Polak już tak ma, że jeśli aktualnie nie macha szabelką, to zostaje mu tylko narzekanie albo któraś z kolei smutna rocznica narodowa. Stały repertuar, można by rzec. I jako masa i jako szarzy Kowalscy strasznie lubimy, kiedy nam jest źle. To znak niechybny, że żyjemy. Przyszło mi to do głowy, gdy uśmiechałem się z sarkazmem na widok autobusu, który mimo zawiei i zamieci przyjechał nie tylko czysty i ogrzany, ale i wcześniej o minutę niż powinien. Skąd ten sarkazm? Z natury! No, bo jak to tak?! Autobus w zimę nie ma prawa przyjechać punktualnie! Jakby był stary, zimny, brudny, spóźniony i z bandą kiboli w środku, to owszem. To jest normalne. I już można narzekać (czytaj: żyć) po ludzku. Chociaż nie da się ukryć, że narzekanie na brak powodów do narzekania też jest narzekaniem. Ale to nie to. Taki ersatz, a tu człowiek chciałby wywalić cały wór pretensji do świata, aury, polityków, drogowców, programu telewizyjnego i może jeszcze nowego auta tej zołzy z drugiego piętra. Ech…
Te całe święta na przykład. Nie mogli to tego zrobić w lato, jak jest ciepło? Walnęłoby się grilla na balkon i już, a tak…
W ogóle Boże Narodzenie to taki czas, kiedy nasi bliscy stają się jeszcze bliżsi i możemy cieszyć się ich obecnością do woli…
No właśnie... W Święta trzeba być dobrym i kochać wszystkich dookoła za to tylko, że są.
Taaak. Cud miód i orzeszki. Cicha noc, Przybieżeli do Betlejem i Make Love, Not War! Akurat!
Czy chciałbym przez to wszystko powiedzieć, że Święta są złe? Nie, broń Boże! Czy WSZYSCY są sztuczni? Nie. Oczywiście, że nie. Więc co? Ano za wysokie wymagania sprzętowe. Za dużo chciejstwa, za mało człowieczeństwa. Aktorstwo zamiast naturalności i pozy zamiast charakterów. Market, bankiet i faktury VAT.
Trochę z tymi Świętami jest jak w starym powiedzeniu o małżeństwie, jako oblężonej twierdzy, z której jedni chcieliby się za wszelką cenę wydostać, a inni znaleźć w jej środku.
Ci, którzy na życzenia i opłatek de facto nie zasługują (albo dokładniej: są im one obojętne) i tak, jak co dzień skoncentrują się na pozorach i lansiarstwie i będzie im z tym dobrze, zaś inni, którym nie robi różnicy szynka za 18 czy 88 złotych kilo, a pragną tylko móc przełamać się opłatkiem z kimś najukochańszym na Ziemi, pewnie uronią łzę gdyby okazało się, że właśnie zabłysła pierwsza gwiazdka, a tego kogoś (ze stu milionów różnych możliwych powodów) nie ma przy nich. I cała reszta w postaci choinek, prezentów, pustych rozmów i pełnych talerzy nie będzie miała dla nich znaczenia.
Tym sposobem trochę niechcący jedni i drudzy, (choć to zapewne tylko bieguny milczącej większości) pokażą przez chwilę swoje prawdziwe oblicza, potwierdzając sami sobą, że magia Świąt, choć wyblakła, nadal na szczęście gdzieś istnieje.
:)) Nic dodać nic ująć! Świetny opis kołtunerii. Brawo!
OdpowiedzUsuńPozdrowiam
Karolina