Problemy z dodaniem komentarza? Wyślij mi go mailem - opublikuję. Adres znajdziesz w moim profilu!

Uwaga! Komentarze pojawiają się z opóźnieniem - po przejrzeniu dla odsiania spamu (i tylko jego!)


piątek, 17 lutego 2017

Votum separatum

Mimo przedeptania w minionym roku całej prawie zachodniej części Beskidu Małego i zahaczenia dwa lata temu trzydziestu kilometrów szlaku w Żywieckim moimi najbardziej udomowionymi górami pozostają niezmiennie te śląskie. A skoro znam je najlepiej, to i na swój sposób oceniam. Z jednej z wielu wygniecionych karteczek z których miały kiedyś powstać, ale pewnie już nigdy nie powstaną różne różniaste wpisy na tym blogu wybrałem dziś zatem tę z moim górskim rankingiem bardzo be i bardzo cacy Beskidu Śląskiego. Kolejność konkretnych miejsc w każdej z kategorii jest przypadkowa. Co wrażliwszych proszę o nieczytanie tego posta - jak zawsze daleko mi do maistreamowych ocen...

Zdjęcia pobrać można w rozdzielczości ok. 7 megapikseli po otwarciu wybranego w nowym oknie. Większość z nich nie była tu jeszcze publikowana. Wszystkie są mojego autorstwa.
 
 ====
 
PIĘĆ NAJŁATWIEJSZYCH
czyli... beskidzko śląski gorący kubek

 
Matyska

Góra łatwa par excellence, bo dostępna całorocznie i dla każdego. Idealna na spacer, taki zwyczajny dla chwili oddechu i widoczków, na przykład z osobami starszymi lub dziećmi, ale też taki, który ma kogoś przekonać do "prawdziwej" wycieczki czy na przykład umożliwić nam spotkanie z górami, gdy mamy na to naprawdę mało czasu.
 
Na szczycie odwrotnie proporcjonalne do wysokości (609 m n.p.m.) wspaniałe widoki, ławeczki na których można przysiąść, ale także ogromny krzyż papieski a po drodze jeszcze słynne, bo nietypowe i dla wielu kontrowersyjne z racji rzekomo masońskich odniesień stacje Drogi Krzyżowej.
 
Dojście za znakami szlaku niebieskiego z Radziechów na Halę Radziechowską (tu wspomniane wcześniej figury) lub płytową drogą (oznakowaną u wjazdu) z Przybędzy. Idąc z Radziechów podążamy za znakami szlaku niebieskiego od pętli autobusowej do skrzyżowania przed szczytem gdzie trasa turystyczna skręca w stronę lasu i przysiółka Suchedla, a my w lewo do bliskiego już i doskonale widocznego celu naszej wycieczki. W tym miejscu mamy też obok drewnianego krzyża pierwszą ławeczkę do odpoczynku.
 
Dojazd pociągiem do stacji Radziechowy-Wieprz i dalej pieszo przez wieś lub autobusem miejskim linii 5 do końca trasy. Można też do tego samego autobusu przesiąść się stację wcześniej - w Żywcu.
 
Matyska widziana od przysiółka Suchedla - szlak niebieski.

 
Ochodzita

Wbrew temu jak jako dzieci rysowaliśmy góry, rzadko jednak mamy na nich okazję podziwiać prawdziwie dookólne panoramy. Tutaj jednak jest to możliwe. Szczyt nie należy może do najbardziej wyludnionych i z tym trzeba się liczyć, ale pamiętajmy, że jak wszędzie zależne to jest także od pory dnia, tygodnia i roku. Poza tym, co oczywiste, czyli okazją do zrobienia dziesiątek pięknych zdjęć  oraz po prostu odpoczynku mamy tu możliwość przyjrzenia się wypasowi owiec, zakupienia słynnych koniakowskich koronek oraz w "odwrotnej porze roku" jazdy na nartach, w czym wydatnie pomoże nam funkcjonujący tu wtedy wyciąg. 
 
Dojście na wierzchołek możliwe jest jedną z wielu ścieżek dosłownie z każdej strony, a z racji osamotnienia góry pobłądzić tu nie sposób, ale dwa najbardziej cywilizowane rozwiązania to podejście od dużej gospody w Koniakowie (bardzo wyraźna łagodna polna droga) lub zejście ze szlaku niebieskiego ze Zwardonia na zakręcie za kapliczką przy której odgałęzia się żółty do Wisły. W tym drugim przypadku gdy droga skręca w prawo my idziemy na wprost ścieżką prowadzącą ku szczytowi przez niewielki lasek.

Ochodzita widziana z okolic Rupienki. Szlak niebieski ze Zwardonia.


Kozińce

Najbardziej chyba rozbudowana i tym samym także urozmaicona z moich najłatwiejszych propozycji. Napotkamy tu i asfalt i ciemny, gęsty las, i zabudowania i wspaniałe łąki, zaś największą bezsprzecznie zaletą będzie właśnie fakt, że wszystko to mieści się na relatywnie niedużym obszarze z dodatkowo jeszcze przepięknymi widokami we wszystkich dosłownie kierunkach, chociaż oczywiście nie w każdym miejscu.
 
Bardzo łatwe dojście szlakiem zielonym z Kubalonki, niewiele trudniejsze, znacznie jednak atrakcyjniejszym żółtym z Szarculi, ciekawe z możliwością szybszego zejścia bez wspinaczek na wyższą część grzbietu  - również zielonym, ale z Wisły Nowej Osady. Do zejścia polecam obustronnie szlak czarny (Głębce lub Nowa Osada) oraz żółty (Głębce). 
 
 Podejście na Kozińce szlakiem żółtym od Szarculi. Tu - spojrzenie za siebie.



Koczy Zamek


Najkrótsza, kto wie czy nie na całej Ziemi wycieczka górska. Uwaga! W około trzy do pięciu minut (sic!)  marszu z przystanku autobusowego docieramy na szczyt góry znanej, z bardzo szerokimi widokami oraz kojąco odgrodzonej od cywilizacji pasemkiem lasu. Po drodze spory kamieniołom, pani sprzedająca koronki, gęste zarośla oraz aura tajemniczości. I pomyśleć tylko, że niżej podpisany przechodził tędy dwa razy zanim wreszcie przy trzecim "odważył się" wydłużyć wycieczkę dodając do niej nowy punkt!

 

Na Koczy Zamek nie prowadzi oficjalnie żaden szlak. Docieramy tu odbijając ze szlaku niebieskiego Zwardoń - Barania Góra na parkingu w Koniakowie obok restauracji i przystanku PKS lub z tegoż pekaesu tu wysiadając (kursy z Cieszyna, Ustronia, Wisły, Istebnej oraz Jaworzynki)



 Krzyż na Koczym Zamku.
 
Dębowiec
 
No cóż... Nie da się ukryć, że pod względem czasowym jest to duża konkurencja dla Koczego Zamku, choć atmosfera tu zgoła inna, a i widoki skromniejsze, bardziej miejskie niż górskie. Dębowiec od lat jest traktowany jako przedsionek "prawdziwych" gór i to stety niestety się czuje. Ale i na nim odnaleźć się może ktoś szukający chwili odpoczynku na pograniczu natury i cywilizacji. A w którą stronę POTEM podąży, to już jego wybór.
 
Dojazd kolejką krzesełkową, dojście szlakami zielonym i czerwonym w kierunku na i z Szyndzielni. Zielonym od przystanku autobusu miejskiego linii 8 z Bielska jest to około dziesięciu minut marszu. Na miejscu dawne schronisko funkcjonujące obecnie jako lokal gastronomiczny, nieco niżej narciarska trasa zjazdowa i tor saneczkowy.
 
 Dębowiec - widok spod dawnego schroniska.
  
 
====
 
 
PIĘĆ NAJTRUDNIEJSZYCH
czyli... może i czasem pierwsza liga, ale poty zawsze siódme


Skrzyczne

Najwyższy szczyt Beskidu Śląskiego łatwy być nie może, więc i nie jest. Strome jest podejście kolorem niebieskim z Ostrego, trudne także szlaki zielony i niebieski ze Szczyrku a niewiele łagodniejszy, choć ciekawy, bo cichszy i raczej zapomniany czerwony z Buczkowic. Pomijając oczywistą oczywistość jaką jest wjazd wyciągiem krzesełkowym można jednak zdobyć szczyt tej góry maszerując z Przełęczy Salmopolskiej najpierw na Malinów a potem przez Malinowską Skałę i Małe Skrzyczne kolorami czerwonym (do Malinowskiej) i zielonym. Jest to trasa łatwiejsza, choć na pewno nie płaska, mimo handicapu wysokościowego jaki daje nam dojazd pekaesem na Biały Krzyż z Wisły, Szczyrku lub Bielska.

Schronisko na szczycie Skrzycznego.

 
Czantoria

Pewien mój znajomy zabrał był swoją narzeczoną na "spacerek" z Ustronia na Stokłosicę, czyli polanę na której znajduje się górna stacja wyciągu krzesełkowego błędnie przez niektórych uważaną za szczyt Czantorii i tam też choć de facto dużo niżej ich związek przeszedł pierwszy, ale za to bardzo burzliwy kryzys. Pani po prostu zawróciła a niedoszły przewodnik amator zaraz za nią.
 
Albowiem szlak ten, dodajmy, czerwony, część Głównego Szlaku Beskidzkiego, z pewnością do łatwych nie należy, w obu zresztą z Czantorii kierunkach, to znaczy zarówno od Przełęczy Beskidek jak i wspomnianego wyżej (niżej w zasadzie jeśli oceniać po metrach nad poziomem morza) Ustronia. Inne wersje też mogą dawać w kość, a już ta najdłuższa, z Goleszowa, dodatkowo powalać długością.
 
Jeżeli chcemy odwiedzić Czantorię a tym bardziej gdzieś potem z niej pójść, zobaczyć coś i nie paść na twarz, odpuśćmy szlaki i wjedźmy na Stokłosicę kolejką. To da nam siły na dalszą wędrówkę. A i tak do szczytu będziemy mieli jeszcze z pół godzinki spokojnym krokiem.
 
 
Wieża widokowa po czeskiej stronie granicy na Czantorii.

 
Barania Góra

To co jest największą wadą Baraniej, jest jednocześnie jej zaletą. Odległość. Właśnie bardziej odległość niż stromość choć i tej na niektórych szlakach nie brakuje. To stanowczo nie jest wycieczka na popołudnie, tylko na cały dzień jeżeli chcemy podejść, coś zobaczyć, odpocząć i iść dalej lub z powrotem. Pomijam rzeczywiście wyjątkową sytuację jeżeli dokonujemy tego wychodząc i wracając do schroniska na Przysłopie, ale jako że miałem nieprzyjemność z niego korzystać  - delikatnie mówiąc nie polecam tego rozwiązania.
 
Jak zatem najłatwiej a bez tracenia na atrakcyjności widoków zdobyć Baranią? Szlakiem czarnym i tylko czarnym z Fajkówki lub, jeżeli mamy dość sił (proszę pamiętać o zejściu!) szlakiem zielonym z Węgierskiej Górki na Fajkówkę i dopiero wtedy czarnym. Pięknie, cicho, dość łagodnie, najczęściej pustawo.
 
Zejść możemy również dość znośnie czerwonym do Przysłopu, następnie dalej do spotkania z czarnym i nim już do Wisły. Odległości nadal są dość duże.
 
Szlak czarny miedzy Fajkówką a szczytem Baraniej Góry.

 
Zielony Kopiec
 
Tutaj ktoś może się obruszyć. Jak to? Zielony Kopiec najtrudniejszy? Dla kogo? Chyba dla Paris Hilton i jej pieska. No niezupełnie. Proszę zwrócić uwagę jak dobrze "zabezpieczył" się ten szczyt od przypadkowych turystów. Od Baraniej mamy kilometry straszne, bo przecież na nią samą idzie się długo. Od Gawlasa (czasem karkołomnie dla odmiany zapisywanego jako Gawlasi) też sporo, bo trzeba przejść cały Cienków z Wisły Nowej Osady. Nic bliżej nie jest od Ostrego, a potencjalnie najłatwiejsze po raz któryś już dziś tu wspominane dojście od Przełęczy Salmopolskiej rzeczywiście nie da nam w kość... dopóki nie będziemy musieli wdrapać się od rozstaju szlaków na szczyt Zielonego, czyli zupełnie w ostatniej chwili.
 
Co wybrać? Ja jednak wolałbym żółty przez Cienków z racji widoków i potem ew. marsz na Skrzyczne - do kolejki, ale jeśli ktoś chciałby wkomponować Zielony Kopiec do kompletnej a bardziej nietuzinkowej wycieczki, to ciekawe byłoby jednak to wspominane podejście od Białego Krzyża przez Malinów z pominięciem Malinowskiej Skały i dopiero zejście właśnie żółtym do Wisły. Będzie przepięknie, to zaręczam, ale kolana i plecy dostaną niezłą lekcję.
 

Zielony Kopiec - spojrzenie na Malinowską Skałę i w dali po prawej Skrzyczne.
Szlaki zielony i czerwony.
 

Zebrzydka ;)
 
Co? Gdzie? Jaka Zebrzydka?! Ano taka. Mała (579 m n.p.m.!!!), śmieszna, czasem pomijana, często nieznana. Beskidzki wściekły ratlerek. Ale ząbki ma mocne, oj mocne.
 
Oczywiście piszę te słowa troszeczkę z przymrużeniem oka. Zebrzydka faktycznie jest malutka, nie ma z niej absolutnie żadnych widoków, ale za to podchodzi się na nią jak na najbardziej rasowe góry, a może i trudniej. A możliwości mamy dwie. Od Łazka i generalnie Małej i Wielkiej Cisowej oraz Błotnego a także z drugiej strony - od Górek Wielkich (proszę traktować ta nazwę jak ostrzeżenie) oraz Skoczowa. W obu wersjach mowa o szlaku zielonym.
 
Od strony Łazka jest jakby łagodniej, ale z pewnością dłużej, i mam tu na myśli tylko odcinek de facto podejściowy, nie cały szlak, zaś od strony Górek jest właśnie to, co sprawia, że na szczycie każdy siada i ciężko dyszy - jedyne w moich beskidzko śląskich podejściach takie, na którym trzymałem się drzew, a spod nóg wyślizgiwały mi się kamienie. Dramat. Krótki, ale dramat.
 
Alternatywa? Nie ma. Przez to po prostu trzeba przejść.
 
 
Zebrzydka - mała, ale bestia. Widok ze szlaku od Górek Wielkich i Skoczowa.



====

 
PIĘĆ POLECANYCH
czyli... góry jakich życzę każdemu

 
Ochodzita

Już była? To tym lepiej. Napisałem o niej wcześniej jako o górze łatwej, teraz dodaję, że również pięknej, wszechstronnie interesującej i dającej szereg możliwości. Możemy odwiedzić ją samą, możemy wpleść wejście na nią w trasę między Zwardoniem a Baranią Górą, możemy wreszcie zajrzeć tu na początku lub końcu wycieczki żółtym szlakiem z Koniakowa do Wisły przez Istebną, lub zielonym z Rupienki do Jaworzynki Trzycatka. W każdym przypadku warto to zrobić, by zobaczyć widoki takie jak ten poniżej na przykład.
 
 

 
Barania Góra

Kolejne i jedno z kilku dziś powtórzeń. Moja ukochana od pierwszego wejrzenia choć wcześniej długo odstraszająca góra. Napisałem wyżej, że co to jest wadą Baraniej jest też jej zaletą. I to jest sedno. Nie jest łatwo tu dojść, nie da się tego zrobić w pół godziny, ale w zamian mamy prawdziwe wrażenia, prawdziwe górskie panoramy, prawdziwy pot i łzy. Bez kolejek linowych, bez stref Wi-Fi i bez kiosków z piwem. Przemęczyć, dojść, usiąść i doznawać. Doznawać ile wlezie.
 
Barania Góra. Widok z zejścia w kierunku Magurki Wiślańskiej.

 
Glinne

Nie ma tu nawet tabliczki z nazwą, nie ma pięknych lasów, bo szczyt pełen jest zarośli, kamieni i resztek połamanych drzew, nie ma gdzie usiąść ani gdzie się schować w razie niepogody, a jednak jest coś, nie tylko tu, bo przecież także na dziesiątkach innych podobnych a niewymienionych przeze mnie gór, co tworzy magię. Dzika natura. Surowa, czasem okrutna, czasem niezrozumiała. Wiatr, szum liści i świat, gdzie tam!, wszechświat dookoła. Piękne, przepiękne widoki. Góry takie jakie były i takie jakie być powinny. Oby jak najdłużej.
 
Szlak czerwony (GSB) na odcinku pomiędzy Halą Radziechowską a Węgierską Górką. Dla mniej doświadczonych polecam wejście nim tutaj i potem poprzez Magurkę i właśnie Halę Radziechowską przesiadkę na niebieski do Radziechów. Nie będzie strasznie długo a będzie strasznie ładnie. Albo bardzo jak kto woli.
 

Glinne. Widok na Skrzyczne.

 
Tuł

Tuł jest częścią mojego okresu buntowniczego w wędrowaniu. Należy do gór, a właściwie górek już dziś totalnie pomijanych, lekceważonych wręcz, zapomnianych. Aż strach myśleć, że któregoś dnia jakiś innowacyjny inaczej petetekowiec wpadnie być może na pomysł, żeby prowadzący tędy szlak podobnie jak to zrobiono z wieloma innymi ciekawymi, że wspomnę tylko niebieski z Grodźca na Łazek albo także niebieski ze Zwardonia do Rycerki Kolonii skasować. Więc zanim to zrobi, odwiedźmy miejsce inne od innych, by poczuć klimat turystyki peerelowskiej, w której wycieczki zaczynało się i kończyło na stacjach kolejowych i dworcach PKS, a trasa jeśli musiała najpierw przez to wlec się polami i łąkami, to się wlokła. Choć przecież, to dodać tu muszę, nie tylko o trasę idzie. Sam Tuł jako góra ma urok. Mały, łagodny, otoczony jeszcze mniejszymi od siebie pagórkami, z połaciami pól i pastwisk dookoła, z masą wszelakich zwierzaków i praktycznym brakiem turystów po prostu czaruje. Trzeba go odwiedzić.
 
Dawniej Tuł nazywany był górą storczyków, także dawniej istniał tu rezerwat. Obecnie już tylko dużo mniejszy tzw. użytek ekologiczny. Spieszmy się zatem kochać naturę zanim nam tu Tesco wybudują... 
 
Pod Tułem - widok ze szlaku czarnego Goleszów - Czantoria.

 
Gronik

Właściwie bardziej ciąg polan niż szczyt taki, jaki sobie możemy wyobrażać, ale co to za różnica, ważne, że piękny! Coś jak grzbiet olbrzymiego hipopotama wystający z wody. Z ta różnicą że wodą są tu lasy, doliny i inne góry. Przeogromne powierzchnie, niesamowite widoki, spokój i dość łatwe podejścia z obu znakowanych kierunków - nic tylko się rozkoszować.
 
Szlak zielony Brenna Leśniczówka - Trzy Kopce Wiślańskie
 

Gronik. Szlak zielony z Brennej i  spojrzenie w lewo.

 
 ====
 
 
PIĘĆ ODRADZANYCH
czyli... weź to wyłącz!

 
Czantoria (szczyt)
 
Kwintesencja tego, jakich gór nie znoszę. Idąc od zachodu (szlaki żółty, czarny, niebieski) mamy najpierw polski mini bufet z góralo polo włączonym na pełny regulator, a zaraz potem zapewne bijący się z nim o palmę pierwszeństwa w bezguściu czeski obiekt turystyczny "Chata na Czantorii", składający się z nieskończonej ilości szop i szopek podoklejanych do siebie. Nie sposób jeszcze nie dodać i tego, że ci sami Czesi, którzy parę kilometrów za granicą potrafią wystawiać tablice informacyjne np. po hiszpańsku, ale za nic nie napiszą tego samego po polsku, tutaj jak najbardziej po naszemu informują wszem i wobec, że jeść swojego prowiantu u nich nie wolno. Niby nic nowego w wielu obiektach, ale tutaj chyba nawet by mi nie smakowało.
 
Kilkaset metrów dalej mamy już szczyt Czantorii. Czeska wieża okej, niech sobie będzie, bufet też ujdzie,  ale za to po polskiej stronie mamy kolejne szopki. Wyblakłe widokówki, chińskie ciupagi i piwne parasole. Tak! Po to człowiek idzie w góry, żeby kupować produkty z one dollar shopów!
 
A proszę pamiętać, że poza wieżą (wstęp płatny) widoków nie ma stąd żadnych. Jeżeli zatem sumując to wszystko dodamy jeszcze chmary hamburgerowców, którzy doczłapali z kolejki na Stokłosicę i tam zaraz wrócą, to jawi nam się obraz kolejnej zatłoczonej galerii handlowej bardziej niż górskiego szczytu.
 
Dziękuję, postoję.

 Czantoria. Czeska "Chata" ze sznurem szopek na doklejkę.

 
Równica (okolice podszczytowe)
 
Kiedy trafiłem tu po raz pierwszy i zobaczyłem tzw. "dwór" Skibówki oraz zapchany samochodami parking a gdzieś pomiędzy nimi regularne targowisko pełne (tak, to utkwiło mi w głowie!) niebieskich pluszowych małpek chciałem uciekać. Ale i tak nie dałbym rady, bo tłumy ludzi oraz natłok wszelakich smażalni, piwiarni i innych przybytków skutecznie by mi to uniemożliwił. Potem dowiedziałem się jeszcze, i zobaczyłem zresztą też, że poniżej, obok szlaku czerwonego w stronę Ustronia Polany jest park wspinaczkowy, a zupełnie niedawno wyczytałem, że schronisko PTTK nie jest już schroniskiem. Tym samym okolica ta jest dla mnie skreślona raz na zawsze. Albowiem, sorry Winnetou, w czymś takim jak Skibówki moje glany nie postaną.
 
Sam szczyt można odwiedzić idąc szlakiem żółtym ze Skoczowa przez Górki Małe i ew. schodząc ze szczytu na wprost bez znaków do szlaków niebieskiego na Orłową i zielonego do Brennej.
 
Okolice dawnego schroniska. Parking. Na wprost "dwór" Skibówki.

 

Szyndzielnia (okolice podszczytowe)
 
Szyndzielnia to dla mnie swego rodzaju symbol. Była to pierwsza góra jaką w swoim życiu zobaczyłem i pierwsza którą odwiedziłem. Ale to były inne czasy. Plus minus połowa lat 80. I jajecznica i fasolka po bretońsku choć jak dziś diablo drogie smakowały wtedy WYJĄTKOWO, a sąsiednie stoliki okupowali prawdziwi turyści w wełnianych swetrach, skórzanych butach traperskich i z plecakami na stelażach. Krótko mówiąc wszystkie drobiazgi kumulowały się w obrazy, zapachy i emocje jak najbardziej przygodowo miłe. (Nie mogę nie wspomnieć jak to w WC spadł mi na plecy kawał tynku z sufitu, bo takich chwil się nie zapomina) Ale to się nie wróci. Dziś mamy wieżę widokową do oglądania... Bielska, plany wypożyczalni rowerowej i tłumy ludzi. Ale takich zwykłych co to maksimum pod Klimczok i z powrotem. W tenisówkach. Plus oczywiście targowisko i całoroczny oktoberfest tuż po wyjściu z wagoników.
 
Na szczycie Szyndzielni widok jest średni. ładna jest hala pod nami i stacja kolejki, ale innych gór widać niewiele. I tez niewiele stracimy Szyndzielnię traktując tylko jako punkt przelotowy. To już lepiej podeptać na szczyt Klimczoka lub do schroniska na Magurze. tam jeszcze jest z grubsza jak być powinno w górach.
 
Szyndzielnia. Widok ze szczytu.

 
Skrzyczne
 
Jak to tak? Korona Gór Polski i on na nie?! Ano tak. Po pierwsze na Skrzycznem niezależnie od pory roku jest tłoczno, a zakładam, że jedziemy w góry od ludzi odpocząć. Ale to kwestia, zgadzam się, subiektywna, gorzej, że razem z ludźmi sporo tu też tzw. cywilizacji w niekoniecznie najbardziej oczekiwanym wydaniu. Poza stacją kolejki i masztem telewizyjnym mamy jeszcze taras widokowy, schronisko, ściankę wspinaczkową (Boże jedyny! W górach!) oraz... strzelnicę. A że obszar około szczytowy za duży nie jest można mieć wrażenie przesytu. 
 
Widoki, zwłaszcza w stronę Szczyrku, niezłe, to fakt, ale są spokojniejsze miejsca i w takie Państwa zapraszam.
 
Kombinat pracuje, oddycha, buduje. Witamy na Skrzycznem.

 

Dębowiec
 
To już nie przykład czegoś, ale coraz bardziej karykatura. Blaszany tor saneczkowy z jednej strony, wyciąg krzesełkowy na "zboczu" o stromości wzrostu PKB Burkina Faso z drugiej, a pomiędzy tym dawne schronisko, a dziś po prostu bufet w którym gros odwiedzających stanowią pasażerowie autobusu miejskiego, który 10 minut stąd ma ostatni przystanek, to dopiero jedno. Drugim jest organizowanie przez Bielsko w niedalekiej okolicy wszelakich imprez głośno muzycznych i nie tylko. Z górami i turystyką ma to wszystko niewiele wspólnego.
 
A proszę sobie dla porównania zerknąć na przejście pomiędzy Cygańskim Lasem a Kozią Górą czy Równią. Tam płynnie wychodzi się z miasta do parku a z parku w góry. Tutaj, zamiast zadbania o to by Dębowiec był (jak jest geograficznie) najbardziej wysuniętym przyczółkiem gór w mieście zrobiono przyczółek miasta w górach. Czekamy na bankomat i pizzerię.
 
Dębowiec. Wyciąg krzesełkowy.


 
 ====
 
 
PIĘĆ NAJUROKLIWSZYCH MIEJSC (POZA SZCZYTAMI)
czyli... Ło matko i córko!

 
Krzakoska skała

Po pierwsze, tak, nie Krzakowska jakby się chciało napisać i powiedzieć, ale Krzakoska. Po drugie jak dla mnie kawałek Tatr w Beskidach. Skalna ściana, piękna, gdy się jej przyglądać z dołu, groźna, gdy spoglądać z góry, ale przede wszystkim czarująca, kiedy z niej podziwiamy okolicę. Bardzo daleką okolicę.
 
 
Szlak niebieski Wisła Dziechcinka - Mały Stożek.
 

Krzakoska Skała.
 

 
Hala Radziechowska

Niby na Głównym Szlaku Beskidzkim, ale jakby niezauważana. A przecież niewiele jest miejsc w Beskidzie Śląskim, które mogłyby się z nią równać urokiem. Wspaniałe widoki na Skrzyczne, Baranią Górę i większą część tego co pomiędzy nimi. Na wzniesieniu niepozorna, a sympatyczna chatka z piecem i stelażem do spania w której nocowało już zapewne wiele, wiele setek turystów przemierzających GSB. Komu mało fascynujących panoram niechaj zamiast czerwonego wybierze szlak niebieski do lub z Radziechów. Tam czar tego miejsca trwa kilkaset metrów dłużej. 
 

 Hala Radziechowska.

 
Przełęcz Koniakowska

Nie jest to z racji sporej ilości gospodarstw i dróg przełęcz taka jaką sobie możemy wyobrażać myśląc o górach, ale też na szczęście nie została przez cywilizację przekształcona na tyle mocno, by nadal nie urzekać, przede wszystkim ogromem. To co w niej najpiękniejsze obejrzeć możemy najlepiej maszerując szlakiem niebieskim z Koniakowa na Karolówkę (bardziej rasowo ze Zwardonia na Baranią Górę), ale też odwiedzając "tylko" Ochodzitą  lub Koczy Zamek a nawet, choć już w mniejszym stopniu idąc kolorem żółtym z Koniakowa do Wisły.
 

Przełęcz Koniakowska.
Spojrzenie za siebie z podejścia w stronę Tynioka szlakiem niebieskim.

 
Przełęcz Beskidek

Piszę to na tym blogu po raz enty, ale jednak proszę pamiętać, że jest kilka miejsc o tej nazwie. Dwa najważniejsze w Beskidzie Śląskim to przełęcz na trasie GSB miedzy Czantorią a Soszowem (żadnych widoków, tylko punkt na mapie i odejście szlaku czarnego do Jawornika) oraz tu opisywana na styku szlaku zielonego z Ustronia Polany z niebieskim pomiędzy Orłową a Równicą. Cóż można powiedzieć, poza tym, że jest to miejsce przepiękne z każdej strony i w każdą stronę? Nic. Po prostu trzeba je zobaczyć samemu.
 
Przełęcz Beskidek. Szlak zielony z Ustronia Polany.

 
Cienków
 
Cienków to długaśny grzbiet ciągnący się od Wisły Nowej Osady ponad skocznią im. Adama Małysza i wyciągiem krzesełkowym aż do zetknięcia ze szlakiem zielonym pomiędzy Zielonym Kopcem a Magurką Wiślańską. Cały czas jest to szlak żółty. Znacznym ułatwieniem jest skorzystanie ze wspomnianego wyciągu dla pominięcia odcinka wznoszącego w początkowej części lub skrócenia zejścia, ale wtedy też stracimy sporo interesujących widoków. Bardzo duże zróżnicowanie to chyba największa zaleta tego miejsca. od ciemnych lasów, poprzez pustkowia aż do zatykająco słodkiego obrazka jak... na obrazku. Po lewej na zdjęciu widoczna atrakcja kolejna - Jezioro Czerniańskie.
 
 Cienków. Szlak żółty.
 
 
====
 
 
PIĘĆ OBOWIĄZKOWYCH MIEJSC (POZA SZCZYTAMI)
czyli... po prostu kanon czy tam inny Kodak

 
Zamek Prezydenta Mościckiego

Dziś w części rezydencja prezydenta Andrzeja Dudy, w części po prostu hotel. Kawałek innego świata, innej Polski i innego czasu. Trzeba zobaczyć, można zwiedzić, nie wolno zapomnieć. Pamiątka wielkiego człowieka i lekcja historii. 
 
Dojście asfaltową drogą łączącą szlak czarny nad Jeziorem Czerniańskim z Przełęczą Szarcula (tu szlaki żółty i czerwony). 
 
 
 Zamek Górny.

 
Stacja PKP Wisła Głębce + wiadukt w Głębcach

W mojej prywatnej ocenie najbardziej bajkowa stacja kolejowa w Polsce. Nierzadko wszak spotykamy takie w których tory się kończą. Tu właśnie tak jest, aczkolwiek według przedwojennych planów pociągi miały jeździć dalej, aż do Zwardonia...
 
Nie ma tu kasy, nie ma sklepu, nie ma baru. Ale resztki klimatu pozostały. Pozostały także lasy i wspaniałe góry dookoła. A znajdujący się kilkaset metrów wcześniej wiadukt i zwłaszcza przejazd po nim niezmiennie od dziesięcioleci pozostawiają niesamowite wrażenia.
 
Szlaki ze stacji: zielony na Kubalonkę i dalej przez Kozińce do Nowej Osady, czarny do Nowej Osady, żółty na Kozińce i na Szarculę, zielony i niebieski na Stożek (przez Łabajów lub przez Łączecko).

 
U góry stacja PKP Wisła Głębce, u dołu wiadukt.
 
 
 
Fort Waligóra

Jeden z kilku obiektów rozplanowanych jako linia obronna w latach 30 XX wieku w związku z kapitulacją Czech i zwasalizowaniem Słowacji przez III Rzeszę. Z przewidywanych dziewięciu (wg innych źródeł - szesnastu) powstało pięć fortów, z których dwa znajdują się pomiędzy dzisiejszymi szlakami turystycznymi prowadzącymi z Węgierskiej Górki na Baranią Górę poprzez Fajkówkę (zielony) i Glinne (czerwony - GSB). Drugi po beskidzko śląskiej części Soły schron, czyli - "Włóczęga" stanowi od lat pięćdziesiątych fundament i podpiwniczenie pobliskiego prywatnego domu mieszkalnego. Jak to napisałem przy okazji pierwszej tu bytności ciekaw jestem cóż też śni się po nocach ludziom na nim żyjącym...
 
Dojście: Od szlaku zielonego skręcamy drogą w prawo tuż po minięciu mostu na Sole. Od szlaku czerwonego schodzimy w lewo gdy ten zakręca w lesie ostro w prawo lub wcześniej, nie wchodząc w las idziemy w lewo wzdłuż rzeki tzw. traktem cesarskim. Z każdego z tych miejsc do celu dociera się w dosłownie kilka minut.
 
Fort Waligóra - dojście od szlaku czerwonego na Baranią Górę.
 
 
Droga krzyżowa na Matysce

Odkąd powstała, czyli od lat już kilkunastu ciągną się spory o jej styl, o masońskie czy wręcz pogańskie (!?) wzorce, o przekazywanie obrazu innego od tego który klasycznie znamy z kościelnych nauk i generalnie o sens istnienia jej samej w takiej akurat wersji. Już z tego powodu dla wyrobienia sobie własnego zdania warto ją zobaczyć, a przecież jest to także okazja do poznania Matyski - lekkiej, łatwej i przyjemnej góry dla każdego i na każdą porę roku.
 
Moje prywatne zdanie co do figur tu umieszczonych jest jednoznaczne. Właśnie przez to, że odbiegają od tego co znamy z dziesiątek ilustracji działają na wyobraźnię po wielokroć mocniej i prawdziwiej. A już Szatan i Śmierć są w swojej dosłowności prawie aż fizycznie bolesne.
 
Dojście szlakiem niebieskim od pętli autobusowej w Radziechowach (autobus miejski linii 5 z Żywca) lub oznakowaną u wjazdu drogą płytową z Przybędzy. Wędrowcy bardziej doświadczeni niechaj zajrzą tu po prostu schodząc niebieskim z Hali Radziechowskiej.
 
Droga Krzyżowa, stacja jedenasta - Przybicie do krzyża.
 
 
Trójstyk granic
 
Po pierwsze - prosta, wygodna i krótka droga, po drugie - ze wspaniałymi górami, polami i lasami dookoła, po trzecie ciągle jeszcze bez nadmiaru krzykliwej cywilizacji i w klimacie lekkiego uśpienia. Ładnie, wyjątkowo, odliczając dojazd praktycznie bezkosztowo. Trzy kraje w trzy minuty. Cóż tu więcej pisać?
 
Styk granic Polski, Czech i Słowacji w Jaworzynce Trzycatku. Węzeł szlaków. Pamiątkowy obelisk, sympatyczne wiaty z ławkami i miejscem na ognisko, solarne lampy po drodze i co nie bez znaczenia kilka możliwości wycieczek z podstawowym kółeczkiem przez wszystkie granice jako najważniejszą z atrakcji.
 
Od strony polskiej dojście szlakiem zielonym od pętli autobusowej za kościołem w Jaworzynce Trzycatku. Do tego miejsca (tj. do przystanku) dotrzeć też można: z Koniakowa lub Zwardonia szlakiem niebieskim do Rupienki i stamtąd już do końca szlakiem zielonym lub też szlakiem żółtym z Kiczor przez Istebną Jasnowice.
 
Trójstyk. Schody i łąka po lewej to Polska, łąka po prawej to Czechy, na wprost, za rzeczką - Słowacja.
 
 
====
 
 
PIĘĆ MIEJSC MOKRYCH
czyli... trochę wody dla ochłody
 
Jezioro Wielka Łąka w Wapienicy

Nazwa dziwna, miejsce zapierające dech w piersiach, dojazd wręcz dziecinnie prosty a do tego szereg możliwości stopniowania trudności wycieczki. Możemy po prostu iść na spacer parkową alejką, napić się czegoś w położonym nad samą zaporą barze i... wrócić. Możemy obejść całe jezioro, co nie powinno zabrać nam zbyt wiele czasu i poznać zarówno potoki, które je tworzą jak i fragment szlaku turystycznego na Błotny. Możemy wreszcie stąd pomaszerować ambitnie na Szyndzielnię (szlak żółty - bardzo męczący) lub trochę, ale nie za wiele łatwiej, kolorem niebieskim, na Palenicę. Samo jezioro jest sztuczne, ma powierzchnię  24 hektarów i stanowi zbiornik wody pitnej dla Bielska. Nie ma tu możliwości kąpieli, pływania czy biwakowania, a woda ma pierwszą klasę czystości. Miejmy nadzieję, że ktoś kiedyś wpadnie jednak na pomysł wybudowania jakiegoś dużego tarasu widokowego z ławkami niekoniecznie nad samą taflą albowiem miejsce to stanowczo zasługuje na sławę większą niż ma dziś.. Tymczasem jednak i tak widoki są zachwycające, choć trzeba się czasem natrudzić, by uchwycić je pośród ochronnego pasa drzew. Stosunkowo najprościej można to zrobić właśnie z ogródka przy wspomnianym wyżej lokalu gastronomicznym.
 
Poza jeziorem atrakcją samą w sobie jest zapora im. Prezydenta Ignacego Mościckiego, mająca 309 metrów długości i 23 metry wysokości, wybudowana w 1932 roku i będąca wówczas jedną z najnowocześniejszych w Europie.
 
Dojazd spod dworca PKP w Bielsku autobusem linii 16 do końca trasy, następnie kilkaset metrów pieszo za znakami zielonymi (łącznik) i żółtymi.
 
Jezioro Wielka Łąka i zapora widziane z okolic podejścia szlaku niebieskiego na Palenicę.

 
Jezioro Czerniańskie w Wiśle

Malowniczo położony pośród gór sztuczny zbiornik wodny o powierzchni ok. 36 hektarów. Połączenie Czarnej i Białej Wisełki. Jako dodatkowa atrakcja zapora ziemna o długości 270 metrów i wysokości 37 metrów stanowiąca doskonały punkt widokowy i miejsce spacerów jednocześnie. W pobliżu Zamek Prezydenta Mościckiego, szlak czarny na Baranią Górę, a nieco dalej, w zasięgu ok. 30 minut marszu (dojścia nieznakowane) szlaki czerwony (GSB) na odcinku Barania Góra - Stożek oraz żółty na odcinku Koniaków - Wisła Głębce dostępne z Szarculi. Do i z centrum Wisły połączenia pekaesami. Bardzo ciekawą propozycją spacerową jest obejście całego jeziora drogami - łatwe i niezbyt długie.
 
 Jezioro Czerniańskie widziane z zapory.

 
Soła w Węgierskiej Górce

Interesująca propozycja spacerowa dla której sama Węgierska Górka jest tylko umownym centrum i dobrym punktem dojazdowym. Można tu zobaczyć niezwykle atrakcyjny Most Zakochanych albo po prostu brzegiem rzeki udać się na przechadzkę w dowolnym kierunku np. słynnym traktem cesarskim, czyli dawną, a do dziś istniejącą drogą łączącą niegdyś Kraków z Wiedniem, w kierunku Koniakowa.
 
W najbliższej okolicy forty z okresu II RP - Waligóra i Włóczęga oraz szlaki turystyczne w kierunku Baraniej Góry - czerwony (GSB) oraz zielony przez Fajkówkę (stamtąd czarnym).
 
Dojazd pociągiem lub pekaesami do stacji lub przystanku Węgierska Górka. 
 
Most Zakochanych na Sole w Węgierskiej Górce. Widok z GSB.

 
Jezioro Ton w Goleszowie

Kolejny sztuczny zbiornik wodny o wiele jednak mniej znany od tych wcześniej wymienionych i też o wiele od nich mniejszy. Jego powierzchnia to ledwie 2 hektary. Położony jest tuż przy wyjściu trasy czarnej z Goleszowa na Jasieniową i aby go zobaczyć należy ze szlaku zejść chodnikiem na wprost gdy droga za ostatnimi zabudowaniami skręca wyraźnie w prawo.
 
Wokół jeziora ścieżka spacerowa i ławki, ponad nimi od strony skoczni narciarskiej punkt widokowy, a w samym środku tylko cisza i zieleń. Doskonałe miejsce na śniadanie dla maszerujących ze stacji na Czantorię.
 
Nazwa Ton często a błędnie zapisywana bywa jako Toń, gdy tymczasem nie odnosi się do głębokości a do niemieckiego określenia gliny, którą niegdyś tu wydobywano.
 
Dojazd do Goleszowa pekaesami z Cieszyna lub Wisły (Ustronia, Istebnej) oraz pociągiem.
 
Jezioro Ton w Goleszowie. Widok od zejścia ze szlaku czarnego.
 
 
Źródła Wisły na Baraniej Górze
 
Miejsca nie tylko piękne, ale także przypominające nam o tym kim jesteśmy i kim byli nasi przodkowie. Zwłaszcza ci, którzy poprzez granice zaborów wędrowali tutaj, na Baranią Górę by swoją polskość zamanifestować w sposób tak wzruszająco prosty jak odwiedziny źródeł najbardziej polskiej z polskich rzek.
 
Źródła Białej Wisełki na szlaku niebieskim Wisła Czarne Fojtula - Barania Góra, wykapy Czarnej Wisełki w okolicach szlaku czarnego na trasie Fajkówka - Wyrch Wisełka.
 
 
Kaskady Rodła na Białej Wisełce.

 
 ====

 
PIĘĆ SZLAKÓW BAAARDZO WIDOKOWYCH
czyli... gdzie nam najszybciej siądą baterie w aparatach
 
niebieski - Zwardoń - Karolówka

Po drodze Sołowy Wierch, Przełęcz Rupienka (tu szlak zielony do Jaworzynki i Trójstyku), Ochodzita (szczyt bez znaków, przed nim w lewo prawie spacerowy szlak żółty do Wisły przez Istebną), Koczy Zamek (obok szlaku - bez znaków), Przełęcz Koniakowska, Tyniok, Gańczorka, Karolówka. Dalej możemy iść na Przysłop i Baranią Górę lub zejść do Wisły albo Istebnej. Do Karolówki trasa o średnim stopniu trudności i wielu możliwościach zmian i skrócenia. Dla słabszych i początkujących może być zbyt długa.
 
Szlak niebieski. Widok z Przełęczy Koniakowskiej.
 
 
czerwony - Hala Radziechowska - Barania Góra

Odcinek Głównego Szlaku Beskidzkiego, poza ostatnim fragmentem podejścia łatwy a w całości niezwykle jak na warunki Beskidu Śląskiego widokowy. Po drodze Magurka Radziechowska i Wiślańska. Zacząć można czerwonym w Węgierskiej Górce lub niebieskim w Radziechowach, ewentualnie zielonym w Ostrem. Z Baraniej Góry możliwość zejścia do Fajkówki, Istebnej lub Wisły. Trasa bardzo długa.
 
Czerwony szlak widziany z Magurki Wiślańskiej w stronę Magurki Radziechowskiej.
 
 
zielony - Magurka Wiślańska - Skrzyczne

Absolutna klasyka Beskidu Śląskiego. Szlak jest przetarty nawet w najsroższe zimy, za to latem można niestety poczuć się czasem jak w kolejce do marketowej kasy, no ale nie narzekajmy, coś za coś. Po drodze Gawlas, Zielony Kopiec, Małe Skrzyczne. Z Zielonego Kopca bardzo trudne, strome zejście, na Malinowską Skałę także trudne podejście, poza tym szlak raczej łatwy. Bardzo duża liczba możliwych zmian i ubarwień trasy. Można zjechać kolejką ze Skrzycznego. Można zacząć z Cienkowa (żółty).
 
Szlak zielony. W drodze na Skrzyczne.
 
 
zielony/czerwony - Zebrzydka - Błotny

Bardzo urozmaicony, średniej trudności szlak z niezwykle widokowymi polanami na trasie. Po drodze Łazek (tu zmiana koloru!), Mała i Wielka Cisowa. Możliwość rozpoczęcia wcześniej -  w Skoczowie. Możliwe zejścia - Jaworze Górne lub Wapienica.
 
Widok na Błotny. Po lewej "Ranczo Błatnia", nieco dalej schronisko PTTK.
 
 
czerwony - Wielka Czantoria - Kiczory
 
Odcinek Głównego Szlaku Beskidzkiego. Bardzo zróżnicowany, w przeważającej części pełen bardzo atrakcyjnych widoków. Stosunkowo najmniej ciekawy na niezbyt długim odcinku od Przełęczy Beskidek do schroniska pod Soszowem. Bardzo trudne zejście z Czantorii, męczące podejście na Soszów potem także częściowo na Wielki Stożek. W pełnej wersji raczej dla bardziej doświadczonych. Można zacząć wjeżdżając na Stokłosicę kolejką krzesełkową z Ustronia Polany lub podchodząc od Wisły Jawornika szlakiem czarnym na Beskidek. Zakończenie szlakiem czerwonym do Łączecka i dalej niebieskim do dworca w Głębcach lub bezpośrednio niebieskim spod schroniska na Stożku. Tuż obok także kolejka krzesełkowa do Łabajowa.
 
Czantoria widziana ze szczytu Soszowa.



====
 
 
PIĘĆ... ALBO NIE,  SZEŚĆ SZLAKÓW NAJCICHSZYCH
czyli... Halo! Jest tu kto?!
 
niebieski - Radziechowy - Hala Radziechowska

Szlak raczej słabo oznakowany, miejscami zarośnięty, rzadko uczęszczany, ale niezwykle atrakcyjny wizualnie. Udostępnia po drodze Matyskę (bez znaków). Rozpoczęcie od stacji PKP Radziechowy Wieprz lub od pętli autobusu miejskiego linii 5 z Żywca. Zakończenie np. w Węgierskiej Górce (z Hali Radziechowskiej zejście czerwonym) lub, to dłuższa trasa, w Ostrem, po dojściu czerwonym na Magurkę Radziechowską i stamtąd zielonym. Raczej nietrudny, poza jednym bardzo stromym, ale krótkim podejściem za Suchedlą.
 
 W drodze na Halę Radziechowską.

 
czarny - Goleszów - Wielka Czantoria

Rzadko dziś używany klasyczny szlak na Wielką Czantorię zaczynający się na stacji kolejowej w Goleszowie. Można także zacząć podejście nim w centrum gminy po dojechaniu pekaesem np. z Cieszyna czy Wisły. Po drodze jezioro Ton, Jasieniowa, dawne wyrobiska w lesie, kamieniołom, dawne schronisko Pod Tułem (obecnie restauracja), Tuł, Mała Czantoria. Zakończyć możemy schodząc trasą żółtą z Małej Czantorii lub zjeżdżając kolejką krzesełkową w tym samym miejscu do Ustronia Poniwca.
 
Szlak czarny obok Tułu, na wprost Mała Czantoria.
 
 
zielony/czerwony - Górki Wielkie - Błotny

Odcinek szlaku pomiędzy Skoczowem a Błotnym, obcięty o średnio interesującą część nadrzeczno asfaltową. Po drodze Zebrzydka, Łazek (tu zmiana koloru!), Mała i Wielka Cisowa. Poza ekstremalnym jak na Beskid Śląski podejściem na Zebrzydkę średnio trudny. Możliwe rozpoczęcie w Skoczowie lub dojazd autobusem ze Skoczowa do Górek. Proponowane zakończenia to schronisko na Błotnym lub zejście do Jaworza Górnego albo Wapienicy.
 
Okolice Małej Cisowej.
 
 
żółty - Kiczory - Trzycatek

Spokojny, łatwy, częściowo prowadzący wiejskimi drogami szlak łączący Jaworzynkę i trójstyk granic z głównymi szczytami Beskidu Śląskiego. Po drodze Młoda Góra, Olza, oraz dawne przejście graniczne w Jasnowicach. Rozpocząć można na Stożku (np. wjeżdżając kolejką) albo kolorem niebieskim na stacji PKP w Głębcach czy też czerwonym na Kubalonce. Zakończeniem może być przystanek PKS w Jasnowicach lub Jaworzynce, ewentualnie pętla w Trzycatku po odwiedzeniu jeszcze Trójstyku.
 
Pomiędzy Młodą Górą a Jasnowicami.
  
 
niebieski - Wisła Dziechcinka - Mały Stożek
 
Jeden z najpiękniejszych szlaków Beskidu Śląskiego  będący alternatywą dla nudnego asfaltowo leśnego dojścia na Mały Stożek kolorem żółtym. Po drodze jako atrakcje niewątpliwe wiadukt w Dziechcince i Krzakoska Skała. Trasa łatwa. Proponowane rozpoczęcie to przystanek kolejowy Wisła Dziechcinka, zakończenie możliwe np. po podejściu czerwonym na Stożek lub poprzez Cieślar na Soszów i z którejś z tych gór zjazd kolejką. Zejść można także tuż przed Stożkiem szlakiem zielonym do Łabajowa lub ostatecznie wspomnianym na wstępie żółtym z powrotem do Dziechcinki.
 
Okolice Krzakoskiej Skały.
 

 zielony - Ostre - Magurka Radziechowska
 
Intrygująca, bo jednocześnie urozmaicona widokowo i zadziwiająco rzadko uczęszczana trasa łączącą Kotlinę Żywiecką z Głównym Szlakiem Beskidzkim na odcinku pomiędzy Halą Radziechowską a Magurką Wiślańską (szerzej: pomiędzy Węgierską Górką a Baranią Górą). Po drodze Ostre (góra) oraz Muronka.
 
Dojazd do punktu startu w Ostrem (gmina) zapewniają busy prywatnych przewoźników z Bielska oraz Żywca. W tym samym miejscu także szlaki: żółty w kierunku Malinowskiej Skały (warty uwagi, zwłaszcza w wersji z odskokiem nieznakowaną drogą na Kościelec) oraz niebieski na Skrzyczne - trudny i bez ciekawszych widoków.
 
zlak zielony - Ostre - Magurka Radziechowska.
 
 
 
 
 ----

 
 Czy ja się czasem troszkę za bardzo nie rozgadałem? ;)
 
 

38 komentarzy:

  1. Ależ skądże Panie (ex)Portierze! Wcale się Pan nie rozgadał, tzn. nie... jednak się Pan rozgadał, ale bardzo ładnie ! Ja proponuję, aby tego posta wydać drukiem w postaci małej broszurki. Chętnie zamówiłbym ze 100 sztuk i rozdawał ludziom, którzy przyjeżdżają do Wisły, a sami nie wiedzą po co! Może co któregoś by tknęło i zacząłby chodzić po górach? Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uśmiałem się teraz, bo tak samo sobie planowałem, może tylko bez tego rozdawania ;) Mam już w dorobku kilka foto książek udających przewodniki i to nawet by pasowało, ale też zdaję sobie sprawę, że jestem Korwinem Mikke polskiej turystyki beskidzkiej :)) to znaczy niektóre moje opinie trudno pewnie zaakceptować. Ale właśnie dlatego jestem przeciwnikiem poprawności politycznej, żebym między innymi nie musiał udawać, że np. na Czantorii jest naturalnie, a Równica mię zachwyca :)

      Przy czym co ważne, a czego jednak nie napisałem, jeżeli coś tu oceniam, to konkretnie, to znaczy np. Dębowiec jest i jako paskudny i jako łatwy, bo jak komuś cywilizacja nie przeszkadza, to jest to nawet ciekawa propozycja. I tak samo pisząc, że Czantoria jest do kitu, mam na myśli szczyt, a same szlaki na nią co już insza inszość. Czarny na przykład uwielbiam, a na czerwonym sporo potu wylałem.

      W Beskidzie Śląskim najpiękniejsza jest Barania. Koniec, kropka. I generalnie okolice Wisły, bo jakoś tak dla mnie najbardziej oczywiste, gdy o tych górach myślę. Nie żebym teraz się podlizywał, ha ha ha.

      Jedna uwaga tylko. Ja wiem, że mam sto lat, ale zaręczam, że wyglądam góra na 98, więc proszę mi tu nie "panować", sąsiedzie. Imienia na blogu nie ujawniam, ale forma "ty" jest tutaj zawsze w sam raz.

      Pozdrowienia

      Usuń
  2. Muszę przyznać, że bardzo ciekawe i niecodzienne zestawienie. Tak naprawdę znam tylko z tych opisanych miejsc fragment GSB z Węgierskiej Górki przez Glinne i Magurkę Radziechowska na Baranią Górę. Bardzo dawno też podchodziłem na Czantorię z Ustronia ale tego już nie pamiętam za dobrze. Opisane miejsca działają na wyobraźnię i czytając Twoje opisy mam ochotę odwiedzić je w tym roku. Widzę także że niezbyt przypadło Ci do gustu schronisko na
    Przysłopie. Polecam jednak odwiedzić je teraz ponownie. Klimat całkiem inny. Przyjazny turystom. Jak dla mnie to teraz jedno z lepiej prowadzonych schronisk w polskich górach. Nowi właściciele naprawdę dbają o turystów. Pozdrawiam i z niecierpliwością czekam na nowe posty. Zima w odwrocie więc można już po górach pochodzić. Byłem w czwartek na Magurce Wilkowickiej. Po drodze nie spotkałem żadnego człowieka. Dla mnie to spełnienie marzeń na szlaku. Polecam podejście z Wilkowic. Ja szedłem czarnym a wracałem zielonym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kurde, mało myszy nie popsułem, tyle musiałem przewinąć, żeby móc się tu wpisać :))

      A więc tak. Zacznę od Przysłopu. Moje doświadczenia są na blogu i są to wspomnienia z 2015 roku, więc nie tak stare. Wiele słyszałem o zmianie właścicieli, ale nie wiem, przyznaję, czy ci "moi" to byli ci nowi czy starzy. Wiekowo w każdy razie młodzi ludzie. I o ile schronisko mi się spodobało, choć w podobnym bloku pół życia mieszałem :)) a jadalnia wręcz zachwyciła plus szczerze wzruszyły różne takie peerelowskie smaczki w rodzaju poręczy na przykład, to jednak zastrzeżeniem głównym był brud. Nie, przepraszam, nie brud. SYF. Powyrywane gniazdka, stare tapczany, brak ciepłej wody, grzyb w kabinie prysznicowej i poduszka jak wyciągnięta z czyjejś trumny. A facet mi mówi, że po to mam poszewkę żeby to przykryć!!! Kilka miesięcy potem nocowaliśmy na Rysiance i tam to była klasa hotelu z siedmioma gwiazdkami. Ideał ideałów! Musieli mnie siłą wyrzucić, bo sam bym nie wyszedł ;))

      A co do Magurki... No tak, bo na blogu śladu nie ma. Ale na YT są filmiki. Byłem parę razy w 2016. Na różne sposoby. Ale że w zimie po górach nie chodzę, więc na razie przerwa. Zresztą w Małym po zachodniej stronie niewiele mi zostało. Jakieś alternatywne tylko dojścia gdzieś. W tym roku może Żywiecki? Się zobaczy.

      Usuń
  3. W tym roku na wiosnę na Przysłopie kończą remont i chyba w pokojach jest już czysto. Jeśli chodzi o wędrówki w zimie to też nie chodziłem do tego roku. Pierwszy raz pojechałem na Rysiankę 30 grudnia. Widoczność była taka dobra że udało mi się zrobić chyba lepsze zdjęcia Tatr niż z Zakopanego :-) Naprawdę dla takich widoków warto trochę pomarznąć. W lecie bardzo małe szanse są na takie widoki. Zainteresowałeś mnie w Twoim opisie szczególnie szlakiem niebieskim ze Zwardonia na Baranią Górę. Na wiosnę mam już w planach przejście nim przez Baranią i zejście do Wisły Głębce. Trochę ponad 30km ale chyba będzie warto. Ciekawą opcją jest też Matyska. Może uda się odwiedzić to miejsce przy okazji wycieczki w rejon Węgierskiej Górki. Teraz ja się rozpisałem. W tym roku dzięki Twoim wpisom na blogu stawiam na Beskid Śląski. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo mi miło, że ten dawno umarły blog jeszcze kogoś zainspirował, aczkolwiek śmiem twierdzić, że od Zwardonia na Baranią i potem do Głębiec czy tam Głębców jak kto woli, to za dużo. Stanowczo za dużo. Albo nie dasz rady (bez urazy) albo zmarnujesz trasę, bo będziesz się czołgał zamiast "doznawać".

      Schodząc niebieskim do samego tylko Czarnego wyjdzie Ci 27,5 km. Wracając ze szczytu znów obok schroniska (bez sensu) i idąc czerwonym na Kubalonkę a potem zielonym do stacji masz ponad 32 km. Zawsze mówię, że nie można mieszać turystyki z martyrologią :) zwłaszcza, że jak widzę na YT nie chodzisz sam.

      Może spróbuj jak ja? Ze Zwardonia na Karolówkę i stamtąd czarnym do czerwonego i czerwonym na Kubalonkę. Na blogu jest to wpis pt. "Długi ogon brontozaura" który przy okazji prowadzi za rękę po trasie. Naprawdę ciekawie a bez padnięcia na twarz. Albo Twoja wersja ale z noclegiem na Przysłopie.

      Barania najlepsza jest według mnie... według mnie :)))

      http://otoportier.blogspot.com/2013/11/sportowiec-mimo-woli.html


      http://otoportier.blogspot.com/2013/09/dugi-ogon-brontozaura.html



      Usuń
  4. Na takie dłuższe wyprawy chodzę sam. Kilka razy robiłem trasy ponad 30km i nie miałem problemów ani z kondycją ani nie biegłem szybko nie delektując się krajobrazem. Lubię takie trasy choć bardzo często nie mam na tak długie wycieczki czasu. Ostatnia taką dłuższą wycieczką było przejście czerwonym z Węgierskiej Górki przez Baranią na Kubalonkę i potem w planach było zejście zielonym do Wisły Głębce ale poszedłem nie tym zielonym i zrobiłem dodatkowe kółeczko. Łącznie wyszło 35km. Zajęło mi to trochę ponad 8 godzin. Bardzo często się zatrzymywałem podziwiając widoki w schronisku siedziałem prawie godzinę delektując się zimnym piwkiem. Na Baraniej też z 30 minut siedziałem. Taki mam styl chodzenia który mi odpowiada. Obecnie jestem na etapie czytania Twojego bloga i oglądania filmów z Twoich wycieczek. Masz talent pisarski. Mógłbyś z powodzeniem książkę napisać o tych wyprawach. Byłbym pierwszy po zakup bo brakuje mi takiej literatury na rynku opisującej takie zwykłe beskidzkie wycieczki. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No nie wiem, ja tam po 25 km umierałem :)) choć chodzić lubię, ale uważam, że dobra wycieczka to tak między 15 a 20 km. W sam raz. I te 35 km z przerwą na Baraniej w osiem godzin brzmi mi trochę ;) nierealnie, ale ok., spokojnie, nie będę się spierał.

      Co do bloga, to jak widać on dawno już padł, bo tyle wpisów ile kiedyś było na tydzień, teraz jest na kwartał. Co będzie dalej nikt nie wie.

      Ale literatura jest i to pierwszoklaśna. Mirosław Barański. GENIUSZ Beskidu Śląskiego. Człowiek, który jak Ci napisze, że na zakręcie będą leżały trzy szyszki, to one tam, kurde, leżą.

      Warto poszukać na Allegro, ale nie jednotomowej nowej książki wydanej przez Rewasz, bo ta jest już słabsza, tylko trzech tomików jeszcze z lat 90.

      Tutaj przykładowy link do jednego z nich.

      http://allegro.pl/pasma-klimczoka-i-rownicy-miroslaw-baranski-i6392485574.html

      Usuń
    2. A ja nie dyskredytując Barańskiego postawiłbym na jakieś nowocześniejsze formy. Mam na myśli net i blogi takie jak ten czy wypowiadającego się wyżej Janusza Ratkę (tak przy okazji - życzę wytrwałości w pisaniu jak widzę świeżo założonego bloga). Blogów turystycznych dotyczących samych Beskidów jest chyba ze sto. Naprawdę każdą trasę można znaleźć i przejrzeć sobie celem zachęcenia bądź zniechęcenia). Wracając do schr. na Przysłopiu potwierdzam, że prace remontowe idą pełną parą i z pewnością klamki, kontakty i inne armatury będą na swoim miejscu. Kuchnia też naprawdę się stara. Wydaje mi się, że wspominałem o tym przy okazji Wisły pozaszlakowej cz2 jak dobrze pamiętam. Zachęcam więc exPortiera, aby się szykował, śniegi powoli zaczynają się nadtapiać!! Co do "prawie umarłego" bloga otoportier - jeśli umarłby w pełni np dzisiaj - to i tak pozostanie cenny ze względu na już zebraną zawartość. A i jeszcze jedno - kurcze przez to moje dzisiejsze rozgadanie, exPortier będzie musiał na pewno kupić nową myszkę, ale chyba można użyć też jakiegoś magicznego przyciska "end", ale to tylko wtrącenie, Może byśmy założyli jakąś spółdzielnię i w parę osób kompleksowo opisali Beskid Śląski, potem Mały, Żywiecki ... a jak by dobrze szło to Karpaty, Ural... dobra, dobra.. Spocznijmy na Beskidach. Mamy pasję, znamy się na temacie. Zaprosimy do współpracy jakiegoś magika od internetów i nam to ładnie ubierze w grafę i inne bajery. Jak Portier da na to lajka (bez fejsa oczywiście) to pociągnę temat dalej !! ??

      Usuń
    3. Jak wiesz, skoro tu zaglądasz, jestem zwolennikiem turystyki i jej okolic w jak najbardziej klasycznym wydaniu. Pociąg albo autobus zamiast samochodu, zajechane wojskowe buty zamiast super hiper trekkingowych, szlak turystyczny zamiast spacerowego czy wjazdu kolejką itd. itp. Co za tym idzie wielokrotnie przeglądałem blogi o górach zanim gdzieś wyruszyłem, ale bardziej dla zobaczenia zdjęć czy wyjaśnienia nieścisłości komunikacyjnych na przykład niż stricte dla inspiracji. Wolę normalną papierową mapę i też papierowy przewodnik, a że mam w domu wszystkie chyba jakie istnieją o Beskidzie Śląskim, to właśnie na podstawie ich lektury porównanej potem z doświadczeniami uznaję pana Barańskiego za geniusza.

      Internet zaś, to dla mnie i górsko i niegórsko takie zło konieczne. Kiedyś dla napisania książki trzeba było lat pracy, teraz się klika, klika, klika i już. Niestety ta szybkość nie jest jednoznaczna z jakością.

      A Przysłop, cóż, pewnie jeszcze odwiedzę, choć trauma po poduszce i reszcie dziadostwa pozostała. Tak samo mocna jak niebiańskiej jakości wspomnienia z Rysianki.

      Wierzę, że w marcu już gdzieś na szlak wyruszę. Prawdopodobnie ze Szczyrku, choć to taka wstępna wersja.

      Usuń
  5. Dzięki za linka. Poszukam jego książek. Wracając do tej wycieczki przez Baranią. Przyjechałem do Węgierskiej Górki pociągiem z Tychów. Wysiadłem 7:50 i na Glinnem byłem o 9:45 Na Hali Radziechowskiej 10:15. O 10:50 przechodziłem koło tych wychodni skalnych przed Magurką Wiślańską. O 11:05 byłem na skrzyżowaniu szlaków na Magurce. 11:45 do około 12:05 byłem na Baraniej a o 12:35 już piłem piwko w schronisku :) Dalej Stecówka 14:10. Potem już nie robiłem zdjęć więc ciężko mi określić dokładne godziny ale na Kubalonce byłem coś koło 15 może trochę później. W każdym razie na dworcu w Głębcach byłem 16:20. Pociąg już stał więc się od razu władowałem do wagonu. Odjazd 16:50 i 19:04 wysiadłem na stacji w Kobiórze. Takie mam tempo chodzenia, które mi odpowiada najbardziej. Z dziećmi chodzę wolniej i muszę przyznać, że męczę się wtedy dużo bardziej.Moja praca polega na ciągłym chodzeniu więc jestem przyzwyczajony. Mam zresztą kolegę w pracy który chodzi jeszcze szybciej po górach. Każdy chodzi jak lubi. Chodzę też czasem z ludźmi którzy preferują krótsze wycieczki i wtedy się dostosowuję. Szanuję wszystkich bo w górach nie ma się co porywać na wyjścia ponad swoje siły. Co do Twojego bloga mam nadzieję że będzie się dalej rozwijał. Niekoniecznie musisz wpisywać coś co tydzień czy dwa ale od czasu do czasu będzie miło poczytać coś o górach i nie tylko, napisanych w Twoim stylu czyli prosto i z humorem. Czytam kilka blogów i muszę przyznać, że Twój czyta się najlepiej. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sprawdziłem Twoją trasę na dwóch portalach i uparcie wychodzi mi 29 km :)) Nie, nie , skąd, nie chcę być uszczypliwy, nie neguję Twoich dokonań, ale uważam, że 35 to za dużo, nieważne, że może i można to przejść (ja nie dałbym rady), ale za dużo i kropka. Myślę, że w turystyce najważniejsze jest poznawanie i doznawanie, a metry i kilometry, to sprawa o wiele dalsza. Choć jak wszystko i to jest kwestią bardzo indywidualnego gustu.

      Aha! Blog. Cieszę się, że Ci się podoba i że zauważyłeś, że nigdy nie był blogiem turystycznym. Właściwie to już go zakładając wiedziałem, że ma przestarzałą konwencję uniwersalnego pamiętnika, ale jak się tu powtarzam, ja jestem staroświecki, konserwatywny i takiego siebie lubię, więc i blog jest podobny.

      Dziękuję za miłe słowa. Na razie jeszcze nie zamykam, może coś mi się napisze.

      Usuń
  6. No masz rację. Przesadziłem z tymi 35km dokładnie wg Endomondo przeszedłem 31,37km w łącznym czasie przejścia tzn bez postoi 6 godzin 57min https://www.endomondo.com/users/5140398/workouts/763430305 Mam nadzieję że dobrze wkleiłem linka do tego Endomondo i się wyświetli ta moja mapa przejścia. Jak pisałem wcześniej każdy ma swoje tempo i styl. Ważne są przeżycia i doznania po drodze a nie czasy czy kilometry.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja liczyłem na Mapie Turystycznej i szlaki.net. wychodziło w obu przypadkach poniżej 30. Ale kichać metry. Sam poznałem swoje możliwości na wycieczce 15 i nie mam zamiaru tego powtarzać. Choć nie wiem, przyznaję, na ile na mój stan miało wpływ zmęczenie a na ile stres że mając 20 czy 30 zł w kieszeni zostanę na (przymrozkową) noc na parkowej ławce w Wiśle :))

      A powiedz mi, co to jest ten punkt bodajże 26? Bo rozumiem, że czerwonym do Kubalonki i przesiadka na zielony na Kozińce. Wszystko znam. Ale ta odnoga na mapie, to co? Tak jakbyś poszedł prosto i się wrócił :))

      Usuń
    2. No dokładnie. Poszedłem prosto drogą i się wracałem. Zresztą wcześniej też trochę się pogubiłem w miejscu gdzie szlak z Węgierskiej Górki skręca ostro w lewo. Stąd te dodatkowe metry. Poza tym Endomondo mierzy też metry jakie przeszedłem schodząc kawałek ze szlaku żeby np zrobić zdjęcia. Na Kubalonce to całkiem się potraciłem bo zmylił mnie ten zielony na Kozińce. Nie zauważyłem zielonych znaków po drugiej stronie drogi. Mam dość dużą wadę wzroku więc często gubię szlak :-) Ostatnio na Magurce też poszedłem źle i musiałem iść przez las poza szlakiem żeby dojść do właściwej ścieżki.

      Usuń
    3. Na Kubalonce faktycznie jest trudno znaleźć ten zielony prosto do dworca, gdy się przyszło od Szarculi, ale też nie masz czego żałować, bo jest szpetny. Las, las, las i potem asfalt tuż obok pędzących samochodów. To tylko łącznik taki. Na całej trasie tego odcinka jest jeden, słownie jeden widoczek do zrobienia zdjęcia!

      Usuń
  7. Dla mnie to była cenna nauczka bo od tego czasu dokładnie studiuje mapy i wszystkie rozwidlenia szlaków po drodze choć jak pokazała ostatnia wycieczka nie zawsze wszystko wychodzi. Teraz mam mapę w telefonie gdzie za pomocą GPS można łatwo ustalić swoją pozycję i to bardzo pomaga

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A właśnie się zastanawiałem czy dopisać, że Twoja aplikacja na nic się zdała w zderzeniu z rzeczywistością, ale nie chcę tu uchodzić za aż tak starego, zmierzłego i antynowoczesnego. W każdym razie trudno, napiszę to, uważam, że programiki na telefon dobre są do zabawy w domu, od biedy do planowania trasy. Bez internetu albo naładowanej baterii w górach leżysz. Nigdy bym czemuś takiemu nie zaufał. Zawsze biorę przewodnik i dobrą mapę papierową. Także dlatego, że większość telefonów potrzebuje właśnie internetu do wspomagania GPS-a, a programy ze szlakami są średnio dokładne.

      Mam w miare nowoczesnego Samsunga z androidem i siedmioletnią Nokię na symbianie. Nokia nawet w piwnicy łapie gps w kilka sekund bez jednego kilobajta transferu. Samsung na środku ulicy bez internetu jest dalej w czarnej dziurze:DDD



      Usuń
  8. Ja tam nie narzekam na te programy w telefonie choć mapę papierową też noszę w plecaku. Jednak jak już pomylisz drogę to w telefonie łatwiej jest się "zlokalizować".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, jeśli masz naładowana baterię, sygnał gps i (albo zależnie od modelu) Internet na dokładkę. A jeśli nie masz? Z mapą jest prawdziwiej, bo mapa zmusza do myślenia. Ale tu już schodzimy na tematy na zupełnie inny wpis :)) o tym co w nowoczesnych technologiach nas wspomaga, a co odbiera samodzielność (i środki z abonamentu, ha ha ha)


      A jak kupisz stary przewodnik Barańskiego to ani mapy ani telefonu nie potrzeba, bo tam każde w lewo i w prawo można wykuć w domu :)

      Usuń
  9. Aleście się rozgadali! A ja lubię chodzić "na czuja". i TO JEST pięknie ekscytujące :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też bym lubił na czuja, gdybym tam mieszkał, i ryzykował najwyżej spóźnienie do domu :)) albo gdybym nocował. Niestety przy jednodniówkach maksymalny "czuj" to zboczenie ze szlaku jakąś prostą drogą typu Ochodzita, Kościelec, Koczy Zamek albo bunkry w Węgierskiej.

      Usuń
    2. niestety, zgodzę się tylko w 25%. Czy jest jakaś różnica w tym, że mam być przykładowo na 17:35 na dworcu lub na 17:35 w domu? Mi się udaje wracać do domu na godzinę, na którą sobie zaplanowałem (czytaj zapowiedziałem domownikom). Chyba, że zaplanowałem, że nie wiem o której wrócę, ale to już inna inszość. Ale w zasadzie po co ja to piszę. Przepraszam, to nie wnosi nic do tematu. Proszę nie zachęcać mnie do dalszej polemiki.

      Usuń
    3. Nie zachęcam, ani nie zabraniam. Różnica jest i to duża. Jeżeli mieszkając gdzieś w okolicy wycieczki albo nocując tam mam "pobłądzić" to fakt, że zamiast na 17:30 przyjdę na 20:30 niczego nie zmieni, najwyżej ubarwi wspomnienia. Jeżeli o tej samej godzinie mam być na dworcu, to będę nocował na ławce, bo kolej chodzi spać z kurami. I tyle :))

      Usuń
  10. Janusz Ratka1 marca 2017 08:55

    Widzę, że poruszyliście problem z dojazdami. To jest chyba największa przeszkoda dla mnie bo chcąc dojechać pociągiem w góry najpierw muszę dwa razy przesiadać się w autobus. Żeby zdążyć na pociąg do Węgierskiej Górki czy Wisły - ten przed 6 w Tychach muszę wstać przed 4 rano. Samo wstawanie nie jest najgorsze tylko znalezienie połączenia autobusowego. W weekendy to jest w moim przypadku praktycznie niemożliwe bo albo nie zdążę albo kibluję na dworcu ponad godzinę co powoduje ze przez tą godzinę autem jestem w stanie dojechać niemal w każdy punkt naszych Beskidów. Podróż autem niesie jednak pewne ograniczenia bo trzeba wrócić w to samo miejsce no i piwa napić się nie można.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No jeszcze trzeba mieć to auto :))

      Dojazdy faktycznie są podłe. Kilka moich wycieczek nie doszło do skutku właśnie dlatego, że gdzieś tam ktoś mądry wymyślił, że pojadą cztery autobusy dziennie oczywiście (bo po co?) odjeżdżające zawsze przed przyjazdem pociągu. I co z tego, że sobie niżej podpisany coś ekstra w Beskidzie Żywieckim wynalazł, skoro, zwłaszcza w niedzielę skończyłby trasę na dworcu...

      Usuń
  11. Janusz Ratka1 marca 2017 21:55

    Teraz tak oglądam sobie nowe funkcje w mapach googla i jest fajna opcja wyszukiwania połączeń autobusowych i kolejowych.Ciekawe to wszystko bo wychodzi że jednak mogę się do Bielska na 7 dostać w weekend. Muszę to jeszcze sprawdzić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do Bielska czy Wisły jest sporo połączeń. Różnych. Pociąg, pekaes, busik.

      Rozumiem, że lubisz tzw. nowe technologie :)) W porządku. Ale tak trochę kręcąc się w kółko muszę znów napisać, co zmieni papier czy tablica na dworcu czy smartfon czy Internet jeżeli gdzieś jeżdżą 4 autobusy na dobę, a Koleje Śląskie zasypiają około 20 (przynajmniej na trasie z Wisły)?

      To właśnie mnie wkurza. Turysta z plecakiem prawie nikogo dziś "w terenie" nie obchodzi. Ani PTTK ani przewoźników ani gmin. Nie ma normalnej ujednoliconej informacji, kiepskie są dojazdy itp.

      Mam teraz przed sobą na biurku taki folder wydany przez Trójwieś Beskidzką. Bardziej to reklama niż cokolwiek więcej. Ale dobrze. Jest piękna mapa, są adresy noclegów i punktów gastronomicznych, są zdjęcia i są szlaki. Wiesz jak opisane? Np. Koniaków - Istebna - Wisła. Tyle. Nie gdzie się zaczyna, nie jaki ma kolor, ale że jest. Wystarczy :)) Reklamodawcom chyba, bo mało miejsca zajmuje. Turystom nie.

      I właśnie pierwsze skojarzenie takiego zostawienia nas samym sobie, to ta wycieczka o której pisałem wyżej. Zaplanowana w Beskid Żywiecki z małej miejscowości do której od pociągu dojeżdża się w może godzinę. Niedziela. I co? Pociąg jest chwilę po porannym autobusie, a kolejny ok. 11 rano. Nie da się wtedy zrobić całej trasy. I koniec. Nie pojechaliśmy.

      Przykład drugi. Beskid Mały, niedziela. Robimy dość długie kółeczko kończąc na Żarze i zjeżdżając kolejką. A na dole nie ma autobusu, choć jest i sporo turystów i przystanek. Musimy dylać ileś kilometrów już nawet nie pamiętam dokładnie gdzie i tam jeszcze półtorej godziny siedzieć na przystanku wąchając spaliny. Ciekaw jestem czy jest za granicą gdzieś taka "dbałość" o turystów.

      Usuń
  12. Janusz Ratka2 marca 2017 10:35

    Nie mam aż tak dużo styczności z komunikacją bo prawdę powiedziawszy 90% moich wycieczek odbywam jadąc na miejsce autem. W zeszłym roku w czasie urlopu postanowiłem pojechać jednak pociągiem. Podróż od wejścia u mnie w autobus do początku szlaku zajęła mi dokładnie 3 godziny i 21 minut. Trochę dużo ale biorąc pod uwagę że 2 godziny jechałem pociągiem nie jest źle. Jednak najbardziej brakuje mi takiej informacji gdzie w łatwy sposób można było sprawdzić połączenie od stacji kolejowych w Beskidach a małymi wioskami w których zaczynają się szlaki turystyczne. Bo tak jak piszesz idziesz sobie szlakiem i przychodząc na przystanek okazuje się że nie ma autobusu. Nie ma we władzach samorządowych miejscowości górskich wizji rozwoju turystyki. Przecież można się dogadać i stworzyć jakąś sieć połączeń w oparciu o rozkład kolejowy bo masa ludzi właśnie w ten sposób dojeżdża w Beskidy. Ja akurat mam możliwość dojazdu autem ale bardzo chętnie przesiadł bym się w komunikację ale musiałbym mieć pewność, że dochodząc do jakiegoś zaplanowanego miejsca będę miał połączenie żeby wrócić do domu. Niestety obecnie władze stawiają na turystykę hotelową. Ludzie mają przyjechać autem zaparkować pod hotelem i siedzieć w saunie i spa a góry obejrzeć z balkonu swojego drogiego apartamentu. Na takich ludziach miejscowi zarabiają najwięcej bo na nas zwykłych turystach to tylko grosze są i nie opłaca im się wymyślanie udogodnień. Gdyby nie prywatni przewoźnicy to pewnie władze samorządowe nawet by nie pomyślały że może przydałby się autobus do Szczyrku czy na Salmopol bo po co? Przecież taki turysta kupi bilet za 3,50 i pojedzie wieczorem do domu i nie zostawi kasy w hotelu czy restauracji. Kasa odgrywa tutaj pierwszorzędną rolę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nooo właśnie, a już się bałem, że zostaniemy z tą moją awersją do smartfonów jako podsumowaniem dyskusji :))

      Zgadzam się w stu procentach. Nie ma wizji, nie ma nawet najprostszej chęci. Ani u władz gmin, ani w Kolejach Śląskich, że o PTTK nie wspomnę. Bo faktycznie, cóż tam ten Portier za kasę u nich zostawi? Za colę i batonika?

      Usuń
  13. Dzięki za wpis, który podgrzewa u mnie jeszcze atmosferę oczekiwania na wiosnę i nasze Beskidy:) Jak zwykle celne tytuły, nuta ironii i łyżka dziegcu:) Zgadzam się z klasyfikacją w 70%, pozostałe 30% muszę naocznie zobaczyć:) Co do komunikacji - pełna zgoda. O ile Beskid Śląski jeszcze jest jako tako skomunikowany - kolej,busy i pks na trasie Bielsko - Szczyrk, nawet z Jaworzynki można w weekend po 16 dojechać do linii kolejowej w Wiśle, o tyle BŻ i BM pod tym względem prezentują się fatalnie. Sam analizowałem na weekend kilka krótkich wariantów tras - dla mojej żony głównie, to jedynie udało się wybrać trasę Złatna - Krawców Wierch - Glinka, bo akurat do tych miejscowości można było w sobotę dojechać. Po za tym - Złatna, Skałka, Soblówka, Sopotnia, Koszarawa, Kocierz itp. - brak możliwości zakończenia tras w w/w miejscowościach. I macie rację - liczy się tylko klient, który poleży w SPA, przyjdzie wieczorem na biesiadę i skorzysta z noclegu. Tylko nie pomyślą włodarze, że mogliby również zachęcić takiego turystę górskiego do skorzystania z noclegu, gdyby miał możliwość dojechać( i wrócić) w weekend w miejsca, które zapragnie odwiedzić. Poza tym - 10 pkt w skali od 0 do 10 za wpisanie na listę Glinnego i Gronika:) Pozdrawiam i życzę szybkiej wiosny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za jak zwykle pochlebną opinię :))

      To tak miało być parę słów, bo przecież blog jest martwy od lat, ale jak sobie zacząłem przypominać, wybierać fotki, oglądać mapy... to dobrze że była noc, bo bym w piżamie na dworzec poleciał. To takie samonakręcające.

      Ambitnych planów nie mam, zresztą w moim wieku jakiekolwiek plany to już ambicja :)) ale tak w marcu ruszyć sezon to muszę. I wszystko wskazuje na to, że w Śląskim, choć niewiele tam nieprzedeptanych tras, a tę na którą się wybieram mistrz Barański określił jako nużącą :)))

      Mam jeszcze inną, którą z kolei sam uznaję za średnią, ale nieważne. Cieszę się goniąc rano na pociąg, cieszę się jadąc, cieszę wysiadając "w górach". Same góry to w tym tylko jakiś procent, ha ha ha

      Pozdrowienia

      Usuń
  14. Widzę że byłeś na wycieczce wczoraj. O której byłeś na Błotnym? Ja tam przechodziłem koło 13:30. Chciałem wejść do schroniska ale te tłumy mnie odstraszyły więc poszedłem do Brennej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Około godziny później plus minus. W każdym razie wychodziliśmy po obiadku o 15:00. Ludzi faktycznie sporo, ale tak od Wielkiej Cisowej, wcześniej było pusto. Trasa raczej trudna, dość długa, temperatury też jakby nie kwietniowe, więc pomalutku. Ważne, że znowu parę kilometrów w nogach.

      Usuń
  15. No to się minęliśmy. Ja szedłem od Brennej przez Stary Groń, Grabową, Kotarz, Karkoszczonkę, Klimczok, Błatnią i schodziłem do Brennej. Od Brennej do Karkoszczonki spotkałem 4 osoby. Potem już tłumy ale było warto. Przeszedłem przez tą Hyrcę co opisywałeś kiedyś na blogu i jak to czytałem to nie wierzyłem że może być tak stromo ale wczoraj przekonałem się że tak jest naprawdę. Ja tam schodziłem i szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie podejścia po tych kamieniach pod górę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to była wycieczka czy za karę? :))) Dwadzieścia pięć kilometrów i to z takim przewyższeniem to ja dziękuję.

      Najlepsze są pochmurne poniedziałki. Wtedy nawet Szyndzielnia czy Klimczok są takie jakie być powinny góry.

      PS. Nie obraź się, ale skoro komentujesz filmik z YT, to mogłeś już tam. Na nadmiar komentarzy nie narzekam.

      A co do kamienistych gór, to Zebrzydka jest naj. Ale lubię ją, bo taka mała a wredna :)

      Usuń
    2. Przepraszam, że komentuję nie w tym miejscu co trzeba ale skoro już zacząłem tutaj to jeszcze dopowiem, że planowałem tylko z Brennej przez Grabową Kotarz Karkoszczonkę i zejście do Brennej Bukowej ale na Karkoszczonce byłem już o 11 a szło się tak fajnie, że żal było już schodzić więc stąd ten Klimczok i Błatnia. Pozdrawiam.

      Usuń
    3. No bez przesady, to nie kwestia przepraszania, po prostu się dziwię, bo tu nie ma filmu, a tam jest :)

      Trasa imponująca, ale szczerze powiem, żeby mi się nie chciało aż tyle. Zwłaszcza dobrowolnie z Grabowej na Kotarz :)) bo to kamień na kamieniu.

      Generalnie jednak trafił się nam super pogodny weekend. Oby nie ostatni w tym roku. Pozdrowienia

      Usuń

Teksty z tego bloga, moją książeczkę, zdjęcia i filmy można kopiować do użytku niekomercyjnego i/lub umieszczać na niekomercyjnych stronach www, w prezentacjach, publikacjach i innych - bez prawa do modyfikowania - po podaniu autora (Portier) oraz adresu strony z której zasobów zostały pobrane (www.otoportier.blogspot.com). Wykorzystanie komercyjne jakiegokolwiek materiału wyłącznie po kontakcie z autorem i uzyskaniu jego wyraźnej zgody. Adres do korespondencji znajduje się na stronie mojego profilu w serwisie Blogger.