Problemy z dodaniem komentarza? Wyślij mi go mailem - opublikuję. Adres znajdziesz w moim profilu!

Uwaga! Komentarze pojawiają się z opóźnieniem - po przejrzeniu dla odsiania spamu (i tylko jego!)


wtorek, 11 sierpnia 2009

Generał kontra zerówka

Moja znajoma opowiadała mi dziś o przygotowaniach, jakie poczyniła w związku ze zbliżającym się rokiem szkolnym i koniecznością wyekwipowania swojego synka do zerówki. Nie dowierzałem, gdy stwierdziła, że jej dziecko nie tylko potrzebuje książek i zeszytów, co od biedy mógłbym uznać za akceptowalny postęp w stosunku do własnych doświadczeń, ale także, że uczy się angielskiego, a od pierwszej klasy podstawówki dojdzie do tego poza „normalnymi” przedmiotami jeszcze informatyka. Za moich czasów (wiem, dawno) było powodem do dumy, jeżeli przychodząc do pierwszej klasy umiało się choćby trochę czytać i pisać, ale książki, zeszyty i języki obce? W życiu Karola! I jeszcze te komputery!

Czy to dobrze czy źle? Zależy jak patrzeć. Być może są to wszystko kwestie zależne bardziej niż chcielibyśmy to uznać od czasów i okoliczności. Za matuszki komuny na nic przecież byłoby uczyć dziecko informatyki skoro jedno Spectrum czy ATARI przypadało na pół osiedla, a cały dorosły świat był od A do Z „analogowy”, ale dziś? Nie da się żyć obok nowoczesności nawet jeżeli nie w pełni się ją akceptuje (patrz wczorajszy wpis). Nie bardzo pamiętam czego uczono mnie w zerówce, ale raczej na pewno koncentrowało się to bardziej na zabawach i grach, więc pewnie dlatego to, co dziś usłyszałem tak mnie zadziwiło. Z drugiej strony cieszę się, że młode pokolenia wyzbędą się (być może) strachu przed nowoczesnością jaki nam, ludziom co nieco starszym ciągle jeszcze towarzyszy. Czy tylko z winy PRL-owskiego wychowania? Chyba nie do końca. Jest tu taka śmieszna prawidłowość, którą jak sądzę można przenieść „ w górę”. Proszę zauważyć jaka głównie jest trudność w nauczeniu obsługi np. komórki czy komputera osoby w wieku średnim lub średnio wyższym (ładny eufemizm?). W 90% jest to wina zakodowanej w nas „prawidłowości jednego przycisku”. Nawyku, że jeden przycisk, klawisz, guzik i jak go tam zwał służy do jednej, góra dwóch funkcji. Coś na zasadzie włącznika światła albo pralki Frania. I teraz zrozumienie albo lepiej zaakceptowanie faktu, że tenże przycisk może ZMIENIAĆ przypisane mu działanie zależnie od okoliczności jest pierwszą barierą poznawczą, że pozwolę sobie na takie szumne określenie.

My, drogie moje rówieśniczki i rówieśnicy po prostu mamy stary BIOS! Nie rozpoznajemy sprzętu. Należy to rozumieć szerzej, a więc, że nie nauczono nas adaptowania się do zmieniających się warunków, do swego rodzaju rozwoju. Oczywiście rozwijamy się, a jakże, ale starając się w większości przypadków nie przekraczać bezpiecznych granic. A więc na przykład poprawienie swojego wykształcenia jest jeszcze Ok., ale już zaczęcie czegoś od zera… takie jakieś… śmieszno dziwaczno niepotrzebne…

Podoba mi się stwierdzenie, że ważniejsza od stałego posiadania informacji jest umiejętność jej znalezienia i wykorzystania. Tego nas niestety wujek Wojciech w ciemnych okularach i jego poprzednicy nie nauczyli. No i wreszcie. Czy chciałbym być dziś dzieckiem i mieć takie szanse i taki świat o jakim nie śniłem marząc o batonikach Mars pod pachnącym wielkim światem sklepem Pewexu?
Nie.
Chyba nie.
A może troszeczkę?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Teksty z tego bloga, moją książeczkę, zdjęcia i filmy można kopiować do użytku niekomercyjnego i/lub umieszczać na niekomercyjnych stronach www, w prezentacjach, publikacjach i innych - bez prawa do modyfikowania - po podaniu autora (Portier) oraz adresu strony z której zasobów zostały pobrane (www.otoportier.blogspot.com). Wykorzystanie komercyjne jakiegokolwiek materiału wyłącznie po kontakcie z autorem i uzyskaniu jego wyraźnej zgody. Adres do korespondencji znajduje się na stronie mojego profilu w serwisie Blogger.