Problemy z dodaniem komentarza? Wyślij mi go mailem - opublikuję. Adres znajdziesz w moim profilu!

Uwaga! Komentarze pojawiają się z opóźnieniem - po przejrzeniu dla odsiania spamu (i tylko jego!)


poniedziałek, 10 października 2016

Hotel pod poległym alpinistą

Wiele razy pisałem na tym blogu o sprawach pobocznych związanych z turystyką w górach. O bezmyślnych zezwoleniach na budowę domów coraz to wyżej i wyżej, o niszczących krajobraz drogach (przełęcz Łączecko w Wiśle!), o mniej niż szczątkowej komunikacji miedzy małymi miejscowościami, o braku ujednoliconej informacji, tanich barów, czasem wręcz sklepów, ubikacji czy dostępu do bieżącej wody. Wszystko to przekłada się na pieniądze, to jasne, ale przecież w efekcie może też pieniądze przynosić jako zachęcające do wędrowania. I pewien jestem, że większe niż sama inwestycja. Niestety, wydawać się może, że nikogo, łącznie z władzami gmin i nie wiem po co jeszcze istniejącego PTTK to nie obchodzi.
 
Umarła lata temu turystyka zorganizowana, umarły dworcowe bary i sklepiki, pozabijano deskami stacyjne budynki, czasem nawet takie wymieniane jako atrakcje same w sobie w przewodnikach, że wspomnę tylko Wisłę Uzdrowisko, Wisłę Głębce, Zwardoń albo Łodygowice. Nie ma generalnie wsparcia dla wędrowców żadnego, nawet drobnego, informacyjnego chociażby, bo nic się nikomu podobno nie opłaca. Szlaki się skraca, ścina, sprowadza na asfalt, i tak dalej i tak dalej. A jednocześnie kwitnie idiotenturystyka w postaci betonowych chodników wchodzących wprost w góry a nazywających się trasami spacerowymi czy tam czymś jeszcze podobnym, jednocześnie na przykład stawia się  wieżę na polanie pod Szyndzielnią reklamując ją jako wieżę NA Szyndzielni (nota bene jedyną chyba w górach z widokiem głównie na miasto!) w otoczeniu budek z piwem i towarzystwie toru rowerowego jako maszynkę do robienia kasy, instaluje się tablice ze zdjęciami jakby tu było, gdyby było, i tak dalej i tym podobne. A że turystów z plecakami na szlakach jak na lekarstwo, to jakoś nikogo nie boli. Z nich w końcu i tak nie byłoby pieniędzy.
 
Pieniądze. Słowo klucz.
 
Jest taki szlak, jeden z najpiękniejszych w Beskidzie Śląskim, prowadzący z Goleszowa na Czantorię, przy którym stoi sobie restauracja, dla pamiętających normalne czasy ozdobiona napisami informującymi, że absolutnie i w żadnym wypadku nie jest JUŻ schroniskiem... W tłumaczeniu na polski oznacza to, że możesz sobie drogi wędrowcze (po zapisaniu się ze dwa tygodnie wcześniej) zamówić w drodze na Tuł płonącego indyka albo czekoladową fontannę, ale herbaty z cytryną i kanapki z serem już nie. Bo to się nie opłaca.
 
Nie opłaca się też odnawiać oznakowań szlaków, bo PTTK nie ma na to pieniędzy. Ale jednocześnie nikt tych pieniędzy nigdzie nie zbiera, albowiem jak się domyślam, byłoby to również nieopłacalne. I to właśnie jest Polska!
 
Wymieniać dalej? Proszę bardzo. Starostwo Żywca na swojej stronie opublikowało rozkłady jazdy autobusów w postaci... skserowanych po raz enty z oryginału druków UMÓW Z PRZEWOŹNIKAMI. Możemy się z nich dowiedzieć, ile wozów i iluosobowych ma dana firma oraz ilu kierowców będzie nas wieźć w ciągu tygodnia, tyle tylko, że połapać się skąd i o której już nie damy rady. A to przecież Żywiec, miasto całkiem spore, na dodatek położone prawie idealnie pomiędzy trzema Beskidami...  I co? I pstro! Na dworcu kolejowym mamy tu na przykład sklep mięsny i zdaje się biuro podróży, ale już wskazówek gdzie jest dworzec PKS albo jaki autobus miejski dokąd jedzie się nie uświadczy. No chyba, że dla kogoś informacja z tablicy przystankowej na przykład o treści "Żywiec fabryka śrub" jest zrozumiała. Dla mnie nie jest.
 
Beskid Mały. Przełęcz Łysa. Kilkaset metrów stalowego ogrodzenia, kamery, asfalt, beton i czyjaś ogromna willa niczym z amerykańskich filmów. W środku gór, na węźle szlaków. Rzecz jak mi się wydaje niewyobrażalna za granicą. A tu proszę, jest. I to legalnie, za zgodą władz, które wydały pozwolenie "bo kiedyś właściciel miał tam jakiś mały domek". Ręce opadają.

Motocykliści na szlakach? Do wyboru, do koloru! Na Czuplu, na zboczach Magurki Wilkowickiej, przy podejściu na Kowalówkę i pewnie w jeszcze iluś miejscach. Turyści wiedzą i widzą, a co z policją, co z leśnikami? Śpią? Pewnie śpią, skoro mogąc bez wysiłku "skasować" dwukołowych i czteroklepkowych ;) bohaterów na kilkaset stówek od łebka darowują sobie taką okazję.
 
Można by wymieniać te absurdy z różnych miast, gór i branż w nieskończoność, ale przecież nie o nie nawet konkretnie tu chodzi, a o dramat faktu, że nie widać znikąd nadziei na lepsze. Wręcz przeciwnie.
 
Dziś media ogłosiły, że schronisko na Równicy utraciło status schroniska. Będzie to zatem kolejna prywatna "karczma", "chata", "gospoda" czy co tam jeszcze. Nieważne. Z "dworkiem potworkiem" leżącym kilkadziesiąt metrów wyżej i tak nie wygra.
 
Właściciele, którzy sami złożyli do PTTK stosowny wniosek (sic!) skarżyli się na brak wsparcia finansowego ze strony gminy, na turystów którzy chcieli mieć wszystko i to najlepiej za darmo, czasem zachowując się na dodatek jak dzicz i wreszcie na zbyt mocną konkurencję. Zapewne mieli rację, ale żal pozostaje. Turystyka rozumiana jako wyzwanie, jako walka o coś, jako wreszcie przede wszystkim idea, którą należy upowszechniać, umiera.
 
Zostaje kasa, której i tak zwykle nie ma.
Czyli nic.
 
Obecnie już "dawne" schronisko na Równicy. Foto - Portier

 


 
 ================================
 
 
 
Nie całkiem na temat, ale jednak troszkę :)
 
Jeżeli trafiłeś tutaj "po tytule" (książki braci Strugackich),
to pewnie szukasz TAKIEGO wpisu.

14 komentarzy:

  1. Na naszych oczach umiera dawny,lepszy świat i z przykrością obserwuję to zjawisko we wszystkich dziedzinach życia...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tośmy pojechali Beksińskim juniorem teraz ;))

      Ale tak serio, zgadzam się. Wolałbym powiedzieć, że świat chamieje, bo z tym można walczyć, a przynajmniej z grubsza wiadomo jak to zrobić, natomiast niestety, on umiera jednocześnie dziecinniejąc. O! Jak na tym obrazie Dalego z zegarem wiszącym na gałęzi.


      Ale koncentrując się na turystyce, zwłaszcza tej "mojej" - nisko i puchato górskiej stwierdzam, że zwyczajnie brak wokół niej pasjonatów. Nie takich, którzy przejdą GSB w dwa tygodnie czy trzy razy w jednym dniu wbiegną na Babią Górę, ale ludzi pokroju Edwarda Moskały na przykład, wierzących w coś i walczących o to.

      Usuń
  2. Ale mnie zdołowałeś...
    bez odbioru.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Halo, halo, jak to tak bez odbioru? :)

      Sam wiesz mieszkając w górach jak się sprawy mają. Pisałem wielokrotnie do różnych gmin, do PTTK i do innych jeszcze instytucji kiedy działo się coś w moim mniemaniu złego, a przecież to o czym wiem, to ułamek całości. Betoniara na Karkoszczonce, asfalt na przełęczy Łączecko, budynki stawiane już prawie pod szczytami, słabo lub źle oznakowane szlaki, wycinka drzew zamieniająca turystyczne trasy w błotniste, pełne sprzętu ciężkiego drogi (szlak żółty do Jaworzynki)itp. i co? I nic. Albo się nie da, albo tak być musi, albo "a co ja mogę?"

      Nie chciałbym nikogo dołować, bo samemu mi z tym źle, ale chciałbym żeby ktoś pomyślał nad czymś co modnie można by nazwać "polityką turystyczną" w Beskidach. A jej się nie stworzy zdjęciami na dykcie, parkami rozrywki ani strefami Wi-Fi. Tu trzeba serca i rozumu :)

      Usuń
  3. żal.pl jak to mawia młodzież...Wielka szkoda. Beskid Żywiecki to jedno z najpiękniejszych miejsc, które kiedykolwiek widziałam i przecudowne wspomnienie z dzieciństwa. Szkoda, że nikt nie ma chęci, żeby o to wszystko zadbać jak należy...I strasznie mnie zasmuciła wiadomość o zabiciu dechami stacji w Zwardoniu :-(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, skoncentrowałem się na Beskidzie Śląskim i Małym a nie napisałem o Żywieckim. Masz rację. Dworzec Zwardoński (czyli tamtejsze schronisko) to kolejny przykład... głupoty chyba, bo jak to inaczej nazywać?

      W Polsce wszystko musi się opłacać. Nie ma czegoś takiego jak dobro wyższe. Nie można dopłacić żeby było ponieważ POWINNO być, nie, to ma generować kasę. Dużo kasy.

      Tym sposobem mamy góry bez schronisk, stacje kolejowe bez kas i poczekalni oraz zerową praktycznie dbałość organizacyjno informacyjno komunikacyjną o turystów plecakowych.

      Usuń
  4. Zgadzam się. Niestety schroniska górskie tracą swój niepowtarzalny klimat, a turystyka górska to sprawa niszowa. Kiedy czyta się doniesienia np. o wycieczkach na szczyty górskie w dziwnym obuwiu jak klapki Kubota, baleriny czy nawet szpilki to nie wiadomo czy się śmiać czy płakać. Z jednej strony miło mieć Wi-fi w schronisku, ale z drugiej po co?? Przecież wybieramy się tam po trochę oddechu i odpoczynku od internetów ;-) Muszę Ci kiedyś przesłać moje archiwalne zdjęcia z Beskidów. Jestem ciekawa czy rozpoznasz te miejsce i może mi powiesz czy i jak bardzo się zmieniły :-) No i ciekawa jestem czy np. bywasz w Suchej Beskidzkiej. Kiedyś w karczmie Rzym jadłam najlepszy żurek na świecie. Ciekawe czy jeszcze taki robią..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O! Zdjęcia? Bardzo chętnie. Mój mail jest na profilu Bloggera.

      Kiedy nie mogę jechać w góry, a ostatnio niestety częściej nie mogę niż mogę, to oglądam sobie właśnie zdjęcia i filmy innych ludzi albo czytam przewodniki, które mam... i tęsknię jeszcze mocniej.

      Najbardziej chyba bolą mnie, z tego co widziałem do tej pory, rzecz jasna, stare zdjęcia Równicy z piękną łąką powyżej schroniska i bez ohydnie kiczowatego "dworku" Skibówki...

      I mam tez przed oczami taki obrazek z dzieciństwa, kiedy byłem z ojcem w schronisku na Szyndzielni a wokół nas przy stolikach siedzieli chyba WYŁĄCZNIE turyści w stylu tatrzańskim, w wełnianych swetrach, wielkich buciorach i z plecakami na stelażach. Teraz takich właściwie nie ma. Idzie się w chińskich adidaskach, w dresie i z kijkami jak (jak to kiedyś ku uciesze Karoliny Kajtek napisałem) pomidory które uciekły ze szklarni.

      Przede wszystkim jednak nie ma klimatu dla turystyki. Nie ma ludzi, którzy ruszyliby PTTK i obudzili w nim dawną wole propagowania wędrowania, poznawania i doznawania przyrody, pięknych obrazów wokół nas, a nie (tu powinienem zakląć) parków linowych, budek z hot dogami (Czantoria, Szyndzielnia przy kolejce!) i letnich torów saneczkowych.

      Brakuje ognia.

      Sucha Beskidzka? Hmm... Trochę daleko. Kojarzę ją tylko z Kuracjuszem Beskidzkim i jakoś zawsze mnie bawi, że wodę mineralną (jedyną którą lubię) produkuje się w SUCHEJ.

      Najdalej na wschód byłem chyba przed szczytem Wielkiej Cisowej Grapy w Beskidzie Małym. Opanowany mam za to cały Beskid Śląski i jakieś 95% wszystkich szlaków w nim oraz większość zachodniej części Beskidu Małego plus bajeczny kawałek Żywieckiego - do Rysianki i kawalątek Zaolzia, czyli (cudowną) Filipkę.

      Tyle, że wiesz, dla mnie nie liczy się sława ani wielkość góry, ważna jest wolność, cisza, zieleń, magia. Ważne, żeby znowu móc TAM być.

      Co do trudnych gór, to zawsze mówię, że najtrudniejszym szczytem w Beskidzie Śląskim jest Zebrzydka, która ma niewiele ponad 550 m npm., mało kto ją kojarzy, ale tak daje paskuda w kość, że wchodzi się na nią trzymając drzew!

      Usuń
  5. Opowiadasz straszne rzeczy, górskie szlaki sprowadzane do asfaltu... i to wszystko co dalej opisujesz, masakra jakaś. Ja wędruję po Alpach i tu nie ma czegoś takiego, a informacja, szczególnie znaki są tak świetne, że bez mapy się nie zgubisz. Małe chatki z bieżącą wodą dla chcących odpocząć i tętniące życiem przez cały rok restauracje na szczytach gór, to poezja. Tu jest wielu piechurów, szlaki stały się bardzo bezpieczne, bo zawsze ktoś zdąży poinformować jak coś się stanie, zanim dojdzie do jakiejś tragedii, tyle tu osób wędruje...
    Mam nadzieję, że w Polsce coś się zmieni, przecież podobno nasze społeczeństwo coraz częściej wybiera sportową ścieżkę życia, a nie wygodnego SPA i enklawy wielogwiazdkowej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Straszne rzeczy. Otóż to. Dziękuję Ci za te słowa. Właśnie o to idzie, żeby takie odczucia obudzić. Świadomość czyjejś bezmyślności, świadomość czyjejś ignorancji, świadomość niszczenia wspólnego dobra i przede wszystkim wspólnego piękna.

      Jak dla mnie wędrowanie ma przede wszystkim wymiar emocjonalno estetyczny. Nie obchodzi mnie "klasa" gór, wysokość, stopień trudności (w znaczeniu szukania Bóg wie jakich wyzwań).

      Góry to spokój, cisza, zieleń, woda, zwierzaki różne i miejsca w których ma się uczucie, że nie zasłużyło się na tyle piękna na raz. A kiedy widzę kolejny kilometr asfaltu, kolejny plac zabaw dla dzieci (Soszów) albo kretyńską (bo w górach!) plastikową ściankę wspinaczkową (Skrzyczne), to staję się turystycznym ultraradykałem :))

      Usuń
    2. Straszne to by było jakby na każdym szczycie miała być restauracja. Chodziłem ostatnimi czasy trochę po naszych Beskidach i nie jest aż tak źle. Może to ja jestem dziwny ale ja akurat nie potrzebuję żadnych restauracji po drodze ani knajp. Idę dla przyjemności chodzenia a nie żeby sobie dobrze zjeść. Oznakowanie owszem mogło by być lepsze ale tragedii nie ma. Zgodzę się tylko z tym nieszczęsnym asfaltem. Tego niestety jest coraz więcej a szkoda.

      Usuń
    3. Jest wiele miejsc nietkniętych cywilizacją, jest wiele idealnie albo dobrze chociaż oznakowanych tras i także sporo normalnych schronisk dla normalnych turystów. Ja tutaj zaznaczyłem tylko, że POZA TYM jest też poszerzająca się dziura bylejakości, tumiwisizmu i bezmyślnego "trzepania kasy", która turystykę przez duże T zabija. Przecież rzecz nie w tym, żebym powiedział sobie "Aaa tam, kichać, pójdę sobie niebieskim z Radziechów, bo on jest jak dawniej" No fakt, jest, ale jeżeli ja chciałbym, żeby normalnym szlakiem był każdy szlak?

      Usuń
  6. Może jest tak jak piszesz bo przeszedłeś już pewnie wszystkimi szlakami, albo prawie wszystkimi i nie ma już gdzie iść żeby odkryć coś nowego. Ja swoją pasję chodzenia po górach odkryłem na nowo kilka lat temu i zaliczyłem niewielki procent dostępnych szlaków a i czas nie pozwala na chodzenie tyle ile by się chciało, także nie grozi mi, że przejdę wszystko. Zawsze jest coś do odkrycia nowego i to jest fajne. Zgodzę się z Tobą, że jest coraz więcej takich miejsc gdzie liczy się tylko kasa. Dla mnie to są przede wszystkim jakieś hotele górskie i restauracje ale takie potworki po prostu omijam. Jedzenie noszę ze sobą i unikam wszelkiego rodzaju "stołówek". Dla mnie szlak idealny to taki na którym jestem sam i mogę skupić się tylko na mijanych krajobrazach. Na szczęście jest sporo takich miejsc, a ile jeszcze nie odkrytych przeze mnie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No i o to przecież chodzi! Absolutnie nie podniecam się wysokością czy długością szlaku. Ważne jest czy ma urok. Ten wspomniany na przykład, niebieski z Radziechów, ma. I wiele innych także. Szanujmy to i walczmy z wszechogarniającym kretynizmem tych, którzy chcieliby wszystko zaasfaltować albo wyłożyć płytami "dla wygody".

      A co do mojego zdeptania, to znam cały Beskid Śląski i pół Małego plus kółeczko Rajcza - Redykalna - Rysianka - Boracza w Żywieckim. Mało. Bardzo mało.

      Usuń

Teksty z tego bloga, moją książeczkę, zdjęcia i filmy można kopiować do użytku niekomercyjnego i/lub umieszczać na niekomercyjnych stronach www, w prezentacjach, publikacjach i innych - bez prawa do modyfikowania - po podaniu autora (Portier) oraz adresu strony z której zasobów zostały pobrane (www.otoportier.blogspot.com). Wykorzystanie komercyjne jakiegokolwiek materiału wyłącznie po kontakcie z autorem i uzyskaniu jego wyraźnej zgody. Adres do korespondencji znajduje się na stronie mojego profilu w serwisie Blogger.