie od gustu po 8 czy 9 zł na przykład. Jak? Prosto. Albo co innego każąc podpisywać a co innego wypłacając do ręki (w sensie dosłownym, żeby nie było śladów) albo, częściej, zwyczajnie zaniżając liczbę godzin do ilości "tworzącej" jakby nową stawkę. W tym drugim przypadku ktoś pracował dajmy na to 180 godzin, wypłacano go ze 160 powiedzmy i tym samym nie miał już stawki z umowy, mimo... że ją miał.

I wreszcie wczoraj. Wczoraj odwiedziłem człowieka który poprzez popularny portal internetowy poszukiwał pracowników do zatrudnienia jak najbardziej na umowę o pracę. Na miejscu okazało się, że nie do końca, albowiem:
1. Okres próbny jest tylko na zleceniu, co samo w sobie jest niezgodne z prawem, i za najniższą stawkę, mimo, że specyfika pracy nie wiąże się z nabyciem jakichś szczególnych umiejętności po tym czasie a pracuje się pośród ludzi zarabiających dużo więcej.
2. Później, już będąc na etacie, świadczy się pracę średnio ok. 32 godziny miesięcznie ponad limit, ale nie ma się żadnych płatnych nadgodzin, tylko gołą stawkę godzinową jako jakiś fikcyjny dodatek.
3. Ubranie trzeba sobie (na zleceniu) albo samemu kupić albo wpłacić zań kaucję pracodawcy.
4. Miałbym dać słowo, że nie pójdę za dwa tygodnie na chorobowe.

"Bo przecież ja bym zbankrutował jakbym miał wszystko tak normalnie" rzekł pan ów na koniec naszej rozmowy.

Ktoś może zapytać teraz jakiż jest sens tego posta jeżeli zaczynam od radości ze zmian a kończę na smutku z trwania złodziejstwa, jakim jest ograniczanie pracownikom ich praw, które to złodziejstwo jak widać niestety wciąż ma się dobrze?

Sens ten sprowadza się do kwestii z powiedzenia o wędce i rybie. Wielu ludzi, którzy nigdy nie poznali uroków życia za grosze, uważa, że stawki minimalne (albo dodatek 500+, choć to zupełnie inna bajka) to tylko rozdawnictwo pieniędzy za nic, a upowszechniając takie mniemanie utwierdza w nim i beneficjentów tych zmian, którzy godzą się później płacić swoisty haracz od "luksusu". Haracz ze swoich praw, powiedzmy to jasno, w tym prawa do godnego życia. Tymczasem owe pieniądze to wędka. To krok do tego by pracownik był świadom wartości swojej i pracy którą wykonuje, a zatem nie tylko właśnie dostawał, ale także wymagał, stawiał warunki i działał dla ukarania łamiących prawo. Summa summarum, by zaistniał wreszcie w Polsce stan w którym pracodawca złodziej i pracodawca oszust są skazani w społeczeństwie na wieczną infamię, że już o odpowiedzialności prawno finansowej, jako czymś oczywistym, nie wspomnę. Rzecz w tym, że nie stanie się tak, dopóki ludzie, którzy wczoraj mieli mało a dziś mają lub potencjalnie mogą mieć trochę więcej, będą się tym "więcej" dzielić dla świętego spokoju z innymi, którzy na nich bezwstydnie żerują.



========================

* - stawka godzinowa netto 3,60 zł
** - stawka godzinowa netto 9,70 zł
*** - Z doświadczeń najbardziej absurdalnych. Spotkałem się w 2016 roku z firmą, która zatrudniała ludzi poprzez fikcyjną, istniejącą tylko na papierze, własną agencję pośrednictwa pracy, a nawet dwie takie agencje na dwóch osobnych umowach zleceniach, ale dalibóg nie wiem jaki był w tym jej zysk, choć jakiś był na pewno.

5 komentarzy:

  1. Witam. Na wstępie powiem że z takimi stawkami o jakich piszesz spotkałem się osobiście tylko na samym początku mojej "kariery" zawodowej zaraz po szkole i nie trwało to na szczęście zbyt długo ale znam kilka osób pracujących na tzw śmieciówkach. Obecna władza nie zmieniła praktycznie nic w ich wynagrodzeniach bo w ustawie, która miała ukrócić ten proceder jest tyle luk, że każdy pracodawca znajdzie zawsze coś aby nie płacić pracownikom. 99,9% posłów ma firmy i nigdy nie uchwalą ustawy która zmusi ich do podniesienia płac. To się nie zmieni za żadnej władzy. Mało tego nawet ministerstwa zatrudniają na takich umowach i płacą poniżej stawek bo wykorzystują kruczki prawne i furtki w ustawach i rozporządzeniach które sami przygotowali. Do faktycznej zmiany w wynagrodzeniach zmusić może jedynie niskie bezrobocie i brak wolnych pracowników na rynku pracy. W tej chwili już zaczyna się taki deficyt pracowników i widać choćby po kasjerkach że zarabiają coraz lepiej choć i tak wg mnie wypłata 2000 na rękę nie zabezpiecza podstawowych potrzeb rodziny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie obraź się, ale za 2000 netto, to można żyć jak król :) Osobiście NIGDY takiej kwoty nie zarobiłem w żadnej z prac, które wykonywałem, a trochę ich było. Co do tego, że niewiele z tym można zrobić oczekując w miarę normalnego życia, to z grubsza zgoda, ale zwróć uwagę, że czym innym jest omijanie obowiązującego prawa, jak to ma miejsce teraz, a czym innym brak tego prawa w ogóle, jak to miało miejsce za PO. Co zrobić może ktoś zarabiający za 168 godzin 604 zł jeszcze w ub. roku? Znałem kilku takich. Zabić się? Przecież to nawet na jedzenie nie wystarczy, a gdzie opłaty, odzież itd? Teraz jeżeli ktoś komuś proponuje coś poniżej minimum, to łamie prawo. I takiego gościa/firmę można/należy zgłosić do Inspekcji Pracy, opisać na portalach w rodzaju GoWork albo zwyczajnie oddać do sądu. Są narzędzia, by takie złodziejstwo tępić. I tępić je należy bezlitośnie. A na stwierdzenie pana z którym rozmawiałem, że "on to by zbankrutował gdyby chciał uczciwie" odpowiedź jest jedna - bankrutuj choćby dziś, jeżeli chcesz NIE BANKRUTOWAĆ okradając swoich pracowników.

      Usuń
    2. Oczywiście masz rację, że jest teraz takie prawo, tylko czy da się je wyegzekwować? Przez te luki i furtki w przepisach każdy taki "pseudopracodawca" się wybroni. Jeśli ktoś w sądzie wygra to będą to jednostkowe przypadki. W mojej pracy też są jaskrawe przykłady łamania prawa pracy choć nie dotyczy to akurat wynagrodzeń więc nie ten kaliber problemu ale jak wczytałem się w przepisy to zawsze jest jakiś podpunkt z bardzo ogólnym brzmieniem który pracodawca wykorzysta do usprawiedliwienia swoich działań. Pozdrawiam

      Usuń
    3. Ale to właśnie sedno. Większość poszkodowanych się wycofuje, boi, woli stracić na pensji czy na warunkach pracy ale mieć spokój. Tylko że ci ludzie nie zastanawiają się nad tym, że w ten sposób zachęcają pracodawców do kolejnych nadużyć. Dają im poczucie bezkarności. Ten "stary co ledwo łazi" i ten "niewyraźnie mówiący" z mojego wpisu tez uważali, że faktycznie mają te wady, więc dobrze, że w ogóle dano im pracę. Moje wbijanie im do głowy, że są okradani nic nie dawało. To jest straszne. Aktualnie też sądzę się z moim wcześniejszym pracodawcą o uznanie zlecenia za etat i choć kwestia cała dotyczy dwóch lat i pewnie też tyle będzie się ciągnęła, to ja tam po prostu dobrze się bawię. Mam swojego kierownika, dyrektora jak na widelcu, widzę jak się wiją, jak nie potrafią sklecić bardziej skomplikowanego zdania, jak plotą bzdury. Nie świadczy to o mnie najlepiej, ale jako człowiek niewykształcony, z ledwo skończoną zawodówką bardzo się tym ich stanem dowartościowuję ;)) Widzę jak sami się wystawiają, mylą, kłamią wbrew dokumentom. To lepsze niż amerykański film. A ponieważ kilka lat temu pomagałem koledze WYGRAĆ sprawę o uznanie umowy o dzieło za etat, to tutaj - pewien jestem - także wygram to z palcem w nosie. A te zepsute im nerwy, to moja rekompensata za brak urlopu, za brak prawa do chorobowego, za brak wynagrodzenia za nadgodziny itp. Trzeba walczyć, trzeba wierzyć, trzeba próbować. Jest PIP, są rozmaite fundacje pomocy prawnej, naprawdę nie trzeba wiele. Po prostu nie można przyzwalać na okradanie. Niezależnie od tego czy się zarabia 1500 czy 3500 na rękę. Pozdrowienia

      Usuń
  2. Pełna zgoda. Trzeba walczyć o swoje. Powodzenia w Twojej walce.

    OdpowiedzUsuń

Teksty z tego bloga, moją książeczkę, zdjęcia i filmy można kopiować do użytku niekomercyjnego i/lub umieszczać na niekomercyjnych stronach www, w prezentacjach, publikacjach i innych - bez prawa do modyfikowania - po podaniu autora (Portier) oraz adresu strony z której zasobów zostały pobrane (www.otoportier.blogspot.com). Wykorzystanie komercyjne jakiegokolwiek materiału wyłącznie po kontakcie z autorem i uzyskaniu jego wyraźnej zgody. Adres do korespondencji znajduje się na stronie mojego profilu w serwisie Blogger.