niedziela, 5 stycznia 2020
Pretensjonalnik 3
Obrazek, który skojarzył mi się jako pierwszy to dziewczyna lub chłopak na spacerze w parku z sympatyczną babcią lub dziadkiem. Taka prawie że rodzinna idylla. Reklama. Bzdura. Wciskanie kitu. Prawdziwy bowiem pierwszy obrazek to "opiekunka" pod pięćdziesiątkę, z rzekomo kilkuletnim stażem, która nie potrafi rozwinąć prześcieradła pod leżącym chorym, nie wie jak pomóc mu obrócić się na bok i wreszcie (o tempora, o mores!) usiłuje najspokojniej w świecie wodę z podmywania intymnych części ciała wylać do zlewu w kuchni. Bo tam jest bliżej.
Opiekunki "zwyczajne", bo dodać należy, że są i specjalistyczne, droższe, nie mają wbrew temu czego moglibyśmy oczekiwać przygotowania pielęgniarskiego, nawet najprostszego, będącego owocem powiedzmy kilkudniowego kursu. Mają być tanie i są tanie. Zwłaszcza, gdy zamiast z wolnego rynku realizują zlecenia (w ramach zewnętrznej firmy) ze wskazania Opieki Społecznej. Konsekwencja tej taniości jest dokładnie taka sama jak we wszystkich innych znanych światu przykładach, a nazywa się bylejakością. Takiej właśnie doświadczyliśmy.
Już pracownica MOPSu ostrzegała nas, że opiekunki mogą oszukiwać na czasie pracy i sprawdza się to przy pierwszej wizycie, gdy takaż właśnie "opiekunka" (cudzysłów jak najbardziej zamierzony) usiłuje ulotnić się po mniej więcej 40% czasu przewidzianego na swoją pracę... Potem jest tylko lepiej, to jest przepraszam, śmieszniej. Panie które CHCĄ wykonywać tylko część czynności, ponieważ np. są u nas na zastępstwo albo DZIŚ SIĘ SPIESZĄ, panie, którym trzeba kupić rękawiczki jednorazowe, bo firma która je kieruje nie wyposaża je w takowe, panie, które pracując pół godziny bezczelnie wpisują godzinę i wreszcie przychodzące (do chorej osoby, do obcego domu!) z córką lub... psem. Ale to i tak nie koniec. Najlepsza była kobieta wpisująca się do dokumentów jako mężczyzna i to nie dlatego iżby na przykład była (był?) aż tak postępowa, ale dlatego, że "ta umowa nie może być na mnie". Do tego jeszcze "opiekunki" z problemami. Zdrowotnymi, domowymi, finansowymi i jakimi tam tylko. Wyłączane komórki, opuszczone bez kontaktu wizyty, stawianie warunków, dyskusje i wszystko to co najgorsze można by sobie wymyślić.
Czy ja już coś wspomniałem o pieniądzach?
No jasne, ze panie są na zleceniu, no jasne, że na najtańszym, no jasne, że z firmy "mydło, powidło, export, naprawa telewizorów", bo to takie właśnie najczęściej wygrywają przetargi tam, gdzie ważnym kryterium jest cena. Ba! Była i pani twierdząca, że dopłaca do nas przyjeżdżając tu, gdzie jej akurat jest nie po drodze. Po prostu cud, miód i orzeszki!
A ile było tych pań? Ile było maili, smsów, telefonów, monitów, skarg, próśb i wszystkiego podobnego ze straconym czasem i nerwami na czele, by ta pożal się Boże usługa działała jak powinna?
Nie pytajcie. Po prostu przyjmijmy, że lepiej żeby się Wam ta wiedza nigdy nie przydała w praktyce.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Teksty z tego bloga, moją książeczkę, zdjęcia i filmy można kopiować do użytku niekomercyjnego i/lub umieszczać na niekomercyjnych stronach www, w prezentacjach, publikacjach i innych - bez prawa do modyfikowania - po podaniu autora (Portier) oraz adresu strony z której zasobów zostały pobrane (www.otoportier.blogspot.com). Wykorzystanie komercyjne jakiegokolwiek materiału wyłącznie po kontakcie z autorem i uzyskaniu jego wyraźnej zgody. Adres do korespondencji znajduje się na stronie mojego profilu w serwisie Blogger.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz