Problemy z dodaniem komentarza? Wyślij mi go mailem - opublikuję. Adres znajdziesz w moim profilu!

Uwaga! Komentarze pojawiają się z opóźnieniem - po przejrzeniu dla odsiania spamu (i tylko jego!)


czwartek, 28 stycznia 2010

Zalety tekturowej trumny

Kiedy słyszymy z czyichś ust stwierdzenie: mam świetną pracę, najczęściej kojarzymy je z zarobkami, w większości przypadków słusznie, ale czy naprawdę świetna praca to tylko kwestia wpływów na konto?

Powracając do sprawy nieszczęsnego śląskiego radnego, który proponował mi, jako alternatywę do pracy u niego na czarno wspólne de facto wyłudzenie dotacji z RUP muszę przyznać, że chcąc nie chcąc jest on swego rodzaju znakiem firmowym stawiania kosztów ponad jakością. To bardzo rozpowszechniona praktyka, nawiązująca poniekąd do „kilku poziomów życia”, o których pisałem w poprzednim poście.

Spójrzmy.
Pracodawca szuka pracownika. Ma wobec niego określone oczekiwania i stawia mu pewne warunki. To zupełnie normalne, prawda? Zgłasza się doń ów pracownik gotowy nawet jeszcze do podniesienia swoich kwalifikacji. Z pozoru wszystko gra. Tylko z pozoru. Problem zaczyna się tam, gdzie oferujący pracę uznaje, że od zatrudnienia większy zysk przyniesie mu drobny zapewne w jego mniemaniu przekręt polegający na ofercie pracy na czarno. Załóżmy, że nie trafia na upartego dziennego portiera, ale na kogoś, kto w desperacji zgadza się na złamanie prawa, bo nie ma za co żyć. Oferta wynagrodzenia, co podkreślam, w zasadzie nie różni się od wersji legalnej. Ciekaw jednak jestem, czy ktoś, kto by ją przyjął też stwierdziłby kiedykolwiek, że ma świetną pracę?
Śmiem wątpić.

A druga strona?
Jakim, proszę wybaczyć, kretynem absolutnym trzeba być, będąc jednocześnie czyimś szefem, żeby traktować podwładnego jak psa, któremu wystarczy wrzucić coś do miski, a dalej niech sobie radzi! Jakim trzeba być zerem emocjonalnym, żeby oczekiwać od takiego pracownika lojalności, dyspozycyjności czy wydajności nawet! I wreszcie podstawa. Jak można, nie, nie spojrzeć w lustro, jak można POWIEDZIEĆ O SOBIE po czymś takim „jestem przedsiębiorcą”. Jakim przedsiębiorcą, człowieku?!

Czytałem niedawno w „Przeglądzie” (nota bene wizja lewicy prezentowana przez to pismo jest niezmiernie interesująca) ciekawy felieton o neoliberalizmie, w którym autor ze świadomą przesadą stwierdził, że liberalizm ten polega z grubsza na wmawianiu ludziom, dlaczego będzie im dobrze, gdy będą dłużej pracować i mniej zarabiać. Otóż to! Od dwudziestu lat słyszymy, że wydajność nie ta, że postawy roszczeniowe, że nadgodziny be, że najlepiej oflagować się albo palić opony, ale robić to nie ma komu. A potem mamy. Górników pod ziemią w adidasach, bo firma oszczędza na odzieży, ochroniarzy po sześćdziesiątce i z niepełnosprawnością, bo to pieniądze z PFRON-u i jeszcze całe już chyba pokolenie, dla którego praca na umowę, 40 godzin tygodniowo i bez żadnych papierków „pod stołem” wydaje się czymś ze snu.

Kryzys. Wicie rozumicie.
Obłuda, a nie kryzys. Współczesne niewolnictwo, a nie kryzys. Produkt życiopodobny (po śląsku brzmi to jeszcze lepiej), a nie tam kryzys żaden.

A przecież „mam świetną pracę” powinno oznaczać nie Bóg wie co, ale zwyczajne LUBIĘ SWOJĄ PRACĘ, angażuję się, jestem doceniany, szanuję przełożonych, mam czas na życie prywatne i nie łamię prawa. To się wszystko wcale a wcale nie sprowadza do stawki. To się sprowadza, że zacytuję Trybunę Ludu prawie wyłącznie do „atmosfery wzajemnego zrozumienia”.

Spoglądam w swoją przeszłość. Czy miałem „świetną pracę” wedle tych podanych wyżej kryteriów?
Tak.
I nie ze względu na zarobki właśnie, choć nie były one złe, ale dlatego, że przez dziewięć długich lat moi przełożeni potrafili być po równo i przedsiębiorcami i DOBRYMI LUDŹMI.

Takie to niby proste, a takie trudne…

9 komentarzy:

  1. Jak nie przepadam za Twoją świętą wojną, tak tym razem w całej rozciągłości Cię popieram.
    Ja też już długie lata pracuję oficjalnie za wynagrodzenie minimalne, nikt rzetelnie nie ewidencjonuje mojego urlopu (po prostu nie ma mnie dwa tygodnie i już i tak co roku), a takie słowa, jak: premia czy nagroda pojawiają się już tylko w grach.
    Ja okradam państwo, bo godzę się na takie warunki pracy - nie płacę podatków od "prawdziwego" dochodu (usłyszałam ostatnio taki zarzut w dyskusji). A kto okrada mnie? Nie rejestrując mnie na tyle, ile faktycznie zarabiam, odprowadzając mikroskopijne składki na moją przyszłą emeryturę w imię bieżących oszczędności? Kto jest odpowiedzialny za to, że pracodawcy tak się bardziej popłaca?
    Ech...

    OdpowiedzUsuń
  2. Święta prawda w Twoim wpisie, Portier......

    OdpowiedzUsuń
  3. @ doro: Dziekuję. Pora najwyższa, żeby łamanie prawa pracy stało się takim samym obciachem jak piracki Windows na przykład. Też się parę lat temu wydawało, że to niemożliwe...

    OdpowiedzUsuń
  4. Robić to, co się lubi i jeszcze za to godziwie płacą... Mało znam takich szczęściarzy. Ale lojalności (pracownika wobec pracodawcy) nie zbuduje sie na oszustwie i nieuczciwości. Wiem coś o tym a ryba psuje się od głowy. Szefowie i kierownicy o mentalności złodzieja (właśnie od swojego kierownika usłyszałam stwierdzenie, że złodzieja nie karze się za to, iż ukradł lecz za to, że się dał złapać) niech nawet nie marzą o lojalnych pracownikach.

    OdpowiedzUsuń
  5. @anna s.: Ależ oni nie tylko marzą! Oni wręcz są pewni, że MUSIMY być bierni, mierni, ale wierni, bo przecież dali nam pracę! Jakby samo to czyniło ich nietykalnymi niezależnie od tego jak potem nas traktują.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zasiedziałam się tu dzisiaj u Ciebie na tej portierni. Dobrze mi tu, przytulnie, ciepło, cicha rozmowa z Tobą i z Twoimi gośćmi przy czarnej herbacie. Fajnie jest! Nie chce się nigdzie odchodzić, tym bardziej, że jako pani swojego czasu, wzięłam sobie dzisiaj wolne. :D

    I Ty i powyżsi komentatorzy macie zupełną rację. Człowiek, a ściślej mówiąc pracownik nie może zapominać, że jest coś takiego jak PRAWO PRACY, dotyczące praw i obowiązków zarówno pracownika jak i pracodawcy. I nie ma zmiłuj się!

    Podobnie jak pracodawca ma prawo wymagać od pracownika przestrzegania tego prawa, tak i pracownik ma prawo żądać tego od swojego pracodawcy. Jednak, jak mi się zdaje i jak znam życie, to w praktyce to nie przejdzie ponieważ za bramą czeka cała masa desperatów by zająć nasze miejsce. Dopóki więc będziemy mieli bezrobocie, dopóty specjalnie wysoko nie podskoczymy. Ponieważ bezrobocie to coś pozytywnego dla pracodawców, śmiem twierdzić, że nigdy się go nie pozbędziemy, a co za tym idzie, nie pozbędziemy się również wyzysku człowieka przez człowieka. Koło się zamyka. Smutne to, ale prawdziwe Portierze. Mogę tylko ubolewać nad tym, że wszyscy nie są podobni do Ciebie. Gdyby byli, świat stałby się piękniejszy.

    Tak sobie myślę, że to nie jest wina skołowanych ludzi, ale strachu przed jutrem, który dzisiejszemu człowiekowi, niestety, ciągle towarzyszy. Znak dzisiejszych czasów. To ze strachu przed utratą, często gó(w)nianej pracy, może jedynego dochodu rodziny sprawia, że człowiek pozwala drugiemu pastwić się nad nim. Pozdrowionka dla wszystkich.

    Karolina

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wystarczy mi, jeśli złodziei czy oszustów nazywać będziemy po imieniu. Ciągle nie nazywamy.

      Prosty przykład draństwa. Czasowa umowa o pracę. Pracodawca odmawia przedłużenia "z przyczyn ekonomicznych" po czym następnego dnia proponuje Ci dalszą pracę na tym samym stanowisku z tymi samymi obowiązkami, tyle, że o pół etatu dłużej i za połowę poprzedniej pensji na wypłatę.

      I zdziwiłabyś się ilu się to godzi!

      I co to ma niby być? Wolny rynek czy sk...syństwo zwykłe? Bo ja uważam, że tylko to drugie.

      Usuń
    2. Ja podobnie do Ciebie uważam, że to jest draństwo, bez dwóch zdań! To kradzież ludzkiego czasu, siły i pieniędzy w tym samym czasie gdy się wymaga lojalności wobec pracodawcy.

      To jest totalna hipokryzja, głównie współcześnie nam rządzących, którzy pozwalają przedsiębiorcom na takie anomalia, bo sami czerpią z tego korzyści w postaci różnych prowizji. Korupcja ma ogromną ilość twarzy. Politycy chcą dobrze żyć, ktoś też musi pokrywać koszty ich kampanii wyborczych. Jak to zauważyła Anna.s – „.. ryba psuje się od głowy.” Zatem nie ma się co dziwić, że tak się dzieje, skoro sam rząd oszukał swoich wyborców i tylu przedsiębiorców chociażby w czasie np. piłkarskiej gorączki w 2012 roku, dając w ten sposób jeszcze większe poparcie draństwom przedsiębiorców od siedmiu i jeszcze jednej boleści.

      Poza tym pisałam Ci w komentarzu do innego postu, że rynek wolnorynkowy jest skorumpowanym rynkiem i głównie dla największych monopolistów tego świata. Takie są fakty. Małe rybki zjadane są przez rekiny rechoczące z naiwności ludzkiej i wiary w wolny rynek, który tak naprawdę nie istnieje. I owszem, ktoś może sobie otworzyć jakąś działalność za kasę na kredyt ale tylko po to by za jakiś czas splajtować i w ten sposób nabijać jeszcze bardziej kieszenie rządzących rynkiem banków i monopolistów, z których największymi są właśnie banki. To taka zabawa w ciuciu-babkę jest, albo w kota i myszkę, jak kto woli. Wszystkim wiadomo kto w tej zabawie kogo pożre.

      Mówisz, że góra dwa komentarze od osoby pod jednym postem? Ok! Szanuję Twoją wolę! To jest mój drugi pod tym, a więc i ostatni. Idę dalej! Ukłony w Twoją stronę Portierze, buziak dla Alojzego.

      Karolina

      Usuń
    3. Wierzę, że rozumiesz o co mi chodzi. Komentarze, to jednak komentarze, nie forum czy prywatny mailing. Nie ograniczam objętości ani treści, ale ilość niech jednak pozostanie adekwatna do przeznaczenia czyli odniesienia się do wpisu.

      Co do postu powyżej, to daleki jestem od dziecinnej wiary w cuda. Ale jeżeli przynajmniej nazywać zaczniemy sprawy po imieniu, to już będzie pierwszy krok do walki ze złodziejstwem i oszustwem.

      Usuń

Teksty z tego bloga, moją książeczkę, zdjęcia i filmy można kopiować do użytku niekomercyjnego i/lub umieszczać na niekomercyjnych stronach www, w prezentacjach, publikacjach i innych - bez prawa do modyfikowania - po podaniu autora (Portier) oraz adresu strony z której zasobów zostały pobrane (www.otoportier.blogspot.com). Wykorzystanie komercyjne jakiegokolwiek materiału wyłącznie po kontakcie z autorem i uzyskaniu jego wyraźnej zgody. Adres do korespondencji znajduje się na stronie mojego profilu w serwisie Blogger.