Problemy z dodaniem komentarza? Wyślij mi go mailem - opublikuję. Adres znajdziesz w moim profilu!

Uwaga! Komentarze pojawiają się z opóźnieniem - po przejrzeniu dla odsiania spamu (i tylko jego!)


sobota, 17 marca 2012

Powrót z Silent Hill

 Bilet do Silent Hill TUTAJ

---

-Proszę iść po białej linii
-Proszę iść po białej linii

Dwa obrazy przed moimi oczami błyskawicznie nakładają się na siebie. I pasują! Po raz pierwszy w życiu pasują idealnie. Ja tutaj WTEDY i ja tutaj DZIŚ. Granatowy dres i zielona torba podróżna. Takie same. Nie można dwa razy wejść do tej samej rzeki, a przecież… właśnie moczę w niej nogi po długiej podróży przez dziesięciolecia.

Wróciłem. Wszechświat zatoczył koło. 

Z lubością prawie dotykam obrzydliwych płytek na ścianach przebieralni i gładzę grubo lakierowaną boazerię nad nierealnie archaiczną szpitalną leżanką. Przeszłość wydaje się bezpieczna, bo nic już mnie w niej nie zdziwi.

Poza tym, że wciąż trwa.

 ---

Zostawiam za sobą izbę przyjęć i wolnym krokiem idę na pierwsze piętro. Teraz w lewo, prosto i znów w lewo. Jestem na miejscu. Dziś to inny już oddział, a ja nie jestem tutaj turystą, a zwykłym pacjentem, ale mimo to, gdy otwieram drzwi do… wspomnień wzdłuż kręgosłupa wędrują mi mrówki.

Posterunek pielęgniarek. Za nim w głębi pokój socjalny. Ileż razy przechodziłem tym korytarzem żeby tylko móc na nią spojrzeć! Jak długo układałem sobie w głowie parę prostych słów chcąc podarować czekoladę, która gdyby jej przesłanie zamienić na skład byłaby najbardziej wyrafinowanym melanżem smaków i smaczków, jaki tylko ludzki umysł jest w stanie pojąć...

-Pan do przyjęcia?
-Co?! Yyy… Tak. Tak.

Wspomnienia przez moment stały się tak bliskie, że poczułem potrzebę spojrzenia na drzwi „swojej” sali jakbym spodziewał się zobaczyć tam siebie.
Mógłbym być dziś swoim własnym ojcem…
Boże, ile to już lat.

Będę leżał gdzie indziej, ale nadal jednak na tym samym co wtedy miejscu. Przez ułamek sekundy jak zimny powiew przebiega mi przez głowę iluż to ludzi zmarło w tym łóżku od tamtego dnia…

Duchy.

Duchów nie ma. To tylko nasze myśli, którym sami w rozpaczy pozwoliliśmy na zbyt wiele.

A jednak wieczorem zaczynam czuć jakąś dziwną aurę tego szpitala. Może podświadomie spodziewałem się jakichś różnic, których tu nie ma? I więcej nawet, może nie tyle brak różnic, ile nagromadzenie podobieństw jest tutaj tą szparą w drzwiach przez którą ONI wracają…

Duchy.

Czy to nie dziwne, że pomijając tylko nazwiska i imiona, cała reszta, w tym wygląd i cechy charakteru, sposób mówienia, poziom intelektualny moich sąsiadów są żywą (?) kopią ludzi leżących na ich miejscach dziesiątki lat temu? Ten tuż obok jest starszy, ciężko schorowany, leżący po raz kolejny na tym samym oddziale. Prosty, spokojny, ciepły jak dziadek albo dobry wujek. Tamten drugi to inteligent, ma jasne poglądy i bogatą wiedzę, grywa w szachy i czytuje klasykę, a jednocześnie nosi w sobie odrobinę dziecięcego poczucia humoru dzięki któremu z miejsca się dogadujemy.
Ale czy oni wiedzą, że jest mi tak łatwo, tylko dlatego, że już ich „znam”?

Tak. Miałem zaraz popędzić do mojej dawnej salki i wymyślając na poczekaniu jakąś historyjkę sprawdzić czy mój list z przeszłości leży schowany za panelami sufitu. Nie idę. Ogarnia mnie niepokój. A gdyby moja dłoń tam za płytą…
Ech, nieważne. 
---
Mijają dni. Robię badania, czekam na zabieg, ale wciąż wydaje mi się, że ten świat jest tylko makietą postawioną szybko i nieudolnie na ciągle żywej tu przeszłości.

Dziś jest piątek. To wtedy pierwszy raz ją zobaczyłem. Ciekawe czy dziś też będzie?
-Dobry wieczór panowie. Tableteczki. 
Inna twarz, inne włosy, ale głos, sylwetka…
Zaczynam pleść brednie.
Tylko dlaczego przyszła w ten sam dzień o tej samej porze co tamta przed wielu laty i dlaczego też jak ona jako jedyna nosi fartuch innego koloru?

---

W niedzielny poranek wyruszam na spacer. Szpital jest o tej porze wyludniony. Sklepiki jeszcze nie pracują, gości nie ma, wszędzie panuje półmrok i cisza. Pozwalam się jej pochłonąć. Jeden, drugi, trzeci korytarz. Jakieś przychodnie pozamykane na cztery spusty. Można tak iść aż do nieskończoności. Więc idę. Piętro w dół, potem w lewo, znów prosto i znów w lewo. W małej kapliczce starszy pan modli się żarliwie na głos. Nie widzę go zaglądając do środka, ale pewnie siedzi w rogu. A może siedział KIEDYŚ? Może to tylko echo w mojej głowie?

Z każdego korytarza odchodzą jakieś mniejsze, już dawno straciłem orientację. Idę w tym półmroku popychany zimnym przeciągiem sam nie wiem dokąd. Oto puste biura, wybebeszone szafki, niemyte latami okna. Na ścianach odłażące płaty starej farby. A jeżeli TO właśnie jest prawdziwe oblicze przeszłości, to czego w niej szukam i po co?

---

Pora odwiedzin. Siedzimy na prawie symbolicznie w tej sytuacji zespawanych ze sobą krzesełkach w takim samym jak mój poranny pustym ciemnym korytarzu, który za dnia jest poczekalnią gabinetów lekarskich. Rozmawiamy.

Od zawsze rozmawiamy w półmroku. Szczerze mówiąc nigdy nie zastanawiałem się głębiej nad tym, dlaczego. Sądziłem, że po prostu oboje tak lubimy. Dziś już wiem, że to z naszych słów rozpala się jakiś płomyczek, magiczne światełko, prawie latarnia morska wskazująca właściwy kierunek myślom.

Bo przeszłość już była.

Godzina, półtorej, dwie. O wszystkim i o niczym.
Jakby na lodowym polu postawić namiot i rozpalić tuż obok ogień. Płomienie unoszą się coraz wyżej i wyżej, strzelają iskrami, zmieniają kolory i kształty.

Spoglądam na niebo. Kiedy ogień sięgnie gwiazd  i zespoli się z nimi wstanie nowy dzień. Nowy słoneczny dzień. Przeszłość już była. Wszystkie słowa zostały powiedziane.

Obraz zwija się i kłębi. Znikają nazwiska i twarze, znika sympatyczna pielęgniarka  i moi koledzy z sali. Wszyscy zmieniają się w śmiesznie pękające teraz bąble na starej filmowej kliszy.

Ich świata dawno już nie ma.

---

Właśnie zbieram się do wyjścia. Przez okno zagląda wiosenne słońce. Wczoraj miałem zabieg, zapomniałem Wam powiedzieć. A schodząc dziś po ubrania do depozytu zerknąłem przez przypadek na piętro na którym dopiero co skończył się remont. Wszystko tam lśni nowością, wszystko jest inne. Dziwne, że nie zauważyłem tego wcześniej. Za rok najdalej dwa tak będzie już w całym budynku. Przeszłość w szpetnych szarych segregatorach trafi do któregoś z tych ciemnych pomieszczeń, do których nikt nigdy nie zagląda. Nie warto jej opłakiwać.

A jeżeli czyta te słowa ktoś, kto za dzień czy dwa trafi na łóżko w mojej sali, to powiem mu, że na pewno nie będzie się nudził, bo spotka tam dwóch bardzo fajnych gości. Absolutnie niepowtarzalnych.

Jak każdy oddech w naszym życiu.



-------------------------------------------------------



 13.03.2012

12 komentarzy:

  1. Ja niedługo sie dowiem, co mi opowie mój ukochany o swoim Silent Hill. Operacja się udała - pacjent przeżył :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O szpitalach można opowiadać wiele. Począwszy od tego jak (nie) żywią, poprzez to jak działają, aż do tego jak to ongiś bywało. Chociaż śmiałem się z kolacji typu malutka bułeczka i "pudełko zapałek" margaryny, to dla mnie cały ten pobyt od 7 do 13 marca był jednak najmocniej powrotem do czasów gdy jako osiemnastolatek wypatrywałem najpiekniejszej pielęgniarki na tym samym piętrze tego samego budynku na którym dzis jako już cokolwiek sterany życiem zagościłem ponownie.

      Bydzie dobrze. Karmią źle, ale leczą jeszcze jako tako. Ja dziś już po tygodniowej rekonwalescencji jestem po pierwszym spacerze w terenie i nawet się trzymam. Trochę boli, ale nic nie odpada, czyli chodzić można. :)

      Usuń
  2. A propos szpitalnego wiktu: usłyszałam kwestię, która zaraz wysłałam sms-em do lubego. A brzmiała ona tak: był tak zakręcony, że mógłby sie skryć w cieniu korkociągu. Otrzymałam zaraz odpowiedź: niedługo też będę mógł to zrobić :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie rozśmieszyło pierwszego dnia pytanie przed kolacją czy też życzę sobie zestaw pierwszy czy może drugi. W myślach widziałem już jakieś wędliny, sery, warzywa, gorące sosy i Bóg wie co jeszcze, gdy tymczasem zestawem pierwszym były dwie kromki chleba, a drugim mała bułeczka...

      Reszta we własnym zakresie...

      Usuń
    2. Czy to byl szpital w Sosnowcu?
      A moze menu jest takie samo w szpitalach
      Slaska i Zaglebia?

      Usuń
    3. Z tego co widzę, to takie menu jest tylko w jednym szpitalu na świecie, skoro od razu się szanownej Czytelniczce/Czytelnikowi skojarzyło :)))

      I niech to będzie dyplomatyczna odpowiedź. ;)

      Usuń
  3. Pamiętam tę historię mój Drogi... :-)
    Dziękuję, że mi ją kiedyś opowiedziałeś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opowiedzialem Ci to coś, do czego śladów teraz wróciłem. Wróciłem aby zrozumieć, że nie było do czego wracać, bo wszystkie słowa i gesty już się wydarzyły, a każda próba ich ożywiania jest tylko krążeniem w kółko pośród umarłych dni i ludzi.

      :)

      Usuń
    2. Może przynajmniej pielęgniarki były ładne?
      Jakimś zakątkiem świadomości człowiek próbuje zawsze wyłapać plusy sytuacji ;)
      Mam nadzieję, że czujesz się lepiej?

      Usuń
    3. Dlaczego "przynajmniej"? Mnie się tam na swój sposób podobało, jakaś odmiana w życiu :) Wielu wspaniałych ludzi poznałem i sporo niecodziennych sytuacji przeżyłem, a skoro doprowadzono nawet do tego, że pod maską tlenową na sali operacyjnej zacząłem się śmiać (anestezjolożka obłożyła mnie jakimś ciepłymi butelkami żebym nie marzł i bardzo mnie to rozbawiło) to znaczy, że nie było tak źle.

      Miałem zresztą ze sobą GENIALNĄ książkę pt. "Jak przetrwać w szpitalu" i tam jako numer jeden w plusach pobytu w takim miejscu wymieniono... perfumy pielęgniarek :)
      I rzeczywiście, jak mi jedna zapachniała, to jakbym tomik Staffa przeczytał (albo wypalił)

      Czuję się lepiej, stanowczo. Jeszcze we wtorek zdjęcie szwów, a za kilka dni powrót do "pracy".

      Usuń
  4. Czyli jutro? A moje szczęście w piątek. Będę trzymać za Was obu kciuki, bo to eufemistycznie mówiąc - nieprzyjemne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli za kilka godzin...

      Nieprzyjemne? Najwyżej wywale drzwi i ucieknę! :))

      Usuń

Teksty z tego bloga, moją książeczkę, zdjęcia i filmy można kopiować do użytku niekomercyjnego i/lub umieszczać na niekomercyjnych stronach www, w prezentacjach, publikacjach i innych - bez prawa do modyfikowania - po podaniu autora (Portier) oraz adresu strony z której zasobów zostały pobrane (www.otoportier.blogspot.com). Wykorzystanie komercyjne jakiegokolwiek materiału wyłącznie po kontakcie z autorem i uzyskaniu jego wyraźnej zgody. Adres do korespondencji znajduje się na stronie mojego profilu w serwisie Blogger.