Problemy z dodaniem komentarza? Wyślij mi go mailem - opublikuję. Adres znajdziesz w moim profilu!

Uwaga! Komentarze pojawiają się z opóźnieniem - po przejrzeniu dla odsiania spamu (i tylko jego!)


piątek, 6 kwietnia 2012

Daleko od noszy

Przygotowując się do spotkania ze swoją przeszłością oraz skalpelem w Silent Hill w którymś momencie stanąłem przed jakże prozaicznym zadaniem skompletowania potrzebnego ekwipunku. Wbrew wizerunkowi, jaki mógłby się wyłaniać po lekturze tego bloga działam w takich sytuacjach raczej rzeczowo i całość przygotowań od sporządzenia szczegółowej listy po zasunięcie suwaka w torbie podróżnej zajęła mi może trzydzieści minut. Ale gdy z satysfakcją odetchnąłem już oznajmiając tym samym  światu: gotowe,  dostrzegłem, że nie mam ze sobą niczego do czytania. Albowiem z książkami u mnie to zupełnie jak z cukierkami na święta. Ciężko je utrzymać nietknięte.

Zaopatrzyłem się wprawdzie swego czasu w kilka co najmniej tytułów, ale delikatnie mówiąc albo nie spełniły one moich oczekiwań (czeski opozycjonista po wojnie zostaje amerykańskim szpiegiem, ale potem w trosce o ojczyznę nawraca się na socjalizm...) albo generalnie zniesmaczyły (zwierzenia szarej eminencji z czasów Ceausescu sprowadzające się do nader realistycznych opisów szczytowania autora) albo wreszcie zostały "zjedzone na surowo" zaraz po nabyciu jak na przykład wywiady z dziećmi słynnych polskich polityków czy znane mi od lat, ale dawno nie widziane świetnie napisane zresztą wspomnienia generała Kuropieski.

Tym samym chcąc mieć możliwość czytania czegoś więcej niż etykietki na kroplówkach dokonać musiałem szybkiego zakupu jakiejś lektury odpowiadającej moim potrzebom, co łatwe nie jest, gdy się pamięta, że od circa dwudziestu pięciu lat nie biorę do ręki powieści. Zacząłem zatem przekopywać internet w poszukiwaniu biografii, wspomnień, reportaży czy też generalnie książek o polityce i historii, ale jakimś zrządzeniem losu na nic ciekawego nie mogłem natrafić.

I nagle eureka, jak to zakrzyknął Achilles przekraczając Rubikon ;) Cóż bardziej może mi się przydać w szpitalu niż uśmiech?

A gdyby tak ktoś napisał specjalnie dla mnie zupełnie niepoważny poradnik pacjenta? Byłoby wspaniale móc położyć sobie coś takiego na szafce podczas obchodu! Od razu przypomniała mi się mina mojego kierownika z czasów pracy w kopalni odwiedzającego któregoś dnia salę śniadaniową i spotykającego mnie (nomen omen) pogrążonego w lekturze "Jak być bogatym bez pracy i wysiłku"! Autentyk, ale jak widać chociażby po moim podpisie raczej nieskuteczny w działaniu.

Jak przeżyć, jak sobie radzić, jak przetrwać...
"Jak przetrwać w szpitalu"! Patrzę i oczom nie wierzę! Jest!



Tego, że kupiłem toto mało nie robiąc z radości dziury w klawiaturze chyba nie muszę tu nawet dodawać. Oczywiście przelew, list priorytet i gorączkowe (bo jakżeby inaczej) wyczekiwanie, a potem...

 "Spoglądam do tyłu i ponad ramieniem żony widzę drzwi; "jest jeszcze czas żeby się rozmyślić" powtarzam sobie, ale głos pielęgniarki przywołuje mnie do porządku.
-Pan zgłasza się do szpitala?
-Tak - mówię ze ściśniętym gardłem.
-To niemożliwe!
Świat wali mi się na głowę.
-Ale dlaczego? - pytam.
-Tylko przypadki nagłe. Nie widzi pan plakatów? Strajkujemy! - posyłając mi złowrogie spojrzenie dodaje: - Pan się solidaryzuje z żądaniami naszego zespołu, prawda? Strajk ma na celu poprawę jakości usług świadczonych pacjentom."

Taaak! To jest książka jakiej szukałem! Nie została wprawdzie napisana w Polsce i nawet ma już swoje lata, ale i tak wszystko w niej począwszy od gburnego szpitalnego portiera (sic!) poprzez podniecający zapach perfum pielęgniarek, paskudne jedzenie, niepokój przed, po i zwłaszcza w trakcie zabiegu oraz cały ten galimatias leków, odpłatności, przepisów lub ich braku jest jakby żywcem ściągnięty z naszego "enewzetowskiego" tu i teraz. Plus na dobitkę ranking prezentów od odwiedzających nas bliskich, opisy ich komentarzy, testy wszelakie i nawet propozycje spędzania wolnego czasu albo sposoby skutecznego wmawiania współpacjentom, że jesteśmy kimś innym niż w rzeczywistości. Krótko mówiąc szpital i rehabilitacja od A do Z, tyle, że absolutnie bez piątej klepki.


Cóż więcej można napisać o takiej książce? Jest to dokładnie to, co powinien mieć ze sobą każdy pacjent w momencie przekraczania progu izby przyjęć po to, by nie tylko pewne dziwne sprawy z jakimi się spotka zrozumieć, ale i by nie dać się im zdołować dlatego tylko, że są jak spora część naszego życia absurdalne do granic wytrzymałości.

Kuracja najzupełniej obowiązkowa.

A na zachętę jeszcze "skład chemiczny produktu":



I coś, co sprawiło, że książka ta zyskała z miejsca moje najgłębsze uznanie... ;))


4 komentarze:

  1. Nie powinieneś dostać jakichś tantiem za reklamę książki? Po kim jak po kim, ale po Tobie należało się spodziewać takiej lektury.
    Ponieważ zaczęła sie sobota i za parę godzin rodzina wyśle mnie z koszyczkiem, coby poświęcić pokarmy, pozdrawiam prawie już świątecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem trafiam na jakąś książkę i potem tu o niej opowiadam. Nie nazwałbym tego reklamą, raczej zwróceniem uwagi na coś według mnie ciekawego. Kilka już takich postów tu było jak wiesz. A toto zwyczajnie mnie rozbawiło, bo bazując na ludzkich obawach, stereotypach i sentymentach stworzono tekst autentycznie zabawny i pomysłowy.

      Jest tam nawet "przepis" jak grać tabletkami w trzy kubki albo warcaby :))

      Dziękuję, że tak często tu zaglądasz i życzę Ci wszystkiego dobrego nie tylko z okazji Świąt.

      Usuń
  2. Cudo! Muszę to zdobyć. Koniecznie! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z przyjemnością oddałbym Ci swój egzemplarz bez dodatkowych opłat, ale... już to zrobiłem, bo ktoś inny był pierwszy :))

      Szaleństwem należy się dzielić, czyż nie?
      Ukłony okołoświąteczne :)

      Usuń

Teksty z tego bloga, moją książeczkę, zdjęcia i filmy można kopiować do użytku niekomercyjnego i/lub umieszczać na niekomercyjnych stronach www, w prezentacjach, publikacjach i innych - bez prawa do modyfikowania - po podaniu autora (Portier) oraz adresu strony z której zasobów zostały pobrane (www.otoportier.blogspot.com). Wykorzystanie komercyjne jakiegokolwiek materiału wyłącznie po kontakcie z autorem i uzyskaniu jego wyraźnej zgody. Adres do korespondencji znajduje się na stronie mojego profilu w serwisie Blogger.