Problemy z dodaniem komentarza? Wyślij mi go mailem - opublikuję. Adres znajdziesz w moim profilu!

Uwaga! Komentarze pojawiają się z opóźnieniem - po przejrzeniu dla odsiania spamu (i tylko jego!)


poniedziałek, 28 lutego 2011

Access Denied

Zdjęcie pierwsze. Dwóch młodych, prawdopodobnie nietrzeźwych mężczyzn siedzi na kanapie. Jeden z nich pochyla głowę nad rozporkiem drugiego imitując fellatio. Po kilkunastu sekundach od zamieszczenia fotografii w jednym z serwisów społecznościowych obrazek ma już kilkadziesiąt wyświetleń i dużą szansę na trafienie na któryś z blogów wyśmiewających podobne nie do końca przemyślane żarty. Oczywiście de facto na zdjęciu nić zdrożnego się nie dzieje, ale czy ktoś z nas chciałby zobaczyć taki żart imprezowy z sobą w roli głównej na biurku czy monitorze swojego szefa?

Zdjęcie drugie. Para tym razem mieszana. Sądząc z opisu mąż i żona. On pochylony z dość jednoznacznie wypiętą tylną częścią ciała i ona ściągająca mu spodnie i tym samym ukazująca światu 3/4 mężowskich pośladków. Oboje sądząc po minach dobrze się bawią. Ta fotka także prawie natychmiast wyrabia sobie kilkaset wejść. Można ją nawet skasować minutę później, ale kto odnajdzie i wykasuje dziesiątki jej zrobionych w tym czasie kopii?

Zdjęcie trzecie… To Ty?!

Prywatność. Jedno ze słów kluczy cywilizacji XXI wieku. Jedna z przyczyn likwidacji tzw. spisów lokatorów na klatkach schodowych, usunięcia rubryki „zatrudnienie” z dowodów osobistych oraz powstania wszelakich „kolorowych” linii telefonicznych dla przekazywania lub uzyskiwania różnych informacji bez ujawniania tożsamości.
Prywatność jest ważna, tego nie negujemy. Coś blokuje nas przed podawaniem nieznajomym adresu czy nawet numeru telefonu, przed zwierzaniem się koleżankom i kolegom z pracy, przed odpowiadaniem na zbyt bezpośrednie pytania nawet tych osób, których jakiś sposób bliskości akceptujemy.

A w Internecie zdajemy się o tym wszystkim zapominać.
Beztrosko opisujemy swoje przeżycia, rozstania, pierwsze razy czy depresyjne myśli. Bez głębszego zastanowienia udostępniamy na lewo i prawo adresy mailowe, czasem numery telefonów albo zdjęcia (nie tylko te „dziwne”). Zachowujemy się tak jakby Internet nie był częścią tego samego świata, którego przedstawicielem jest nachalny kloszard na przystanku, zbyt bezpośredni ankieter czy wścibski kolega z pracy. Nadal, mimo upływu czasu i rozwoju (stopnia upowszechnienia) wysokich technologii dajemy sobie taryfę ulgową tam, gdzie zamiast słów i pociągnięć pióra wchodzi w grę klawiatura i myszka.

Ilu nieznanym osobom dalibyśmy bez wahania swoje zdjęcie? Na blogu czy stronie WWW czynimy to przy byle okazji. Ilu opowiedzielibyśmy o psychicznym dole, niewiernym mężu czy swoim życiu intymnym? Tu czasem zdarza nam się nie mieć tematów tabu.
A przecież po odejściu od komputera znów ubieramy swój cieńszy lub grubszy pancerz. I co ciekawe akceptujemy go!

Odwiedzam tygodniowo dziesiątki stron i blogów. Czasem skacząc po linkach, czasem szukając konkretnej odpowiedzi na konkretne pytanie, czasem jeszcze idąc na ślepo. Z wieloma osobami poznanymi (?)  w ten sposób prowadziłem korespondencję mailową czasem krótką, czasem ciągnącą się miesiącami. I nieodmiennie przeraża mnie otwartość co niektórych. Nie wiem skąd się biorąca.

Do pisania bloga wystarczy płeć, może imię czy miasto skąd się wywodzi autor. Plus oczywiście jego zainteresowania, poglądy i opinie. Nie trzeba za to absolutnie jego wieku, stanu cywilnego, wykształcenia czy zdjęcia. A przynajmniej nie trzeba go tam, gdzie tematyka jest bytem niezależnym od samej osoby autora, bo oczywiście ktoś promujący swoje obrazy, teksty, rzeźby czy fotografie ma prawo promować też i siebie. Byle robił to świadomie.

Tymczasem z tą świadomością bywa różnie. Czasem wręcz pragniemy już, zaraz, natychmiast czyjegoś zdjęcia, numeru komunikatora, informacji na temat wieku i bycia lub nie bycia z kimś. Działa złudzenie internetowych zakupów albo ściągania programów.
"Kolega"-"zainstaluj" - klikamy.

No powiedz, czemu nie chcesz? Nie lubisz mnie?

Mogę lubić Twoje słowa, charakter i sposób opisywania świata, ale nie mogę naprawdę lubić Ciebie, bo Cię tutaj nie ma.

Mnie także nie.


----

user logout

end of transsmision

14 komentarzy:

  1. Już teraz wiem, kto nie chciał kliknąć w "Lub mnie" na fb ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. A kto nie chciał?

    Sam fb, nk i inne podobne strony to lekkie wynaturzenie moim zdaniem. Rozumiem, że ciekawym jest co też robi dziś moja była albo jakiej muzyki słucha ta ruda z księgowości, ale gdy już widzę te "ajlajki" na Joe Monsterze, na TVN24 i Bóg jeden wie gdzie jeszcze, to już pachnie mi to obrazkami Lenina w dniu pochodu pierwszomajowego w PRL-u ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Hahaha, kilka lat temu, kiedy nk raczkowała i była dostępna dla wszystkich bez opcji "ukryj", studenci zapytali mnie, dlaczego mnie nie ma tamże. Dziwny wiatr zahulał mi w kręgosłupie ;) o święta opatrzności, dziękuję ;D

    OdpowiedzUsuń
  4. No właśnie z punktu widzenia ucznia/studenta ładna pani wykładowczyni z kontem na NK to skarb ;)

    Można wydać te 2,40 na sms i fundnąć jej "bukiet róż" na profilu albo serce przebite strzałą :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Można też ściągnąć każdą z jej fotek, obrobić i puścić w świat, by żyła dalej własnym życiem.
    A ja (już) nie mam konta na NK i nigdy nie miałam na Facebooku, chociaż już mnie tam poszukiwano.

    Mylisz się co do jednego. W sieci, tak samo jak i w realnym życiu, funkcjonuje mechanizm, który sprawia, że chcemy poznać bliżej osobę, z którą dobrze nam się rozmawia. Chcemy wyłączyć się z tłumu i mieć ją dla siebie, by móc dowiedzieć się o niej więcej. Kiedyś znajomości zawierało się na przyjęciach, dziś przez internet - ot, znak czasów. Ale mechanizmy pozostały te same. Nie mówię tu o zwykłym, bezczelnym wścibstwie, ale o normalnym i zdrowym podejściu, kiedy stopniowo dowiadujemy się o drugim człowieku coraz więcej.

    Anonimowość w sieci to trudna rzecz, ale warto się jej uczyć, dla własnego bezpieczeństwa.

    OdpowiedzUsuń
  6. O jej. W internecie jak w realu są intrawertycy i ci drudzy. Jedni się obnażają (w sensie psychicznym i dosłownym), inni nie. Może nie każdy jest świadomy tego, co może wyniknąć z tego obnażenia, ale właśnie to uświadomiłeś. A to, że można poznać czyjeś poglądy (zakładając, że nie udaje), że ktoś myśli, czy postępuje podobnie jest krzepiące i chwała internetowi za te chwile pokrzepienia.

    OdpowiedzUsuń
  7. W całej rozciągłości się zgadzam. Ja wolę zostać za kurtyną, czytelnikom to chyba nie wadzi, a jak sie kiedyś namyślę to może kiedyś komuś się odsłonie, ale tak,zeby zaraz latać z fotkami i gg, to jednak nie ma sensu. Swego czasu obserwowałam blog, którego autor najpierw opisał ze szczegółami swoje życie i pożycie, wywnętrzył sie na drugą stronę,a potem w euforii sukcesu, chyba pijany szczęściem opublikował swoje dane, zdjęcia, zaczął istnieć w sieci na żywo:). Moim zdaniem to była jazda po bandzie i potem kuku straszne, bo hieny się dorwały i suchej nitki nie zostawiły.pisałam o tym
    http://siec-milosci.blog.onet.pl/Internetowy-Big-Brother,2,ID358794852,DA2009-01-11,n
    kunegunda

    OdpowiedzUsuń
  8. DużeKa: Niestety, ale ja Tobie również muszę przyznać rację tylko połowie. To prawda, że mamy naturalną ciągotę poznać kogoś, kto wydaje nam się miły, inteligentny czy wesoły, ale tu właśnie jest znak stop. Internet jest fikcją. To tylko nasze kliknięcia plus 230V w sieci energetycznej. NIE WOLNO w trosce o własną kondycję psychiczną traktować go jak (pozwolę sobie zacytować z Twojego komentarza)przyjęcia na którym spotykamy kogoś miłego. To są tylko myśli, nie człowiek.

    Skąd założenie, że nie jestem kobietą na przykład? Wiesz to? Nie wiesz. Nie wiesz także czy mam 20,40 czy 83 lata. Nie masz pojęcia czy skończyłem podstawówkę, zawodówkę, liceum czy uniwersytet. Wszystko co o mnie wiesz jest tylko tym, co CHCĘ żebyś wiedziała. I tak jest z każdym, kto ma swój kawałek internetu.

    Sam napisałem tu kiedyś,że szukam w blogach CZŁOWIEKA i nadal tak twierdzę, ale oznacza to zawsze poszukiwania dusz, umysłów, emocji, opinii, nigdy "Jana Kowalskiego z ulicy Młyńskiej 34/9".

    OdpowiedzUsuń
  9. Anna S.: Tutaj zgoda. "Czyjeś myśli, zakładając że nie udaje". Dokładnie tak streściłaś sedno mojego wpisu.

    Kunegunda: Nie da się ukryć, że tak jak to napisała DużeKa mamy potrzebę wyłuskania z zer i jedynek tego realnego kogoś, kto za nimi stoi. I (to już moim zdaniem) jeżeli w ośmiu przypadkach na sto spotkać możemy kogoś "nagiego" tak jak to opisałaś, to jednak znacznie większą szansę mamy na kogoś w dobrze dobranym przebraniu które nijak albo niewiele ma wspólnego z tym, kim ta osoba jest. Paradoksalnie (a inaczej niż w życiu) w internecie łatwiej napotkać prawdziwe myśli niż prawdziwe byty.


    DużeKa, Anna S., Kunegunda: Pozdrowienia! :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Portier jest kobietą! Od początku mi coś nie pasowało... ;-)
    A mówiąc poważnie - masz rację. parę razy w życiu zdarzyło mi się już dać się uwieść pozorom. Cóż, nawet jeśli można Cię oszukać tylko raz w życiu w jakiejś sprawie, to jednak zawsze liczy się ten raz, prawda? Ja lubię wierzyć, że za słowami na blogach kryją się prawdziwi ludzie. Nie mam nic przeciwko blogom zakładanym po to, by opisywały czyjeś fantazje, ale wtedy też lubię, jak to jest jasno powiedziane. Widzę, że niektórzy mają inne, przykre doświadczenia. Cóż... W życiu też mam kumpla, który opowiada czasami takie historie, że długi czas bardzo mu zazdrościłam ciekawego życia, dopóki inny nasz wspólny kumpel nie powiedział mi kiedyś, że ma już dosyć jego fantazji. Co zrobić? Pokochać. ;-)

    Pozdrawiam Wszystkich, którzy zamieścili komentarz pod tym postem. :-)

    OdpowiedzUsuń
  11. DużeKa: Wszystko o czym czytasz na tym blogu jest zapisem autentycznych wydarzeń wokół mnie. Różna bywa tylko forma, czasem "udająca" fantazjowanie.

    OdpowiedzUsuń
  12. Ale przecież ja nie napisałam tego pod Twoim adresem, Portierko! To były tylko ogólne dywagacje podyktowane tym, co napisała Kunegunda.

    OdpowiedzUsuń
  13. Don't call me portierko, ok?

    OdpowiedzUsuń
  14. Nie gniewaj się. Po prostu spodobała mi się Twoja sugestia, że jesteś kobietą. Już się poprawiam, przepraszam.

    OdpowiedzUsuń

Teksty z tego bloga, moją książeczkę, zdjęcia i filmy można kopiować do użytku niekomercyjnego i/lub umieszczać na niekomercyjnych stronach www, w prezentacjach, publikacjach i innych - bez prawa do modyfikowania - po podaniu autora (Portier) oraz adresu strony z której zasobów zostały pobrane (www.otoportier.blogspot.com). Wykorzystanie komercyjne jakiegokolwiek materiału wyłącznie po kontakcie z autorem i uzyskaniu jego wyraźnej zgody. Adres do korespondencji znajduje się na stronie mojego profilu w serwisie Blogger.