WITH SPECIAL GUEST - AGATA
No właśnie. Poprzeczka została jak z tego wynika podniesiona wysoko.
Rozrysowałem sobie kilka tras. Może najbardziej nietypowe podejście na Skrzyczne? Albo wycieczka „recyklingowa” złożona z dotychczas niezbadanych przeze mnie fragmentów pięciu różnych szlaków i jeszcze odcinka nieznakowanego między nimi? Beskid Mały? A może Żywiecki? „Atak” na Słowację? Coś powtórkowego, ale np. w drugą stronę?
Pomysłów miałem całe mnóstwo. Jak jednak przystało na wielkiego podróżnika (przypominam, że mam metr osiemdziesiąt siedem) wszystkie one trafiły do kosza mimo nawet względnego już dopracowania, a zwyciężył prawie w ostatniej chwili inny, wcześniej raczej nie brany przeze mnie pod uwagę. Wycieczka w duecie z kimś jeszcze (bo świstak się nie liczy).
Oczywiście skłamałbym twierdząc, że nigdy przez te trzy lata nie próbowałem nikogo w góry wyciągnąć. „Pertraktowałem” z wieloma osobami płci obojga i w zasadzie wszystkie one były zainteresowane, ale gdy przychodziło co do czego…
Nieświadoma chyba do końca wszystkich tych współzależności zgodziła się jednak bez wahania (no, prawie bez wahania, ha ha ha) pojechać ze mną Agata – internetowa i nie tylko internetowa sąsiadka z „Katosów oczami przechodnia”, z którą mamy już wspólnie na liczniku kto wie czy nie kilkadziesiąt kilometrów zwiedzania naszego miasta, a co za tym idzie gwarancję, że po dwóch godzinach nie skończą się nam tematy ani cierpliwość. I cóż? Przyszło mi przewartościować kryteria, jakimi wyznaczałem sam dla siebie propozycje do wycieczki dwudziestej odkładając na bok „egzotyczność”, wysokość i długość, a stawiając raczej na widokowość połączoną z dostępnością. Tym samym stało się jasne, że w grę wchodzą tylko trasy już przebyte lub ich mutacje/połączenia.
Zaproponowałem mojej współtowarzyszce trzy marszruty, które z jednej strony były bez wątpienia prawdziwymi wycieczkami, bez taryfy ulgowej w postaci np. wjazdu kolejką linową czy wręcz spaceru asfaltem z górami w tle, ale z drugiej nie wymagały jednak super kondycji czy poświęcenia całego dnia od świtu do zmierzchu. Oto one, być może ktoś jeszcze skorzysta z moich pomysłów planując swoją pierwszą wizytę w Beskidzie Śląskim.
1. Radziechowy – Matyska (jako opcja) – Hala Radziechowska – Magurka Radziechowska – Ostre k/Żywca (kolory niebieski, czerwony, zielony). Dystans ok. 17 km
Skoro o piekle mowa. Zapowiadane na dziś temperatury są szokujące. Odczuwalna +34, nominalna +30 stopni. I to się czuje. Jest kilka minut po dziewiątej, a słońce przypieka całkiem mocno i na dodatek pojawia się dobrze mi znane bzyczenie za uchem, czyli wszelakie owady, bynajmniej nie motylki, których nieustający atak rok wcześniej zmusił mnie do skrócenia trasy na Magurę… No ale nic, może dziś będzie spokojniej. Wracamy na szlak.
Krótko po zdziczałym odcinku pojawia się wąska dróżka na zboczu po prawej (idąc nadal prosto można by dojść po 1 km do dolnej stacji wyciągu krzesełkowego na Stożek), którą rozpoczynamy już faktyczne podejście. Jest to najtrudniejszy odcinek całej wycieczki, czym ewentualnie można się pocieszać pokonując go. Potem już tylko dosłownie i w przenośni będzie z górki.
Po wznoszącym a leśnym raczej etapie od Turystycznej drzewa nagle się rozstępują i pojawiają się pierwsze dziś dalekie widoki. Wokół wspaniałe łąki, kilka zaledwie zabudowań i znów możliwość złapania oddechu. Widać stąd doskonale, podobnie zresztą jak wcześniej z ulicy, cel naszego marszu, czyli Stożek, co jednak miłe jest tylko estetycznie, ponieważ różnica wysokości nadal nieco niepokoi. Niepotrzebnie. W górach tak już jest, że co z daleka wydaje się strome, z bliska… da się przeżyć. Ważne, by znać swoje siły i możliwości.
Za takie samo nawijanie „O, spójrz, tam Kiczory, tam Cieślar, a tam…” Agata mało nie zrzuca mnie w przepaść zapewne zresztą tylko dlatego NIE, że trudno by tu było jakąś znaleźć. Jak więc jest z tym podejściem tak na poważnie? Moim zdaniem wystarczy iść spokojnie, zrobić ze trzy powiedzmy kilkuminutowe przerwy od Łabajowa i nie powinno być sensacji. A widoki, jakie roztaczają się na okolicę są tych paru kropel/litrów (niepotrzebne skreślić) potu jak najbardziej warte.
Punkt Pod Wielkim Stożkiem (900 m n.p.m.) to spotkanie ze szlakiem czerwonym (GSB) oraz w naszym przynajmniej przypadku także z czeską wycieczką szkolną o wiele jednak gorzej niż polska zorganizowaną, o czym będzie za moment. Przepuszczamy młodzież przodem i spokojnie już deptamy cienistą na szczęście leśną drogą.
Wreszcie jest. Plastikowa krowa Milka, a tuż za nią schronisko. Zdobyliśmy Wielki Stożek (979 m n.p.m.)! Hurra!
Przysiadamy w cieniu przy jednym ze stolików i robimy prawdziwą tym razem przerwę śniadaniową. Jest 11:20, a więc szliśmy dwie godziny i pięćdziesiąt minut wobec dwóch godzin i dwudziestu minut mojego podejścia solo i godziny czterdziestu pięciu według drogowskazu na dworcu. Tu jednak proszę pamiętać o przerwach. Gdy się je uwzględni, a dokładniej NIE UWZGLĘDNI, czyli odliczy, można powiedzieć, że przekroczyliśmy czas o jakieś pół godziny, a to już da się ścierpieć. Tak samo i moje solowe podejście przy takim rozrachunku byłoby dłuższe od przewodnikowego tylko o jakiś kwadrans.
Zawsze zastanawia mnie jak to jest, że gdy w schronisku napotykam tłumy, to już na szlaku przed i za nim prawie nikogo. Co oni tam wszyscy, śmigłowcem dolatują czy jak?
Dziś także na Stożku gwarno. Większość naszych sąsiadów, to… nasi sąsiedzi, czyli Czesi. No i właśnie. Wycieczka szkolna. Dzieciaki w większości z gołymi głowami, jeden tuż obok krwawiący z nosa zapewne z powodu przegrzania i wysiłku, a państwo nauczycielstwo (czy opiekuństwo) na ławeczce w cieniu z litrem piwa na osobę…
Niektórzy twierdzą, że piwo to nie alkohol.
Pozwolę sobie mieć w tej kwestii zdanie odmienne. Absolutnie niezależne rzecz jasna od narodowości osób, o których mówię. Gdyby sytuacja była odwrotna i to polska wycieczka była tak prowadzona, napisałbym to samo. Amen.
Siedzimy sobie pogryzając ciastka z brzoskwiniami na zmianę z kabanosami i chyba nie do końca zdajemy sobie jeszcze sprawę gdzie, co i jak. Po pierwsze jesteśmy tu przecież żywcem „wyciągnięci” z Internetu i naszych blogów, co samo w sobie jest dziwne, po drugie dookoła jest trzydzieści stopni na plusie, czyli temperatura, przy której sam nieraz rezygnowałem z marszu, a po trzecie wreszcie mimo pewnych perturbacji udało nam się dotrzeć na Stożek bez próby uduszenia jedno drugiego, co biorąc pod uwagę pewne drobne, ha ha ha, różnice charakterów nie było wcale takie pewne…
Ruszamy w dalszą drogę. Teraz już Głównym Szlakiem Beskidzkim (czerwonym) obok górnej stacji kolejki linowej w kierunku Kyrkawicy (960 m.np.m.) i Kiczor.
Mamy tu dla towarzystwa niebieski szlak do Głębiec przez Łączecko (tzw. prezydentka – ścieżka, którą pan prezydent Mościcki chadzał był polować na głuszce), kolor zielony przez Kiczory do Istebnej oraz żółty, znany mi z wycieczki szesnastej – do Jaworzynki Trzycatka. Jest również czeski szlak niebieski do Nawsi na Zaolziu, skąd pochodzi np. piosenkarka Halina Mlynkowa. Przypominam przy okazji, że „narodowość” oznaczeń rozpoznajemy po ich kształcie – polskie znaki są prostokątne, czeskie kwadratowe. Obydwa zresztą kolory niebieskie za chwil kilka znikają, polski schodząc w lewo, czeski – prowadząc prosto. Czerwony, zielony i żółty do Kiczor kierują się chwilowo wspólnie.
Dziwnym trafem nie napisałem tego przy okazji mojej solowej tu wizyty, ale pomiędzy Kyrkawicą a Kiczorami szlak na chwil parę się rozdziela dając wrażenie (mylne!!!) rozchodzenia się ścieżek w zupełnie różnych kierunkach. Ale to złudzenie, obie bowiem po minucie czy dwóch spotykają się na czymś, co skojarzyło mi się kiedyś z groblą, a jest po prostu „wygolonym” pasem granicznym prowadzącym przez las do słynnych grzybów skalnych pomiędzy dwoma szczytami.
Właśnie widoki z tego miejsca były głównym powodem zaproponowania Agacie akurat takiej trasy. Albowiem rzeczywiście w każdym prawie kierunku jest na co spojrzeć. Daleko teraz po lewej mamy schronisko na Stożku, za nim jeszcze Czantorię, a przed sobą…
-Tam jest wyciąg narciarski… - jakbym słyszał ten sam głos sprzed lat.
Uff!
Kolory zielony i żółty schodzą ze szczytu Kiczor wąską ścieżką wzdłuż granicy w prawo (za nią mamy czeski rezerwat Plenisko) a my rozpoczynamy powolne zejście lasem mijając jeszcze po drodze kolejną dziś gromadę dzieciaków, które w natrętno piskliwej tonacji „daj cukierka!” dopytują się nas o odległość do Stożka…
I znów cień. I znów cisza. Kamienistym, ale tylko początkowo bardziej stromym szlakiem poprzez ciemny, chłodny las docieramy do przełęczy Łączecko (774 m n.p.m.). Na zegarze jest wtedy 13:20, a na termometrze… o matko… na termometrze chyba brakuje skali. Sahara.
I jedyne, co mam w głowie, to hasło do zjazdu drabinki w „Seksmisji”…
Próbujemy przysiąść na do niedawna tak urokliwych ławach obok starych do niedawna pięknych drzew, ale hałas i kurz po kilku minutach nas przeganiają. Za to ze szlaku niebieskiego nadchodzi znana nam już wycieczka krasnoludków kapeluszników pod wodzą swego papy smerfa, który rezolutnie dyryguje: nie siadamy na pniach, bo się wam pupy przykleją! Kto lubi słońce, na słoneczko, kto chce odetchnąć – proszę do cienia.
Dzieciarnia grzecznie niczym z filmu wręcz rozsiada się na trawie nieco głębiej w lesie i zabiera za pałaszowanie kanapek. My ruszamy w dalszą drogę. Ale okazuje się to jakby skomplikowane.
Od przełęczy Łączecko Główny Szlak Beskidzki ucieka nieoznakowaną dotychczas drogą w stronę Istebnej omijając odcinek wspólny z niebieskim (ten bez zmian) i dołącza do starej trasy dopiero za pastwiskami nad osiedlem Mrózków.
Jako samozwańczy szef wyprawy podejmuję decyzję. Idziemy dalej niby to niebieskim wypatrując jednak stale zamalowanych znaków czerwonego. Jeżeli w miejscu gdzie szlaki dawniej się rozdzielały nie będzie widać dostatecznie dobrze resztek trasy czerwonej – schodzimy kolorem blue do stacji, jeżeli będą – idziemy na dziko starym tropem.
Ścieżka za przełęczą prowadzi prosto a potem zakrętasami plus minus w lewo.
-Budowa drogi przez przełęcz Łączecko. Odpada, droga pojawia się tylko tam i nic, co z nią związane nie znajduje się (na szczęście!) na dalszej trasie.
Zabawne jednak jest, że przecież likwidacja szlaku na tym odcinku nie równa się likwidacji przejścia jako takiego, którym pewnie nie tylko turyści się poruszają. Tak czy siak, szkoda, bo zamknięty fragment jest bardzo atrakcyjny wizualnie. Nam udało się go jeszcze (?) przejść bez przeszkód.
Kto zaś pójdzie naszym śladem niech zapamięta, że gdy dróżka najpierw wynurzy się z lasu a zaraz potem znów weń wejdzie obniżając się i po chwili lekko wznosząc znak to niechybny, że do przełęczy niedaleko.
I faktycznie. Robimy jeszcze jeden krótki postój a zaraz prawie potem oczom naszym ukazują się zabudowania przy szosie na Kubalonkę (758 m n.p.m.) i ona sama. Dotarliśmy do celu! Jest punktualnie 14:50.
-Przerwaaaaa!
Na przełęczy rozsiadamy się w jednym z barów i dochodzimy do siebie w jego chłodzie (który Agata neutralizuje gorącym rosołem za 6 zł porcja, a ja przeciwnie - wzmacniam zimną colą po 4 zł za pół litra) i około 15:30 lokujemy się w czyściutkim i prawie pustym autobusie, którym w kilka minut zjeżdżamy do Głębiec.
Czeka nas tu jeszcze poza konkursem drugi dziś spacer pod wiadukt (jakby zamknięcie pętelki), rozmowa z sympatyczną starszą panią i obfotografowanie najpierw stacji, a potem brudnego do granic wytrzymałości i także samo starego EN-57**, którym ok. 17:35 przyjdzie nam wracać do Katowic.
Najdłuższą drogą, jaką przychodzi nam w życiu pokonać jest wszak zawsze droga do drugiego człowieka.
10 czerwca 2014
Trasa: Wisła Głębce PKP - Wielki Stożek - Kyrkawica - Kiczory - przełęcz Łączecko - przełęcz Kubalonka.
Punkty do wyszukania na mapie: Wisła Głębce, Wielki Stożek, Kyrkawica, Kiczory, przełęcz Łączecko przełęcz Kubalonka.
Stopień trudności: niski.
Up & Down: Początek trasy równy, podejście na Stożek miejscami dość strome, meczące, następnie do Kiczor szlak zrównoważony, łatwy, do przełęczy Łączecko miejscami ostrzej w dół, dalej równo lub z lekka w górę, a przed Kubalonką znów opadająco.
Atrakcje widokowe: Podejście na Stożek, wychodnie skalne pomiędzy Kyrkawicą a Kiczorami, panoramy z przełęczy Łączecko i pastwisk na Mrózkowie.
Schroniska, żywność, odpoczynek: Schronisko na Stożku. Sklepy i bary w Wiśle oraz na przełęczy Kubalonka.
Komunikacja: Do stacji PKP Wisła Głębce koleją lub autobusami prywatnych przewoźników. Z Kubalonki połączenia autobusowe do Wisły, Ustronia lub Cieszyna.
Opis marszruty: Od stacji PKP Wisła Głębce na szczyt Wielkiego Stożka szlak zielony, dalej na Kubalonkę szlak czerwony (GSB).
Odległość: Ok. 13, 4 km. Nasz czas przejścia (po odliczeniu przerw) 6 godzin 20 minut.
Opinia: Poza męczącymi fragmentami podejścia na Stożek reszta szlaku moim zdaniem dostępna nawet dla absolutnie początkujących. Kilka ciekawych możliwości zmian/skrócenia trasy tym bardziej zachęca do jej poznania.
Możliwości zmian: 1. Dojazd autobusem do ostatniego przystanku w Łabajowie, 2. Wjazd kolejką linową na Stożek. 3. Zejście ze Stożka szlakiem niebieskim do przełęczy Łączecko i dalej jak w opisie. 4. Zejście do Istebnej szlakiem zielonym z Kiczor. 5. Z rozstaju szlaków nad osiedlem Mraźnica zejście kolorem niebieskim do Głębiec.
* - Sprawę budowy drogi wyjaśniłem zaraz po powrocie w korespondencji z Urzędem Miasta Wisły. Opis sprawy przedstawię już wkrótce na blogu.
** - Skargę na obrzydliwie brudny z zewnątrz i wewnątrz pociąg przesłałem 11 czerwca 2014 do spółki Koleje Śląskie w Katowicach. W chwili publikowania tego tekstu nadal oczekuję na jej odpowiedź. W razie braku takowej do połowy lipca przedstawię tu temat szerzej i będę interweniował ponownie.
No to pięknie :))!! Gratuluję wycieczki i gratuluję pierwszej we dwoje :D... :)!
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję :)
UsuńDwa wpisy wcześniej jest relacja ("Dom w Dolinie Mgieł") z mojej trasy kwietniowej, tej tuż obok Ciebie - na Klimczok i Magurę. I pewnie zmierzły jestem, ale pogoda marcowo kwietniowa jakoś bardziej mi się podobała :))
Ale niezależnie od niej gór mi zawsze mało.
Pozdrowienia :)
Nie jesteś, zdecydowanie ciekawiej jest w górach wiosną i jesienią :)...
UsuńChociaż powiem Ci, że przyglądając się niedawno okolicom Skrzycznego i Malinowskiej Skały, teraz zieloniutkim, a wiosną bardziej szaroburym pomyślałem jak na mieszczucha przystało: Ale fajnie to odnowili :DD
Usuń