piątek, 30 maja 2014
25.05.2014
Jeden z pierwszych w swoim życiu maili wysłałem do generała Jaruzelskiego. I niewielką będzie przesadą powiedzieć, że czekałem na tę chwilę od zawsze. Może i lepiej, że tak długo. Nie wiem co napisałbym mu w 1989 roku, gdy upadała komuna, a tym bardziej co w 1981, kiedy jak na ironię pod świąteczną choinką na katowickim rynku stały transportery opancerzone.
Minęły lata, opadła tamta pogarda, tamta nienawiść. Zmieniła się Polska i świat. Czy na lepsze? Na pewno na inne, bardzo inne. I wtedy zasiadając do napisania tego listu docierało już do mnie to, czego dziś jestem pewien.
Nie mam argumentów, że "nasze" jest lepsze. Nie mam, choć bardzo chciałbym mieć. Należę przecież do pokolenia zagubionego, wychowanego przez komunistów do życia w komunistycznym państwie, a potem przez to państwo zostawionego samemu sobie. Co gorsza na własną prośbę czy nawet żądanie.
O tak, pamiętam. PRL był zły. Do dziś tak uważam. Komunizm to zniewolenie, PZPR - zdrada, a łyse godło - dowód podporządkowania Związkowi Radzieckiemu. I co z tego?
Co DZIŚ z tego?
Tak, wiem. Moja mama stała przed mięsnym od piątej rano po jakąś zapyziałą mortadelę, ojciec załatwiał po znajomości meblościankę albo nowy telewizor, ja traktowałem niemiecką zupę w proszku z paczek które dostawała babka z Reichu jak ósmy cud świata. Było szaro, biednie i przygnębiająco. O tym wszystkim z perspektywy ówcześnie dorastającego człowieka opowiedziałem generałowi.
Miało być lepiej.
Ale nie jest. Do tego już się nie przyznałem. Nie jest mnie, nie jest setkom tysięcy takich jak ja.
Kiedyś wiara w lepiej dawała nam siły żeby rzucać kamieniami w to wszystko co kojarzyło nam się ze zniewoleniem, żeby to opluwać, gardzić tym, wyśmiewać i poniżać. Tak pragnęliśmy nowej Polski, niepodległej, lepszej, bogatszej, pewniejszej. Ale zamiast niej straciliśmy pracę, perspektywy, nadzieję i wreszcie młodość.
Dziś nie stoję po mortadelę od piątej, bo mogę ją kupić przez internet, ale też niewiele więcej ponad nią, nie mam nowych mebli ani telewizora i nawet gdybym je "załatwił" nie miałbym czym za nie zapłacić, a do pracy w której spędzam dwieście godzin w miesiącu chodzę pieszo, bo nie stać mnie na bilet.
Nie podniosę tego kamienia, panie generale.
Jak to powiedziano w moim ulubionym filmie: Graliśmy uczciwie, ja oszukiwałem, ty oszukiwałeś. Wygrał lepszy.
Od nas obu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Teksty z tego bloga, moją książeczkę, zdjęcia i filmy można kopiować do użytku niekomercyjnego i/lub umieszczać na niekomercyjnych stronach www, w prezentacjach, publikacjach i innych - bez prawa do modyfikowania - po podaniu autora (Portier) oraz adresu strony z której zasobów zostały pobrane (www.otoportier.blogspot.com). Wykorzystanie komercyjne jakiegokolwiek materiału wyłącznie po kontakcie z autorem i uzyskaniu jego wyraźnej zgody. Adres do korespondencji znajduje się na stronie mojego profilu w serwisie Blogger.
Praktycznie nic z tego okresu nie pamiętam. Wiem, że były kartki, że się jeździło na zakupy w specjalne miejsca, a kiedy przychodziło się do znajomych, podawali tak przepyszną, owocową herbatę, że się dziecko zastanawiało, dlaczego w domu takiej nie ma.
OdpowiedzUsuńNo cóż, ja pamiętam sporo, a kiedy zacznę sobie to w głowie "odtwarzać", to okazuje się, że jeszcze więcej. Żeby było jasne, nie są to tylko złe czy szare wspomnienia. Ale tutaj rzecz nie tyle w nich ile w samej osobie generała. W 1981 roku się go bałem, w 1989 nienawidziłem i pogardzałem nim, około 1995 uważałem, że powinien siedzieć, po 2000, że należy go zdegradować, aby umarł jako szeregowiec, bo tylko to naprawdę go zaboli. A dziś, kiedy odszedł uświadomiłem sobie, że moim życiem i moim statusem nie mogę skontrować jego wizji Polski. I odłożyłem na bok kamień, którym tyle lat chciałem rzucić...
UsuńEch, no tak, tak. Jednak po prawdzie - przynajmniej mortadela była wtedy jakaś lepsza, z ziarenkami chrupiącej gorczycy. A może to po prostu smak dzieciństwa...
UsuńO, jak fajnie, że jesteś :)
UsuńKażde nasze wspomnienie jest skażone subiektywizmem, inaczej się nie da. Mówimy: wczoraj było lepiej, normalniej, taniej itp. a często myślimy po prostu: wczoraj byłem młodszy.
Wczoraj jest łatwiejsze, bo znamy już wszystkie pytania i wszystkie odpowiedzi. Nad tymi dzisiejszymi dopiero się głowimy. Taki los.
Nauczyłem się z wiekiem zauważać w znienawidzonym wcześniej PRL-u jakieś dobre strony, coś, czego dziś brakuje, ale summa summarum (chyba: na szczęście) nadal nie chciałbym do niego wrócić.
Może za kolejne kilka lat zmienię zdanie?
Już się boję :))