„Dlaczego miałeś wyłączoną komórkę?!”, „Dlaczego nie ma cię na Naszej-Klasie?”
Hmm… Takie dwie kwestie które słyszę już od kilku lat co jakiś czas. Niby mało ważne, ale symptomatyczne, bo przecież dajmy na to w 1995 roku NIKT by ich nie zrozumiał, a to tylko (aż?) 14 lat. Jestem wprawdzie gorącym zwolennikiem techniki i usprawniania naszego życia, ale mimo to, tylko zwolennikiem, nie fanatykiem. Uważam, że telefon komórkowy mam po to by z niego dzwonić lub połączenia odbierać i tak jak mając żelazko nie trzymam go cały czas „pod parą” tak nie widzę potrzeby „mania” (Neologizm. Mój.) non stop włączonego telefonu. A może nie mam dziś ochoty na rozmowy? Może czytam ciekawą książkę? Może idę na spacer albo… robię sto tysięcy innych rzeczy które mogę robić w danym momencie swojego życia? Czy mam prawo do tej chwili offline? Myślę że mam.
Bądź co bądź poprzednie pokolenia które znały tylko telefony stacjonarne, żyły jakoś i radziły sobie całkiem dobrze, mimo że czasem z niektórymi ich przedstawicielami można się było skontaktować raz dziennie albo i rzadziej. I proszę mi nie mówić, że to życie od nas tego wymaga byśmy byli na całodobowym nasłuchu. Nie wymaga. O ile ktoś nie jest lekarzem, policjantem, wojskowym czy strażakiem – moim skromnym zdaniem nie wymaga.
A czy zwróciliście uwagę na dziwną usługę jaką są tzw. „darmowe minuty”? Ilu z nas odebrało telefon słysząc w słuchawce „Aaa… Cześć! Wiesz, tak do ciebie dzwonię, bo mam dużo darmowych minut!” Znaczy po polsku, nie mam nic ważnego, ale szkoda żeby się zmarnowało. I tak się to nasze życie upraszcza i upraszcza. Nie rozmawiamy dlatego że mamy taką potrzebę, ale dlatego, że dali nam darmowe minuty. Nie piszemy listów, tylko maile, albo jeszcze gorzej – używamy komunikatorów, które zamieniają nasze myśli w gorący kubek. Byle jak, byle szybko.
Aha! I jeszcze portal dla ludzi z kasą. ;) Pewien mój przyjaciel swego czasu zapytał mnie z wyrzutem dlaczego nie mógł mnie tam znaleźć i moja odpowiedź „dlatego, że mnie tam nie ma” wydała mu się czymś łagodnie mówiąc dziwnym. No więc przyjrzałem się i ja temu serwisowi. Nie żebym krytykował pomysł, skądże. Też poczułem mrówki na plecach otwierając zdjęcie dziewczyny w której kochałem się platonicznie od przedszkola. Ma to swój urok, ale chyba tylko taki jak powyżej, bo wgłębiając się bardziej widzi się coś co zamiast PROFIL powinno nazywać się MIEJSCE NA TWOJĄ REKLAMĘ. „To ja w moim nowym autku”, „To ja i nasza działka”, „…a to Pikuś za 1230 pln jak sika pod drzewkiem”. Taaa… Baaardzo ciekawe.
Gorzej kiedy okazuje się, że autko stoi w salonie, działka jest sąsiadów, a Pikuś przyszedł od cioci, bo też, tak jak my lubi wędliny z tanich marketów. No i pomyślałem przy okazji z czym ja mógłbym sobie zrobić taką fotkę. „To ja i moje Dual Core. Niedługo wymieniam na Quada. Ale będzie czadówa!”. „To moja Vista Premium. Legalna o dziwo. Naprawdę se ją kupiłem. Słowo.”
Nie. To chyba nie dla mnie. I jeszcze fan club wielbicieli żółtych mokasynów oraz muzyki Italo Disco granej na skrzypcach. Brr… I tak sobie postanowiłem, że nie założę tego profilu na NK i mało tego, nadal będę wyłączał komórkę kiedy poczuję potrzebę wolności od cyfrowego świata. Ale zdjęcie mojej przewodniczącej z podstawówki jednak sobie zatrzymam.
Ładna jest.
O, Mój Drogi!
OdpowiedzUsuńTak sie nie robi. Nie można byc trochę w ciąży. Albo odrzucasz Naszą-Klasę ze wszystkimi jej dobrodziejstwami i niedostatkami, albo nie. Taki jesteś zasadniczy, a tymczasem właśnie zastosowałeś rozwiązanie "na skróty".
Nieładnie...
Czy ja mogę skomentować taki stareńki post? Gospodarz bloga zadecyduje, a ja sobie na razie popiszę. Ktoś trafnie nazwał telefon komórkowy smyczą. A człowiek chce być wolny a nie chodzić na smyczy, czy ze smyczą. Telefon ma MNIE służyć a nie ja jemu. Więc dlaczego czuję niepokój gdy zapomne go wziąć? Bo właśnie wtedy najczęściej dzwoni ktoś, na kogo sygnał z utęsknieniem czekałam.(prawo Murphy'ego?)
OdpowiedzUsuńJaki ja tam gospodarz? Ja tu tylko klucze wydaję! ;)
OdpowiedzUsuńNo właśnie pytanie jest takie czy wszystko co tracimy nie mając zawsze włączonej komórki czy programu pocztowego jest naprawdę aż tak decydujące dla naszego życia, że nie może trochę poczekać?
Moim zdaniem może.
Moim zdaniem również. Jeżeli ktoś ma do mnie pilną sprawę i nie zastał mnie przy komórce, to może przecież zadzwonić jeszcze raz – później. Jeżeli nie zadzwoni ponownie lub nie zostawi wiadomości na sekretarce, tak bym mogła oddzwonić w dogodnym dla mnie czasie, to znaczy, że nie było to coś ważnego. Niczego nie straciła, wręcz przeciwnie – zaoszczędziłam swój drogocenny czas.
UsuńMnie również śmieszą podobne pytania, a raczej nie same pytania, co reakcja pytającego na moją odpowiedź, że NIE! Dziwi mnie, że ktoś się dziwi, że nie jestem małpką, że nie robię tego, co inni przywykli robić. Dziwi mnie, że kogoś dziwi iż nadal chcę pozostać sobą i mieć prawo do własnego wyboru, że odrzucam podążanie za aktualnie "obowiązującą" modą i znajduję inne, ciekawsze zajęcia w tym technicznie bardzo już rozwiniętym świecie, od uwiązywania się do komórki, bądź też do Naszej-Klasy, czy jakiegoś innego "obowiązującego" portalu. Dlaczego mnie to dziwi?
OdpowiedzUsuńPonieważ mnie nie dziwi czyjeś przywiązanie się do swojego telefonu, czy też do jakiegoś ulubionego portalu. Dokonali wyboru, do jakiego mieli prawo, podobnie jak i ja to zrobiłam.
Współczesność promuje zachowania stadne, a nie dla każdego są one wystarczająco atrakcyjnym wyborem.
UsuńPierwszy telefon kupiłam w 2005, wymogła na tym moja praca. Zrobiłam to jednak pod przymusem i przez pierwsze pół roku bardzo mnie moja nowa komórka uwierała w kieszeni. Jest 2013 i nadal mnie uwiera. chociaż już nieco mniej. Na NK nigdy nie miałam profilu, a do FB dołączyłam dopiero niedawno. Gdybym mogła, do dzisiaj nie miałabym telefonu ani konta na żadnym portalu społecznościowym. Jednak bez tego ani firma, ani blog nie ma szans znalezienia swoich odbiorców, więc trzeba się dostosować. :) Jeden pozytyw - poznajemy dzięki temu wielu ciekawych ludzi :)
OdpowiedzUsuńSkłamałbym pisząc, że nie lubię telefonów komórkowych. Pomogły mi w wielu trudnych sytuacjach, w innych pozwoliły zaoszczędzić czas i pieniądze, które musiałbym poświęcić na jazdę gdzieś no i także dały możliwość długich pogaduch z ludźmi, z którymi chcę czy chciałem je (pogaduchy) prowadzić. Więc podsumowując, nie, nie mógłbym określić komórek jako czegoś co mi przeszkadza. Ale przeszkadza mi niejako przymus ich stałego posiadania i odbierania każdej rozmowy o każdej porze. Przeszkadza mi także jak to napisałem powyżej dosyć częsta w naszych czasach irytacja, że będąc gdzieś tam z kimś tam albo chcąc mieć dzień wolny od świata obrywam po uszach za bycie offline...
UsuńCo do portali społecznościowych, to nie ma co kryć, że żeby tą swoją pierwszą miłość z podstawówki zobaczyć musiałem założyć konto na NK, ale po "obejrzeniu" paru albo parudziesięciu osób po prostu profil porzuciłem. Z Fb zaś jest jeszcze śmieszniej. Założyłem konto i jako pierwszy i jedyny proponowany znajomy wyskoczył mi mój były szef, który jak się to kiedyś mówiło jest mi krewny 1300 zł od jakiegoś 2003 roku :))
Tego samego dnia odwróciłem się do facebooka... bokiem :))
Skoro piszę tu komenta, znaczy, że już tu dotarłem licząc od najstarszego posta ;). Wracając do tematu. Parę latek minęło od tego wpisu panie Portierze. Czy coś się w międzyczasie zmieniło? Tzn czy przypadkiem nie jest pan non stop onlajn na swoim smartfonie? I czy nadal jest pan do fejsa odwrócony bokiem? Nie pytam złośliwie, tak po prostu. PS. Ja na przykład nadal nie mam konta na FB i myślę, że jeszcze jakiś czas uda mi się tak pociągnąć, chyba że, zamiast dowodów osobistych wprowadzą obowiązkowe oficjalne konto tamże, bo przecież i tak je wszyscy (prawie) już tam mają, więc nie trzeba infrastruktury dodatkowej budować. Hehe. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTylko bez "panów" proszę :) Nie używam tu imienia, ale Portier jako nick mnie nie obraża.
UsuńNie jestem wrogiem techniki i postępu. Lubię wszelką elektronikę, ale też lubię nad nią panować a nie się jej poddawać. Dlatego np. używam smartfona, ale na Symbianie a nie Androidzie czy WP. Ma drobną część parametrów tamtych a bije je na głowę jakością i (nie zawsze może, ale naprawdę często) możliwościami.
Facebooka nadal omijam szerokim łukiem, podobnie jak Instagrama, Twittera i inne takie. Miliony zdań, które giną w mroku po kilku godzinach i miliony komentarzy czasem ograniczających się do kliknięcia "łapki w górę". To trochę jak z pewną moją kuzynką z którą od dwudziestu lat mówimy sobie cześć, ale na dobrą sprawę nic o sobie nie wiemy. Po co mi to?
Mam taką teorię, że świat nie jest czymś co jest nam narzucone, tylko czymś co wszyscy budujemy. Swoim życiem. W związku z tym na przykład jeżeli w mailu zamiast "witam" piszę "dzień dobry", a w urzędowym piśmie zamiast "z poważaniem" przedwojennie nieco, ale sympatycznie jak sądzę "pozostaję z poważaniem" to póki tu jestem mam do tego prawo. Bo "mój jest ten kawałek podłogi" :)
Pozdrawiam