Problemy z dodaniem komentarza? Wyślij mi go mailem - opublikuję. Adres znajdziesz w moim profilu!

Uwaga! Komentarze pojawiają się z opóźnieniem - po przejrzeniu dla odsiania spamu (i tylko jego!)


sobota, 19 czerwca 2010

Spod dywanu

Człowieka należy rozumieć poczynając „od dołu”
– od jego głodu, chłodu, bezdomności.
Karol Marks
--------------------------------------------------------------------------

„Kandydaci poruszają często nudne problemy tzw. klasy robotniczej, która przecież w swoim XIX wiecznym ujęciu dawno już nie istnieje, podczas gdy tyle jest ważnych spraw, o których należy mówić, takich jak związki homoseksualne,  ochrona przyrody i inne.”

Amen.

Taką oto opinię wygłosiła pewna pani w pewnej stacji radiowej kilka dni temu. I bynajmniej nie była to jakaś ekstrawagancka słuchaczka, a osoba zaproszona do studia, czyli działaczka bądź polityk (na to niestety nie zwróciłem uwagi przy prezentacji). No i nie wiem, śmiać się czy płakać? I jeszcze: nad nią czy może jednak nad sobą? A może po połowie?

Zastanawiam się czasem ile jest Polsk, to znaczy ile różnych rzeczywistości równoległych istnieje wokół nas, skoro ktoś najzupełniej poważnie może wygłaszać słowa takie jak zacytowane i nie czuć przy tym, że (szukam łagodnego określenia) powiedzmy błądzi.

Gdyby przysłuchać się na przykład co niektórym z kandydatów na prezydenta można dojść do wniosku, że nasz kraj składa się wyłącznie z młodych, wykształconych, otwartych na świat i pełnych zapału obywateli. Obywateli, których codziennością są przeszklone windy, wielkie korporacje, granie na giełdzie oraz klimatyzowane biura. Czasem wydaje się wręcz, że poza tymi właśnie ludźmi sukcesu istnieją gdzieś jeszcze ewentualnie tylko rolnicy. Ot, takie niedobitki w rezerwatach dawnych czasów. Rolnika trudno „ominąć”, więc coś niecoś się o nim wspomina. Robotnika pochowano jako NN.

Bywa, że i tu, w Internecie i w tak zwanym realu jestem świadkiem użalania się nad sobą ludzi, których w depresję wpędza niezmienione od pięciu lat auto czy pensja niższa o tysiąc złotych od koleżanki/kolegi, co to robi u konkurencji.
A gdybyście mieli wyżyć za 900 zł?
Co wtedy?

A gdybyście nie jeździli od dziesiątek lat na wakacje, żywili się paskudztwami z tanich marketów, kupowali ciuchy w lumpeksach? Co, pytam się, wtedy? Czy potrafilibyście normalnie żyć i funkcjonować? Obronić się przed upadkiem, piciem, biciem, schamieniem, mimo, że świat każdego dnia zdaje się mieć was w głębokim niekoniecznie poważaniu?

Pisałem już parokrotnie o tym, że w każdym społeczeństwie znajdują się jednostki, które cokolwiek by zrobić i tak przejdą przez życie po najkrótszej prostej, tzn. plus minus aby przetrwać. Nie wybiorą kierunku studiów, bo matura będzie dla nich nieosiągalnym szczytem, nie skończą kursów, nie załatwią niczego w urzędzie, a widok zeznania podatkowego będzie u nich powodował dreszcze. I to nie ich wina, bo zawsze tacy ludzie byli i będą. Zawsze też będzie ciut wyżej stojąca ta typowa „klasa robotnicza”, to znaczy hutnicy, budowlańcy, kierowcy itp.
Oni też raczej wyżyn intelektualnych nie osiągną, a i finansowe rzadko kiedy, ale będąc razem w z tymi wcześniej wspomnianymi taką właśnie krańcową w cudzysłowie częścią nowoczesnego społeczeństwa tym bardziej zasługują na uwagę. Nie na opiekę czy troskę, ale na uwagę właśnie. Na zaadoptowanie do współczesności.

Śmiać mi się chce ze skądinąd słusznego postulatu darmowego Internetu w każdym domu, skoro wiem, że są ludzie dla których mięso na obiad to luksus. Znajmy proporcje!
Jeżeli część z nas żyje nieźle bądź normalnie, to czy wielkim wyrzeczeniem byłoby oczekiwać, że wstrzyma kroku, aby i ci z końca peletonu załapali się chociażby na warunki akceptowalne? Powtarzam: AKCEPTOWALNE tylko. A potem już proszę bardzo, ruszajmy razem!

Nie, nie, spokojnie, nie komunizuję. Nie zazdroszczę ani nie chcę niczego odbierać bogatym. To jasne, że człowiek wykształcony i dobrze funkcjonujący ma prawo do odpowiedniego statusu, ale kwestią kluczową jest, jaki będzie poziom minimum dla kogoś kto tych kryteriów nie spełnia.

Ogłoszono kilka dni temu na przykład z ogromną dumą, że wzrosło zatrudnienie oraz średnia pensja. Cudownie. Po prostu skaczę z radości. Wolałbym jednak, aby w ten sam sposób przedstawiona została liczba osób zatrudnionych w naszym kraju na „umowy śmieciowe” oraz pensję minimalną. Więcej powiem! Oczekiwałbym, że poszczególne firmy, tak pięknie reklamujące siebie i swoje produkty również upublicznią dane na temat procentowego udziału takich pracowników w całości załogi.

To ma być wstyd. Wstyd nie dla tego, który dziesiątego dostanie na konto 950 zł, ale dla tego, który mu tyle płaci, a potem nazywa siebie menadżerem. Niekoniecznie bowiem musimy szukać wyzysku i niewolnictwa w Azji czy Afryce, gdy czasem ktoś mieszkający z nami drzwi w drzwi może być w całkiem podobnej sytuacji.

Nie wolno nam o tym zapominać.

4 komentarze:

  1. Mam kolegę którego ojciec jest na wysokim stanowisku w branży biznesowej. W pewnej dyskusji stwierdziłem że nie wierze, że prosperującego pracodawcy nie stać na normalne minimum na umowie o pracę a posiłkowanie się minimum na umowie o dzieło oraz zlecenie (to nie to samo minimum ). Ojciec kolegi stwierdził, że to jest to biznes, no i to wszystko. Zresztą kolega ma takie samo zdanie. Zastanawiające jest dla mnie to, że jeżeli chodzi o osoby zatrudnione w branży górniczej (ojciec kolegi był kiedyś z tą branżą związany) to syn potrafi o prawa pracownicze walczyć jak lew. Ciekaw jestem co by powiedzieli gdybym zaproponował warunki umowy o dzieło górnikowi (nie wiem być może takie też się zdarzają?). Pewnie wyrazili by swoje oburzenie, że tak nie można bo to ciężka, niebezpieczna praca-zgoda. Ale czyżby ludzie wykonujący pracę inną niż górnicza to obiboki ? Niestety obawiam się że w kwestii „umów śmieciowych” nic się nie zmieni dopóki sami nie zaczniemy pracodawców "uświadamiać" i na drodze postępowań w sądzie pracy domagać się swych praw. Dziękuję Panu Portierowi, że uświadomił mnie odnośnie mojej "umowy śmieciowej". A ja mam nadzieję że już za niedługo (jak zmienię miejsce pracy) będę mógł zmierzyć się z moim "praco-dawcą":)

    OdpowiedzUsuń
  2. "Umowa śmieciowa" to określenie stosowane przez Bogusława Ziętka - jednego z kandydatów na prezydenta. Moim zdaniem całkiem słusznie. Nie próbuję tutaj oczywiście tworzyć jakiegoś "szlachectwa biedy", bo nie w tym rzecz, ale uważam, że pensja minimalna przeznaczona jest dla osób nowoprzyjętych i to do najprostszych prac. Każdy, kto się sprawdził i pracuje dłużej załuguje na coś więcej. Od jego zawodu i kwalifikacji zależy oczywiście O ILE WIĘCEJ. Umowy zlecenia zaś i umowy o dzieło są sposobem zatrudniania kogoś kto ma już jakieś dochody i ubezpieczenia.

    Jak te założenia mają się do rzeczywistości sam Pan zapewne wie. Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Witaj Portierze.
    Jeszcze jedna kwestia przy okazji tych "śmieciowych umów" jest tak, że argumentem, którym zasłaniają się pracodawcy są wysokie składki ZUS, czyli faktyczny koszt ponoszony przez przedsiębiorcę. Dlatego ów przedsiębiorca, chcąc to obejść "oszukuje" państwo, zatrudniając oficjalnie na najniższe wynagrodzenie. Nikt już jednak nie wspomina, że to nie PAŃSTWO - czyli ten mityczny, złośliwy i krwiożerczy twór - pan przedsiębiorca oszukuje, ale KAŻDEGO PRACOWNIKA, którego okrada z jego emerytury!
    Sama od lat pracuję w ten sposób, więc wiem,co mówię. Niestety. Nie wiem, w jaki sposób można to ukrócić, uciąć, co zrobić, żeby zmienić ten stan rzeczy? A jednocześnie by nie stracić pracy i nie być persona non grata, bo wariat i pieniacz, więc go nie zatrudniaj. Przecież nikt mi nie wmówi, że w gospodarce brakuje pieniędzy, by ludziom płacić godziwie i zgodnie z prawem i wszelkimi szykanami za ich pracę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Po pierwsze "umowa śmieciowa" to synonim umów zleceń i umów o dzieło dawanych tam, gdzie powinna być umowa o pracę. Tak więc pensja minimalna, ale jednak na normalnej umowie, z prawem do chorobowego, urlopu, składkami emerytalnymi to już (z przymrużeniem oka) wyższa szarża.

    Jeśli chodzi o te rzekome koszta to prowadziłem nie tak dawno dyskusję z dwoma byłymi przedsiębiorcami, którzy tłumaczyli się tak samo. Tyle, że to kłamstwo, bo zapominają o jednym. Takie są REALNE wymogi zatrudniania pracownika. Koniec, kropka. Jeśli ja mogę mieć Windowsa za 1 zł ściągając pirata z netu to dlaczego biorę trzy stówy z hakiem i kupuję w sklepie? Bo taka jest norma. Dla nich widać normy, tym razem z Kodeksu Pracy to "za drogo".

    A co trzeba robić? Każdy decyduje sam. Moim zdaniem donosić (?) do PIP, a jeśli nie teraz to przynajmniej zbierać dowody na później. I nie "litować się" nad biednym biznesmenem, bo to litość nad złodziejem. Inna sprawa na ile działania przeciętnego Kowalskiego w takim kierunku mogą coś faktycznie zmienić, ale to temat na dłuższą historię.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

Teksty z tego bloga, moją książeczkę, zdjęcia i filmy można kopiować do użytku niekomercyjnego i/lub umieszczać na niekomercyjnych stronach www, w prezentacjach, publikacjach i innych - bez prawa do modyfikowania - po podaniu autora (Portier) oraz adresu strony z której zasobów zostały pobrane (www.otoportier.blogspot.com). Wykorzystanie komercyjne jakiegokolwiek materiału wyłącznie po kontakcie z autorem i uzyskaniu jego wyraźnej zgody. Adres do korespondencji znajduje się na stronie mojego profilu w serwisie Blogger.