Jako dzieciak zadurzyłem się w kasjerce granej przez Danę Kolarovą, podobną nieco z urody do naszej Marii Gładkowskiej (Kiedyś grała np. w komedii Wyjście awaryjne, a dziś tylko reklamuje... Skarbnicę Narodową). Sam serial zaś ma i miał zawsze pewien nieokreślony smaczek komunistycznej rzeczywistości w której chcąc nie chcąc odnaleźć się mógł równie dobrze Polak jak i Czech czy Bułgar. I niech nikt nie ulegnie złudzeniu, że sklep spożyczny nie może być areną wielkich namiętności czy konfliktów. Może jak najbardziej.
wtorek, 7 lutego 2012
Łańcuszkowa wPatka
Moja czarująca blogowa koleżanka wkręciła mnie w łańcuszek opisywania ulubionych seriali. Generalnie wszelkie łańcuszki omijam z daleka (zrobiłem swego czasu jeden wyjątek dla równie wyjątkowej Akemi), ale tutaj uznałem, że wbrew irytującej mnie formie sam pomysł jest ciekawy.
Może zacznę od tego, że mimo najszczerszych chęci nie jestem w stanie oglądać żadnego serialu ani polskiego ani zagranicznego nadawanego w ostatnich latach. Po prostu infantylizm jednych i drugich w połączeniu z posuniętą do granic absurdu poprawnością polityczną oraz nachalnym product placement powoduje u mnie mdłości. A zatem napiszę o kilku serialach sprzed lat, które z różnych powodów zapadły mi w pamięć.
Oczywiście Tulipan. Bez sekundy zastanowienia mój numer jeden. Historia zahukanego rybaka marzącego o drogich samochodach, pięknych kobietach i życiu jak z Pewexu. Historia o tym jak z marzeń tworzy się wyrachowanie. Super przystojny wtedy Jan Monczka w roli głównej plus genialna „pewexowa” muzyka Andrzeja Korzyńskiego w piosenkach Urszuli czy Crazy Zdzicha (Piotra Fronczewskiego). Serial bardzo „zachodni” w tym znaczeniu, w jakim w latach 80 odbierało się Zachód, czyli jednak, zostanę przy tym sformułowaniu, bardziej „pewexowy” niż realny. Sam pomysł zaczerpnięty z życiorysu niejakiego Kalibabki – słynnego wtedy uwodziciela i oszusta. To nawet po latach ogląda się z przyjemnością. No bo przecież któż nie chciałby w lustrzankowych okularach podrywać tabunów pięknych kobiet w scenerii zadymionych schyłkowo PRL-owskich nocnych lokali?
Aby do świtu. To już dzisiejsza, choć bardzo wczesna rzeczywistość. Serial z roku 1992 rozgrywający się podczas nocek w sortowni prasy. Prawie teatralna sceneria w połączeniu z dobrym aktorstwem (Bończak, Fronczewski, Wawrzecki, Ziętek) i odniesieniami do aktualnych (wtedy) wydarzeń politycznych. Rozmowy, żarty, komentarze i klimat, jaki wszystkim nam towarzyszył. Dokąd zmierzamy po PRL-u?
Polecam z całą odpowiedzialnością.
W labiryncie. Dziś już klasyka. Film z podobnego okresu (1988 – 1991) i również przybliżający widzom dylematy zwykłego człowieka na przełomie ustrojów, a jednocześnie pierwsza polska telenowela z akcją, dialogami i realizacją, przy których cała dzisiejsza quasi serialowa produkcja jest jak filmowanie kota telefonem. Ileż tam było wątków! Jakie tematy! Karierowiczostwo, paserstwo, zdrada, miłość dorastającego chłopaka do starszej od niego kobiety, rodzinne dramaty i cudowny polski lek Adoloran. Materiału na kilka dobrych filmów pełnometrażowych.
I nikt nie umierał po zderzeniu z kartonem…
Żeby nie było, że jestem taki stary…
Graczykowie, czyli Buła i spóła. Prosta i powierzchowna komedyjka, przy której niżej podpisany tarzał się płacząc ze śmiechu. Międzyplanetarnie genialny Paweł Wawrzecki, za którym np. w Złotopolskich nie przepadałem, tu gra wręcz powalająco. I jedna jeszcze choć najważniejsza tu kwestia. TEN FILM JEST ŚMIESZNY, co się innym polskim produkcjom z nieszczęsnym Ferdkiem Kiepskim na czele jakoś rzadko udaje.
Seriale „oczywiste”, takie jak Stawka większa niż życie, O7 zgłoś się, kariera Nikodema Dyzmy, czy Czterdziestolatek pomijam, bo nie da się ich chyba nie znać. A z zagranicznych wymienię tylko dwa, znów zastrzegając się, że taśmówki made in świat nie oglądam i nie zamierzam.
Tajemnica Abigel. Węgierski film, którego akcja dzieje się podczas wojny, a zwłaszcza po wycofaniu się Węgier z walk po stronie Osi. Wbrew temu, co napisałem nie o wojnie jest jednak ta opowieść a o dorastaniu, marzeniach, konfliktach pokoleniowych i czymś bliżej nieokreślonym, co sprawia, że najmocniej kojarzy mi się z Anią z Zielonego Wzgórza.
Mamy więc tutaj dziewczynę oddaną do surowej szkoły z internatem i jej przeżycia w atmosferze dusznej dyscypliny i nieposkromionego pragnienia wyrwania się z niej, mamy pierwsze miłości, zawody i świat żyjący bardziej obok niż wbrew politycznej rzeczywistości.
Nie sposób nie wspomnieć też o tym, że grająca główną rolę Éva Szerencsi jest hmm… przepiękna i dzięki temu także, że moja ówczesna nauczycielka ZPT była do niej bardzo podobna przestałem chodzić na wagary… :))
Może to dziwne, ale drugi zagraniczny serial, o którym wspomnę też zapadł mi w pamięć przez urodę jednej z aktorek. A mowa o Kobiecie za ladą.
Jako dzieciak zadurzyłem się w kasjerce granej przez Danę Kolarovą, podobną nieco z urody do naszej Marii Gładkowskiej (Kiedyś grała np. w komedii Wyjście awaryjne, a dziś tylko reklamuje... Skarbnicę Narodową). Sam serial zaś ma i miał zawsze pewien nieokreślony smaczek komunistycznej rzeczywistości w której chcąc nie chcąc odnaleźć się mógł równie dobrze Polak jak i Czech czy Bułgar. I niech nikt nie ulegnie złudzeniu, że sklep spożyczny nie może być areną wielkich namiętności czy konfliktów. Może jak najbardziej.
Jako dzieciak zadurzyłem się w kasjerce granej przez Danę Kolarovą, podobną nieco z urody do naszej Marii Gładkowskiej (Kiedyś grała np. w komedii Wyjście awaryjne, a dziś tylko reklamuje... Skarbnicę Narodową). Sam serial zaś ma i miał zawsze pewien nieokreślony smaczek komunistycznej rzeczywistości w której chcąc nie chcąc odnaleźć się mógł równie dobrze Polak jak i Czech czy Bułgar. I niech nikt nie ulegnie złudzeniu, że sklep spożyczny nie może być areną wielkich namiętności czy konfliktów. Może jak najbardziej.
Warto obejrzeć.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Teksty z tego bloga, moją książeczkę, zdjęcia i filmy można kopiować do użytku niekomercyjnego i/lub umieszczać na niekomercyjnych stronach www, w prezentacjach, publikacjach i innych - bez prawa do modyfikowania - po podaniu autora (Portier) oraz adresu strony z której zasobów zostały pobrane (www.otoportier.blogspot.com). Wykorzystanie komercyjne jakiegokolwiek materiału wyłącznie po kontakcie z autorem i uzyskaniu jego wyraźnej zgody. Adres do korespondencji znajduje się na stronie mojego profilu w serwisie Blogger.
A czy zakręcony Portier zapomniał o tym, że łańcuszki mają to do siebie, że przekazuje się je dalej? :>
OdpowiedzUsuńZainteresowałeś mnie tymi wczesnymi serialami polskimi, mogę je gdzieś znaleźć w internecie nie narażając się przy tym na gniew władzy w postaci uroczego ACTA? :D
A może masz je gdzieś na płytach bądź kasetach, bo wiesz - ja posiadam cały czas magnetowid firmy Panasonic :)
Sama jesteś zakręcona ;))
OdpowiedzUsuńNie, nie zapomniał, ale widzisz curuś, ja tu nikogo nie znam poza Tobą, Akemi, Kunegundą i Doro. Ja tu jestem nowy! Ja się boję! Mamooooo!!!!
:))
Ależ się wszyscy podniecili tym ACTA! Zerknij na You Tube, coś tam na pewno jest.
A o "W labiryncie" więcej przeczytasz na adoloran.pl
Na kasetach mam tylko Gwiezdne Wojny i Obcego. Tam z kolei (w Obcym "jedynce", który jako film jest słaby) zakochałem się od pierwszego odtworzenia w Veronice Cartwright...
Ciekawy sposób zapamiętywania filmów, nie? :))
Niniejszym przepraszam Patkę, Annę S. oraz panów Miodka i Bralczyka i cały naród za błont :)) językowy w wyrazie "córuś". Bo to przecież od cÓrki jest, a nie od Alicji Bachledy. Na jedyne usprawiedliwienie mam to, że wspomniana aktorka jest ładna, więc mogła mi się skojarzyć :))
UsuńJasnie Wielmożny Panie Portierze. Bo stracę cały szacun. Chyba, że ta "curuś" była napisana specjalnie. Ech, przecież i tak Cię kocham... czytać :) anna s.
OdpowiedzUsuńOj, ja durna. Przecież w tytule posta jest słowo wPadka... ananas (co chciałeś, to masz:) chyba już zostanę tym ananasem, bo mi sie nawet podoba)
OdpowiedzUsuńAnno! Jeden jeden!
OdpowiedzUsuńNo jasne, że miało być córuś! Mój błąd. Przepraszam!
Twój błąd - w tytule nie jest wpadka, tylko wPatka, bo od Patki :))
Przecież wiem. Czytam też blog Patki - analogowej dziewczyny w cyfrowym świecie :) ananas
OdpowiedzUsuńWiem, że czytasz, widywałem Cię w komentarzach. Można powiedzieć "jaki ten Internet mały!" :))
UsuńJej, gdzie to zapisać? Nie muszę być anonimowa !!!!
OdpowiedzUsuńO! Bardzo mi miło, że Cię zalogowało. Sam miewam z tym problemy.
UsuńAleż mnie tu obgadują! Moje imię zostało wymienione tu niebotyczną ilość razy :)
OdpowiedzUsuńI Portier - kto jak kto, ale Ty nowy - no wiesz co, wstydziłbyś się tak tu ściemniać na łamach internetu!
Lubię Twoje imię, Ciebie zresztą też troszkę :))
UsuńWcale nie ściemniam. Akurat internet to miejsce, w którym być może to Ty jesteś "starsza". Pierwszy raz dotknąłem komputera w 2003, a internetu w 2007.
Portier kokietuje, myśląc, że damy sie na tę kokieterię nabrać. A Ty, Patko, chyba sie za to "obgadywanie" nie gniewasz? Wszak nic złego, sama prawda :)
OdpowiedzUsuńKokietuje! Też coś! :))
UsuńNormalnie szczery jestem do bólu ;)
Szczerość w wyznaniu, że się coś (imię)i kogoś (Patkę)lubi - nie boli.
OdpowiedzUsuńJest mi niezmiernie miło moi drodzy, aż się zarumieniłam!
OdpowiedzUsuń