Problemy z dodaniem komentarza? Wyślij mi go mailem - opublikuję. Adres znajdziesz w moim profilu!

Uwaga! Komentarze pojawiają się z opóźnieniem - po przejrzeniu dla odsiania spamu (i tylko jego!)


niedziela, 15 czerwca 2014

Żelki i wanilia

Jako że opisanie mojej dziewiętnastej wycieczki w Beskid Śląski przedłuża się w nieskończoność a dodatkowo razem z Agatą pojechaliśmy już w międzyczasie na wycieczką dwudziestą (jej własne odczucia z tej trasy TUTAJ), więc materiału do opracowania jest sporo, postanowiłem wbrew tradycji zacząć od "deseru" i opublikować najpierw świeżo zmontowany filmik z dziewiętnastki, a do relacji pisanej dołożyć w swoim czasie już tylko zwykłą galerię.
Prezentowana poniżej propozycja to jakby alternatywna wersja trasy jedenastej, czyli "pętelki" Wilkowice - Magura. Przy zupełnie innej niż wtedy pogodzie i zupełnie inną drogą, a na dodatek o jakieś siedem kilometrów dłużej...

Rozpoczynam kolorem niebieskim ze stacji PKP Wilkowice-Bystra i od przełęczy Kowiorek odbijam czarnym na szczyt Klimczoka żeby po kilkudziesięciu minutach powrócić na Magurę i poprzez Meszną do Wilkowic iść już kolorem żółtym.
Relacja filmowa to (tytułem eksperymentu, bo bardzo odmiennie niż dotychczas) ponad 15 minut nagrania w jakości HD z komentarzem oraz zdjęciami i muzyką.

Zapraszam na szlak!

  
Kolory na mapie są identyczne jak kolory przebytych szlaków.
Zaczynamy niebieskim.

12 komentarzy:

  1. Takie połączenie audiowizualne to jest całkiem ciekawa odmiana. Inaczej się przeżywa niż czytanie wskazówek - skręcasz tu, odbijasz w bok tam. .. :). Tylko słońca brak :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, nowa jakość, tyle że tu absolutnie w wersji demo. Trzeba by dopracować co i jak. Czy dźwięk na żywo czy komentarz nagrywany, ze zdjęciami czy bez itp.

      Propozycja jest prosta - Ty kręcisz, ja robię głos z offu, a świstaka damy na ekran, bo jest medialny ;)
      Gotowa ?

      Usuń
  2. Z tym kręceniem to będzie tak : Ty móiwisz o x, a ja kręcę y. To raczej nie wyjdzie :P Chyba ,że będziesz pokazywał paluchem w jakim kierunku mam kręcić :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty kręcisz X, ja gadam o Y, a świstak zeżera w tym czasie żelki.

      Będę jednym palcem pokazywał o czym mówię (a to podobno niekulturalne jest) a drugim Tobie co masz filmować następne. A nogą odganiał świstaka od plecaka...

      Dżizas, jaki aerobic!

      Usuń
  3. Ja Ci zazdroszczę... Już nie pamiętam kiedy byłam w górach... :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak właśnie widzę, że na górskim blogu masz remanent... A przecież dla Ciebie Klimczok z przyległościami to jak dla mnie wyjście do spożywczego - szkoda nawet butów zakładać :) Rozumiem więc, że to codzienność się zagęściła?

      Hmm... Parę razy w ub. roku też tak miałem, że był czas, były fundusze, była pogoda, a nie jechałem. Bo to, bo tamto, bo ktoś, bo coś. Ale wiem, że nigdy "zmuszając" się do wyjazdu potem nie żałowałem. Tam zapomina się o wszystkim.

      Więcej nawet. Wydawało mi się, że jeśli będę wracał w miejsca w których już byłem, to będzie to nudne, a okazuje się powrotem jakby do siebie, do swojego starego, ulubionego fotela. I każdy skrawek nieba i ziemi cieszy wtedy podwójnie.

      Ale choć na Klimczoku byłem najwięcej razy w życiu (myślę, że od lat 80 około 15 razy), to zakochałem się w Baraniej. To jest najpiękniejsza góra jaką widziałem. Ta przestrzeń, ło matko jedyno :))

      Usuń
    2. Barania rzeczywiście jest niesamowita... :).
      Na górskim będzie ten remanent dłużej trwał... ;/

      Usuń
    3. Przez chwilę myślałem, że to przede mną tylko zamknięte ;)

      "Skontaktuj się z właścicielem bloga by uzyskać wejściówkę" :))

      Tak czy siak, czekam na ponowne otwarcie. Ileś moich tras zaczęło się od lektury Twojego bloga w tym zwłaszcza ta przez Magurę obok "Twojego" krzywego drzewka. Poza tym zdjęcia robisz świetne i szkoda je chować, nawet jeśli chwilowo nie publikujesz nowych postów. Serio mówię.

      Usuń
  4. No to teraz ja się pochwalę. Byłam na Babiej!!! Zaczęliśmy wspinaczkę o północy, z Krowiarek, żeby zdążyć na wschód słońca. Po drodze omijała nas maładioż, a ja swoim tempem, wzychając od czasu do czasu, że chyba zdechnę. Ale nie zdechłam, w kosodrzewinie można było zgasić czołówki, bo już był brzask, i jeszcze pół godziny na szczycie czekaliśmy na słoneczko. Nie spodziewałam sie tylko takich tłumów. Ludziki chyba nawet tam spali, bo widziałam karimaty i spiwory. W sumie jednak nikt nikomu nie przeszkadzał a widoki takie, że warto było drapać sie tam, gdzie nie swędzi :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dawno Cię nie było i już się ucieszyłem że jesteś, a Ty mi na dzień dobry zadajesz cios prosto w serce :))
      Ja też chcę na Babią Górę!!! Ja teeeeeeżżżżż!!!

      Skubaństwo jest od "moich" pół kilometra wyższe, tak że zupełnie inna kategoria wagowa. Niestety boję się, że ciężko by było wdrapać się tam i zejść jednego dnia (to znaczy także dojechać z Katowic i wrócić), ale jest to takie moje marzenie na może kiedyś. Szczęściara z Ciebie. No i przede wszystkim: Gratuluję wytrzymałości.

      Usuń
  5. A pod Baranią byłam na... filozoficznym szlaku. Ale na szczyt nie wlazłam - pogoda i pora dnia nie sprzyjały. Teraz trochę żałuję ale... jeszcze żyję, więc może nie straciłam szansy bezpowrotnie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to gdyby coś polecam Ci jeden z dwóch szlaków z Węgierskiej Górki, bo te z Wisły czy Istebnej są nijakie, mimo, że krótsze. I zapraszam, bo pięknie tam jest.

      A ja cóż...
      Na razie nie wychyliłem nosa poza Beskid Śląski, ale też w nim nawet nauczyłem się, że o atrakcyjności jakiejś góry nie decyduje jej wysokość czy popularność. Akurat Barania jest tu wyjątkiem od reguły, bo zgłupiałem na jej punkcie :) ale na przykład uwielbiam też trasę między Magurkami: Radziechowską i Wiślańską, bardzo podoba mi się Cieńków, Tuł czy Zielony Kopiec, a więc góry stanowczo drugoligowe. To wszystko nie jest takie proste. Myślę, że ważne co góry robią z nami, z naszą duszą, z marzeniami, z samopoczuciem.

      A propos. Nigdy nie zapomnę jak się śmiałem przez łzy kiedy niby to malutka, ledwie 579 metrowa Zebrzydka dała mi w kość tak że aż przysiadłem. Na żadnej innej górze nie zdarzyło mi się jeszcze wchodzić trzymając się drzew żeby nie zjechać po kamieniach na dół na twarz! Tylko na Zebrzydce, ha ha ha

      Usuń

Teksty z tego bloga, moją książeczkę, zdjęcia i filmy można kopiować do użytku niekomercyjnego i/lub umieszczać na niekomercyjnych stronach www, w prezentacjach, publikacjach i innych - bez prawa do modyfikowania - po podaniu autora (Portier) oraz adresu strony z której zasobów zostały pobrane (www.otoportier.blogspot.com). Wykorzystanie komercyjne jakiegokolwiek materiału wyłącznie po kontakcie z autorem i uzyskaniu jego wyraźnej zgody. Adres do korespondencji znajduje się na stronie mojego profilu w serwisie Blogger.