Problemy z dodaniem komentarza? Wyślij mi go mailem - opublikuję. Adres znajdziesz w moim profilu!

Uwaga! Komentarze pojawiają się z opóźnieniem - po przejrzeniu dla odsiania spamu (i tylko jego!)


wtorek, 5 października 2010

Szaroświat umarłego czasu

Wyobraź sobie, że Twoje życie to złudzenie.

Wyobraź sobie, że za drzwiami, które za chwilę otworzysz nie ma TERAZ nic, a COŚ pojawi się dopiero, gdy naciśniesz klamkę. Jakby ktoś zmieniał dekorację tuż przed Twoim przyjściem.  Tworzył DALSZY CIĄG.

Myślałeś kiedyś, gdzie trafisz, jeśli któreś z wielu drzwi w swoim życiu otworzysz o sekundę za wcześnie?

Wyobraź sobie miejsce, w którym czas nie istnieje. Szare, mokre, ponure.  Ulice bez nazw, autobusy bez tras, ludzi bez życia. Wlokące się po spękanych brudnych chodnikach postacie w których oczach jest tylko nicość.
Krzyczysz? Aagggghhhhhhh…
Tutaj nie ma krzyku.
Tutaj nie ma już nic poza trwaniem. Dzień, rok, wiek.

Szaroświat.

On też wyszedł z domu o jeden krok za szybko. Na chwilę, może kilka godzin. Za szybko.
Szaroświat pochłonął go jak bagno. Wessał. Zabrał mu życie.
Przez osiemnaście lat błąkał się po nim szukając wyjścia. A może wcale nie szukając?

Przez osiemnaście lat tutaj umarł, został zapomniany, wykreślony, usunięty ze świadomości. Choć przecież był. Tuż obok. Za jednymi z tych drzwi, których nie wolno Ci otworzyć o niewłaściwej porze.

Albo Ona. Przez czyjąś zapewne nieuwagę trafiła do miejsca w którym była dawno temu. Zbyt dawno by teraz bezkarnie tam wracać.

Twoje marzenia. Przeżyć coś jeszcze raz. Zobaczyć kogoś jeszcze raz.

Wyobraź sobie…

Wracasz TAM. Jesteś.
Wydaje Ci się, że WIESZ i ROZUMIESZ, ale nie dociera do Ciebie, że NIE MOŻESZ. Ten świat już się przeżył. Ci, którzy mieli odejść, odeszli. Ci, którzy mieli umrzeć, umrą. Co miało się rozpaść i tak się rozpadnie. Jeszcze raz. I znowu. Jak na zapętlonym filmie.

A Ty stoisz drżąc i widzisz tylko to, czego nikt już nigdy nie odmieni.

Ona zdążyła się cofnąć. Z pozoru nic się nie zmieniło. Ale szarość jak trupi jad przeżarła jej pamięć i sny. Przesączyła się do nich.

Dwa światy. Ona tu, dzisiaj, i ona TAM, w DAWNO MINIONYM.
Druga strona lustra. Za blisko, by ją ignorować. Za boleśnie, by w nią uwierzyć.

A gdy dojdzie się do końca początku żadna odpowiedź nie da nam już niczego. Ci, którzy mieli odejść, odeszli. Ci, którzy mieli umrzeć, umrą. Co miało się rozpaść i tak się rozpadnie. Jeszcze raz. I znowu. Jak na zapętlonym filmie...

-----------------------------------------

„Dom II” oraz „List”
z tomiku „Jakim prawem” autorstwa Jerzego Urbana (!!!).


18 komentarzy:

  1. a to jest chyba odwrotność nazwy mojego bloga, o :)

    OdpowiedzUsuń
  2. To w ogóle jest odwrotność wszystkiego. I może dlatego tak akurat odbiły mi się w głowie te dwie w książce w zasadzie bardziej sądowe niż niesamowite historyjki.

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam to dawno temu. Teraz udało mi się kupić na jakimś pchlim targu.

    OdpowiedzUsuń
  4. A ja wyprosiłem u kolegi, który planował toto wyrzucić razem z paroma kilogramami innych skarbów lyteratury ;))

    No i powiem, że po lekturze "Samosądów" tego samego autora, że o NIE nie wspomnę, tutaj padłem na kolana. Świetnie napisane i bardzo wciągające. A te właśnie dwie historie, o których wspominam to gotowy materiał na polską wersję Strefy Mroku ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie rozumiem tego posta... ale dlaczego mam łzy w oczach?

    OdpowiedzUsuń
  6. @ anna s.:
    On jest nie tyle do rozumienia ile do czucia. Taki bardziej "dożylny" można powiedzieć.

    Piętnaście lat temu pewien człowiek był na dnie. Nie miał nic. Drżał gdy przechodząc obok piekarni dane mu było poczuć zapach chleba... jedzenia... ciepła.
    Nie czytał książek, nie słuchał radia, nie oglądał telwizji. Nie interesowało go już nic, poza tym by przeżyć jeszcze parę dni. By coś zjeść. By zasnąć w cieple. Cała reszta była OBOK.
    To właśnie szaroświat. Koszmar. Zimno. Obcość.

    Szaroświat to taki inny wymiar tuż obok nas. Będąc TUTAJ nawet go nie dostrzegamy, ale czasem jeden nasz ruch, jedno słowo, jeden czyn przenoszą nas do niego już na zawsze lub przynajmniej na bardzo długo.

    W tych opowiadaniach też tak jest.

    W pierwszym pewna kobieta trafia do domu w którym prześladują ją koszmary i którego nienawidzi choć nie ma ku temu żadnych realnych podstaw. Krok po kroku po wielu latach dowiaduje się, że już tu kiedyś była, że ten dom i ludzie w nim mieszkający mieli wpływ na jej życie. Zupełnie inny niż mogłaby kiedykolwiek przypuszczać...

    W drugim mężczyzna stojący przed wyborem: żona czy kochanka tak zapętla swoje decyzje i uczynki, że nie wiedzieć kiedy na osiemnaście lat znika z życia, w którym funkcjonował. I choć nie umiera, to "budzi się" pośród innych spraw, ludzi i priorytetów. Gmatwa swój życiorys z każdym kolejnym rokiem i poznaje dosłownie i w przenośni obszary, na które wcześniej za nic by nie wszedł. Przechodzi swój czyściec.

    Swój szaroświat.

    OdpowiedzUsuń
  7. Troszkę nie kumam o co chodzi ale cieszę się, ze Wam się podoba ;D

    OdpowiedzUsuń
  8. Uff! Jak już umrę to w Wikipedii pewnie ktos dopowie o co mi chodziło :))

    PS. Ale ostrzegam, że to nie tak szybko jeszcze.

    OdpowiedzUsuń
  9. Gonitwa za marnościami, brak czasu na zatrzymanie się i refleksję, monotonia sprowadzająca się często tylko do pracy, jedzenia i spania i tak na okrągło, pozbawia człowieka rozpoznania sensu zawartego w życiu. To właśnie wtedy płynie ono jakby obok niego, jakby jego własne ja nie istniało. Zapomniał o sobie, zapomniał o innych, stoczył się do niebytu, nie potrafi wykrzesać z siebie niczego wartościowego dla nikogo, tym bardziej dla siebie samego. Zszedł do szaroświatu i dał się pochłonąć jego nicości.

    Każdy w końcu musi odejść, ale nie każdy w niebyt. Te dwa światy mogą połączyć się w jeden dla tych, którzy akceptują mijający czas, siebie i robią dobry użytek z tych wartości. Oni będą trwać w tym co posiali i w swoich potomkach, bo zadbali o swoje odbicie w lustrze z myślą o bliskości tej drugiej strony i z wiarą, że dla wytrwałych w pokonywaniu pokus szaroświatu, tam bólu nie ma.

    Przemijanie jednych jest narodzinami drugich i tak bez końca życie trwa przechodząc tylko z jednej na drugą stronę lustra.

    Pozdrawiam Portierze i przepraszam za tak długi komentarz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przepraszasz?! Niech mnie przepraszają ci, którzy tylko czytają, a nawet literki od siebie nie zostawią!

      Ten wpis to takie nieco wypreparowane wrażenia po opowiadaniach (podobono prawdziwych historiach) z książki Jerzego Urbana. On położył akcent na tonację kryminalno sensacyjną, ja bardziej na bajkowo dramatyczną. Ale po części też chciałem pokazać (co dla mnie jako zatwardziałego antykomunisty łatwe nie było), że Urban dziennikarz, dziennikarz z PRL-u przecież, to ktoś o niebo lepszy i ciekawszy od Urbana rzecznika rządu czy też później redaktora i właściciela NIE.

      Co do Twojego komentarza, to żadna z osób z tamtych historii nie była w potocznym sensie tego słowa nieczuła czy np. goniąca za pieniędzmi. Oni po prostu mieli w jednym przypadku niesamowicie poplątany zyciorys, a w drugim brak umiejętności poradzenia sobie ze sprawami najpierw zupełnie zwyczajnymi, a potem przez własną ignorancję coraz bardziej skomplikowanymi.

      Warto poczytać książki tego autora sprzed okresu jego działalności politycznej, bo wtedy miał i talent i smak, a po roku 1981 było z tym u niego coraz słabiej...

      Usuń
    2. Komentując Twój wpis myślałam o tym, co napisałeś Portierze. Nie skupiałam się na osobach z tamtych historii, ale na przekazie w nich zawartym. Pozwoliłam sobie przy tym na własną interpretację tych mądrości ponieważ uważam, że są one bardzo uniwersalne i tak naprawdę dotyczą wielu z nas, chociaż w różny sposób i z różnych przyczyn. Chyba właśnie dlatego anna.s chociaż nie rozumiała tego postu, to jednak miała łzy w oczach gdy go czytała - jak przyznała sama. Zadziałała podświadomość.

      Gdy tylko przeczytałam tytuł Twojego wpisu: "Szaroświat umarłego czasu", a potem wprowadzenie: "Wyobraź sobie, że Twoje życie to złudzenie. (.) Wyobraź sobie miejsce, w którym czas nie istnieje. (.) Krzyczysz (.) Tutaj nie ma krzyku. Tutaj nie ma już nic poza trwaniem. Dzień, rok, wiek.", to od razu pomyślałam - ja nie muszę sobie tego wyobrażać, ja tam byłam, byłam więźniem niebytu, byłam więźniem tylko trwania i myślę, że podobne wrażenie odnosi wielu czytających ten Twój o głębokiej treści wpis. Potem dodajesz: "Szaroświat pochłonął go jak bagno. Wessał. Zabrał mu życie. Przez osiemnaście lat błąkał się po nim szukając wyjścia. A może wcale nie szukając."

      Zobaczyłam siebie przedzierającą się przez szarość codziennego dnia w gonitwie za rzeczami potrzebnymi i niepotrzebnymi, za "marnościami" (w poprzednim komentarzu powinnam była również ująć to słowo w cudzysłów) wszelakimi zapominając o życiu, o sobie, zapominając, że jestem tylko kobietą. Nawet nie zauważałam mijającego czasu w nawale spraw i obowiązków. Żyłam jakby nie moje życie, jakby ktoś inny żył je za mnie, a ja byłam w nim tylko dopasowującą się cząstką, albo jak napisałeś błąkałam się po "bagnie" nie zdając sobie z tego sprawy, dlatego nawet nie szukałam wyjścia, bo jak można szukać czegoś w niebycie. Nie było mnie, moich potrzeb, moich marzeń, chociaż przecież byłam i miałam zarówno potrzeby jak i marzenia. Stracony czas, stracone szanse, które już nigdy nie wrócą. Szaroświat ma różne twarze, uważam, jednych pochłania już na zawsze, drugim udaje się znaleźć z niego wyjście.

      Czego by tu nie mówić - masz talent nie tylko do malowania słowami, Portierze, ale i do akcentowania mądrych rzeczy w tym co przeczytałeś tak, że czytający Twoje wpisy niejako muszą przystanąć na chwilę i poddać się refleksji nad własnym życiem. W tym na pewno jesteś lepszy od Urbana.

      Nigdy nie interesowałam się Urbanem. Wiedziałam o nim tylko tyle, że był rzecznikiem rządu w ostatnich latach PRL-u i że był znienawidzonym przez wszystkich dookoła. Nie interesowała mnie też jego twórczość. Serdecznie pozdrawiam.

      Usuń
    3. Zacznę od kwestii formalnej. Wprowadziłem moderację komentarzy pod wpisami starszymi niż tydzień, bo "nachodzą mnie" różni anglojęzyczni spamerzy z linkami do stron na których mogę zostać milionerem, przedłużyć sobie to i owo ;)) albo kupić lek na wszystkie choroby. Nie cenzuruję wpisów, a usuwam tylko wulgarne, prowokacyjne, spamerskie i.... obcojęzyczne. Tak że zachęcając Cię do dalszej podróży poprzez historię tego bloga od razu uprzedzam jak to działa żebyś nie czuła się kontrolowana.

      Z książką i tymi historiami to ciekawe, bo Urban pisał je jak wspomniałem jako takie sensacyjno kryminalne, ale dla mnie już wtedy brzmiały one jak horror. Nie w jakims tandetnym znaczeniu, ale tym dosłownym, może lepiej zatem napisać: koszmar.

      Czy ja to maluję? Czasem maluję. Są na blogu wpisy bardziej malowane (co bynajmniej nie oznacza koloryzowania!) sięgające duszy, są takie raczej suche - "administracyjno interwencyjne", są też najbardziej zwyczajne, ale i tak MOJE w każdym znaczeniu tego słowa.

      Jak już mówiłem na obraz Portiera składa się wszystko co tu spotykasz. A propos. Oglądałaś zdjęcia w galerii Picasa Web? Link jest u góry, pod fotką z liściem na betonie. Zapraszam serdecznie. Fotek tam cała masa. Bajkowych także.

      To może o tym liściu jeszcze, roślince tak dokładnie. Wbrew opinii niektórych to nie jest zdjęcie znalezione w Sieci, a autentyczne coś przebijające się przez autentyczny parking. Miałem kiedyś służbę w takim miejscu i zobaczyłem toto podczas obchodu. No to co robi "szalony" Portier? Łubudu na beton i strzela fotkę! Lubię to zdjęcie, bo sam chcę, próbuję być kimś jak to zielone tam...

      Tekst w moim komentarzu nieco wyżej zaczynający się od słów "Piętnaście lat temu pewien człowiek..." jest o mnie. Jak Ty i jak wielu innych też miałem swój szaroświat. Obawiam się zresztą, że może on kiedys znów powrócić.

      Usuń
    4. Możesz być spokojny – nie czuję się kontrolowana.

      Uważam, że pod kontrolą i to nieustanną to my jesteśmy wszędzie dzisiaj, dzięki wszechobecnemu monitoringowi. PRL-owska inwigilacja i cenzura to Pikuś – moim zdaniem - w porównaniu z dzisiejszym nas obserwowaniem i to na każdej płaszczyźnie życia, nie pomijając naszej e-milowej korespondencji i wymiany myśli. Świat stał się globalną wioską, w której wszyscy wszystko o wszystkich wiedzą. Ten fakt chyba już mnie znieczulił i przestałam się przejmować, tym bardziej, że nie mam nic do ukrycia.

      Wiem, Portierze! Malować, a tylko kolorować to dwie różne rzeczy. Twoje wpisy to obrazy malowane słowem, ponieważ ja wyczuwam w nich autentyzm. One są Twoimi dziełami sztuki. Kolorowanki, to nie Twoja bajka. Lubię Twój portret, ponieważ nie retuszujesz go. Świat bez zmarszczek nie istnieje!

      To, zielone tam, to świetne jest zobrazowanie Twojej, nieugiętej i bezkompromisowej osobowości, Twojej siły i jej przekazu. Też podoba mi się to coś zielonego. Niby takie delikatne i małe, a jednak ile siły, samozaparcia i piękna w tym mogę zobaczyć.

      Czy zwróciłeś kiedyś uwagę na Podbiał Pospolity? Piszę z dużej litery jego nazwę z szacunku dla tej roślinki. Też jest tak silna jak to Twoje coś zielonego na parkingu. Jest w niej tak silna wola życia i walki, ze przebije się nawet przez asfalt, by uśmiechnąć się do Słońca i powiedzieć mu – dzień dobry! Jestem, aby nie tylko cieszyć oczy, ale i leczyć.

      Teraz rozumiem skąd u Ciebie taka mądrość. Z wszystkiego, co przeżywasz wyciągasz naukę i odpowiednie wnioski, nie przechodzisz tylko obok życia, Ty je żyjesz.
      Obawy są Portierze jak dzwonek – pomagają nam zachowywać czujność i w porę zauważać przeszkody na naszej drodze. Przeszkody są po to by je pokonywać, tylko ignorowanie i obchodzenie ich, zamiast usuwania, grozi kolejnym szaroświatem. Ty już to wiesz, więc skąd ten brak zaufania do siebie?

      Usuń
    5. To ja może też tak akapitami, żeby było jeden do jednego. Mogę się rozpisywać póki mam wolne, ha ha.

      Masz rację, jesteśmy kontrolowani. Serwisy społecznościowe, zakupowe, sklepy internetowe, operatorzy telekomunikacyjni itd. Można to ograniczać, bo przesadą jest przenosić swoje życie do Sieci, ale niektórzy o tym właśnie zdają się marzyć. Przed chwilą dosłownie czytałem bloga pewnej pani, która napisała o swoim rozwodzie dodając coś w stylu "nikomu wokół o tym nie mówiłam, bo i po co?".
      No jasne.
      "Tylko" całemu światu.

      Dla mnie tego rodzaju otwartość to coś chorego. Na swój sposób to dobrze, że tak czuję, bo jestem z pokolenia analogowo-cyfrowego, z epoki przełomu. Potrafię korzystać z dobrodziejstw postępu, ale traktuję je jak narzędzia pomagające żyć, nigdy jak życie. Miedzy innymi dlatego nie podpisuję sie imieniem, nazwiskiem, wiekiem itp. Po co miałbym to robić? Tam gdzie składam różne pisma interwencyjne, których kilka zapewne na blogu spotkałaś zawsze podpisuję się normalnie. Blog to co innego. Tutaj z życia przez które przechodzę zostawiam tylko myśli.

      Podbiału nie znam, choć skoro jest pospolity, to pewnie powinienem. Albo, co bardziej prawdopodobne znam z widzenia, ale nie kojarzę z nazwą. To nie mlecz czasem? Na obrazku takie żółte cosik... Nie znam się.
      Lubię naturalną przyrodę, ale wolę "słuchać jej" bez poznawania od strony naukowej. Jesli jest ładne, co mi po tym jak się nazywa?
      Gdzieś tam na jednej z górskich wędrówek (doczytałaś już do tego?) sfotografowałem jakiś bajkowy kwiatek idąc tą samą trasą po chyba tygodniowej przerwie. Czyli raz idąc TAM i po raz drugi wracając. I nadal nie wiem jak "ma na imię".

      Absolutnie nie nazwałbym niczego związanego z moim życiem madrością. Sam mój nick deprecjonuje wszelkie ewentualne "mądrości" ode mnie pochodzące, a niestety jak pewnie zauważyłaś nie jest jakąś fantazją, a realnym fragmentem rubryki "zatrudnienie" w moim CV.

      Często "robię za spowiednika" czasem takiego na dwie, trzy godziny rozmowy przez telefon albo na żywo. Pocieszam i doradzam i młodszym i starszym od siebie, kobietom i mężczyznom, no różnym, bywało że i takim, którzy zajmują wysokie stanowiska i osiągają jeszcze wyższe dochody, ale to akurat ja mam jakiś brakujący kawałek układanki ich życia w mojej głowie. Nie powiem, fajne to, ale nie zmienia mojego tu i teraz.

      Co do ostatniego akapitu to i masz rację i jej nie masz. Masz, ponieważ znajomość niebezpieczeństw pomaga ich unikać, a nie masz, ponieważ ta sama znajomość pozwala je także lekceważyć (o, to mądre rzeczywiście!).

      Nie odpowiedziałaś czy zaglądałaś do galerii? To inna strona - ta "pod roślinką" u góry. Pod zdjęciami też są komentarze (kurcze, ja Ci się nie wypłacę, ha ha)

      Pozdrowienia

      Usuń
    6. Zacznę od końca. Tak! Już kilka razy zajrzałam do Twojej galerii. Chyba nawet zostawiłam jakiś komentarz przy zwiedzaniu nowego dworca kolejowego w Katowicach. Podoba mi się sam pomysł z galerią, no i oczywiście zdjęcia. Będę ją odwiedzać częściej, bo lubię stanąć na chwilę i przyjrzeć się trochę bliżej sfotografowanym przez Ciebie obiektom i oczywiście przyrodzie. Zobaczyłam też Twoje filmiki na YT. Już Ci pisałam, że podobają mi się. Podoba mi się również podkład muzyczny jaki do poszczególnych filmików dobrałeś. No i ten kawałek Twojego buta i ręki pieszczącej kota. Ha ha ha! Nie ulega wątpliwości, że masz talent. Twój cień na kamieniu też nie uszedł mojej uwadze.

      Co do bloga pewnej, rozwiedzionej pani, to muszę powiedzieć, że ją rozumiem. Chodziło jej pewnie, o to, że nikomu znajomemu się nie żaliła i nie opowiadała o swoim rozwodzie, co nie znaczy, że nie miała potrzeby zrzucenia z siebie związanych z nim przeżyć. Myślę, że łatwiej jej było o tym mówić na blogu, pewnie jeszcze pod pseudonimem, co dodaje odwagi. Moje Karolina Kajtek, to też jest tylko pseudonim. Tak naprawdę nazywam się inaczej, ale podobnie jak Ty i inni jestem ździebko odważniejsza pisząc pod pseudonimem.

      Z tym przelewaniem swojego życia na blogi, to też nie jest chyba taka całkiem prosta sprawa. Myślę, że w czasach nam współczesnych najbardziej jednak doskwiera ludziom samotność, brak przyjaciół, może nawet rodziny, to piszą. Zawsze znajdzie się ktoś w podobnej sytuacji, kto może się odezwie i zechce porozmawiać. Jeżeli chodzi o mnie, to nie jest ze mną aż tak źle, ja po prostu lubię poznawać nowe dusze. Tak, dusze i wg tego oceniać nowo poznanych ludzi, a nie wg tego kim są i co posiadają, czy jak wyglądają. Poza tym myślę, że doświadczenia innych mogą też uczyć, przynosić nowe rozwiązania, pomagać w zrozumieniu czegoś lub też służyć po prostu dobrą radą. Skoro mamy taką możliwość, to dlaczego z niej nie korzystać?

      Tak! Na Twojej górskiej wędrówce też szłam za Tobą krok w krok. Widziałam wszystko to, co widziały Twoje oczy. No! Może prawie wszystko. Ha ha ha! Ja także kocham naturę i uwielbiam obcować z nią.

      "Znajomość niebezpieczeństw pomaga ich unikać, ta sama znajomość pozwala je także lekceważyć." – to jest rzeczywiście złota myśl.

      Pozdrówka.

      Usuń
    7. A zatem Karolino, która nie jest Karoliną...

      Wiem, że jest tendencja to przechodzenia do Internetu już na poważnie, że mija okres wszelkich pseudonimów i masek. I na You Tube i w innych serwisach mniej lub bardziej nachalnie nakłania się nas do ujawnienia. Ale mnie to nie leży.

      Dlaczego np. mój ewentualny pracodawca ma poznawać mnie od strony bloga, YT, facebooka (nie mam) czy NK? Przecież to tak jakbyś zatrudniała się jako informatyk, a ktoś chciałby wiedzieć czy dobrze gotujesz?

      Spadać na drzewo! Nie ma. Tajemnica!

      Jak wspomniałem zdarza mi się pisać różne pisma interwencyjne, kilka z nich było tez na blogu, zdarzyło mi się być "jednoosobowym" związkiem zawodowym itp - i tam zawsze mam imię, nazwisko i adres. Ale tutaj? Po co? Tutaj o tym tylko post factum opowiadam. Jak gdybym siedział z kims przy kominku i gorącej herbacie. Tu jestem Portierem.

      Zaraz zajrzę do zdjęć z dworca, ale dostałbym maila gdybyś tam się wpisała, więc może pomyliłaś to z komentarzem tu na blogu, w którym potwierdzałaś, że jakoś tam ciasno. No mniejsza z tym, zaraz sprawdzę.

      Co do gór, to tak, zakochałem się w nich, zresztą może nie w górach, ale w wolności i prawdziwości jaką dają. I jak już pisałem podoba mi się, że życie na kilka godzin sprowadzone tam jest do spraw tak podstawowych jak ilość wody w manierce (taa... w manierce, w butelce zwykłej).
      Poza tym po tych dziewięciu trasach nagle dotarło do mnie że już coś wiem, już coś widziałem, już ktoś się mnie radzi i o coś pyta. Jestem ciut mądrzejszy. I jeszcze opalony bywam przy okazji także.
      Tak że czekam na wiosnę i myslę, że najpóźniej w połowie kwietnia znów gdzieś podeptam. Jeśli dożyję rzecz jasna. :)

      Co do muzyki, to wydaje mi się, że dobrze ją dobrałem, a wybór był niewielki, bo nie chciałem dawać tam normalnych piosenek, żeby mi YT nie wyłączyło dźwięku za piractwo. Wziąłem zatem instrumentalne utwory z jamendo.com - tam kopiowanie i rozpowszechnianie muzyki jest darmiowe i legalne, choć sama muzyka raczej trzecioligowa w większości.

      A z panią "rozwiedzioną" to jednak mam inne zdanie. Można nie mieć przyjaciół czy rodziny i czuć potrzebę wyżalenia się, pogadania z kimś, wsparcia itp., ale trzeba też mieć godność i szacunek. Są sprawy nie nadające się na bloga. Zresztą inaczej - pisać można o wszystkim, ale ważne jak. Zwróć uwagę np. na moje historie szpitalne - wycisnąłem z nich ile się dało w marcu ub. roku, ale nie ma tam krwi, bólu, skalpeli, opatrunków i nocnych krzyków ludzi czekających na amputację... A TO właśnie były realia.

      Nie nazwałbym tego cenzurą, ale szacunkiem i do ew. czytelnika i do samego/samej siebie.

      Usuń
    8. Chociaż nie jestem Karoliną, to jednak czuję się bardzo przywiązana do tego imienia. Nasz domowy lekarz, zresztą przyjaciel mojego tatki, o którym ci wspominałam, ten od leczenia anginy zimną oranżadą, zawsze mnie tak nazywał ze względu na mój temperament, jak sądzę. Byłam bardzo zakręconą, pozytywnie zresztą dziewczynką, wszystkiego ciekawą i zadającą kłopotliwe pytania – masę pytań i wiecznie roześmianą. Kajtkiem z kolei nazwał mnie mój nauczyciel geografii. Jako najmniejsza w klasie usadowiłam się oczywiście w ostatniej ławce ku jego zdziwieniu.:) Podszedł do mnie i powiedział: „A ty kajtek, co robisz w ostatniej ławce?” – wziął mnie za pasek od spodni i po prostu jak tornister przeniósł mnie do ławki pierwszej, stojącej tuż naprzeciwko jego biurka. Ha ha ha! Od tej pory wszyscy, łącznie z nauczycielami nazywali mnie Kajtek.

      Co do jawności w Internecie, to całkowicie podzielam Twoje zdanie. Facebooku też nie mam, ani nie należę do Nasza Klasa. Nie widzę takiej potrzeby.

      Oczywiście miałeś racje z moją pomyłką. Wspomniany komentarz o nowej stacji w Katowicach zostawiłam na blogu, a nie w galerii. Myślę, że niedługo to naprawię, że wybiorę się na wycieczkę poznawczą tej nowo wybudowanej stacji.

      Jeżeli chodzi o góry, to już wiesz, że pałam do nich ogromną miłością, zresztą nie tylko do nich, ale także, jak w Twoim przypadku, do wolności i prawdziwości, którą one dają. Podobnie jak Ty tęsknię za deptaniem po nich i mówię sobie – byle do wiosny, ale wiosna płata nam figla i niestety nie nadchodzi, będziesz chyba zmuszony, jak ja odłożyć swoje plany na później. Nie załamuj się jednak, póki co masz swoje konserwy, z których ja trochę Ci podkradam. :)Dziękuje za tę możliwość.

      Z wiosennymi pozdrowionkami
      Karolina

      Usuń

Teksty z tego bloga, moją książeczkę, zdjęcia i filmy można kopiować do użytku niekomercyjnego i/lub umieszczać na niekomercyjnych stronach www, w prezentacjach, publikacjach i innych - bez prawa do modyfikowania - po podaniu autora (Portier) oraz adresu strony z której zasobów zostały pobrane (www.otoportier.blogspot.com). Wykorzystanie komercyjne jakiegokolwiek materiału wyłącznie po kontakcie z autorem i uzyskaniu jego wyraźnej zgody. Adres do korespondencji znajduje się na stronie mojego profilu w serwisie Blogger.